Opuszczone gniazdo…

Smutniej, puściej się w domu zrobiło, znowu zostaliśmy w trójkę i pies…nie licząc kotów, które co jakiś czas przychodzą na taras. Tuśka kolejny raz spakowana w kilka toreb wyruszyła do swojego drugiego domu…do dziadków, do szkoły. Pamiętam ostatnią sobotę sierpnia, gdy weszłam do jej pokoju i zobaczyłam, że tak wiele rzeczy zniknęło…zdjęcia w ramkach, jakieś bibeloty drogie jej sercu…no i ta prawie pusta szafa…Zwyczajnie się popłakałam, bo w tym dniu tak naprawdę zaczął się nowy etap w naszym życiu…w jej życiu. Nowa szkoła, nowe środowisko…duże miasto znane jej tylko z krótkich pobytów, samodzielne mieszkanie, choć pod skrzydłami babci i dziadka mieszkających w tym samym bloku na tym samym piętrze. Inny świat od tego, co znała…Więc i obawa jak sobie poradzi…Jesteśmy ze sobą bardzo zżyte, wiem o jej problemach, radościach i smutkach…dużo rozmawiamy. Ma do mnie zaufanie, a ja do niej…co nie znaczy, że nie mam żadnych obaw. Bo były i trudne momenty…Ale teraz robi mi się ciepło na sercu, jak opowiada o zdziwionych minach swoich kolegów i koleżanek, gdy na pytanie „co powiedziałaś mamie?”, odpowiada – PRAWDĘ. Wie, że nie skrytykuję, nie wyśmieję, nie powiem od razu NIE…że przedyskutujemy…czasami burzliwie. Ostatnio jej kolega powiedział do niej, że my razem jesteśmy jak koleżanki, na co moja córcia odpowiedziała- „że nie ..mama jest mamą, ale z mamą też można żyć w przyjaźni”. Bo ja tak żyję ze swoją ..od wielu, wielu lat…a teraz i z córką…Pamiętam, że jak ją urodziłam, to pomyślałam sobie, czy będę umiała stworzyć między nami takie relacje, jakie miałam i mam ze swoją mamą. Myślę ,że się udało…więc spokojniej patrzę w przyszłość…

Wiosenne porządki…

Chciałabym zrobić porządki w zakamarkach duszy…tak jak czasem robi się generalne porządki w domu. Zajrzeć do jej wszystkich zakamarków i to co niepotrzebne, to co boli, uwiera i przeszkadza po prostu wyrzucić…tak jak wyrzuca się niepotrzebny zużyty przedmiot. A to co piękne, ale zapomniane…odkurzyć, odświeżyć, wystawić na światło dzienne by nabrało blasku. Postawić na widocznym miejscu i cieszyć się z posiadania. Ale na razie tylko zamiatam…po kątach coraz większy kurz zapomnienia…tego co cieszy. Może z nadejściem wiosny…z pierwszym cieplejszym promieniem słońca, z cieplejszym wiatrem …przyjdzie tyle energii by zrobić porządki nie tylko w domu??

Powsinoga…

Wyszedł wieczorem i nie wracał…Za oknem ciemno…wiało…świstało…gwizdało..cała orkiestra. Postanowiłam poczekać na niego, włączyłam telewizor, położyłam się na kanapie i popijając herbatkę…czekałam. W TV leciał jakiś film, a ja nasłuchiwałam czy nie wraca…Nie. Zasnęłam, obudziły mnie odgłosy wiatru i wciąż grający telewizor…Spojrzałam na zegar…za 15 minut 5 -rano…Cała obolała, bo nieprzyzwyczajona do spania na kanapie tylko w swoim wielgachnym łożu, zaczęłam się martwić, że już nie wróci. Przecież nigdy coś takiego się nie zdarzyło. Już nie spałam, wstałam, zrobiłam sobie kawkę i tak jakoś smutno mi było na duszy…no i co powiem dzieciom? Wyszłam do sklepu…rozejrzałam się wkoło czy go gdzieś nie widać…może już nadchodzi? W sklepie spotkałam sąsiadkę, która mówi, że był u niej…no to gdzie polazł teraz? Zła już byłam, ale wiedziałam ,że nic mu nie jest, nie potrącił go żaden samochód…Wrócił w południe…z podkulonym ogonem…powsinoga jeden. Przespał cały dzień i następny…

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…

Czy ktoś widział słońce ostatnio? Gdzie się podziało? Czy ktoś wie gdzie się schowało? Pogniewało się czy co? Nie pamiętam tak pochmurnej zimy…owszem był i śnieg i mrozik, ale i słoneczko, a teraz wystarczyłyby palce u jednej ręki, by policzyć słoneczne dni. Szkoda, że nie można wykupić abonamentu na słońce…Od razu wykupiłabym na cały rok….By na skrawku mojego nieba królowało codziennie, ogrzewając swoimi promieniami, uśmiechając się radośnie, dając energie…Dostałam emalie od koleżanki, która mieszka obecnie na zachodnim wybrzeżu Stanów…i pisze, że u niej już wiosna!…a mnie skręca…bo za oknami śnieg, zimno, pochmurno…A ja tak bym chciała otworzyć drzwi na taras, wziąć głęboko oddech i …poczuć wiosnę…Na pewno już nie długo…Tylko gdzie to słońce?? no gdzie???

Czas…

Dwa Kochające się serca są jak dwa zegary magnetyczne: uderzenie jednego odpowiada drugiemu bo jedna siła, je porusza.

Goethe

W każdym pokoju wisi lub stoi zegar…wskazuje godzinę…odmierza czas. W sypialni śpieszy się o 10 minut…specjalnie by podarować rankiem te parę chwil…Chwil, które biegną coraz szybciej…bo czas nie stoi. W życiu są różne momenty, takie gdy z całych sił pragniemy by się zatrzymał, lub chociaż zwolnił…I takie gdy myślimy, że stoi w miejscu albo, że ciągnie się jak guma do żucia i niecierpliwie wybiegamy w przyszłość…A on, no cóż, płynie cały czas swoim rytmem, tylko nam się wydaje, że raz wolno a raz szybko…A gdy spojrzymy wstecz za siebie…na te wszystkie lata co minęły, to nasuwa się myśl, że jakby nagle nabrał prędkości odrzutowca, który pozostawia za sobą tylko ogon wspomnień…Miałam taki okres w życiu, gdy chciałam,żeby czas biegł jeszcze szybciej…wybiegałam myślami w przyszłość, bojąc się, że nie zdążę…Cieszyłam się, że kolejny dzień minął, że dzieci o kolejny dzień starsze…Nie potrafiłam cieszyć się w pełni danym dniem, bo już myślami wybiegałam dalej…Teraz na nowo uczę się cieszyć chwilą obecną i spokojnie oczekiwać na te co nadejdą…Bo nie wystarczy cofnąć zegar…lub nastawić go o kilka chwil do przodu…Czasu się nie da oszukać, ani go przechytrzyć, ani z nim wygrać…choć nieraz nam się wydaję, że właśnie się tak stało.

Nie irytuj, lepiej przytul…

    ” Przytulanie jest zdrowe.Wspomaga system immunologiczny, utrzymuje czlowieka w dobrym zdrowiu, leczy depresję, redukuje stres, przywołuje sen, odmładza, orzeźwia, nie ma przykrych skutków ubocznych, jest więc po prostu cudownym lekiem. Przytulanie jest zupełnie naturalne.Jest całkowicie organiczne, naturalnie słodkie , nie zawiera pestycydów, konserwantów ani sztucznych składników i jest w 100% odżywcze. Przytulanie jest właściwie doskonałe.Nie ma części, które mogłyby sie zużyć, ani baterii, które mogłyby sie wyczerpać, nie wymaga okresowych przegladów, niewiele energii zużywa, mnóstwo dostarcza, nie tuczy , nie podlega inflacji, jest wolne od miesięcznych opłat, ubezpieczeń, nie jest narażone na kradzież, nie podlega opodatkowaniu, jest ekologiczne i, ma się rozumieć zawsze w pełni odwzajemnione.”

                                                                                          źródło nieznane

Zachwyciła mnie ta notka o przytulaniu i jednocześnie uświadomiła mi ,ze ostatnio rzadko przytulam.Częściej to ja byłam lub jestem przytulana…na pewno jednak odwzajemniam…A teraz idę przytulić się do …poduchy…

Uśmiech…

Nadal jestem uziemiona… uczulenie już powoli znika ,ale silne leki sprawiają ,ze mam karuzelę w głowie.I ogólnie nastrój do kitu…Najchętniej zrobiłabym wypad do Empiku…Niestety najbliższy 30 km ode mnie…Samochód odmówił posłuszeństwa -to komunikat dnia…I nikt nie wie dlaczego…nawet w serwisie, komputer wskazuje, że nic mu nie jest…a on nie zapala. Więc zadowalam się tym co przeczytane, a że moje ciało obolałe i w duszy smętnie się zrobiło , to wzięłam do ręki …” Balsam” …by ją ukoić…i już się uśmiecham i wysyłam uśmiech do wszystkich…nie udawany, spontaniczny, naturalny odruch  łączący ludzi :-)))

Rozważania przy desce do prasowania…

Co bardziej przyciąga, co bardziej łączy ludzi…różnice czy podobieństwa?

Ja jestem sowa…on ranny ptaszek…

Ja jak wulkan , który zaraz wybuchnie…on jak spokojnie płynąca rzeka…rzadko wzburzona…

Ja niecierpliwa, chcę już teraz , natychmiast…on wszystko musi przemyśleć…

Ja dzień zaczynam od kawy…on w ogóle jej nie pije…

Ja ciągle coś czytam…on nawet prasy nie bierze do ręki…

Ja kocham taniec…on niekoniecznie…pląsa gdy musi…

Ja lubię gadać…on wtedy milczy…

Nie rozpieszcza mnie kwiatami, choć uwielbiam je dostawać. Zasypia przed telewizorem…czasami chrapiąc niemiłosiernie…Hmmm poczucie humoru…to mamy wspólne…wspólny dom…dzieci i firmę…

Czasami myślę ,że więcej nas dzieli niż łączy…ale ja nadal prasuję mu koszule 😉

 

                                                  Nie chcę cię dotknąć

                                                  Boję się

                                                  Boję się twego bólu

                                                  Chcę ci zostawić twą samotność

                                                  A swą obecność zmienić w czułość

                                                  Jesteśmy inni

                                                  Każde z nas

                                                  Ma swoje tajemnice ciemne

                                                  Kolczasty

                                                  Dziki

                                                  Suchy chwast

                                                  Nadzieje nadaremne

                                                  Spotkali się

                                                  Którys tam raz

                                                  Śpiąca królewna ze ślepym królem

                                                  Chcę dać ci to

                                                  Co mogę dać

                                                  Czule

                                                  Czulej

                                                  Najczulej

                                                                            Jonasz Kofta

Ale jazda…

Leżę sobie pod kocykiem, legalnie chorując…legalnie, bo na zwolnieniu. A co tam, zadzwoniłam do siostry męża, powiedziałam co mi jest i jak wyglądam, co biorę itp…a ona jako nasz lekarz rodzinny stwierdziła, że przyjedzie mnie zobaczyć dziś, a już mi wypisuję zwolnienie. No więc leżę sobie …gdy wpada jak burza córcia do domu… z krzykiem ….Ale Jazda!…Matko, patrzę na nią, twarz czerwona…no pewnie ją też wysypało…epidemia jakaś czy co??…Zanim coś powiedziałam, mówi do mnie, że P zerwał z O. No tak.. to emocje i pewnie mrozik na buźce mojego dziecka…ufff. A co?… pytam się…w końcu się odezwał?…Mamunia, czyli ja …dość dobrze poinformowana o sercowych perypetiach koleżanki Tuśki, wiedziałam, że od tygodnia ani nie przychodził, ani nie dzwonił, nie pisał SMS-ów, nie odpowiadał na strzałki…NIC.
No ..spotkał się z nią i wiesz, co powiedział?…że ma inną, że łatwiej z tamtą mu się spotykać, że gdyby nie tamta, to on by z nią był….Mamo, jak można coś takiego powiedzieć dziewczynie???–no oburzenie pełna krasa i w głosie i na twarzy mojej córci…
Hmm…rozstania zawsze ranią, ale pomyśl, choć młody to odważył się jej powiedzieć to prosto w oczy…nie zerwał SMS-em…co teraz takie powszechne…nie kłamał, nie kluczył, nie oszukiwał, nie grał na dwa fronty…a ten tydzień co się nie odzywał widocznie, potrzebował na przemyślenie wszystkiego. W dorosłym życiu wielu facetów mniej odpowiedzialnie się zachowują…ciągną związek tygodniami…miesiącami…czasami latami…kłamiąc…zdradzając, nie mając odwagi po ludzku się rozstać…
No tak…

Muszka…

Ubrudziłaś się…(ile razy ja to słyszałam)…gdzie?…Na policzku…automatycznie ręka wędruje do góry i próbuje zetrzeć to „coś” by po sekundzie stwierdzić, że to przecież stały „element” mojej twarzy…pieprzyk. Naturalny, wyrazisty …koloru czekolady. Podobno w tym sezonie sztuczny pieprzyk czyli tzw. muszka stał się super-modnym dodatkiem do makijażu…dodającym seksapilu i pikanterii… Hmmm brzmi interesująco ;-))

Brzmiało…do wczoraj…no nie pieprzyk w nocy nie zniknął…za to na twarzy pojawiły się …No właśnie sama nie wiem jak to nazwać…cała w tym jestem…nie tylko twarz. Mąż rano badawczo mi się przyglądał…jakoś niczego szczególnego…hmmm ponętnego w jego wzroku nie dojrzałam…ale co tam widzi facet zaspanym okiem…Jednak gdy sapnął…chyba z troską, że wysypało Cię…jak katapulta wystrzeliłam z łoża do łazienki…Nie był to widok zachwycający…a tym bardziej seksowny…hmm może pikantny…bo to wygląda jakbym siebie ketchupem popryskała…No pięknie…tzn. okropnie…Bo ja jestem uczuleniowiec…na leki…a wczoraj musiałam coś połknąć by się wyleczyć…W końcu wiem …bo to nie pierwszy raz…i nie dam sobie wmówić, że to być może od czekolady…co nie śmiało mi zasugerował mój małżonek…