Ogłuszająca cisza ;)

„Ciszej…i ciszej, i ciszej, i ciszej co dnia..”

Myślałam ,że już nie zrobi na mnie ta cisza żadnego wrażenia.

A jednak..

Mimo tego, co nieuchronne, co nawet trwa już jakiś czas , to jednak potrafi mnie jeszcze zaskoczyć.

Negatywnie.

Bo choć ja lubię ciszę, to jednak taką z wyboru.

Nie z konieczności.

Choć właściwie i ta jest z wyboru.

Wspólnego.

Ale jednak zaskakuje…

 

 

Więc, żebym na nią nie narzekała, włączył się alarm. Wył u rodziców w domu. Oni w dużym mieście, mąż poza granicami kraju, więc zmaganie się z ową materią pozostało mnie. Wzięłam klucze z dwoma pilotami, jeden od bramy, drugi od alarmu. Brama bez problemu się otworzyła i zamknęła za mną…Z alarmem było gorzej. Wył i wyć nie przestawał. A ja wciąż naciskałam zielony guziczek na pilocie… Po odbyciu kilku telefonów stanęło na tym, ze musi przyjechać fachowiec, który go zakładał.  Szkopuł w tym, że mógł być dopiero za 2 godziny. Ogłuszona totalnie tym wyciem, postanowiłam wrócić do własnego domu i tu konsternacja: gdzie są klucze, bo przy nich pilot od zamkniętej  bramy…Przeszukałam kieszenie, samochód i prawie cały trawnik, na którym stałam w oddaleniu od domu, by cokolwiek słyszeć rozmawiając przez telefon. Zła na siebie, bo nawet do domu nie mogę się schować, za bramę wyjechać, uwięziona jak nic…główkowałam, co ja mogłam z tymi kluczami zrobić…i…no tak, możecie się śmiać lub nie uwierzyć, trzymałam je w ręku…To znaczy pilota od alarmu, a one zwisały na kółku. Na usprawiedliwienie własnej pomroczności mam to, że dopiero dnia poprzedniego sama dołączyłam do nich pilota od alarmu  i to, że tym wyciem byłam całkiem ogłuszona…

Wróciłam do domu i upajałam  się ciszą 😉

 

 

Dusigrosz na wakacjach…

Najpierw długo oswaja się z myślą o wakacjach, później ustala termin taki, by jak najmniej zawodowo stracić, a liczbę dni skraca do minimum.  Z miną nieszczęśliwca i teczką pełną papierów wsiada do samochodu, a przez kilka godzin jazdy, jego komórka wciąż dzwoni. Przez całą drogę między rozmowami truje ile to potencjalnych klientów straci ,a przez to i kasy. Na miejscu, choć lokum go zachwyca, to od razu stwierdza ,że można było załatwić gdzieś taniej. Albo za kwotę wyżywienia stołować się samemu, by po jakimś czasie krytykować drożyznę w miejscowych lokalach. Kręci nosem, kiedy trzeba płacić, gdy się chce więcej zobaczyć lub skorzystać z tego, co dany region oferuje. A słowo kasa przez cały dzień  na jego ustach króluje… Liczy, przelicza, sumuje, odejmuje, kręci nosem i przez cały czas jest zły na małżonkę, która pilnuje, a właściwie się wykłóca,  by w ogóle miał przy sobie jakieś pieniądze. I najczęściej zadaje pytanie…Po co ci? Jeśli już musi, to ociąga się z płaceniem, bo a nuż ktoś szybszy od niego będzie i zapłaci. Ze strachem w oczach i niepewną miną słucha nowych propozycji współtowarzyszy. Dla bezpieczeństwa swojego portfela najchętniej przesiedziałby wszystkie wieczory w pokoju… Dwa dni przed wyjazdem zanudza wszystkich, że tak właściwie to już można byłoby wracać. Powodem oczywiście jest…KASA.. Dusigrosz na wakacjach sam się męczy  i zamęcza wszystkich wkoło.  No a wtedy wcale nie jest wesoło. Pytanie, po co w ogóle wyjeżdża?

 

 

 

Dałam radę ;)

   

Nie było łatwo, bo nie mogło  być, gdy  wybiera się bardziej stromą i wyboistą drogę-ale wtedy radość, gdy szczyt zdobyty jest proporcjonalnie większa…;)

DAŁAM RADĘ!!!

A w nagrodę były cudne widoki i myśl, że warto pokonywać swoje słabości…te fizyczne również 😉

gory 041

Tu żeby dotrzeć,  też wcale łatwo nie było, szczególnie po poprzednich intensywnych dniach- teraz już na nizinach jest co wspominać :))

Klient klientowi nierówny…

Mój mąż często do mnie mówi, gdy się na coś zwyczajnie zżymam, żebym się nie doszukiwała logiki tam, gdzie jej nie ma. Ale jeśli jej nie ma, to dlaczego nie może być? Ja się pytam. I z tym pytaniem już zostaję sama. Mogłabym zarzucić Was przykładami, ale pewnie sami ich macie dość…Napiszę tylko o czymś, co od pewnego czasu mnie zwyczajnie wkurza…Od 10 lat jestem abonentem cyfry+ , wiernym, lojalnym z dość dużym pakietem i z tego powodu tak naprawdę nic dobrego nie wynika. Bo lepiej za każdym razem wypowiadać umowę, gdy się ona kończy na czas określony i ponownie zawierać, a przy tym korzystać z promocji, jaką owa platforma oferuje nowym klientom. Bo  starych, długoletnich  tak naprawdę ma w doopie. Okazuję się, że moi znajomi od lat tak robią, ci, tamci, znajomi  znajomych…ech…No to ja się pytam, czy ci, co te umowy z nimi ponownie zawierają, nie widzą, co się dzieje i dlaczego? Pewnie i tak jest więcej takich abonentów jak ja…czyli mniej rozgarniętych 😉 Ale to nie tylko z cyfrś tak jest. Z Neostradą podobnie albo jeszcze gorzej, bo tu wypowiedzieć umowę po skończeniu promocji muszę obowiązkowo. Bo inaczej przechodzi na czas nieokreślony, a z mojej kieszeni wychodzi więcej pieniędzy…Więc robię to średnio co dwa lata, korzystając zawsze z nowej promocji. Więc ja się pytam, co z tego ma dana firma? Liczy na to ,że płatnik nie zauważy, że nagle płaci wyższe rachunki i automatycznie i bezboleśnie przejdzie na tym do porządku dziennego? Ale nawet jeśli by się sam zagapił, to pracownik owej firmy  przypomni telefonicznie, że właśnie umowa się kończy. No to już mi jest ciężko zrozumieć, a właściwie rozumiem to tak, że te promocje, to nie są wcale promocje, jeśli sami pilnują klienta, by nie wpadł w obszar wyższych opłat. Więc gdzie tu jakaś strategia firmy? Pewnie jest, ale ja jej dostrzec nie umiem, oprócz tej, by hołubić nowych klientów, bo stary klient to tez potencjalny nowy klient.  Ale zawsze jest ryzyko, że jak już złoży wymówienie to nową umowę zawrze z inną firmą. I co wtedy? Taaa…

To ja jadę powakacjować trochę…Zostawiam wszelakie kłopoty  z tyłu i jeśli już, to z góry na nie sobie spojrzę…albo wcale 😉 Mam nadzieję, że tylko mnie nie dogonią, a ja się wdrapię na te 1602 m.n.p.m. 😉

12.09.1987…i inne liczby…

22 lata temu też była sobota…Zapowiadali  ciepły,  choć z przelotnymi opadami dzień. Ale nie to mnie zaprzątało wtedy głowę, tylko fakt, że w tym dniu mieliśmy przypieczętować nasz prawie 3-letni związek węzłem małżeńskim. I stało się…najpierw w urzędzie wobec świadków, rodziny i przyjaciół stworzyliśmy komórkę rodzinną, by później swą przysięgę powtórzyć bardziej uroczyście i z większej potrzeby serca i ducha  w obecności Boga…I gdy to się stało, to nas i naszych gości czekała zabawa do białego rana…Ostatni wyszli dopiero po godzinie 7 😉 A to dowód spełnienia licznych toastów…

 

Rok minął i na świat w prezencie dla swoich rodziców, ale też i dziadków i całej rodziny przyszła na świat Tuśka, więc dziś ma 21 urodziny 🙂

 

 

Od początku wiedziałam, że model 2+2 jest dla mnie najbliższy i dlatego, gdy minęło 3,5 od urodzin Tuśki na świat wyciągnięty, został Misiek, który za 6 miesięcy i 10 dni skończy 18 lat. Dłuższą chwilę się zdjęciu przyglądałam, ale instynkt matczyny mi podpowiedział, że to nasz Drugorodny 😉

 

 

 

 

Miało być pięknie…A było różnie, bo życie różnorodne jest. Radość ze smutkiem plecie swój warkocz, który coraz dłuższy jest…

 

Dziś też miało być tylko radośnie…i post tu miał być zupełnie inny…Ale kolejny raz coś się wydarza, co psuje nastrój i podburza wiarę w drugiego człowieka. Po raz 4 zostaliśmy okradzeni, nie pomogły kraty i alarmy… Taa… niezły prezent, co? Czuję się nieswojo, bo w takich sytuacjach człowiek traci poczucie bezpieczeństwa i ogarnia go bezsilność…Ale nie jest  z tym sam…Nawet w tej chwili wystarczy przesunąć myszką w górę i się uśmiechnąć…bo z tego jaką stworzyliśmy rodzinę,nikt nas nie okradnie…

I zawsze o tym pamiętajcie, że nie ma nic cenniejszego tu na tym świecie jak rodzina, bliscy, przyjaciele…po prostu drugi człowiek, mimo tego, że niektórzy potrafią nam przysporzyć nie lada zmartwień…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Magia internetu…

Jak zszargać komuś opinie w jeden dzień, tak by, jak najwięcej osób wiedziało, że mamy do czynienia  z osobą nikczemną  i oszustem? Ano wystarczy mieć internet, konto na NK i najlepiej mieszkać w małej miejscowości, bo wtedy nasi znajomi są znajomymi też delikwenta, którego chcemy pogrążyć. Panowie dwaj: Jeden działający na sporym terenie i z  racji wykonywania zawodu  mający dużo klientów i dużo znajomych; Drugi…no cóż, imający się różnych zajęć, nawet takich , które zagwarantowały mu pobyt w miejscu odosobnionym  😉 ale…Ten pierwszy totalny laik, jeśli chodzi o komputer, drugi pod tym względem  przewyższa go o głowę. I też ma dużo znajomych…ale na NK 😉 Panowie się spotkali, bo pierwszy miał propozycje wykonania pewnej pracy, drugi tę pracę podjął wykonać. Panowie warunki ustalili, ale gdy przyszło do zapłaty, to się poróżnili. Każdy ma swoją wersję ustaleń. Więc rozstali się w gniewie… Drugi swą złość wylał na klawiaturę, oznajmiając wszem i wobec ,.że z tym pierwszym nie wolno żadnych interesów robić, bo taki i owaki, a żeby nie było żadnych wątpliwości, wymienił z imienia i nazwiska. I tak ten pierwszy nie bardzo nawet wiedząc co to jest NK , znalazł się tam  w centrum uwagi. Długo w nieświadomości nie był, bo szybko ktoś mu doniósł, że opinie ma szarganą…Więc pojechał się rozmówić…po męsku…Poskutkowało…nazwisko znikło, za to wpis się nowy pojawił  ,że magia internetu działa, bo klient się przestraszył ,ale to jeszcze nie koniec…

 Tak internet ma w sobie coś  z magii…w jednej chwili możemy, przenieś się w miejsca, o których marzymy, dowiedzieć się co chcemy, skontaktować się z kim pragniemy i… stracić to, na co pracowaliśmy przez wiele lat. Czyli dobrą opinię, bo zawsze ktoś stanie po tej drugiej stronie, niekoniecznie właściwej…

 

 

Nowe kwalifikacje…

    Na obrzeżach naszej wsi powstaje nowy zakład pracy. I radość  by pewnie zapanowała wielka, gdyby tym zakładem nie była pewna trucicielka o imieniu  Asfaltownia. Mieszkańcy od razu podzielili się na przeciwników i zwolenników, gdzie ci pierwsi to zwykli mieszkańcy gminy, a drudzy to jej urzędnicy. I jak zwykle ci pierwsi przegrali, a na osłodę dostali obietnicę zatrudnienia w pierwszej kolejności. Więc kręcąc nosami, podania poskładali i…czekali. Odbyły się  kwalifikacyjne rozmowy …Nie interesowałam się cała tą sprawą , choć w duchu przeciwna, bo kto by chciał ,żeby mu pod nosem takie śmierdzące kwiatki wyrosły. Nawet jeśli mój nos  oddalony mniej więcej 3-4 km od  tej całej rabatki. Mimo tego,  nie brałam udział w żadnych akcjach i reakcjach i w temacie za bardzo zaznajomiona nie byłam. Aż się dowiaduję, że  nabór do roboty zakończony i nasza wieś została uhonorowana angażem w ilości…sztuk JEDEN.  Podobno bardzo trudna była rozmowa kwalifikacyjna. Kierownik, na wygląd tak koło czterdziestki zadawał wszystkim paniom podstawowe pytanie. A mianowicie: co zrobią, gdy wejdą w konflikt z jego kochanką, która tu pracować będzie?…. Tak, tak, nie przecierajcie oczu ze zdumienia, ja o mało co kawą się, nie zachłysnęłam jak to usłyszałam, a w drugiej sekundzie już żałowałam, że sama podania nie złożyłam. Żeby na własne uszy to usłyszeć i móc osobiście odpowiedzieć…Żeby nie było, potwierdziły to tez inne niedoszłe  pracownice…Jednak po chwili sobie pomyślałam, że chyba coś przeoczyłam w  teraźniejszym zatrudnianiu ludzi i jestem po prostu zacofana…Choć nasze pracownice w swoich CV nie mają pokończonych kursów z zachowania wobec kochanki szefa, to ja bym to przekwalifikowała na zachowanie wobec żony i na taki kurs wysłała ;)…Ha …muszę podsunąć tę myśl mężowi 😉 W końcu jak zachowa się pracownik w tak ekstremalnej sytuacji , warto poznać przed konfliktem … A co Wy o tym myślicie ? 😉

……………………………………………………………………………………………………………………….

                                 tak było wczoraj i przedwczoraj 😉

 

 

A dziś wciąż jeszcze trwa , więc przy okazji proszę się częstować 😉

Pewnego razu kliknęłam…

 

5 lat już mija,  jak kliknęłam polecony przez Onet post o przyjaźni męsko-damskiej. Zaciekawiona tematem wpadłam  w sam środek dyskusji, a że sama takiej przyjaźni doświadczałam, wzięłam  w niej udział. Link do bloga znalazł się w moich ulubionych…I tak zaczęło  moje oswajanie się z tą materią… Najpierw   tylko jako czytająca i czasem komentująca …Aż przyszedł listopad, zły nastrój, wrażenie, że wszystko się wali i przeświadczenie, że coś jeszcze nade mną złego wisi, że coś się wydarzy…Kiedyś pisałam pamiętnik…która z nas tego nie robiła? Dlatego pomyślałam, że znowu zacznę pisać, ale nie jak kiedyś do szuflady, tylko wirtualnie. Po co? I dlaczego tak? To myśl, która wtedy przyszła, a teraz jest jeszcze bardziej realna, że za szybko mnie zabraknie dzieciom, spowodowała chęć zostawienia tu jakieś części siebie. Moich myśli, spostrzeżeń, przeżyć, dyskusji, ale też niektórych naszych rodzinnych wydarzeń  spisanych przez palce uderzające w klawiaturę.  Taki swoisty testament. Wiedziałam, że nie będzie to typowy pamiętnik, dzień po dniu spisany, ale i tak blog właśnie tak traktuję, i już! Poznałam tu wielu wspaniałych ludzi, nauczyłam też się wiele, ale przede wszystkim szybko moje czarne myśli zostały rozwiane …Ogólnie to ja jestem silna baba i gdyby nie ten jeden listopad, to pewnie nie przyszłoby mi do głowy żadne blogowanie. Bo ani ze mnie wielka pisarka, ani żadnych talentów nie posiadam ,by dzielić się tu nimi  z innymi… Ot, zwyczajna kobieta, matka, żona, córka…i PRZYJACIÓŁKA…Chyba w przyjaźni jestem najlepsza, to  naprawdę mnie  się udaje 😉 Dlatego bliscy wokół mnie tu i w realu, to wyjątkowe osoby…hmm… no dobra, to też nie jest wcale moją zasługą 😉 Bo, tak naprawdę nie jestem wylewną osobą i nadmiernie towarzyską. Mój blog to mój świat, do którego zapraszam innych…ale wciąż traktuję go bardzo osobiście; dlatego choć przynajmniej dwukrotnie mianowana nie stawałam do konkursu na najlepszy blog, ani nigdy nie brałam udziału w żadnym innym konkursie. Dlatego też, gdy dostałam niedawno wiadomość od pani redaktor z pewnego kobiecego portalu z propozycja współpracy, pisania artykułów i publikowania już postów napisanych, a przez to promocji bloga w szerszym gronie…NIE PODJĘŁAM wyzwania…Bo, choć tak jak napisała, poruszam tematy bliskie środowisku kobiecemu, to blog wciąż jest traktowany jako pamiętnik…Samo to, że Onet czasem coś poleci przyprawia mnie o dreszcze niepokoju…Z drugiej strony jestem też wdzięczna, bo zawsze ktoś zostanie u mnie na dłużej po przeczytaniu poleconej notki. I w ten sposób poznaje kolejne fascynujące osobowości. Ale to miejsce przede wszystkim ugruntowało moją wiarę w drugiego człowieka…Mimo że byłam świadkiem niesprawiedliwej, nikczemnej nagonki, bo komuś nie chciało się kliknąć w Google i zaznajomić z tematem, tylko udawał wielkiego eksperta…A nikt z nas nim nie jest i nigdy nie wiemy, co siedzi w drugim człowieku…czasem nawet w nas samych…Tu się poznajemy nawzajem, na tyle ile sami chcemy…Dlatego to miejsce jest dla mnie ważne, właśnie ze względu na drugiego człowieka…Na Was…na Wasze przemyślenia, na wydarzenia w Waszym życiu. I żal tylko, że niektórzy już nie piszą…lub robią to bardzo rzadko. Mnie bycie tu sprawia przyjemność…Jeśli i Wam, to jestem szczęściarą 😉

To normalne, że ktoś nam jest bliższy nawet tu w tym miejscu, ale wszyscy w Linkach są dla mnie WAŻNI i dla mnie tak,  jak dla wielu z Was, to duży kłopot kogoś polecić…ale jak mus to mus 😉

 

Misia – to Ona wie o mnie najwięcej i jest jedyną, którą mogłam uściskać osobiście…Ale nie dla tego Ją polecam, tylko dlatego, że Jej posty i dyskusje pod nimi, to trudne tematy przedstawiane z wielką wrażliwością i….mądrością…Przekonajcie się sami…

Julia – to pokrewna dusza Misi…podobna wrażliwość i spojrzenie na świat, więc samo przez się, się poleca 🙂

Lilianna – wielka dobroć nie tylko dla zwierząt ;)…i ten ciepły, troskliwy głos 🙂

Almirani- po prostu czuję, że to piękny człowiek nawet w momentach zagubienia..

Aylaa – delikatna jak motyl, ale silna wewnętrznie…

 

Ufff łatwo nie było, ale posłużyłam się kluczem podobieństwa do siebie…Bo to kobiety stąpające po ziemi, ale  z głowami często w chmurach, myśli pełne marzeń….Widzące nie tylko naszą szarą rzeczywistość, a przede wszystkim  jej kolory…I mające swoje pasje i talent…:) I pięknie to opisujące…Jednak codziennie w moich linkach polecam Was wszystkie i dziękuję Wam, że tu jesteście ze mną!!!!

Czemu tym razem uległam i się rozpisałam…? Nie dlatego, że co najmniej trzy osoby o to poprosiły ( Tu dla Was Wielkie Dzięki) ale to sam temat spowodował, że szybko skleciłam tę notkę. Nieraz czytałam  u Blogowiczek post o tym dlaczego blogują i tez komentowałam, ale nigdy o ile pamięć mnie nie myli, bo z tą ostatnio różnie bywa, sama nie napisałam, co mnie skłoniło…I nadarzyła się okazja…