Gdzieś mi przemknął w zawrotnym tempie ten weekend pomiędzy piątkowym wyjazdem do okulisty, a wspólnie zrobionym z Najmłodszymi niedzielnym obiadem. W końcu będę miała nowe patrzałki, bo od roku się ociągałam, ale tak to jest, jak do okulisty ma się pięćdziesiąt kilometrów w jedną stronę. Dlatego od ostatniego badania minęło cztery lata. Dla równowagi niedomagającej lewej ręki, lewej nogi oraz bóli w podbrzuszu z lewej strony, które są konsekwencją hajpeku, to prawe oko jest gorsze i nastąpiły w nim większe zmiany. Według doktora. Po doborze oprawek, jakości szkieł, pomierzeniu parametrów widzenia do progresów, nałożono mi gogle i wsiadłam do windy do nieba ,a wysiadłam na przestronnym drewnianym tarasie z widokiem na panoramę wielkiego miasta. Miałam obserwować latającego drona na błękitnym niebie, choć wolałabym się położyć na na którymś z łóżek tarasowych. Ale jak mus, to mus. Przy powtórce bardziej skupiłam się na gwiazdkach latających wokół drona, niż na nim samym, więc nie wiem, czy to moje rozkojarzenie nie będzie miało jakiegoś mylnego wpływu. Nawet nie wiem na co, bo się nie zapytałam. Chciałam już do domu, pod kocyk, tak tą całą wyprawą byłam zmęczona. I ciut sfrustrowana, bo po drodze kolejne wycięte drzewa i farmy wiatraków, które niby cieszyły oko, ale z drugiej strony boleśnie uświadamiały, że ten nieudolny rząd doprowadził do zapaści odnawialnych źródeł energii… Obiadem zajęła się Tuśka, która w piątki kończy wcześniej i wpadła z dzieciakami, odbierając je z placówek. A OM pojechał do ŚM na manifestację solidarnościową z Ukrainą w rok po zbrojnej napaści Rosji. Z premedytacją w tym dniu unikałam wszelkich wywiadów i rozmów, wspomnień w telewizji czy w sieci… Zbyt obciążające i przygnębiające. Kto by pomyślał, że w XXI wieku, jakakolwiek armia może się zachowywać tak okrutnie i bestialsko wobec ludności cywilnej.
W sobotę pojechałam do stolarza, który teraz bezterminowo zajmuje się naszą szafą do korytarza, zabrałam Pańcia z mieszkania, bo Tuśka z Zońcią pojechały do DM pilnować Misieńki, gdyż jej rodzice wybierali się do kina, a Pańcio miał imprezę na miejscu, więc został. My zresztą też poimprezowaliśmy, w większym gronie u przyjaciół. Wysiedziałam przy stole ponad pięć godzin tylko dlatego, że pod stołem moja lewa noga była oparta na pufie i dwóch poduszkach. Dla gołąbków z młodej kapusty było warto ;p Za dwa tygodnie czeka nas kolejna impreza w restauracji, jeszcze w większym gronie. Oby tylko dopisało wszystkim zdrowie.
Spałam za krótko. Aura niedzielna gdzie wiało i sypało śniegiem naprzemiennie z pięknym słońcem raz kusiła, a raz wręcz przeciwnie, nie zachęcała, by wyjść na spacer. Wybrałam kocyk. Serial, drzemka, książka… Nuda. Ale przyjemna, przegryzana kawowym tortem i brownie.
I mamy nowy tydzień… wciąż niestety zimowy, choć z oznakami wiosny.