Dzielić trzeba mądrze!

W klasach 1-3 Tuśka miała doświadczoną, mądrą wychowawczynię. Starsza Pani, która jeszcze uczyła tatę Tuśki, potrafiła i wychować, ale przede wszystkim nauczyć. Lekcje wyrównawcze podzieliła na dwie grupy: na tych, co potrzebowali pomocy, by podciągnąć się z materiałem, i na tych, co wybiegali poza materiał. I w taki sposób, cała klasa  uczestniczyła w nich, na zmianę. Efekt był taki, że jedni nie mieli żadnych zaległości, a drudzy brali udział w różnych konkursach powiatowych.  Z powodzeniem! I to niepojedyncze osoby stawały na podium. Jeszcze dziś pamiętam, jak Pani zasapana przyjechała na rowerze, wymachując dyplomem z nagrodą,  i  z daleka krzyczała, że Tuśka zajęła (i tu nie pamiętam: pierwsze albo drugie miejsce- myli mi się, bo na pewno pierwsza była w swojej grupie) Ale najważniejsze, że pozostali byli sklasyfikowani w pierwszej dziesiątce, a Tuśki najbliższa koleżanka, miała miejsce trzecie. Był to konkurs matematyczny.

Gdy na koniec podstawówki było spotkanie z panią Dyrektor gimnazjum, która oznajmiła, że będzie konkurs świadectw, to we mnie się wszystko wzburzyło. Pamiętam miny rodziców, ale nikt się nie odezwał. Ktoś mruknął tylko pod nosem, że to jest dzielenie dzieci na lepszych i gorszych, zdolnych i tych mniej zdolnych. Nie byłabym sobą, gdybym się nie odezwała; miałam doświadczenie z własnej podstawówki, kiedy to  „w nagrodę ” za wyniki   przeniesiono mnie w połowie drugiej klasy i rozdzielono z A. Nie pomogły prośby rodziców. Szkoła miała wizję: utworzyć klasy ze zdolnymi uczniami, i z tymi, co radzą sobie gorzej. Na szczęście moja przyjaciółka dołączyła do mnie w trzeciej klasie, ale i tak do dziś pamiętam jaką traumą było dla mnie to przeniesienie.

I w Tuśkowym gimnazjum, pani Dyrektor też wpadła na taki pomysł,  rozbijając w ten sposób klasę, która była zżyta ze sobą przez sześć lat.  Może ja się nie znam, ale na tym etapie nauczania -szkół podstawowych i gimnazjalnych- nie powinno tworzyć się klas z uczniami, którzy mają mniejsze lub większe kłopoty z nauką. Na tych gorszych i lepszych- stygmatyzować.

Mamy teraz rządy tych, którzy w dzieleniu społeczeństwa osiągają mistrzowskie wyniki. I nie tylko nie przebierając słowami, ale przede wszystkim czynami. Sztandarowy projekt 500+ dla wszystkich dzieci, będący nośnym hasłem w kampanii, zaraz po niej okazał się wątpliwej jakość kiełbasą wyborczą. Już nie dla wszystkich.  Nie dziwię się, bo pieniędzy w budżecie nie ma. Ale gdy słyszę głosy, że bogaci nie mają moralnego prawa wyciągać ręki po te pieniądze, to we mnie znowu złość się wzbiera.

Pracując na swoim, nie brałam rodzinnego na dzieci. To była moja świadoma decyzja. Powodem nie było to, że aż tak nam się dobrze powodziło, ani tym, że kwota była śmieszna- bo była- ale nie chciałam wyciągać ręki do państwa, wiedząc, że inni mają gorzej. I oczywiście, nie chciało mi się biegać co roku z deklaracjami do gminy. Na to liczy też ten rząd: że ludziom-czyt. bogaczom-  nie będzie się chciało.

Zastanawiam się jak to bogactwo mierzyć? Czy ktoś, kto posiada przyzwoitą pensję, ma dom, mieszkanie, samochód i siedzi po uszy w kredycie, ale stać go na rodzinny wyjazd na wakacje, kino lub obiad w restauracji- już nie ma moralnego prawa dostać pieniędzy na drugie i kolejne dziecko? Po to chociażby, żeby w nie zainwestować? Podejrzewam, że właśnie w takich rodzinach prędzej te pieniądze zostaną  wykorzystane na  rozwój dzieci,  a nie  zostaną ” przejedzone”. I dlaczego mają nie skorzystać? Ale nie mnie oceniać, kto,  i na co wyda kasę, która się mu należy. Pewnie będą tacy, co z  niej zrezygnują, z różnych powodów. Jednak uważam, że rządzący nie mają żadnego prawa nawet sugerować, by ci czy inni  nie zgłaszali się po nią.

Dyskusja na ten temat przetacza się w mediach szeroką lawą  i biorą w niej udział wszyscy. Nawet ci, których ich to dotyczy- dzieci. Kolejny raz * dorośli dokonali podziału dzieci. Obawiam się, że one same dokończą to dzieło…

* Jeden przykład dla przypomnienia: Są/były (?) szkoły, w których nawet na stołówce jest podział, poprzez, na czym i co serwowane jest do jedzenia.

Moje zdanie na temat tego projektu jest negatywne. Gdyby były pieniądze w budżecie, to jestem za tym, by każda rodzina, na każde dziecko je dostała. Ale wcześniej, jeśli rząd mówi, że to nie zapomoga, ale działanie pro rodzinne, to najpierw powinny być bezpłatne żłobki, przedszkola, obiady w szkołach, podręczniki, świetlice z prawdziwego zdarzenia z bezpłatnymi dodatkowymi w nich zajęciami, wyjazdy na wycieczki,  ferie i kolonie wakacyjne…

A tak mamy bubel, który nawet kwestionuje  MF, tylko zostało przywołane do porządku. Obiecali, to dadzą. Nie bacząc na koszty i skutki. I żeby chociaż zabrali bogatym, ale nie- wszyscy się na to złożymy.

Miałam nadzieję na merytoryczne rządzenie, przynajmniej w kwestii finansów i gospodarki. Niestety polityka wygrała. Populizm górą!

Osłabił mnie wyższy podatek od sprzedaży w soboty i w niedzielę. Jego argumentacja. Nie wiem, co ci rządzący mają w głowach. Podatek zwany „ideologicznym”, podobno ma wychowywać. Kogo? Kupujących? Będą robić zakupy od poniedziałku do piątku, po to, by uchronić przedsiębiorcę handlowego przed utratą zysku? Absurd. Kupujący ma to w doopie . Przedsiębiorca zaś,  i tak ponosi większe koszty za handel weekendowy, płacąc swoim pracownikom wyższe stawki.

No i (nie)fajnie…

Dwadzieścia  okrągłych baniek na realizacje  zadań dla uczelni Ojca Dyrektora. Pewnie jakieś specjalne te zadania 😉 Tak się PiS odwdzięcza za poparcie i przychylne media. OK. Szkoda tylko, że kosztem zubożenia subwencji na kulturę. Miedzy innymi na teatry. No, ale teraz kultura ma być ( dotowana) tylko narodowa i patriotyczna, wiec można zaoszczędzić. Teatry w ramach tego patriotyzmu będą na przykład, wystawiać co któreś przedstawienie za darmo-  nie płacąc aktorom, reżyserowi, makijażystom etc… Co które, to wyliczy Ministerstwo Finansów,  któremu świetnie idzie liczenie funduszy na program 500+ i właśnie  doliczyło się, że Ojciec R. dużo dzieci ma 😀 Skandal?!  Eee skandal byłby dopiero, gdyby nie odrzucono poprawek i zmniejszono pieniądze hospicjom, by zwiększyć Fundusz Kościelny.

„Wśród zgłoszonych przez PiS poprawek była również zakładająca zmniejszenie dotacji i subwencji dla hospicjów, a zwiększenie wydatków na Fundusz Kościelny, „uzupełnienie wydatków na składki na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i wypadkowe osób duchownych, składki na ubezpieczenie zdrowotne duchownych” itd. Ostatecznie poprawkę wycofano.”

 

Nie wiem co ci ludzie mają w głowie, że takie pomysły im przychodzą.

 

 

Czas czekania…

Przywykłam już do tego, więc się nie denerwuję. Co nie oznacza, że gdzieś tam głęboko w środku nie tkwi niepokój. On jest. Trudno go zagłuszyć na amen. Można go ogłuszyć, zasypać drobinami życia codziennego, skupiając się na życiu tu i teraz, niezbyt wybiegając w przyszłość, bo ona zależna od wyników. I tym razem, standardowo usłyszałam: wynik za dwa tygodnie, ale raczej proszę się nie spodziewać, bo mamy opóźnienie. Tam się chyba nigdy nie zmieni- tam, czyli na radiologii w klinice w DM. No, chyba że zmieniłby się lekarz opisujący albo dyrekcja. Miałam nadzieję, że nadgonili opóźnienia, w czasie, gdy przez dwa tygodnie był zepsuty aparat i nie robili badań.

Długi czas oczekiwania personel ma chyba we krwi. Czyżby to było zaraźliwe? Na wyciągnięcie welfronu czekałam ponad 50 minut, a pacjentka przede mną ponad godzinę. A potem to mnie krew zalała. Dosłownie. I zamiast zabić pielęgniarkę, to się obie śmiałyśmy do rozpuku.

Zabić (śmiechem) mogłabym panią na poczcie za słowa, które wypowiedziała przez telefon do swojej zwierzchniczki: Bo mi się tu pani bulwersuje…

A było tak:

Gnałam na pocztę z awizo, w ostatni dzień, na który był wyznaczony odbiór. Przy okienku, zostałam poinformowana, że chociaż list wciąż jest, to nie można mi go wydać, gdyż już jest oznaczony jako nieodebrany do zwrotu. Zbaraniałam, bo oczywiście zakodowałam sobie, że to ostatni dzień, szczególnie że OM mnie upewnił,  że jak nie zdążę przyjechać, to jeszcze odebrać mogę dnia następnego  przed godziną ósmą. Pomyślałam sobie, że oboje się pomyliliśmy i odpuściłam, ale zanim odjechałam spod poczty, to zadzwoniłam do OM, a on potwierdził, że na drugim awizie była data odbioru.  Wróciłam na pocztę; stwierdziłam, że jeśli pani się uparła i nie chce mi dać listu, to niech odda mi moje awizo z taką adnotacją. Pani zaczęła się tłumaczyć, a ja uparcie swoje: albo list, albo awizo z pieczątką i podpisem, że w  tym dniu nie został wydany. Pani chwyciła za telefon…Po chwili wyszłam z listem, życząc miłego dnia 😀

Czas przed TK, był czasem spotkań. Wieczór z PT, z której jestem dumna, bo choć nie bardzo wierzyła, że to się dzieje naprawdę, to wywiad z nią, jako fachowcem w swej dziedzinie, ukazał się w pewnym miesięczniku. Zakupiłam, mam, czytałam 🙂 Ona jeszcze nie, choć po naszej wczorajszej rozmowie telefonicznej, stwierdziła, że w końcu to zrobi 😉

Jedno przedpołudnie spędziłam z moją A. ( przyjaciółką od dziecka). Siedziałyśmy jak zwykle w kawiarni przy kawie i opowiadając sobie o tym, co już wiedziałyśmy i o tym, co się wydarzyło w międzyczasie. Niedawno był u Niej mój Misiek, którego nie mogła się na chwalić. Fakt, Misiek ma swoje za uszami ( jako matka zdaję sobie z tego najlepiej sprawę), ale jest mądrym i poukładanym ( młodym) facetem 🙂 Moje wszystkie koleżanki się Nim zachwycają 🙂  Przywykłam 😀

Przy okazji dowiedziałam się od A. ;)) ( o co nie pytałam Miśka, a co czułam pismo nosem), że w najbliższym czasie  nie ma zamiaru  się zaręczać. Biorąc pod uwagę, że jest już ponad cztery lata w związku, może być to fakt niepokojący. Ale nie mnie 😉 A. poinformowała mnie, że jej młodszy syn- starszy od Miśka trzy lata- również takiego zamiaru nie ma. Biorąc pod uwagę, że moja Tuśka i jej starszy syn a mój Chrześniak, dość szybko (chodzi o ich wiek) zawarli związki małżeńskie, to pewnie teraz będzie na odwrót. Pośmiałyśmy się z „praktycznych ” prezentów, jakimi nasi chłopcy obdarowali swoje ukochane na gwiazdkę.

Podobno wszystko ma swój czas…

Urok odprysków…

W piątkowy ranek obudziłam się z bananem na ustach. Za oknem kilkuminusowy mróz z budzącym się słońcem. Kubek kawy z odrobiną mleka i bułka obłożona sałatą lodową z serem kozim na dzień dobry i …powrót do ciepłego łóżka 🙂 Szczęściara, co nie? Wszak nie każdy może sobie na to  pozwolić: leniwie popijając i zajadając jednym okiem rejestrować to, co  dzieje na szklanym ekranie, drugim czytać co w necie piszczy, nie zważając na upływający czas. Nic mnie nie poganiało i wciąż nie pogania.

Wszystkie święta już poza mną, nawet wizyta księdza. Przyszedł czas na rozebranie choinki, której nawet jedna igła z głowy nie spadła- mała jodła w doniczce z szansą na dużą w ogrodzie. Teraz można już wypatrywać wiosny 🙂 I kupić wiosenne kwiaty do wazonu. Pójść na lody 🙂

Choć zima nie odpuszcza, mrożąc i sypiąc. I niech tak będzie, ale w górach, gdzie miłośnicy sportów zimowych mają z niej ogromną uciechę. Jak dużą, to widzę na przykładzie  Pańcia, którego podziwiam na filmiku, jak  po raz pierwszy w swym czteroletnim życiu zjeżdża na nartach. Od razu połknął bakcyla, nieśmiały z natury, bez żadnego problemu udał się z instruktorem do gondoli, by wjechać na górę, a potem z niej zjechać, co instruktor skwitował pytaniem do Tuśki: ile lat już synek jeździ na nartach? Ha, ha, zważywszy na wiek Pańcia, to instruktor nieźle musiał być odjechany ;D Może nam jakiś mistrzunio rośnie 😉

Cieszę się, że Duże Dzieci znajdują czas na to, by  razem z Pańciem spędzać wakacje na wyjazdach,  i to kilka razy w roku.  Gdy Tuśka z Miśkiem byli mali, to wyjeżdżali przeważnie z babcią albo z jednym z nas, gdyż ktoś  musiał zostać w firmie. Taki był klimat…czego żałuję.

To już  przedostatni weekend  bez prawa do jazdy Taty za kierownicą. Zleciało jak z bicza. Przy okazji stwierdził, że po mieście (centrum) często szybciej i wygodniej do celu dotrze się komunikacją miejską, niż autem, które najczęściej nie ma gdzie zaparkować. Nie jest to jednak deklaracja, że po odzyskaniu dokumentu wciąż  będzie korzystał z tej formy dojazdu.

Za to ostatni raz  osobiście  zawiozę, bo i tak zostaję na badaniach. Przydadzą się kciuki rankiem we wtorek 😉

Padł mi tabletolaptop (właśnie to odkryłam ;(nie chce się włączyć, więc zostaje w domu- za karę! ;D

Miłego!

Nieuchronność…

Wciąż przede mną- za co jestem wdzięczna losowi- uczucia/emocje związane z ostatnim pożegnaniem najbliższych- rodziców.  Wprawdzie od jakiegoś czasu nie jestem pewna, czy przypadkiem los mnie przed tym nie uchroni… Muszę się przyznać, że czasem gadam temu, co tam na górze siedzi i spogląda na nas, że jeśli ma jakiś  na to wpływ, to niech oszczędzi mi tego. Egoistycznie? To prawda. Ale prawdą też jest, że jeśli ( zawsze może zdarzyć się cud ;)) skorupiak za jakiś czas będzie tryumfował, to nie chciałabym w międzyczasie przeżywać choroby rodziców, czy nie daj boże śmierci. Od jakiegoś czasu tkwi we mnie  niepokój, że pewne wydarzenia mogą zbiec się w czasie, i nagle moje dzieci, do tej pory mające ukochanych Bliskich w komplecie, będą musiały zmierzyć się z tym, co nieodwołalne.

Końcówka poprzedniego roku oraz początek tego, nie rokują najlepiej, jeśli chodzi o zdrowie Mam.  Wiek nie jest tu jakimś problemem: jeszcze jej nie przysługują za darmo leki, które i tak wciąż pozostają obietnicą, i wciąż musi płacić abonament TV,  co w obecnej sytuacji jest złem koniecznym,  ale za to może bez opłat poruszać się komunikacją miejską- teoretycznie 🙂 Nawet pobiła rekord rodzinny, gdyż nie pochodzi z długowiecznej rodziny: rodzice nie dożyli 70 lat, jeden brat 60, a drugi ledwo tę 60-kę przekroczył. Coraz częściej martwię się Jej a nie swoim zdrowiem. No cóż, bardzo dorosłe dzieci- niewątpliwie jestem- nieuchronnie mają to zapewnione od życia …chyba że czegoś sami nie wywiną prędzej.

Wczoraj byłam w kinie na ” Moje córki krowy”.  Film pełen emocji. O rodzinie. Ukazujący pewną wizję radzenia sobie z żałobą. Polecam. Można się wzruszyć, uśmiechnąć, a nawet zaśmiać w głos.

Nie mam siostry. Nie mam też brata. Nie miałabym z kim dzielić emocji związanych ze stratą rodziców…Jestem silna, ale łatwiej jest mi wyobrazić własne odejście z tego niedoskonałego świata, niż tych, co byli ze mną od chwili mojego urodzenia- szczególnie w tej mojej szczególnej sytuacji…

***

Pańcio od wczoraj na feriach w górach, więc ominie mnie przedszkolne wystąpienie z okazji Dnia Babci ;(  Może uda się za rok 😉

Nic wyjątkowego…

Siedzę przy stole w zaprzyjaźnionym domu nakarmiona do wypęku: gołąbkiem słusznego rozmiaru, rosołem z kury wiejskiego chowu z domowym makaronem- porcja jak dla  małorolnego chłopa, choć gospodyni zarzekała, iż  to tylko pozostałe resztki- oraz ciastem, na które rzuciłam się jak szczerbaty na suchary, pochłaniając od razu dwa kawałki…Siedzę, gdy nagle podchodzi do mnie Dziewczyna – siostrzenica gospodarza- i pyta się, czy przypadkiem nie stosowałam botoksu. Nie zadławiłam się ani nie zakrztusiłam się, bo akurat niczego w ustach nie miałam, ale mnie tak rozbawiła, że się porządnie uśmiałam, odpowiadając, że jeśli już, to sprawka słodyczy, na które ostatnio mam większe zapotrzebowanie niż kiedykolwiek, a co za tym idzie, trzy kilko więcej. Fakt, zmarszczek nie posiadałam i bez tych nadprogramowych kilogramów, ale Dziewczynie chodziło o moje kości policzkowe i jędrną skórę. Z tą jędrnością to bym polemizowała 😉 Fakt, chemia, a właściwie sterydy też zrobiły swoje. I pewnie moja krótka fryzurka. LP była świadkiem naszej rozmowy i zaczęła się mi bacznie przyglądać, stwierdzając z uśmiechem, że ona żadnych zmian nie widzi. Bo widzi mnie dużo częściej niż Dziewczyna. Uśmiałyśmy się z teorii, że jednak dieta może zmienić rysy twarzy, jak twierdzą to niektóre celebrytki- jestem tego przykładem ;D

***

„Dobrych” zmian ciąg dalszy: Rządzący gdzie tylko mogą, to  znoszą obowiązek przeprowadzania konkursów na stanowiska. Nie, żebym była aż tak naiwna twierdząc, że owe chroniły przed nepotyzmem, szczególnie w małych „zaprzyjaźnionych” gminach, ale go ograniczały dość mocno. Wszak nie zawsze krewny czy „znajomy królika” miał odpowiednie wykształcenie na dany etat. Nie zawsze komisja była skłonna poprzeć kogoś od czapy, tylko dlatego, że łączyły go jakieś więzi  krwi czy kieliszka. Było trudniej, teraz będzie łatwiej i zatrudnić i zwolnić… I o to chodzi, by mieć swoich, nawet miernych, ale dzielnych i lojalnych. W ten sposób powstaje elektorat dobrych zmian, który będzie PIS popierał, broniąc swych stołków.

edit. ( musiałam ;))

Wiedziałam, że rządzący mają problem z cyferkami, ale że nie potrafią się doliczyć, ile osób innej nacji przyjęli pod nasz gościnny dach -tego nie wiedziałam. Wczoraj premier powiedziała, że Polska przyjęła milion uchodźców z Ukrainy. Powiedziała to w Strasburgu w Parlamencie Europejskim. Prosto do kamery. Szczęka mi opadła.

Podsłuchane i zaoszczędzone…;)

Powiało. Nie raz, nie dwa, ale od jakiegoś czasu, szczególnie gdy mroźno i wietrznie na zewnątrz, to w takie dni  siedzenie na kanapie było odczuwalne: jakby siedziało się w ogrzanym pomieszczeniu, ale z zimnym, porywistym nawiewem. Ciągnęło od okna nieprzyjemnie. Okno spore. Nie pomogło położenie koca na parapecie. Diagnoza OM: należy okno wymienić na nowe z nowymi żaluzjami  zespolonymi  z oknem, a nie tak jak teraz. (Ocieplane żaluzje zewnętrzne montowaliśmy jeszcze na drewniane okno, gdy wymienialiśmy na plastikowe, to żaluzje zostały). Nie cierpię remontów, ale nawet się ucieszyłam, bo szyba tarasowa w drzwiach podrapana jeszcze przez Maksia. I zamarzyła mi się moskitiera w owych drzwiach.  Fakt, koszt spory, gdyby nie te nieszczelności nawet nie przyszedłby nam do głowy.

Siedzimy sobie z PT na kanapie i popijamy kawę wczorajszym południem, plotkując o tym i owym, gdy wpada OM i krzyczy: Dlaczego ja was słyszałem, będąc na zewnątrz, tak jakbyście siedziały na tarasie? Szybkim krokiem podchodzi do okna i jak pies- detektyw zaczyna węszyć. No tak!!! Jedno skrzydło to, co zamyka się najpierw od środka, a nie klamką, było niedomknięte na górze. Piękna szpara ziejąca chłodem. Otworzył prawe skrzydło, domknął lewe i… w jednej chwili wymiana okna przeszła do historii, a kasa została w portfelu ;D

Dziś byłam umówiona z Tatą, że rano odwiozę jego żywy bagaż spod mojego domu do  jego chaty. Wstałam, spojrzałam w okno: cukrzy- śnieg świeżą, cienką warstwą przykrył wszystkie niedoskonałości. Zmrożoną i oblodzoną wcześniej ziemię również. Zrobiłam dwa kroki do wiaty, pod którą stoi moje auto i…wywinęłam orła. Huknęłam głową tak, że myślałam, że mi pękła. Leżałam chwilę, nie mając siły się podnieść. Na szczęście miałam grubą, grubszą czapkę niż ta, co ubieram zwykle. Pewnie trochę bardziej zamortyzowała uderzenie. Pomyślałam o wstrząsie…jasne, że tak.. Jakbym zaczęła pisać jak potłuczona, to będziecie wiedzieć dlaczego ;D

Zabijam myśli tym, co mnie otacza…

Intuicja, podparta sygnałami ciała,  podpowiada mi, że zbliża się koniec wakacji. Odsuwam myśli „co dalej”, na później, wiedząc, że to dalej może mieć krótki, choć burzliwy zasięg. Skupiam się na tym, by cieszyć się tym, co za mną, co teraz. Wszystkie myśli typu: tego, tamtego, i tylu – bolą.

Środowe być albo nie być kupić nie kupić, bo czy warto kolejne buty, aż w końcu kilk, bo co będę sobie odmawiała. Słodyczy również. Szkodzą? Karmią? Cztery nowe książki z internetowej księgarni- mruczę pod nosem, że ostatni raz…Jak się tu wyrobić, gdy u Mam czeka kilka, na szafce też…ech… Czytam, czytam. Oglądam, oglądam coraz częściej jakiś film. Choćby serial „Wataha”, obejrzałam dwa odcinki i… o matko i córko, jak ja tęsknię by tam być. Tam, czyli  w Bieszczadach. Na dodatek pokazanych (przynajmniej w tych pierwszych odcinkach) jesienią- cud, miód!

Czwartkowy Tuśkowy telefon z Genetyki: żadnych badań (m.in. rezonans) mi nie zrobią, bo wyniki mogą być zafałszowane, gdyż za krótki czas po operacji. Rozmawiała nie tylko z pielęgniarką, ale poprosiła lekarza- nauka nie poszła w las 🙂 Zadzwoniła jednak z pytaniem, czy ma się wykłócać, choćby o usg. Usłyszała też ( od pielęgniarki), kolejny raz, że jest przed 30-ką, co ją, jak sadzę i wiem, nastawiło od razu wojowniczo 😉 Kolejny termin: początek maja, przed kolejną operacją.

Jestem spokojniejsza. Tuśka nabiera doświadczenia w walce o swoje zdrowie; Świadomość, że musi być Wojowniczką!

***

Nie dziwi mnie Premier, gdy mówi: rząd PIS-u. ( Tu się nie myli.) Przyznaję temu rządowi mistrzostwo świata w psuciu wizerunku kraju, który z wielkim trudem był wypracowywany przez ostatnie lata.  Ale przecież nic się nie dzieje, a to wszystko  wina  już nie największego winowajcy trzeciej RP, ale opozycji, która nie pogodziła się z demokratycznym wyborem 😀  To już nawet nie jest zabawne, to już staje się nuuuudne ;D A czasem paskudne, gdy słyszę z ust Premier, że Komisarz unijny zapewne ma powody być nieprzychylny temu rządowi ( nieobiektywny), w końcu został przez poprzedniego prezydenta odznaczony wysokim oznaczeniem państwowym. Szkoda, że nie dodała za co, i zapomniała, że w 2006 roku ten sam polityk dostał, zresztą za to samo, inne odznaczenie  państwowe od ówczesnego prezydenta Polski. Kto nim był, wiadomo:D Kolejne insynuacje i manipulacje, a „ciemny lud” to kupuje.

Nie dziwią mnie zwolnienia dziennikarzy z mediów publicznych, zresztą zapowiadane. Pewnie (nie)wielu z nich i tak by odeszło, gdyż czuliby się nieswojo w nowej koncepcji programów informacyjnych. Ocenzurowanych. Przynajmniej mamy gwarancję, że o rządzących będzie teraz dużo, tyle że zawsze w pełnej glorii i chwały. Konieczne jest to, by podtrzymać iluzję „dobrej zmiany”.  Jeszcze  są tacy, co na nią czekają.  Zwiększona wolna kwota od podatku?- nie da się w tym roku, a miała być od stycznia.  Obniżenie wieku emerytalnego?- na razie cisza. I to sztandarowe 500 złotych na dziecko. Pomijam coraz to nowsze koncepcje, że nie na każde, nie w każdej rodzinie; niezależnie od tego, jaki będzie tego finał, to wiem jedno: wszyscy się do tego dołożymy. Rządzący poszukują kasy w naszych kieszeniach, to było oczywiste, choć nie dla wyborców PIS-u (chyba). Obłożą nas różnymi podatkami, bezpośrednio i pośrednio, co zresztą już robią. Weźmy na tapetę choćby posiadaczy samochodów. Ubezpieczyciele będą objęci nowym podatkiem. Gdzie sobie to odbiją? Oczywiście, że na klientach. Minister zdrowia zapowiada  jakiś procent składki z OC dla służby zdrowia na leczenie poszkodowanych w wypadkach. Super. Pewnie widzi zależność. Szkoda tylko, że nie widzi rzeszy ludzi ubezpieczonych w KRUS, która płaci składkę w kwocie 42 złote, gdy każdy na działalności własnej, płaci od 279 wzwyż.  Minister zdrowia chce likwidować NFZ- pokłosie kas chorych, przy których tworzeniu sam brał udział- a nie widzi możliwości zlikwidowania KRUS-u, a przynajmniej wdrożenia nowych, bardziej uczciwych  zasad płacenia składek na służbę zdrowia. Zamilkł też w sprawie darmowych leków dla seniorów 75+.

Cieszę się, że Pańcio już jest w przedszkolu i jeszcze nie musi iść do szkoły. Współczuję wszystkim rodzicom, którzy mają dzieci w wieku trzech i sześciu lat. Łatwo jednym rozporządzeniem zmienić obowiązek szkolny, trudniej będzie ten chaos opanować, szczególnie w tym roku. Wciąż twierdzę, że to nie w wieku dziecka jest problem, a w placówkach i kadrze.  Wygaszanie gimnazjum ucichło, zanim wzięto do ręki gaśnicę; czyżby wpływ na to, miał fakt, że wiele z nich jest katolickich, prowadzonych przez księży?

Myślałam, że nie da się tak łatwo popsuć gospodarki, ale chyba się pomyliłam. Rządzący mogą wszystko.

Miłego weekendu 🙂

Opublikowane i skomentowane…

Jakiś czas temu na FB pojawił się tekst nastolatka, obarczającego matkę o rozpad w ich rodzinie. Z tekstu wynikało, że chłopak obwinia  matkę o to, że kłamie, zrzucając całą winę na ojca, gdyż według niego, to prawda jest całkiem inna. W tekście była mowa o nadużywaniu alkoholu, o rękoczynach, o zdradzie, o zaniedbywaniu… Dość poruszający. Jak to na fejsie- od razu pojawiły się lajki i komentarze, i lajki komentarzy…Ludzie podzielili się na dwa obozy.

Ten tekst nie powinien wpaść w moje oczy, ale wpadł, i zastanawiam się, ile jeszcze przeczytało go osób, oprócz pół tysiąca znajomych chłopaka. Podejrzewam, że dużo: znajomi znajomych- znajomi komentujących. Tekst po jakimś czasie został usunięty, ale mleko już się wylało.

Ewidentnie chłopak nie potrafił sobie poradzić z sytuacją jaka wynikła pomiędzy jego rodzicami i dał temu upust publicznie. Teraz cała rodzina, bliższa i dalsza oraz koledzy i koleżanki, i całkiem obce osoby, wiedzą, że w tej rodzinie źle się działo/ dzieje. Podobno nie było to tajemnicą poliszynela, bo oboje uwikłani w konflikt (matka i ojciec), komu tylko mogli, opowiadali własne wersje- oczerniając się wzajemnie. Ich syn postanowił również opowiedzieć własną, wybierając najskuteczniejszą metodę dotarcia do wszystkich zainteresowanych i niezainteresowanych. Opowiedział się po jednej ze stron, ale miałam wrażenie, że był to krzyk rozpaczy. Publiczny krzyk, który pewnie będzie miał swoje konsekwencje.

Pozostaje pytanie: jak musi być źle, jeśli ktoś decyduje się na upublicznianie spraw tak wstydliwych, trudnych, wrażliwych…?

I inna strona medalu. FB to spore oręże w dotarciu do wielu ze swoją opinią na każdy temat, jaki przyjdzie nam do głowy opublikować czy skomentować. Ale FB ma też inne opcje i ograniczenia, z których jeśli ktoś chce, to korzysta, by to, co opublikował lub skomentował, docierało tylko do wybranych osób. Dziwi więc mnie fakt, że ktoś się dziwi (oburza) jeśli publikuje na swojej tablicy post dostępny publicznie, i jest on komentowany. Zamiast lajka 😉 Publicznie, czyli dla wszystkich znajomych i nieznajomych. To tak, jak z blogiem. Każdy, kto nie ma go za hasłowanego lub wyłączonych komentarzy, musi liczyć się z tym, że pojawią się różni komentujący 🙂

Jeśli może i chce…

Chcieć to móc, więc jeśli się tylko chce, to się gra. A jak się nie chce, to się nie przeszkadza!

Ja gram i nie znam nikogo z bliskiego otoczenia, kto tego nie robi. Nie zawsze mogę osobiście wrzucić do puszki, ale mogę wysłać SMS-a lub przelew- robię to, czy wrzucę, czy też nie. Gdy nie mogłam osobiście, bo albo leżałam w szpitalu, albo w domu rozłożona chemią, to zawsze moja Przyjaciółka A. wrzucała za mnie i przynosiła mi serduszka, bo tak się zdarzało, że  przynajmniej cztery razy byłam w tym czasie w DM.

Jestem dumna i cieszy mnie granie Orkiestry, coraz głośniejsze i efektywniejsze, co widać w  szpitalach w całym kraju, na wielu oddziałach.

Jestem zniesmaczona, a czasem zbulwersowana nagonką na Owsiaka. Personalną. Szczególnie przez zwyczajnych ludzi, ale związanych z prawicą. Tych, którzy na co dzień nie hejtują, tylko raczą wyrazić swoje-nie-swoje zdanie. Czytam komentarze i nie dowierzam, że można tak pluć jadem, oczerniać, a w najlepszym razie pleść farmazony. Każdy ma własną wolę i chęci. Daje lub nie. Popiera lub nie.  Nikt nikogo nie ma prawa zmuszać  do niczego. Zabronić. Nakazać. Nie rozumiem tylko, dlaczego ktoś, kto nie chce wrzucić do puszki, musi od razu niszczyć coś, co akurat jest piękne w swej idei.  Na całym świecie istnieją różne fundacje, które wspomagają także służbę zdrowia w swoim kraju. Ale takiej, w którą raz do roku, przez 24 lata,  jest zaangażowane całe społeczeństwo (ten, kto chce), nie ma żaden kraj. To jest fenomen, fenomen, którego niektórzy chcą splugawić, zdeptać, zniszczyć. Pytanie dlaczego?

I co z tego, że to państwo powinno zapewnić sprzęt medyczny w publicznej służbie zdrowia- jeśli to państwo jest niewydolne w tej kwestii.  I co z tego, że przy okazji są wydawane pieniądze przez samorządy na towarzyszące zbiórce różne imprezy- jeśli z tej okazji bawi się cała Polska (ten, kto chce).  Warto wydać te pieniądze, a jeszcze bardziej warto być uczestnikiem tej Orkiestry. Warto być po dobrej stronie mocy. (I warto być człowiekiem przyzwoitym, nawet jeśli się nie gra.) Zawsze! Bo to nas scala. Bo dobro przyciąga. Bo to radosny, uśmiechnięty dzień. Bo uczymy najmłodszych, że warto się dzielić i pomagać.  Bo w tym dniu, niezależnie od pogody, od stanu ducha i zdrowia własnego,  zawsze świeci słońce; czuje się solidarność z wszystkimi grającymi. Bo Orkiestra gra dla wszystkich, tylko nie wszyscy są w stanie to pojąć. Smutne jest to, że dziś oprócz serca, potrzebna jest również odwaga. Szczególnie tym, którzy z racji zawodu, zastraszani są utratą pracy, jeśli zaangażują się w granie i wesprą Orkiestrę.

Dla każdego zdrowo myślącego człowieka, hejt uprawiany przez prawicę jest zrozumiały: żadna świecka akcja charytatywna, która na dodatek łączy wszystkich z lewej i prawej strony, wierzących i nie wierzących, nie będzie odnosiła tak spektakularnych sukcesów i to przez tyle lat.  Takie rzeczy zarezerwowane są tylko dla chrześcijańskich wartości. Szkoda tylko, że zapominają, że jedną z nich, jest wartość niesienia pomocy…

Ja już zagrałam dziś  i zagram też w niedzielę 🙂