Silna baba jestem !

Nie od dziś wiadomo, że kobieta, to ta silniejsza płeć. Więcej zniesie, szczególnie w chorobie…swojej własnej ale i członka rodziny też. Odkąd Misiek ma to całe ustrojstwo na nodze, a rany się nie goją, bo trudno by się goiły, gdy codziennie od ponad miesiąca 1 milimetr przybywa- w oczach mojego męża widzę wielką panikę. Już trzy razy gnał te 120 km z synkiem, bo uważał, że tak nie powinno być, choć ja uspokajałam, że nic złego się nie dzieje- nic o czym lekarz by nie uprzedził. Wyszło na moje. I żeby chociaż Go to uspokoiło…a gdzie tam. Stwierdził, że lekarze w ogóle nie mają podejścia do pacjenta ; )Codziennie przy zmianie opatrunków, czyli kilka razy dziennie musi pomóc Miśkowi, bo choć ten sam daje sobie znakomicie radę, jest jedno miejsce z trudnym dla Niego dostępem. Więc chodzi ten mój MĘŻCZYZNA z obolałą miną, z przerażeniem w oczach i słowami, że już nie może, a przecież On ma dwie zdrowe nogi! No a teraz jeszcze przypałętała się ropna angina z wysoką temperaturą. Ciocia -lekarz akurat nas wczoraj odwiedziła. Tego się nie da opisać. To już zbyt wielki ciężar spadł na mojego małżonka. Choć nie On się z nią zmaga, ani z tym wielkim bólem nogi. Misiek trzyma się dzielnie, a ja się w duchu modlę, aby coś w końcu nie dopadło męża. Bo jednego fizycznie chorego faceta i drugiego strasznie się przejmującego, to w domu o tego jednego za dużo. Naprawdę. A już w ogóle nie wyobrażam sobie, aby jakieś choróbsko dopadło tego starszego. Wtedy pewnie i ja wysiądę i gdzieś się zaszyję. Bo ile można tłumaczyć, uspokajać i w końcu pocieszać? I wychodzi na to, że ja jestem tą mniej wrażliwą i czułą na ból 😉

kilka słów….

Nie mam nic na usprawiedliwienie swojego milczenia. Jest mi wstyd, bo powinnam przewidzieć, że niektórzy będą się martwić, tak jak ja to robiłam, gdy ktoś z Was zbyt długo nie dawał znaku życia.

PRZEPRASZAM!!!!!!

Trudno wytłumaczyć mój stan, ale ogarnęło mną poczucie, że coś mi umyka. Tak jak kiedyś, gdy byłam młodą dziewczyną zaczytaną w powieściach, w którymś momencie poczułam, że zbyt wiele czasu poświęcam literaturze, a życie toczy się czasem beze mnie. Wtedy na jakiś czas, w sumie krótki, odłożyłam książki na bok…Teraz zrobiłam tak z internetem. Nigdzie nie zaglądałam, nawet do skrzynki pocztowej. Życie mnie pochłonęło całkowicie. Myślę też, że i pewne wydarzenia tu na blogach, tak realne i tak mnie dotykające do tego też się przyczyniły…

Dziś po skończeniu pracy (niestety od kompa nie dało się uciec całkowicie) weszłam na Onet, a tam o blogach…trudno było nie zajrzeć na własny.

No i zawstydziłam się, że tak Was zostawiłam. Bez słowa wyjaśnienia.

PRZEPRASZAM!!!

Intensywność życia daje mi się we znaki. Ale jestem szczęśliwa, choć nie pozbawiona kłopotów dnia codziennego. No i zawalona pracą jak to bywa na koniec i początek roku. Ale już półmetek.

Tuśka ze średnią 4,5 wkroczyła w drugi semestr (z 2 na 3 egzaminów była zwolniona). Misiek mimo pobytu w szpitalu miał najwyższą średnią w klasie. Dziś pisał próbne testy. Martwię się o Niego, bo ból i to ogromny jest Jego codziennym towarzyszem. A dzielny jest niesamowicie. Lekarz powiedział, że nie zna osoby, która by w takim stanie wróciła do szkoły. Ale nie chciał indywidualnego nauczania.

Mam nadzieje, że jeśli tu wciąż zaglądacie, to moje przeprosiny zostaną przyjęte, a słowa Was uspokoją.
Pewnie zbiegiem czasu wszystkich poodwiedzam, bo teraz właśnie uzmysłowiłam sobie, że strasznie się stęskniłam. Pewnie nie nadrobię szybko zaległości, a i sama nie wiem, kiedy coś napiszę, bo strasznie intensywnie żyję w realu.

Wszystkich mocno buziakuje…a szczególne buziaki Tobie Meggi się należą :***