List otwarty ;)

Ludzie listy piszą…chwalebne, bo w dobie telefonów, SMS-ów, emalii to wyczyn nie lada i jakby  już zanikający. A tu proszę, z góry przykład idzie, od samych rządzących jak to można się listownie porozumiewać. Choć w tym przypadku raczej powiedziałabym, jak można się poróżnić. Ale co tam, ważne, że listy się piszą…;)

Więc i ja postanowiłam napisać, w formie apelu by tak więcej rozsądku i ciut więcej rozumu. Bo fantazja ułańska widać w narodzie nie zanikła i bywa i urokliwa, ale nie w każdej dziedzinie życia. Spontaniczność, wybujała wyobraźnia, szaleństwo, bywa i miłe i potrzebne, w nadmiarze jednak może być szkodliwe. Nie tylko dla jednostki nadużywającej. Więc Panie i Panowie, apeluję trochę umiaru!….

hmmm i do kogo mam ten list wysłać ?

Ja wiedziałam…

…że tak będzie ;)Jak tylko moja stopa znalazła się w nadmorskiej miejscowości, wiedziałam, że tak będzie. Za dużo słońca, za dużo wody, za dużo wiatru, za dużo zimnych napojów, za dużo ryby, za dużo wszystkiego, ale w sam raz szczęścia :))To nic, że teraz kaszel, katar, wysypka, zimno mnie zaatakowało. Bawiłam się jak mała dziewczynka:)) Tyle, że za krótko! I wiem, że powtórzę jeszcze taki wyjazd w sierpniu,a co. A może we wrześniu w góry? Tak dawno nie byłam. A życie przecież takie krótkie potrafi być…Moment i po radości przychodzą łzy. Nawet gdy w swoim mikroświecie cudnie jest, przy zimnym szampanie i pogaduchach z Przyjaciółką…z zewnątrz dochodzą tragiczne wieści i zwyczajnie po ludzku płakać się chce. I wciąż nie ma odpowiedzi na pytanie dlaczego? Jedno jest pewne, życie zbyt krótkie jest.

P.S. Dziękuję Wam Moi Drodzy za komentarze pełne życzeń cudnego wypoczynku. Taki był :)*

Wakacyjnie…

  

zdjęcie Jarosław Małkowski

Jeszcze tylko chwil kilka…Wydanie dyspozycji, wysłanie zamówienia, jakiś podpis złożony…i włączam niemyślenie. Odpalam silnik, może oddam ster w inne ręce i wyruszam na poszukiwanie zapachu lata na morskim wybrzeżu. Odcisnę swe stopy na piasku, zanurzę w morskiej fali, obejrzę wieczorny spektakl jak znużone słoneczko zażywa kąpieli. Ani gwar, ani skwar, nawet deszcz nie przeszkodzi mi by cieszyć się tymi chwilami. Zjem rybkę morską, popiję piwem a na deser kręcone lody i rozmowy…o niczym, błahe, lekkie i przyjemne:)

  

  Wszystkim takich lub jeszcze cudniejszych widoków życzę, gdziekolwiek spędzacie ten weekend :))

Ciemnogrodem powiało…

Wydawałoby się, że już mnie nic nie zaskoczy, w tej naszej telewizji. Ale słowa: ”spaliłam by mnie nie kusiło” wypowiedziane z uśmiechem na ustach, rozwaliły mnie na maksa. Bo nie chodzi tu o nic zdrożnego jak np. ulotki zapraszające do jaskini hazardu czy też rozpusty. Nieee…ale o zaproszenie na badania profilaktyczne dla kobiet. Losowo. Darmowe. Ręce mi opadły, gdy usłyszałam, że większość kobiet nie skorzystała…Dlaczego? Bo lepiej nie wiedzieć. Ech…Normalnie ciemnogród za przeproszeniem. Ja różne teksty słyszałam, które mnie rozwalały, a dotyczyły nowotworów: od, że lepiej tego nie ruszać, po, nie zoperuję się bo będzie blizna. Gdy dopada  nas choroba, jesteśmy przerażone, stąd różne reakcje, więc  w pewnym sensie  mogę to zrozumieć. Jak i to, że niewiedza bywa często milsza. Ale tyle trąbi się o profilaktyce! I co? I guzik. Ja rozumiem, sama potrafię zwalić na brak czasu i zawalić jakiś termin. Można utyskiwać, że daleko, że nie wiadomo do kogo się udać. Choć to przecież zwykłe wykręty. Ale gdy takie badanie samo pcha się do nas, to  jak można nie skorzystać? O matko i córko!!! Ja robiłam standardowe badania, nawet szybciej niż powinnam, a nie uchroniło mnie to od zachorowania. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem genetycznie obciążona. Genetyka pod względem nowotworów dziedzicznych jeszcze była w powijakach, jak pierwszy raz się u nich znalazłam. I droga przede wszystkim, więc choć mama i babcia chorowały, mnie nie zrobiono badań, ba! nawet usłyszałam, że nie jestem w grupie podwyższonego ryzyka. Gdy znalazłam się u nich 4 lata później, Profesor chciał stawiać „pod mur” tego lekarza.  Dziś moje dzieci już są przebadane, koperta czeka na Tuśkę z otwarciem. Teraz każdy, kto  miał w rodzinie zachorowanie  na pewien typ nowotworu, może mieć zrobione takie badania. Bezpłatnie. Nadal często słyszę …że wolę nie wiedzieć. No cóż….Bez komentarza.

P.S. bije się w pierś, że badania kontrolne już dawno powinnam zrobić, ale ja mam przynajmniej świadomość co robię… Za to Tuśka już jest po pierwszej szczepionce przeciw brodawczakowi ludzkiemu, który wywołuje raka szyjki. Lepiej dmuchać na zimne….

Fajnie jest :)

Jest cudnie…młodsze dziecię jakimś cudem udało nam się dostarczyć na obóz nad morzem. Tkwiliśmy w przekonaniu, że wyjazd jest w sobotę, a nie w piątek. Pakowanie odbyło się w biegu, ale to akurat ja mam w genach, więc dziecko przejęło po mnie. Drugie dziecko stanęło na wysokości zadania i dostarczyło brata na czas do autobusu;) Odetchnęliśmy z ulgą i…zapomniałam. Dobrze, że koleżanki syn jest z Nim, to dochodzą do mnie jakieś wiadomości. Nie jestem z tych mamusiek, co każą synkowi meldować się codziennie telefonicznie, jeśli jest pod zorganizowaną opieką. Jeden SMS mi wystarczył, że jest fajnie i kiepsko z prądem cokolwiek to znaczy ;)…Więc weekend sama się poddałam rozrywkom, szczególnie że gościłam przyjaciół i spędziliśmy ten czas nad jeziorem, gdzie odbywała się Watra. Więc śpiew, muzyka i taniec pod gwiazdami …i tak mnie to nastroiło pozytywnie, że przetrwam jakoś te upały i na pewno nie będę narzekać, że za gorąco. A na następny weekend pojadę ochłodzić się nad morze. Trudno, synek z odwiedzinami się musi pogodzić;) choć to nie ja mam parcie, by do Niego jechać, ale znajomi, a ja skorzystam z okazji, by na chwilkę się wyrwać. I już o niczym innym myśleć nie mogę, tylko że to dopiero jest poniedziałek..ech…

Czekając…

Czekając na słońce, nie chcę krakać, ale tak mi się na rozmyślania wzięło. I za diabła mi nie wychodzi co by nam za 5 lat porządnych dróg przybyło, nie mówiąc już o autostradach. Zainteresowana tym jestem, nie by dotrzeć szybko na nieistniejące jeszcze stadiony, tylko ogólnie, jako osoba spędzająca za kółkiem sporo czasu. Ja rozumiem nawet taktykę drogowców, że jeszcze się za budowanie nawet nie wzięli, bo gdyby tak przed czasem coś wybudowali, to akurat w czasie mistrzostw już by je remontowali. Ale z drugiej strony mam wrażenie jakoby do władz nie dotarło, że nie jest jeden odcinek, w jednym kierunku do zrealizowania. Gdzieś tam kiedyś przeczytałam, że 20 km firma zobowiązała się w ciągu 24 miesięcy. O ile wiem to nie 50 km nam brakuje, ale trochę więcej. Nawet jeśli pomnożymy to przez kilka firm, o ile nam jeszcze jakieś zostały to i tak nieciekawie się robi…Ale jest na co zwalić, latem słońce nam zabrali ;)…normalnie jakiś szatan za tym stoi…

WyTRWAM …?

Ja to się wstydzę lub śmieję. Kolejna torebka zawładnęła sceną polityczna i mediami. I to jeszcze jak…Nie wiem czy wyTRWAM przy moim ulubionym 24 TVN, bo albo się spalę, albo pęknę. Jedno z dwojga. Ale to mały pikuś…Coraz częściej przychodzi mi myśl, że w 1984 roku popełniłam błąd. A rodzina słusznie pukała się w głowę. Bo ja tam wolałabym być dumna, chociaż raz kiedyś. Śmiech niech dostarcza mi co inne, a wstydzić się mogę, ale za ewentualne własne grzechy…

Owoc(nie) :))

Deszcz mnie usypia i deszcz mnie budzi. Dzień zaczęłam od wyjazdu do Dużego Miasta…wróć…Dzień zaczęłam jak zwykle od wypicia kubka kawy i włączenia komputera. Na krótko tym razem. Jadąc w strugach deszczu stwierdziłam, że nawet to lubię, tzn. taką jazdę. Odstawiwszy Miśka do babci sama udałam się na spotkanie z Przyjaciółką przy cieście z malinami i następnej kawie. U mamy czekały na mnie czereśnie. Ale jakie…wielkie czarne, słodkie…Takie jakie tylko jadłam na południu Polski. No i pierogi…nie, nie z jagodami, te czekały na mnie w moim domu, a właściwie borówki amerykańskie. Na drogę zaopatrzyłam się w morele. Nie straszne mi korki były na rozkopanych ulicach miasta, znam je, a obca rejestracja daje mi jeszcze przywileje ;). W domu przy kuchennym stole zastałam Tuśkę i Jej chłopaka, objadali się winogronami, więc wyciągnęłam  dla kontrastu arbuza i przysiadłam się do nich. Na szafce żółcił się jeszcze banan, jeden, jakoś nikt nie miał ochoty. Później zrobiłam sobie pomarańczową herbatkę , wyciągnęłam borówki zjadłam  ich cały pojemnik. I jak tu nie kochać lata, nawet takiego mokrego gdy tyle kolorów, zapachów i smaków owocowych ma w sobie?

Taki typ…

Znacie ten typ? Gdzie kasa, samochód, kobiety- to temat wiodący. Obojętnie w jakiej kolejności i w jakim towarzystwie się znajduje. Stara się być dowcipny i czarujący, opowiadając szczegółowo o swym stanie posiadania i o swoich podbojach. I nieważne ile ma lat, styl wciąż ten sam, może tylko mniej włosów na głowie, za to na szyi grubszy łańcuszek i droższy zegarek na ręce. Gdy nieopatrznie znajdę się w takim towarzystwie, komplementowana, nie potrafię się przyzwoicie zachować. Bo najpierw mnie śmieszy, choć do śmiechu mi daleko, potem irytuje i zawsze się to kończy ostrym słowem z mojej strony.

Znam jednego takiego typa- ciężki egzemplarz. Mam awersje do niego, co zawsze zresztą okazuję, nie staram się nawet być uprzejma. I to nie wygląd, samochód czy zawsze otwarty portfel, aby każdy mógł zobaczyć ten plik, jaki posiada, tylko traktowanie kobiet tak na mnie działa. A właściwie jednej kobiety- żony. Myślę, że swoim zachowaniem, stylem bycia wpędził ją w alkoholizm. Nie będę mnożyła przykładów świadczących o tej teorii, ale napiszę jeszcze o czymś.

Odwiedziłam koleżankę, która jest chora. W swoim zaganianiu zrobiłam, to dopiero pod koniec Jej dwutygodniowego zwolnienia. To co zobaczyłam, a właściwie w jakim stanie Ją zastałam, przeraziło mnie. Odkąd Ją poznałam, zawsze była okrąglutką, sympatyczną, roześmianą, ale wrażliwą osobą. I zawsze chciała schudnąć. Podejmowała różne próby, ale waga uparta była. Uwierzcie jednak, że w rozmiarze 42 wygląda świetnie. Biorąc teraz leki, wystąpiły u Niej  obrzęki. Jak jest spuchnięta, najbardziej widać na twarzy. Chwila rozmowy i zrozumiałam, że jest załamana, krok od depresji. Szczególnie że bliscy o niczym nie mówią tylko: że Jej się przytyło. Nikt nie zauważa, jakim jest kłębkiem nerwów. Znam Jej męża i wiem, że prędzej Ją zdołuje, niż dowartościowuje. To ten typ, co potrafi być czarujący wobec obcych kobiet i nie zauważa, że własną żonę łatwo zranić, twierdząc, że przesadza. Czasem będąc świadkiem jakieś sytuacji, mam ochotę mu przywalić. Bo słowa nie docierają. Ogólnie byłby to fajny facet, gdyby nie postępowanie wobec żony. Najgorsze jest to, że najbliższa osoba nie zauważa, że coś niedobrego się dzieje. A przecież zawsze są jakieś sygnały. Wiem to po sobie. Gdy coś mnie przerasta, nie daję sobie rady, psychicznie, bo fizycznie to choć padam na pysk, podnoszę się i idę dalej, nie ma takiej opcji, by moi najbliżsi to przeoczyli. I nie zareagowali.

Pierwszy typ zostawił problem w domu. Za zamkniętymi drzwiami, a sam bryluje w towarzystwie.

Drugi nie wiem, co zrobi…Ale ja tego nie zostawię tylko Jemu. Mnie ma kto pomóc. Zawsze. Jak to moja Przyjaciółka ostatnio powiedziała już swojemu byłemu mężowi: dołowałeś mnie ponad 20 lat i to, że nie wylądowałam w psychiatryku lub ciężkich pieniędzy nie wydałam na psychoanalityka, zawdzięczam PRZYJAŹNI…