Czasem bywa tak, że czytając jakąś historię znamy jej zakończenie. Nawet jeśli ona dopiero się pisze…Intuicja, przeczucie, bo temat jest nam znany…Nieważne. To co czujemy, gdzieś tam podświadomie spychamy, bo zakończenie nam się nie podoba. Jednak wiemy, że tylko cud może sprawić, że będzie inne. Więc co robimy? Wierzymy w cud, mamy nadzieję, że się ziści. Pomagamy na ile potrafimy, czasem tylko dobrym słowem i uśmiechem. Bo historię pisze życie, a tu może się wszystko przecież zdarzyć. Ja wciąż wierzę w cuda…mimo swego ograniczonego optymizmu. Szanuję inny pogląd, nie każę wszystkim wierzyć w to, w co sama wierzę, ale czasem myślę, że tych, co złym słowem przeszkadzają innym, trzeba plewić jak chwasty. Bo nie wystarczy ich omijać szerokim łukiem. Złe słowo szybko się rozsiewa i czasem zbiera większe żniwo, żniwo nie do udźwignięcia.
Moje myśli rozbiegane, niepoukładane… Już tak mam, gdy trudno jest mi się z czymś pogodzić, zaakceptować, zmierzyć się. Bo co z tego, że trzy lata temu przeczucie mnie uprzedzało, jak przez ten czas tyle walki, hartu, nadziei i wiary pozwoliło mi uwierzyć w CUD…
Pozostała bezsilność…