Niedowartościowane głowy ;)

Faceci chyba mają w genach chęć dominowania  w rodzinie. Potrzebują stale  dowodów, że to oni mają ostatni decydujący głos. Czyli, że są głowami rodziny, nawet jeśli to w ich związkach trąci myszką i jest zwykłym stereotypem. No właśnie…W końcu stale teraz się słyszy/czyta o odwróceniu roli, że to kobieta częściej nosi spodnie w związku niż jej partner. Ale to ona najczęściej szuka partnerstwa w związkach, oferując podział domowych i rodzinnych obowiązków, a w zamian chce otrzymać możliwość podejmowania decyzji, samodzielnych też. No i właśnie, tu narasta konflikt, bo dla faceta często nie jest to do przełknięcia. Bo jeśli nawet pobiega po domu z odkurzaczem, zrobi zakupy i coś tam upichci, to nie wyobraża sobie, żeby bez niego, a przynajmniej bez wyrażania swojego ostatniego zdania miałoby coś funkcjonować w rodzinie. W końcu to on jest tą głową, co nie? No i mam takie wrażenie, że co niektórzy zbyt pewni tego nie są i potrzebują stałego udowadniania innym, że właśnie tak jest, a siebie dowartościowania…Proszę bardzo o to przykład:

Syn Przyjaciółki, mieszkający już osobno ze swoją dziewczyną czasem potrzebuje pożyczyć od Niej  samochód, który stanowi Jej własność i jest narzędziem pracy. Więc logiczne, że z mamą musi ustalać czy może wziąć i kiedy…Co na to tatuś i mąż? No nie może być pominięty i za każdym razem należy go też pytać o pozwolenie….

Szarady łóżkowe…;)

Szarady łóżkowe, czyli ten sobie szkodzi, co późno przychodzi…;))

Miałam ci ja z soboty na niedzielę cztery sztuki więcej niż zwykle do położenia spać. Normalnie nas jest czwórka plus pies i dwa pokoje z kanapami stoją odłogiem. Tak, żeby każdemu było w miarę wygodnie i nikt nikomu nie przeszkadzał, zarządziłam co następuje: pokój na półpiętrze gdzie stoi komputer na tę noc otrzymali Misiek i syn jednej z Czarownic, pokój Tuśki dwie  Czarownice, pokój Miśka trzecia, mężowi nakazałam spanie na dole przed tv, gdzie jest najmniej intymnie, bo pokój połączony jest z holem i schodami na górę, a Tuśce powiedziałam, że śpi ze mną w sypialni. Zważywszy, że mąż kładzie się najpóźniej i najwcześniej wstaje, takie rozwiązanie na tę jedną noc było najlepsze. Maksio, czyli nasz pies miał swój kojec, ale znając ostatnio jego upodobania, podejrzewałam, że wróci dopiero nad ranem ;))….Hmmm pierwszy jednak poszedł spać mój małżonek…do sypialni, następnie ja z dziewczynami zostawiając chłopaków całkiem żywotnych jeszcze, Tuśki w domu nie było. Zamykając oczy, pomyślałam sobie, że jeśli zobaczy na dole pustą kanapę, to się domyśli, że tylko Jej przypadła w udziale. Tym większe moje zdziwienie, gdy o nieprzyzwoicie późnej godzinie, rozbłysło światło w sypialni i głos pełen rozpaczy obudził nas z pytaniem, gdzie ma się położyć spać, bo została jej tylko łazienka…No jak to gdzie… na dole!!! na miejscu taty, odpowiadam zła. Ale tam ktoś chrapie, słyszę…Na co mówię: to idź do Miśka… i zanim zaprotestowałam, Tuśka obróciła się i otworzyła drzwi po drugiej stronie korytarza do pokoju brata gdzie spała przyszywana ciotka, niestety na połówce…Do Miśka, a nie jego pokoju warczę cicho, ale za późno, bo już następna osoba nie śpi…Schodzę razem z Tuśka na półpiętro, bo znając syna, będzie swego terytorium bronić, więc obie z Tuśką  pertraktujemy by wpuścił Ją do łóżka, oddając skrawek kołdry. Słowem, bo siłą to Maksa musieliśmy oboje z niego wyciągać, gdy Tuśka szukając jakieś piżamy, obudziła pozostałe ciotki…Twardym snem spał tylko syn koleżanki, który spać przecież miał właśnie z Miśkiem..Gdy w końcu wróciłam do sypialni, usłyszałam…”nie żal wam nocy”…No żal 😉

Telefoniczna terapia i nie tylko…:)

Odkąd moja Przyjaciółka wykupiła sobie w TPSA opcje darmowe weekendy i wieczory, natężenie naszych rozmów telefonicznych wzrosło znacznie. Szczególnie że internet dla Niej nadal pozostał czarną magią, choć już założyłam Jej skrzynkę pocztową i nawet dostałam jedną emalię ;)) W ostatnich dniach odbywało się to w ramach pogotowia ratunkowego  mojej obolałej duszy i rozszalałych emocji…Wczorajsza konferencja na szczycie złapała mnie w wannie, Przyjaciółka, upewniwszy się, że mam coś do picia, prychnęła,  gdy okazało się to tylko  herbatą, sama zaopatrzona w kanapki zaczęła nadawać…W przerwie tylko pytała się, czy dolałam sobie ciepłej wody ;))Dolewałam…kilkakrotnie… Chyba nie ma lepszej terapii jak każdy problem przegadać, z kimś, kto cię dobrze zna, dobrze ci życzy, ale stojąc z boku potrafi trzeźwo ocenić sytuację. Tak nawzajem ratujemy siebie od lat. Ale i tu na blogu doświadczam tego, bo cenne są Wasze komentarze, spojrzenia ludzi w końcu postronnych, nawet jeśli dany post jest bardzo subiektywny, w końcu fakty przedstawiane są tylko z jednej strony. Dziękuję 🙂

A jutro przyjeżdżają do mnie Czarownice, sztuk 3  na czele z moją Przyjaciółką 🙂 Już mam zamówiony stolik w Chińskiej restauracji w pobliskim miasteczku, a późny wieczór i pewnie noc spędzimy w domu przy kominku. Miały być tańce jako terapia, ale z wiadomych przyczyn nie mogą być…Innym razem 🙂 Mój mąż, który wczoraj nie doczekał się mnie w sypialni, bo okupowałam łazienkę, zszedł na dół przed telewizor i zasnął, dziś stwierdził, że jak dziewczyny się zjeżdżają, to On jest bezużyteczny, nawet jako kierowca, bo mamy Tuśkę;)

A teraz małe ostrzeżenie, które wczoraj rozbawiło mnie do łez. Przyjaciółka opowiedziała mi jak to chciała sobie zmieszać lakiery do paznokci, by mieć nowy intrygujący kolor. Nie zauważyła, że wypełniła buteleczkę aż po brzeg i jak dokręcała strzeliła Jej w ręku, rozsypując się w drobny mak i lakierując Ją od stóp do szyi  oraz stół i podłogę w kuchni. Pierwsze co zrobiła to ręce pod kran, co głupotą było, bo tylko rozmazała go sobie tak jak i zlew. Ścierając to świństwo maleńką gąbeczką nasyconą zmywaczem do paznokci (podobno są takie co się do nich palec wsadza) uchechłała się strasznie i pokaleczyła tymi drobinkami palce. Spodnie wyrzuciła do kosza…bluzkę próbowała ratować, jeszcze nie wie z jakim skutkiem. No i odechciało Jej się już eksperymentów ;))

Wszystkim życzę miłego weekendu :))

Osądzona…

AKT OSKARŻENIA:

Dla Pracodawczyni ważniejsze jest jej własne dziecko niż dziecko Pracownicy.

DOWODY:

Choć pracownica wykorzystała już wszystkie dni wolne tzn. urlop i opiekę, Pracodawczyni nie zgodziła się jej zastąpić w dniu w którym musiała udać się z dzieckiem na usg, bo sama musiała jechać z własnym synem do szpitala.Pracodawczyni zaproponowała zamianę godzin z inną pracownicą oraz skrócenie dnia pracy o 3 godziny bez odpracowywania.

WYROK:

To zły pracodawca jest…

OBRONA:

Brak argumentów…

………………………………………………………………………………….

Pytanie , które sama sobie zadaję: Jaką jestem matką ???

Nienajlepszy czas…

Nie lubię listopada, nie najlepiej mi się kojarzy, i ta cała aura…Ostatnie dni też dały mi  w kość…fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie, emocjonalnie…Najpierw przeczytałam słowa, których tak na dobrą sprawę się obawiałam. Za dobrze znam pewne sprawy, by nie mieć świadomości zagrożenia, dlatego tak mocno kibicuję i trzymam kciuki by się udało. Pewne rzeczy mnie dotknęły osobiście, więc mogłabym się wymądrzać przez swoje doświadczenie , ale i też bliskich, których to samo spotkało.Tylko po co?  Z wiarą przyjmuję decyzję i wspieram…I nie rozumiem tych, co wymądrzają się nie mając bladego pojęcia, nawet o sprawach oczywistych. Obojętnie na jaki temat. O ile mądrzej byłoby stosować się do zasady…nie wiem -nie dyskutuję…Tym bardziej nie pluje i nie oskarżam, nie oceniam…

Nigdy nie wyrzucałam komentarzy do kosza, po ostatnim „wyróżnieniu”  zrobiłam to …I choć nie uważam się za osobę pruderyjną, i choć mnie osobiście nie obrażały, to były jednak niesmaczne i myślę, że nie powinny zostać na tym blogu, na moim blogu. W końcu ja tu jestem gospodarzem, tak jak moi czytelnicy na swoich, i nikt z nas nie musi się tłumaczyć z tego o czym  i jak piszemy  i co usuwamy. W końcu nikt nikogo nie zmusza do czytania, a tym bardziej do komentowania…

W ostatnich dniach uświadomiłam sobie jednak, że ludzie mają problem ze zrozumieniem czytanego tekstu…Przerażające wręcz zjawisko…A ja ze zrozumieniem…niektórych ludzi…

………………………………………………………………………………….

W czwartek odebrałam Tuśki prawko, to są plusy małej mieściny, że mogłam zrobić to ja ;)) Więc dziecię osobiście pokonawszy 120 km z Dużego Miasta przywiozło mnie do domciu 🙂 Następnie przesiadło się do swojego autka i tyle Ją widziałam…Była bardzo uczynna w weekend: wszystkich gdzieś podwoziła, zawoziła, przywoziła…I tylko raz mi ciśnienie podniosła: dziś, gdy oboje z Miśkiem byli w miejscu gdzie komórki trzeba wyłączyć, nie włączyli po wyjściu, zajechali jeszcze do sklepu, więc spóźniali się już pół godziny a ja …no sami wiecie… wiem, wiem przesadzam, ale no  rodzicem jestem przecież ;))

Nieposkromione emocje…

Jestem wściekła, kawa parzy mnie w język, a palce energicznie stukają w klawiaturę. Zbyt emocjonalnie- tak po babsku- podeszłam do sprawy, nie jak pracodawca do pracownika. Ale zostałam oszukana, okłamana. I to chyba z głupoty, a tej nie toleruję…Bo pomylić się może każdy, każdy…Ale jeśli na zadane pytanie ktoś kłamie ,a później głupio się tłumaczy zwalając winę na innych…I gdyby nie to zwalanie, to pewnie bym nie zadzwoniła…poczekała. A tak…i wiecie co postawiło” krupkę nad i”..,że dzwonię i denerwuję tę osobę od samego rana…Więc odpowiedziałam, że jeśli  jest tak zdenerwowana, to może dziś do pracy nie przychodzić…Całkowicie nieprofesjonalnie, ale nerwy  mi puściły…Wiecie jak to jest: ziarnko do ziarnka…Więc jestem wściekła, sama na siebie za tak załatwienie sprawy…Bo mąż, który już wcześniej najchętniej tej osoby by się pozbył, powiedział : Nie martw się, ściągniemy z urlopu w zastępstwie… A mnie jest wstyd i źle, że do czegoś takiego musiało dojść…Za tamtą osobę, ale i za siebie też…

„Rozmiar ma znaczenie”…?

No, która z nas nie chciałaby być szczupłą? I nie chodzi mi tu o konkretne wymiary, ale tak by czuć się dobrze w swej figurze, w swej wadze…Nie martwić się, że obfitszy obiad, ciacho z kremem czy kolacja o późnych godzinach  pójdzie w bioderka, czy też w oponki na brzuchu. Och, jeść to, co się lubi w ilościach jakich się chce, nie zważać na porę dnia. I nosić ten sam rozmiar sprzed lat…Marzenie…Ale jak wiemy, marzenia się spełniają i producenci wiedza jak klientki przyzwyczajają się do swoich rozmiarów i sięgają  z wieszaka zawsze ten mniejszy sprzed kilku sezonów 😉 wyszli nam naprzeciw rozciągając rozmiary damskiej konfekcji :))) Przeczytałam dziś właśnie w Newsweek, że średnio z prędkością około 1,3 cm na dekadę przybywa materiału, a rozmiar ten sam. Biorąc pod uwagę, że są osoby, które nie tyją i nawet centymetr im  nie przybył w bioderkach od nastoletnich lat i noszące rozmiar kiedyś np. 36 to w wieku 40 lat dojdą do 32. No można popaść w anoreksję 😉 Bo co tu ukrywać metki z rozmiarem działają na naszą psychikę. Sama noszę 36 lub 38 i ostatnio z Tuśką kupowałyśmy takie same dżinsy, tylko Ona 25 a ja 28.. i tak się tym teraz dołuję podjadając wieczorami czekoladę ;DD No  trzy rozmiary większe …Masakra!! ;DD

Pytania bez odpowiedzi…

Dlaczego?…Tak często nie ma odpowiedzi, choć wciąż szukamy. Czy łatwiej byłoby, gdybyśmy ją znali? Na niektóre pytania nie ma odpowiedzi, pozostaje tylko zaakceptować fakty. Czasem z nimi walczyć z wiarą i nadzieją, że nic nie  dzieje się bez przyczyny. Że zawsze jest coś po coś. Każde doświadczenie nas uczy, choć czasem doświadczamy niezrozumianego bólu…fizycznego i duchowego. Człowiek wiele może znieść…choć nie wie, dlaczego jego właśnie to spotyka. Pozostaje wiara i nadzieja, że kiedyś  zrozumie…

Bieda rozgaszcza się…

Wczoraj z ekranu telewizora popłynęły złowróżbne słowa. O cho… pomyślałam …koniec roku się zbliża i społeczeństwo jak co roku straszone jest podwyżkami. Ostatnie lata dość łagodne były, bo choć czynsze, prąd i wszelakie paliwa skoczyły do góry, to rekompensowało nam to żywności, art. AGD i wszelakie promocje i obniżki, które społeczeństwo łapało wlot. Tym razem nie ma być tak łagodnie, bo budżet trzeba ratować i choć inflacja duża nie jest, to trzeba wspomóc rząd. A, że ten cudownego rozwiązania nie ma swoich kłopotów, to sięga do kieszeni obywateli. I nie kłopotałabym się tym jeszcze, czekając spokojnie na te podwyżki, gdyby nie pewien obrazek.Ostatnio płaciłam za zużycie prądu w zakładach energetycznych. Płacę dość sporo, bo 626 zł na 2 miesiące, czasem po terminie, bo pieniądze „zainwestowałam” w co inne, ale nigdy jeszcze mi nie zabrakło tak, by wyłączony został prąd. Kolejka była spora, przede mną 6 osób za mną zaraz też kilka stanęło. I 4 osoby na te 6 wykupowały energię za 20 zł, 10 zł i 12 zł…Ech ..no obliczyłam sobie, że przy moim zużyciu za takie kwoty to wystarczyłoby mi na jeden dzień góra dwa dni. No tak, mogłabym zrezygnować, ze zmywarki, nawet pralki, nie oglądać telewizora, ciepłą wodę grzać na gazie, mikrofali nie używać…nie mówiąc już o komputerze…Starczyłoby na dłużej to pewne. Ale nie o to chodzi…, jaka bieda musi już być w domu, jeśli do takich sytuacji dochodzi. A dochodzi i to dość często, gdzie w gospodarstwach domowych rachunki te podstawowe nie są płacone. Gdzie dylemat codzienny co zrobić? Czy kupić jedzenie, ubranie czy…prąd?

Jesiennie w duszy…

Za oknem szaro, siedzę w pokoju gdzie okna są naprzeciwko siebie. Z mojej  lewej strony widzę już ogołocone drzewa,  tylko świerki jeszcze niezbyt wysokie zielenią się. Z prawej dwie lipy…dziwne, bo cały szpaler na ulicy prawie bez liści, a te przy moim płocie jeszcze  całkiem ubrane w zielono-żółte odcienie. Ponuro, śnieg stopniał, teraz tak jakby mżyło.. Cisza…kubek z gorącą kawą na biurku i odgłos stukotu palcami w klawiaturę, z pokoju niżej dochodzi cichutko muzyka. Moja Przyjaciółka wczoraj powiedziała, że dziwna, inna ta Jej wizyta niż dotychczas. Taki czas…gdzie człowiek na każdym kroku w melancholie wpada. Tuśka jadąc ze mną samochodem, powiedziała…tylko żeby się nie zamyślać. Więc jedziemy do Dużego Miasta, do dziewczyn, by spędzić wieczór na pogaduchach przy winku, rozpędzić na chwil kilka ten melancholijny nastrój. Nacieszyć się sobą na jakiś czas, by znowu zatęsknić…Nabrać energii na poniedziałkowe zmagania…z codziennością.

A codzienność…no cóż,  znowu czy słońce, czy deszcz, czy śnieg droga do szpitala. Miśka na rehabilitacje minimum przez 3 tygodnie wozić. Rozwiązać problem szkoły…ech…