Znacie ten typ? Gdzie kasa, samochód, kobiety- to temat wiodący. Obojętnie w jakiej kolejności i w jakim towarzystwie się znajduje. Stara się być dowcipny i czarujący, opowiadając szczegółowo o swym stanie posiadania i o swoich podbojach. I nieważne ile ma lat, styl wciąż ten sam, może tylko mniej włosów na głowie, za to na szyi grubszy łańcuszek i droższy zegarek na ręce. Gdy nieopatrznie znajdę się w takim towarzystwie, komplementowana, nie potrafię się przyzwoicie zachować. Bo najpierw mnie śmieszy, choć do śmiechu mi daleko, potem irytuje i zawsze się to kończy ostrym słowem z mojej strony.
Znam jednego takiego typa- ciężki egzemplarz. Mam awersje do niego, co zawsze zresztą okazuję, nie staram się nawet być uprzejma. I to nie wygląd, samochód czy zawsze otwarty portfel, aby każdy mógł zobaczyć ten plik, jaki posiada, tylko traktowanie kobiet tak na mnie działa. A właściwie jednej kobiety- żony. Myślę, że swoim zachowaniem, stylem bycia wpędził ją w alkoholizm. Nie będę mnożyła przykładów świadczących o tej teorii, ale napiszę jeszcze o czymś.
Odwiedziłam koleżankę, która jest chora. W swoim zaganianiu zrobiłam, to dopiero pod koniec Jej dwutygodniowego zwolnienia. To co zobaczyłam, a właściwie w jakim stanie Ją zastałam, przeraziło mnie. Odkąd Ją poznałam, zawsze była okrąglutką, sympatyczną, roześmianą, ale wrażliwą osobą. I zawsze chciała schudnąć. Podejmowała różne próby, ale waga uparta była. Uwierzcie jednak, że w rozmiarze 42 wygląda świetnie. Biorąc teraz leki, wystąpiły u Niej obrzęki. Jak jest spuchnięta, najbardziej widać na twarzy. Chwila rozmowy i zrozumiałam, że jest załamana, krok od depresji. Szczególnie że bliscy o niczym nie mówią tylko: że Jej się przytyło. Nikt nie zauważa, jakim jest kłębkiem nerwów. Znam Jej męża i wiem, że prędzej Ją zdołuje, niż dowartościowuje. To ten typ, co potrafi być czarujący wobec obcych kobiet i nie zauważa, że własną żonę łatwo zranić, twierdząc, że przesadza. Czasem będąc świadkiem jakieś sytuacji, mam ochotę mu przywalić. Bo słowa nie docierają. Ogólnie byłby to fajny facet, gdyby nie postępowanie wobec żony. Najgorsze jest to, że najbliższa osoba nie zauważa, że coś niedobrego się dzieje. A przecież zawsze są jakieś sygnały. Wiem to po sobie. Gdy coś mnie przerasta, nie daję sobie rady, psychicznie, bo fizycznie to choć padam na pysk, podnoszę się i idę dalej, nie ma takiej opcji, by moi najbliżsi to przeoczyli. I nie zareagowali.
Pierwszy typ zostawił problem w domu. Za zamkniętymi drzwiami, a sam bryluje w towarzystwie.
Drugi nie wiem, co zrobi…Ale ja tego nie zostawię tylko Jemu. Mnie ma kto pomóc. Zawsze. Jak to moja Przyjaciółka ostatnio powiedziała już swojemu byłemu mężowi: dołowałeś mnie ponad 20 lat i to, że nie wylądowałam w psychiatryku lub ciężkich pieniędzy nie wydałam na psychoanalityka, zawdzięczam PRZYJAŹNI…