Jestem jedynaczką, mąż ma starszą siostrę, nasze dzieci mają oboje dziadków. Mamy przyjaciół, osoby nam bardzo bliskie. I nie wyobrażam sobie sytuacji, że gdyby nas zabrakło, to dzieci musiałby pójść do Domu Dziecka. Bo nagle by się okazało, że nie ma kto się nimi zaopiekować.
W jednej z rodzin w naszej miejscowości taki problem zaistniał. Rodzicom odebrali prawa rodzicielskie…i tu choć jest to okrutny wyrok przyznaję sądowi rację. Bardzo źle się działo w tej rodzinie, ojciec zapewne za różne grzeszki odbędzie odsiadkę, bo wyrok już ma. Nie znęcali się nad dziećmi, ale alkohol lał się strumieniami od rana do wieczora. Nie znam rodziny z jego strony, ale ona ma siostrę, która mieszka obok w pięknym domu i ma jedno dziecko w klasie gimnazjalnej, oboje z mężem pracują. Ich rodzice a dziadkowie tej trójki dzieci, których chcą zabrać do Domu Dziecka, mieszkają obok, sami w dużym domu, bo syn niedawno się wyprowadził z żoną i maleńkim synkiem, parę domów dalej. Te dzieci nie są małe. Najstarsza jest już w szkole średniej, a pozostała dwójka chodzi do starszych klas szkoły podstawowej. I nagle okazuje się, że nie ma kto ich przygarnąć. Dla mnie to szok. Szczególnie, że dziadkowie w sile wieku, a rodzeństwu dobrze się powodzi. Być może obawiają się, że ich stopa życiowa się pogorszy, boją się o trudy wychowania trójki „cudzych” dzieci. Nie wiem, ale jak będą kiedyś mogli im spojrzeć prosto w oczy…No jak??? Naiwnie wierzę jednak, że komuś w tej rodzinie serce zmięknie…