(Nie)przewidywalność…

Zima wciąż nie zdecydowała czy sypnąć u nas śniegiem, czy pozostać przy niskich temperaturach z szarym niebem. (Deszcz, deszcz potrzebny od zaraz!). I nie bardzo by mnie ten powrót zimy na przełomie marca i kwietnia oburzył, bo z perspektywy wciąż ogrzewanego domu (nie wiem, co będzie w przyszłości, bo rząd zapowiedział, że ani węgla, ani gazu rosyjskiego już nie będzie) kilkudniowe ochłodzenie jest do przeżycia, a na pewno przeżyją moje bratki i stokrotki, a hebe najwyżej przenocuję na werandzie/ganku czy jak to się zwie, bo ja się zdecydować nie potrafię. W tej materii. Ale! W kontekście wyjazdu do DM, to ta zimnica robi się problematyczna. No boszzz kurna ja już się pożegnałam z zimowymi kurtkami!

Gdy zima z wiosną toczą swą bój o dominacje w pogodzie, to NFZ ogłasza, że COVID-19 stanie się zwykłą infekcją. Od 1 kwietnia, więc nie wiem czy to jakiś żart, czy wręcz naprzeciwko. W rzeczywistości, w jakiej przyszło nam żyć, w ogromie newsów, które po kilku minutach mogą już być nieaktualne, nic już nie jest pewne. A raczej pewne jest jedno: niepewność. NFZ nie tylko ogłosiło, ale nie zamierza też płacić ani za testy, ani za testowanie… Nie no chyba to jednak żart.

Czytam, że 78% obywateli uważa, że mimo różnic politycznych w sytuacji zagrożenia należy wspierać rządzących, gdyż nie czas na spory. No piękne! Żarty. Wciąż uważam, że w obecnej chwili to rządy pisowskie są naszym największym zagrożeniem, bo tu i teraz niszczą naszą demokrację, praworządność, gospodarkę, która na szczęście jakoś jeszcze się broni przed tymi niekompetentnymi psujami (jastrząbkami) czego tylko się nie dotkną. Ani amnezji (społeczeństwa), ani amnestii (dla przewinień pisowskigo gangu) nie może być- nie ma na to zgody!

Nieprzewidywalność jest podobno, a raczej było wadą Polskiego Ładu. Było, bo ładu już nie ma, ale pozostał chaos. No cóż, być może rządzący doszli do wniosku, że społeczeństwo lubi niespodzianki, choć niespodzianką dla nikogo nie jest, że mamy jeden z najgorszych systemów podatkowych na świecie, a obecnie to chyba nawet trzy funkcjonują. Ja już się pogubiłam. Ale co tam, grunt, że Sasin powołuje giganta spożywczego. Nawet nie wnikam co to za stwór. Przytuli i przewali kolejne miliony. To pewne.

Słodki jeżu, ale się rozpisałam w tym marcu. A wolałabym zamilknąć. Nie, żeby jakoś tak na wieczność, ale mogłoby się w mojej głowie już przestać kotłować z nadmiaru emocji. Mogłabym pogłowić się o czym tu albo w ogóle nie mieć o czym i zrobić sobie bezterminową przerwę; choć może i nie mam, tylko mnie się tak wydaje, bo- bez urazy (serio! serio!)- ileż można o pisie, covidzie i wojnie…

Ale o piętrzących się problemach, które mnie bombardują z każdej strony… nie mam siły pisać. Przykrywam więc je gadulstwem o tym co powyżej…

(Nie)wyznaczone granice…

Według OM na granicy jest już dużo spokojniej i przekroczenie w większości odbywa się w sposób zorganizowany. Samochodami osobowymi, ale również autokarami, które podstawione od strony polskiej odbierają osoby przyjeżdżające autokarami z głębi Ukrainy. Dwa tygodnie temu wyglądało to bardziej dramatycznie, chaotycznie, ale wciąż napływ osób uciekających przed bombami jest duży.

W domu naszych przyjaciół, który przystosowany jest do agroturystyki, przebywa kilka pań z dziećmi. Niby sytuacja idealna i dla gospodarzy i dla ich gości, a jednak niewyznaczenie od razu granic, a wręcz zaproszenie i otwarcie własnej prywatnej przestrzeni szybko doprowadziło do poczucia ogromnego dyskomfortu. Mimo wspólnego języka, a może właśnie dzięki niemu goście poczuli się jak u siebie, a dzieci zaanektowały cały dom… Gospodarz większość dnia spędza w pracy, notabene w szkole ukraińskiej, wychowany w wielkiej empatii dla potrzebujących, bardzo rodzinny i przyjacielski, oddałby ostatnią koszulę osobie potrzebującej, nawet nie zauważył, że jego lepsza połówka jest już na skraju załamania. Psychicznego. Nie, absolutnie nie ma w niej urazy, pretensji czy złości do osób przebywających pod jej dachem, to raczej niezrozumienie przez małżonka, że gdy przez cały dzień niemożliwością jest złapanie oddechu, pobycia z własnymi myślami, zajęcie się piętrzącymi WŁASNYMI sprawami, zjedzenie choćby posiłku bez towarzystwa to następuje ogromne obciążenie, które z każdym dniem się pogłębia.

Rozmowa OM z obojgiem, ale przede wszystkim nakłonienie gospodyni do rozmowy z goszczącymi paniami w celu ustalenia pewnych stałych zasad przyniosła poprawę, ale przede wszystkim ulgę z odzyskanej własnej przestrzeni, której już teraz nie waha się zamknąć na klucz. Nie można się zatracić w pomaganiu i empatii, i czasem trzeba też temperować własną otwartość i oddanie, nie pozwalając sobie na wyrzuty sumienia, że dbanie o swój komfort (psychiczny) jest czymś złym. Niestosowny w takiej sytuacji. Na chwilę można z niego zrezygnować, ale na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować. Bo samemu zaraz będzie się potrzebowało pomocy. A do mety tej pomocy jeszcze długa i pewnie wyboista droga.

Nasi przyjaciele to wspaniali, życzliwi, empatyczni i zawsze uśmiechnięci wobec świata i człowieka ludzie. Bardzo gościnni i rodzinni. Absolutnie nic i nikt tego nie zmieni, ale bywają sytuację, kiedy ktoś musi im powiedzieć, że wyznaczenie granic własnej ofiarności jest konieczne. I dobre. Dla wszystkich stron.

*

Nasz minister spraw zagranicznych wzywa Rosję do wycofania swoich wojsk z Ukrainy. Bezskutecznie. Milczy zaś odnośnie tego, że to Ordo Iuris będzie monitorować wybory na Węgrzech, gdyż rząd Orbana podważa wiarygodność OBWE, a to przecież Polska obecnie przewodzi tej organizacji. Premier od bezpieczeństwa (to jest dopiero kuriozum) również zamilkł w temacie, który lansował od lat, że będziemy mieć nad Wisłą Budapeszt, choć w skrytości dalej robi wszystko, żeby tak się stało. Mam wrażenie jakby nasz rząd chciał wygumkować Orbana i obawiam się, że pamięć naszego społeczeństwa jest krótka, niestety. Historia rządów tej partii dobitnie na to wskazuje.

Dziś (kolejny raz) nie wytrzymałam (kolejnej) dawki ich cynizmu, niekompetencji i perfidii i oznajmiłam OM, że jak wybory wygra PIS, to nasze dzieci, a przede wszystkim wnuki pod tym polskim niebem nie mają przyszłości i jedyna słuszna decyzja to wiać z tego kraju jak najdalej!

Ps. Świat się kręci, piła wciąż w grze… w pięknym stylu załapaliśmy się na Mistrzostwa Świata… Rosja- иди на хуй! Od 33 dni po raz pierwszy oglądając telewizję gęba mi się śmiała.

Z perspektywy kanapy…

Wybór pięknej, wygodnej i funkcjonalnej kanapy, która ma mieć swoje docelowe miejsce pod ścianą z cegły, wcale nie jest taki łatwy. Musztardowa, a raczej miodowa (w której obie się z Tuśką zakochałyśmy od pierwszego wejrzenia) okazała się kanapą dobrą do poczekalni, najwyżej na godzinę siedzenia, a nie kokoszenia się na niej pół dnia… Została zamieniona na inną i temat miał być już zamknięty, ale jak to bywa- znów jest otwarty 😉

I z takiej właśnie perspektywy, bardziej lub mniej wygodnego siedziska przyglądamy się zagładzie ludzi. Tuż za naszą granicą. Niepojętnie bolesne.

OM jeszcze nie wrócił z granicy. A zanim dojechał, to był świadkiem naparzania się debili, czyli kiboli na autostradzie. Powstał korek. Przyjechało kilka wozów policyjnych. Skomentował to tak, że powinni dostać one ticket do Mariupola. No cóż, życie przecież trwa, z powodu wojny ludzie nie zmieniają swoich nawyków, priorytetów, dopóki im bomby nie zaczną spadać na głowę. Ale! Nie lękajcie się– tak powiedział prezydent Biden i ja się nie lękam, że NATO nas zostawi samym sobie w razie niebezpieczeństwa. Ale! Lęków w sobie mam sporo, a dotyczą one pokłosia tej wojny. I choć chcę wierzyć w cuda, to jednak w tej kwestii na boski cud nie liczę. Żeby dobro zwyciężyło nad złem, to musimy się sami do tego przyczynić. Wywalczyć je sobie. Zaklęcia i modlitwy nie pomogą. Ani płomienne, choć ważne słowa męża stanu, jakim niewątpliwie jest prezydent USA. Na Ukrainę dalej będą spadać rosyjskie bomby i rakiety, na granicy polsko-białoruskiej umierać ludzie, nasz zerowy minister dalej będzie demontował sądownictwo, a premier z prezesem dalej będą uprawiać swą narrację, że to Niemcy są źli, przemilczając swą przyjaźń z Mateo Salvini i Marine Le Pen. I nadal nie będziemy mieć unijnych pieniędzy przez nasz nierząd.

Polatałam sobie w niedzielę po lesie, i choć dzień dłuższy to okazał się krótszy. Z mojego polatania nic szczególnego nie wynikło, ale z odlotu znanej dobrze kurator oświaty- przypominam urzędniczki państwowej- już może coś wynikać. Złego. Nie będę tu przytaczać całego jej tweeta o ideologicznej pleśni i niezawodności cywilizacji chrześcijańskiej. Pewnie w swych urojeniach przemyśleniach uwzględniła (nie)zawodność Cyryla i Franciszka.

A trzeba było mi z tego lasu nie wychodzić. Mentalnie 😉

w lesie jest makabrycznie sucho…

Trzeba wejść w poniedziałek, dość brutalnie wyrwana ze snu (półgodziny temu) przez telefon od OM. Ale zdążyłam wytransportować kierowcę, zjeść śniadanie, napisać post i teraz piję kawę, a wszystko to z perspektywy łóżka…

Implikacje…

Dosięgną wszystkich. Europę. Świat. Nas.

Ukraina płaci cenę makabryczną, okrutną, krwawą. Bezpieczeństwo nie jest rzeczą daną raz na zawsze. Nie jest też rzeczą darmową. NATO zapowiada zwiększenie wydatków na obronność. Świat znów zacznie się zbroić. To podobno smuci Franciszka, wręcz oburza, choć wciąż nie oburza się na Rosję-agresora.

Świat jest zbiorem naczyń połączonych. Zależnych od siebie. Wystarczy jedno zniszczyć, a reszta zostanie mocno pokiereszowana. Zbombardowana Ukraina to zniszczona jej gospodarka, produkcja. Nałożone sankcje na Rosję również będą miały swoje reperkusje w demokratycznym świecie. Nie wiemy jakiej skali będą implikacje wojny, ale jedno jest pewne, że im dłużej będzie trwać wojna, tym będą większe.

Jednego dnia w naszym kraju minister zdrowia odwołał pandemię, premier odwołał Polski Ład, może dałoby się odwołać też wojnę w Ukrainie? Pewnie tak samo skutecznie…

Wykorzystuję słoneczne dni na maksa, spędzając coraz dłuższe chwile w ogrodzie, na tarasie bądź w lesie. Wsadziłam już dymkę, posiałam naciową pietruszkę, wysadziłam bratki do ogrodu, a do doniczki stokrotki…

Nadmiar świeżego czasem wręcz rześkiego powietrza powoduje znużenie wszystkimi innymi- według mnie małoistotnymi- zajęciami, aktywnościami, byciem. Gdzieś tam. I dobrze mi z tym. Jeśli tylko jest możliwy jakikolwiek błogostan… dziś. Bo nie da się z głowy niczego wygumkować. Ale ograniczyć już tak… Tworzyć własną codzienność. Pomiędzy. Na własnych warunkach, póki jeszcze się da.

Gdy natura, a nie człowiek robi zniszczenia, to serce jakby mniej boli…

Jestem świeżo po lekturze, po której niełatwo się pozbierać i przejść do codzienności. Historia sprzed stu lat oparta na faktach i wciąż aktualna. Krzywdzone dziewczynki/kobiety milczą, bo kto im uwierzy? To pierwsze moje spotkanie z tą autorką, zupełnie przez przypadek. Mocna lektura. Magda Knedler i Nikt Ci nie uwierzy…

I dobra wiadomość na dobranoc (i dzień dobry): sąd w Hajnówce nie zgodził się na tymczasowy (trzymiesięczny) areszt aktywistów, którzy pomagali rodzinie z siedmiorgiem dzieci na granicy polsko-białoruskiej. Prokuratura im zarzuciła nielegalne przekroczenie granicy. Jeszcze mamy uczciwe sądy!

Uchwycone…

Wpadłam na chwilę do gminnej biblioteki. Na chwilę, bo oddawałam trzy przeczytane książki z pięciu wypożyczonych. Nie przetrzymuję książek, wykorzystując fakt, że idąc do przedszkola po Zońcię mijam wejściowe drzwi do biblioteki, więc oddaję przy okazji. Akurat trwały warsztaty teatralne, w których udział brali sami seniorzy. Zatrzymałam się na moment, żeby posłuchać, gdyż odbywało się czytanie ballady- Pani Twardowska. W naszej gminie w kilku wiejskich miejscowościach otwarto dzienne domy seniorów, a w nich oprócz spotkań przy kawie, herbacie i domowych wypiekach, seniorzy zajmują się różnymi rękodziełami. Ale przede wszystkim spędzają wspólnie czas. Miło. Efektywnie.

rys. Mariusz Sopyłło

Być może nawiązują też głębsze relacje, wszak życie to rzecz dla dwojga 😉

We wtorek syna kochana skończył trzydzieści lat. Oboje jesteśmy w szoku, no bo jak to i kiedy ten czas zleciał? Miałam niecałe 28 lat, Tuśka miała 3,5 roku, a marzec był wtedy mocno zimowy w tamtą niedzielę w samo południe.

Na dworze wiosna, która podzieliła Polaków: jedni jeszcze w zimowych kurtkach, drudzy już w krótkich rękawkach. Zgodnie, a może i nie, zdejmiemy zaraz maseczki. Tylko solidarnie wciąż pomagamy, marząc by wojna się skończyła. A ona skończyć się nie chce, jest coraz bardziej okrutna. Ma twarz rosyjskiego żołnierza zabijającego ojca i gwałconego matkę na oczach dziecka.

Staram się wystawiać łeb do słońca, każdego dnia upijam się powietrzem, i jak nie zdrzemnę się późnym popołudniem, to wieczorem padam na twarz ze zmęczenia. I zasypiam z kurami. To jest dobre zmęczenie, choć irytujące, bo tak niewiele mogę zdziałać.

Motyle już upiększają swoją obecnością ogród, ale moje motyle krzewy wszystkie przemarzły. Pięć sztuk- jak się nie dba i nie otula, to się nie ma 😦 Czekam na cud, że puszczą od korzeni…

Nasi rządzący nie przepuszczą żadnej okazji, żeby pogmerać w konstytucji, która raz jest, a raz nie jest dla nich przeszkodą, by umacniać swoje rządy w niepraworządności. Tu żadnego cudu nie oczekuję, choć mocno się zastanawiam, dlaczego nikt nie podnosi głosu, że polscy dziennikarze pracują i zdają relację z terytorium Ukrainy, gdzie toczy się wojna, wysyłamy pomoc humanitarną, a na granicy białoruskiej wciąż funkcjonuje zakaz wjazdu i stan wyjątkowy. Tam wciąż są matki z dziećmi oczekujące na pomoc. Tam wciąż mieszkańcom utrudnia się normalne codzienne funkcjonowanie.

Miesiąc jak trwa wojna. Chwytam chwile, kiedy moje myśli głęboko są zanurzone w codzienności, ale przecież ta codzienność to również załatwianie kilkudziesięciu par butów na front… Wiadomość przychodzi, gdy słońce grzeje moją twarz…

To dopiero początek…

Już ponad 700 000 dzieci ukraińskich jest w Polsce. Według ministra optymisty nauczycieli nie zabraknie, bo ministerstwo zniosło górny poziom nadgodzin, a języka polskiego może uczyć każdy. Każdy nauczyciel. Ten sam, który wielokrotnie był przez rząd i trolli internetowych znieważony i opluwany, a przez PISowski Ład okradziony. Czytam, że specjalistka od pomagania, niejaka Kempa, zorganizowała w szkołach konkurs na temat ludobójstwa na Wołyniu. W strzeliła się z terminem idealnie, wszak ukraińskim dzieciom często w traumie, w pourazowym stresie, które musiały uciekać z domu przed bombami, takie podsycanie nienawiści się tylko przysłuży. Bo czemu innemu miałoby to służyć? Wszyscy już słyszymy bądź czytamy te oskarżające głosy, że oto Ukraińcy dostają mieszkania za darmo, pierwszeństwo w kolejce do lekarza…

Na samej empatii nie może polegać pomoc (jej w końcu może zabraknąć), niektórzy już nie pamiętają, że wielu przebywających u nas uchodźców traci właśnie kogoś z rodziny. Bliskiej. Zaczynają się rozliczania pod hasłem” pomagać trzeba, ale”… iście w stylu Konfederacji.

Rozmawiałam z Rodzinną. Przyjęła już ponad 20 pacjentów z Ukrainy. W normalnej kolejności. Może przyjąć dwie pielęgniarki i jedną lekarkę do swojej przychodni. Tyle że to wcale nie jest prosta, a przede wszystkim krótka ścieżka do zatrudnienia. Chęci z obu stron są, teraz potrzeba czasu w załatwieniu wszystkich formalności, przede wszystkim nostryfikacja dyplomu.

Pomiędzy doradzaniem koloru kanapy (musztarda czy szary) a pochłonięciem całej tabliczki mlecznej czekolady z nadzieniem karmelowym, zastanawiam się czy ktoś jest w stanie zrozumieć skalę rosyjskich kłamstw. Ja nie. Ale ja nie rozumiem nawet tych codziennie serwowanych nam przez rząd, a trzeba przyznać, że jednak one mieszczą się w jakichś tam standardach okłamywania.

Wiosna przyszła zgodnie z kalendarzem. Błękitnym niebem w pełni rozsłoneczniona, z topieniem marzanny (ech, gdyby tak wraz z nią utopić zbrodniarza, albo chociaż wszystkie troski i smutki), z pięknym koncertem Razem z Ukrainą. Wzruszającym.

Kręci się w kółko…

Świat.

Nie wiem, czy ma jakiś plan. Eksperci też nie wiedzą. Odwleka widmo III wojny światowej, a nam każe uzbroić się… w cierpliwość?, nadzieję?, w co? Na razie dominuje bezradność. Pytanie jak długo.

Czytam, że sankcje, a raczej ich brak na surowce z Rosji umacniają rubla. Ekonomiści zauważają, że obecnie więcej płynie gazu na Zachód niż przed wojną. Świetnie. Brawo my! Przez naszą granicę z Białorusią wciąż jadą rosyjskie tiry, a rząd nawet się nie zająknął na temat postawy Orbana- przyjaciela Putina- za to wciąż przez swoją tubę propagandową oskarża opozycję i Unię Europejską. Jacy my przewidujący, a oni krótkowzroczni. Rząd postanowił wdrożyć tarczę antyputinowską. (Ja się pytam, kiedy wdroży antypisowską). Tak czy owak, dla przykładu powinien podać się sam do dymisji, wszak zapowiedział derusyfikację gospodarki polskiej i europejskiej.

Nie wyrabiam. Nie ogarniam. Mój świat jest mniej skomplikowany. Budzę się, zazwyczaj wstaję, kiedy chcę, połykam w pośpiechu śniadanie, powoli wypijam kawę w towarzystwie łakoci i ruszam w codzienność. Swoim rytmem. Dopóki ktoś/ coś tego rytmu nie zburzy. W Ukrainie rytm wyznaczają alarmy przeciw bombowe, spadające bomby i rakiety…

Minęły dwa lata od ogłoszenia pandemii… ta wiosna miała być już inna. Wszyscy jesteśmy spragnieni normalności… i wszystko się zepsuło. Wirus wciąż zbiera żniwo, trwa wojna, która pochłania coraz więcej ofiar. Ale! Słońce coraz wcześniej wstaje (akurat ja tego nie zauważam śpiąc smacznie o tej porze) i później zachodzi. Pierwsze wiosenne kwiaty wyszły już z podziemi, czas płynie, choć czasem się wydaje, że się zatrzymał, bo dni takie podobne- codzienna pobudka i sprawdzenie czy Kijów jeszcze się broni, a Ukraina walczy… To już 24 dzień, czyli jednak czas przyspieszył.

Wychodzę na taras i w gąszczu drzew widzę Rudą, więc wyciągam telefon by uwiecznić wizytę. Najczęściej obserwuję ją przez okno z innej strony domu…

Kilka chwil zapomnienia i skupieniu się na tu i teraz… Dbałość o komfort psychiczny jest bardzo ważna. Ale! Trzeba wiedzieć, obserwować, pilnować, piętnować, reagować, bo inaczej zmian się nie dokona i wciąż będziemy tkwić w beznadziejnym państwie jakie stworzył nam PIS. O naszym życiu i jego jakości decydują niekompetentni idioci!

Pańcio się nas zapytał gdzie się schronimy w razie bombardowania…

Na Starym Rynku we Lwowie, który przeszłam wszerz i wzdłuż o każdej porze dnia i nocy, gdzie życie nawet na chwilę nie zasypia, stanęły puste wózki dziecięce- symbol 109 śmierci dzieci. Symbol tragedii. Putin organizuje wiec na swoje poparcie i mówi, że Rosja się nie zatrzyma i zrealizuje swoje plany. Szubrawiec nie dodał, że ma na myśli ludobójstwo. Napisać, że papież Franciszek mnie rozczarował, to nic nie napisać. Nie wybrzmiały żadne mocne słowa o agresorze. Ale! Czy ja naprawdę oczekiwałam, że się odważy nazwać zło po imieniu, no nie.

Świat się kręci…Czy ktoś w ogóle odnotował, że Miss World 2022 została Polka? Po 33 latach od pierwszego (polskiego) tytułu. Przyznam się, że kompletnie wyszło mi z głowy, że takie konkursy wciąż się odbywają. Ciekawa jestem, z ilu ust kandydatek padło hasło by na świecie panował pokój.

Spokojnego, wiosennego weekendu!

zostaną przesadzone do gazonów

W co wierzyć…?

Czytam. Również ekspertów wojennych, którzy już uznali, że Rosja tę wojnę przegrała. I widzę kolejne zniszczenia miast, czytam o kolejnych zabitych. Słabość wojski rosyjskich- uznana przez ekspertów- odciska się piętnem pożogi na narodzie ukraińskim. Strach pomyśleć ile zła by się dokonało więcej, gdyby armia rosyjska była sprawniejsza. I jak długo jeszcze? Jak długo jeszcze będą ginąć ludzie bez powodu?

Wiadomości gonią wiadomości. Jak odróżnić te prawdziwe od tych nieprawdziwych bądź nie całkiem prawdziwych; jaka jest faktyczna sytuacja na froncie, zastosowane sankcje i pomoc? Już w sieci krążą zmanipulowane dane. Jedno jest pewne, Ukraina wciąż płonie. I nie można zapomnieć, że to Europa- w tym nasza obecna władza- dała wszelkie narzędzia, żeby Putin wzniecił ten pożar.

Czytam ekspertów, którzy uważają, że nie grozi nam agresja ze strony Rosji. I ja w to wierzę- gdy dzwoni Tata i się pyta o przygotowania do wojny, odpowiadam spokojnie, że Polska jest bezpieczna. Wszak trzeba być optymistą (od urodzenia) jak minister Czarnek, twierdzący z absolutną nadzieją, że za dwa tygodnie przybyłe do nas dzieci wrócą do Ukrainy. Do swoich domów. Tymczasem w Mariupolu bomby spadły na teatr, który był schronem dla setek ludzi. W Czernihowie rosyjskie wojsko zabiło ludzi stojących w kolejce po chleb.

Wojna trwa i jak na razie nie zamierza się kończyć. Pomoc również. Czytam, że wiele parafii pomaga uchodźcom. Bez rozgłosu. Cieszy mnie to, choć w swojej okolicy niczego takiego nie zaobserwowałam. Za to nasza parafia prawosławna dzięki ofiarności darczyńcom i we współpracy z oficjelami wysłała już ponad 80 ton rzeczy do Ukrainy. Nasz ksiądz nie ustaje w organizowaniu kolejnych transportów. Ach, jak pięknie w to się wszystko wpisuje fundacja Godek, witając Ukrainki antyaborcyjnymi ulotkami, prawda? Toż to dopiero dar…

marta frej memy

Rosja może zbankrutować, tak twierdzą wszyscy eksperci- po to są sankcje. A ja zupełnie nieoptymistycznie zastanawiam się, czy zanim to się stanie, to będą jeszcze istnieć niektóre miasta w Ukrainie. Putin stosuje taktykę spalonej ziemi. I wbrew na pewno dobrze- jeśli nie najlepiej- poinformowanemu ministrowi Cz., obawiam się, że ta wojna potrwa dłużej. O wiele dłużej.

kolejny obraz, który nie wymaga słów

Chciałabym optymistycznie zakończyć ten post…

Pandemia się nie skończyła z powodu tego, że głos ekspertów nie przebija się przez wojenne wiadomości. A oni mówią o szóstej fali… u naszych zachodnich sąsiadów kolejne wzrosty zakażeń. Ale! Nie ma co się martwić, nasz minister zdrowia planuje w kwietniu skończyć z ostatnimi już restrykcjami- maseczkami i kwarantanną. Hip, hip, hurra!

Jeden odwoła pandemię, drugi zakończy wojnę. Wszak mamy sprawczych ministrów. Aaa i premierów. Bohaterów.

Hmmm wyszło jak wyszło… ale po dzisiejszym dniu, po tym kolejnym dokonanym z premedytacją ludobójstwie, moje palce nie chcą stukać wesołych literek, choć próbowałam…

Kolejny bratek… w ogrodzie ptaki toczą głośne dysputy. Nie mam pojęcia o czym…

Mogłabym zamilknąć, tyle że jak na razie pisanie mnie w pewnym sensie uspakaja…

ps. stanowczo nie powinnam czytać po nocy: Leśnicy wycięli 109-letnie drzewa: 23 sosny, 6 świerków, 2 osiki, 16 klonów i 2 jesiony! Szlag!

Wilk w ludzkiej skórze…

Nie boisz się wilków?– spytał się OM, kiedy usłyszał w której części lasu grasuję. I przypomniało mi się, że kilka tygodni temu na profilach lokalsów widziałam zdjęcia drapieżnego ssaka z rodziny psowatych. Postanowiłam być czujna, tyle że umysł swoje a nogi swoje i zamiast iść szerokim traktem leśnym, to skręciłam w gęsto zalesioną ścieżkę. Nie myślałam o żadnym zagrożeniu, wręcz przeciwnie, gdy nagle zobaczyłam dwóch rosłych facetów. Jeden trzymał łopatę, drugi coś w rodzaju wykrywacza metali. W pierwszej chwili pomyślałam, że zakopują psie gówna, ale psa przy nich żadnego nie było… potem, że jakieś truchło. Trupa. I automatycznie podjęłam ucieczkę, skręcając w głąb lasu, przedzierając się do leśnej drogi. W myśli analizowałam czy mnie rozpoznają, gdyby przyszło im do głowy zlikwidowanie świadka; szare spodnie, szara kurtka, szara czapka i przeciwsłoneczne okulary, buty czarne- innymi słowy szara masa…

Co ze mną nie tak, że bardziej boję się spotkania ludzi w lesie niż zwierząt?

A tego dnia miałam drugie spotkanie, tym razem mniej zatrważające i co tu ukrywać, sympatyczniejsze:

Miałam napisać o krótkiej podróży Najmłodszych i Tuśki z Warszawy do Poznania pociągiem przepełnionym uchodźcami z Ukrainy. O teraźniejszej historii w pigułce, bo kobiety z dziećmi uciekły z Charkowa, więc rozmowa była naszpikowana obrazami wojennymi. Jedna mówiła po rosyjsku- i tu Tuśka miała kłopot ze zrozumieniem- a druga po ukraińsku. O chłopcu w wieku Pańcia, wystraszonym i nieufnym, który nie chciał nawet usiąść, gdy Tuśka wzięła Zońcię na kolana, żeby zrobić siedzące miejsce dla dwójki dzieci. Ale przede wszystkim o dumie tych kobiet i dzieci…

Ale!

Wysłuchanie tego było już ciężkim przeżyciem…

Zostawiam więc odrobinę wiosny ku pokrzepieniu…

To tymczasowe miejsce, bo finalnie mają zostać wkopane do ziemi w ogrodzie. Podobno te drobne bratki rozsiewają się jak głupie…

Ps. Delegacja naszych premierów udaje się do Kijowa. Prezes od spraw bezpieczeństwa w końcu zapragnął zostać bohaterem i przykryć fakt, że trzynastego grudnia 1981 roku spał do południa. Tak, jestem złośliwa. Ale gnojom nie zapomnę, że jak zdobyli władzę w 2015 roku, to długo jechali na antyukraińskiej narracji.

Pozostaje…

Wiara. Nadzieja.

92 procent Ukraińców wierzy w zwycięstwo. W Polsce ta wiara wynosi niecałe 52%. Ja mam taką nadzieję, choć wcale nie jest łatwo ją mieć… szczególnie kiedy w niedzielny poranek budzi cię własny mąż z planem ewakuacji rodziny… do Kanady. Serio. Popatrzyłam na niego nieprzytomnie i wymruczałam… ja się stąd nigdzie nie ruszam. Stąd=Łóżko.

Nakładam sałatkę na talerz, robię kawę i kroję duży kawałek tortu bezowego na deser… Nie ulegam panice, że bomby w nocy spadły tak blisko naszej granicy… Idę do łazienki ratować resztki mych włosów, bo przedziałek robi się już tak szeroki jak polska autostrada. Ta sama, po której wciąż mkną tiry z zaopatrzeniem dla Rosji. W sieci szukam odżywki do rzęs. Kupić, nie kupić…? Poprzednia już dawno się przeterminowała. Ale! Wiosna idzie, może warto coś zrobić dla urody. Wojna nie unieważnia (nie)zwykłych czynność w (wciąż jeszcze) bezpiecznym kraju.

Uzbrajam się w nadzieję, że Ukraina oprze się rosyjskim terrorystom.

Historia właśnie się pisze. Od września ma wejść do szkól ponadpodstawowych nowy przedmiot „Historia i teraźniejszość”. Koleżanka powiedziała, że jej syn już ma przyzwolenie zaliczenia na dwóję. Najmłodsi mają jeszcze długą drogę, żeby zmierzyć się z historią pisaną przez pisowskie tuzy intelektu. Pozostaje nadzieja, że wszystko się do tego czasu zmieni: będzie stabilny pokój w Europie, po pisie będzie tylko złe wspomnienie.

Uzbrajam się w nadzieję…