Uśmiechnięty dzień…:)

Śnieg. Słońce. Śnieg. Słońce.

Czwartek zaczął się uśmiechem, mimo mocnego wyjścia środowego, mimo niewyspania z powodu niemożności zaśnięcia, mimo sypiącego za oknem nie wiadomo czego, tyle że białego. Dzień mógł się zacząć kacem moralnym  po środowym wieczorze, szczególnie po przeczytaniu upublicznionych słów (Steve’a Jobsa):” Proszę doceniaj swoją miłość do rodziny, miłość do współmałżonka, miłość do przyjaciół...Traktuj wszystkich dobrze i bądź w przyjaznych stosunkach…” Odebrałam je bardzo osobiście… W środowy wieczór wybrałam miłość do siebie, nie mając ochoty uczestniczyć w „stypie”…Egoistycznie liczyłam na wesoły wieczór świętowania. Wystarczyło uprzedzić. Ale jak to Bliska powiedziała: nie egoistycznie, tylko asertywnie wyszło- ja wyszłam znaczy się. I tego się będę trzymała 😉 Dzień zaczął się uśmiechem po przeczytaniu wpisu, gdzie to niby czyjś tyłek miał się zetknąć z czyimś glanem. Zamiast skopanego tyłka, był indywidualny koncert: gitara i śpiew. BEZCENNE! (Mamusi zawsze trzeba się słuchać!- to tak na przyszłość ;)) Nieważne ile czasu się spędza ze sobą, ale JAK! I jakie to ważne, że  komuś się chce dla drugiej osoby BYĆ, a nawet śpiewać 🙂 Wtedy mini zamienia się w maxi 🙂

Pognałam do ŚM, do salonu pana Tomka, a  ten  wziął mnie pod włos. Byłam przekonana, że nie dam się przekonać na zapuszczanie włosów. Jakoś nie widziałam w tym przyszłości= sensu.   A tu p. Tomek, piejąc w zachwycie jakie to ja mam zdrowe (ha, ha), piękne włosy, mówi, że  warto byłoby mieć je dłuższe; pyta się czy  nie chcę zapuścić. Tak mnie zaskoczył, że się zgodziłam, wydukawszy by  przy tym zapuszczaniu nie wyglądać jak koczkodan 😉 Niech na tej głowie będzie coś, co  przypomina fryzurę 😉 Zresztą dopiero w domu, podczas  telefonicznej rozmowy z Bliską, uświadomiłam sobie, że przecież w każdej chwili mogę ściąć z powrotem na krótko a raczej krócej- w końcu oddałam się w ręce fachowca. Ale w szoku tkwiłam 😉

Z salonu pojechałam po odrobinę wiosny, wszak za miesiąc wiosenne święta- czas na pochowanie resztek zimowego wystroju. Wyjeżdżając z parkingu, zaskoczyła mnie zima. Śnieg sypał zacięcie, ale miałam wrażenie, że to tylko wymiatanie kątów w niebie, a nie powrót zimy. Moja wieś przywitała mnie słońcem, choć ślady po śniegu jeszcze nie zdążyły stopnieć.

Dzień przypieczętowany uśmiechniętą rozmową telefoniczną (już wspomnianą)…

Zachciało mi się zmian na blogu, no i nie wyszło, choć byłam zdalnie sterowana 😉 Ptaszyska się pozbyłam, żabę wstawiłam, ale nie wzięłam pod uwagę, że blog migrował i obrazek był zapisany w treści a nie w tle. A przecież tyle razy sobie powtarzałam, że zanim kliknę  „usuń”, to się trzy razy zastanowię 😉 I albo ja jestem niemota  komputerowa, albo faktycznie nie da się tak zrobić jak było wcześniej. Na dodatek kolejność mi się poprzemieniała w panelu bocznym, i też nie wiem jak ją zmienić. Dobrze, że jakiś porządek udało mi się przywrócić, bo pewne odnośniki mi się zdublowały i bajzel miałam. Ale mam obiecane „następnym razem”  i że „damy radę”- oby tylko nie tak, jak partia rządząca 😀

Dziś się wezmę za domowe porządki, tu mam nadzieję, pójdzie mi lepiej – samej, bo na pomoc nie mam co liczyć 😉 Z grubsza, bo po południu Tuśka przyprowadzi Pańcia, który zostaje na noc. Dziś śpię z przedszkolakiem 😀

Zapomniałam wspomnieć, że  we wtorek widziałam stado dzikich gęsi…Kolejny zwiastun, że wiosna stoi za progiem…:) I tak sobie będę mówić, mimo iż właśnie znowu prószy białe…

Uśmiechniętego weekendu!!! :))


W szale zmian tylko koni żal…

Dzieje się, dzieje…

Festiwal  zmian trwa. Nieustająco.   W tamtym tygodniu, w piątek, gruchnęła wieść, że Prezesi stadnin koni w Janowie Podlaskim i Michałowie odchodzą, a raczej bez żadnych wyjaśnień zostają zwolnieni.  Obaj z długoletnimi stażami na tych stanowiskach, ale przede wszystkim z wielkimi sukcesami. Fachowcy, miłośnicy koni. Nowi są z klucza partyjnego.

Partia rządząca wymiata wszystkich i wszędzie, i wsadza tam swoich. Jak każda poprzednia…tyle że tu amok odgrywa dużą rolę… To co się zadziało  odnośnie stadnin, gdzie ich prezesi przeżyli niejeden już rząd, pokazuje czarno na białym, że dla rządzących najważniejsze, to mieć swoich na stanowiskach.  Może niektórych uspokoją deklaracje, że konie teraz polubią jeszcze bardziej, bo w końcu się z nimi zetkną. Ci z zawodu: dyrektor, prezes…ech. Radziłabym jednak uważać, koń to kopytne zwierzę jest…

Nic mnie nie zszokowało bardziej, jak ta zmiana. Serio!  Jest najmniej zrozumiała i najbardziej przerażająca, bo obnaża tendencje…

Zmiany dla zmiany.

Ani teczki z szafy, ani skaza na Bohaterze, nic…

Naprawdę jestem zszokowana!

I się musiałam tym podzielić.

*****

A teraz się trochę pokajam, za to, że nastraszyłam.  Ale wiecie dobrze, że sama w tym tkwiłam po uszy. Jak we mnie to siedziało, to dziś do mnie dotarło, gdy rano zadzwonił telefon. Numer nieznany, początek wskazywał, że dzwoni z DM. Zanim odebrałam, przez głowę przebiegła myśl: zaraz mi powiedzą, że w opisie TK się pomylili…Na usprawiedliwienie mam to, że jeszcze się dobrze nie rozbudziłam…a różne pomyłki się zdarzają. Dzwoniła pani od PETa z informacją, że na podstawie mojego skierowania doktor nie może mnie zakwalifikować na badanie, gdyż NFZ może nie zapłacić, więc prosi o dostarczenie wyników. Poinformowałam jak sytuacja wygląda, na co w odpowiedzi usłyszałam, że przekaże doktorowi i oddzwoni do mnie z informacją. Szczerze mówiąc zdziwiłam się, bo już takie badanie miałam cztery razy, w tym dwa razy bez żadnych podstaw wznowy- dla sprawdzenia; oba w Bydgoszczy i zawsze bez problemu byłam zakwalifikowana, na podstawie tego, że wcześniej  dwa razy dopadł mnie skorupiak.  No to teraz czekam co postanowią….A Wam jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI!! To bardzo ważne wiedzieć, że tak wiele osób ciepło myśli i wspiera 🙂

Wie albo się nie wie…

Sprawy mają się tak:

Chyba najbardziej zaskoczoną osobą w dzisiejszym dniu w gabinecie p. Doktor, byłam ja. Usiadłam na krzesełku i p. Pielęgniarka doręczyła mi wynik TK ( pani Doktor w tym czasie uzupełniła poprzednią pacjentkę w komputerze ), i zanim cokolwiek doczytałam rozbieganym wzrokiem z zapisanej całej strony formatu A4, już doręczono mi kartkę z markerami. Przerzuciłam wzrok, bo bez okularów na nosie szybciej i łatwiej było mi ogarnąć cyferki. I tak się wpatrywałam jak sroka w gnat, ale p. Pielęgniarka głośno powiedziała, że są dobre. Na co zaraz p. Doktor dodała, że TK też jest dobre. Ale jak to?- się głupio pytam, totalnie zaskoczona. No nic tam  skorupiakowego  nie wykazali- słyszę. No to zwierzyłam się ze wszystkiego, czyli z dolegliwości, i nawet powiedziałam, że wczorajszy telefon, to tylko mnie upewnił, że…Zostałam przebadana, i ze względu na to, że w moim przypadku każde dolegliwości należy traktować poważnie, dostałam skierowanie na PET.  Zaśmiałam się, bo byłam nastawiona, że raczej wyjdę z propozycją kolejnej chemii a PET-a miałam zamiar odrzucić, jakby co. Tak że, tak…

Jeszcze do tego wrócę**, do tego, czyli skąd ten mój  „optymizm”  względem  skorupiaka się wziął, i dlaczego byłam przekonana, że wynik coś wykaże. Ba, byłam przekonana, że gad rozpanoszył się na dobre… Ale teraz chce jak najszybciej WAS poinformować ( dorwałam laptopa po przekroczeniu domowego progu; telefon mi się rozładował* jeszcze w DM), że wciąż trwają wakacje, a żaba zostaje ” ku pamięci”…

417707_10150581514006238_2050683744_n-jpg (1)

( dzięki Bani :*)

I jak najszybciej podziękować za okazane wsparcie WSZYSTKIM bez wyjątku!!!  Wiem, że mogę na nie liczyć, i to jest piękne!

DZIĘKUJĘ!!!

* Czy tylko ja ładuję telefon, nie przejmując się tym, że nie ma akurat prądu? A mam ( bom dostała:)), ustrojstwo do ładowania w takich okolicznościach- wystarczyłoby użyć!

** Chodzi mi po głowie post o świadomości…Może warto napisać…Na razie jednak muszę  do piątku przeczytać książkę ( zakupiona na życzenie Bliskiej i w piątek zostanie wywieziona za granicę),  jutro urodzinowe wyjście, a w czwartek z wielką radochą będę parzyć hektolitry kawy 😀 Także czas na pisanie posta, przynajmniej do piątku, mam  troszkę ograniczony 😉

Dylematy… śmiech i śpiew…

Od piątkowego południa, kiedy to zadzwoniłam i dowiedziałam się, że moje badanie ma status opisanego ( przyjęłam to bez emocji ), ale jeszcze nie znalazło się w rękach pań z rejestracji, a więc w poradni u pani Doktor raczej na pewno  znajdzie się dopiero w poniedziałek- zastanawiam się kiedy wyruszyć do DM i zderzyć się z prawdą, co do aktywności skorupiaka. A właściwie zastanawiałam się przez chwilę; obie opcje: poniedziałek lub wtorek mają plusy i minusy. Gdyby nie poniedziałkowy wieczorny wypad by się wykulturnić, to sprawa byłaby prosta. Jednak, mimo że przydałabym się jako kierowca OM właśnie w poniedziałek, to jednak obstawiłam wtorek. Zawsze to dłuższe wakacje o ten jeden dzień 😉 Później się obaczy, bo planów żadnych nie mam na ewentualność „nie pomyśli”…Za wtorkiem przemawia jeszcze to, że jest to dzień przyjęć bez „chemiczek”, więc nie ma ( teoretycznie) przerw pomiędzy przyjęciami „zwykłych” pacjentek. Wcześniejsze plany co do wyjazdu z tego powodu były inne,  i na upartego mogłyby być zrealizowane, ale już mam dość tego swoistego zawieszenia w oczekiwaniu…Mimo tego staram się, by skorupiak za bardzo nie bruździł mi w planach, choć wciąż na ten przykład wstrzymuję się z umówieniem się  do fryzjera. Bynajmniej nie z powodu jakieś ( łysej) wizji, a faktu, że w każdej chwili mogę jechać do DM, a nie lubię przekładać terminów, szczególnie, że u p. Tomka trzeba z wyprzedzeniem. Zadzwonię po wtorku.

Piątek, to też  zorganizowanie na szybkiego spotkania dwóch osób ( w DM), co to spotkać się miały wieczorem w czwartek, ale się nie zdzwoniły, a będąc w piątkowe popołudnie pięć minut od się, a ze mną na telefonie,  to je ze sobą zetknęłam 🙂 Potem z każdą z nich odbyłam rozmowę telefoniczną.  Od jednej z nich dowiedziałam się, że ta druga twierdzi iż wszystkie trzy jesteśmy jednakowe:)))) Babka, matka, córka…Przynajmniej jeśli chodzi o pewne kwestie.  A od tej drugiej, tak w skrócie: ależ śliczna ta Tuśka w wersji szkoleniowej, elegancka i mądra, dobrze gada, ale pod nosem się śmieje…Śmiałyśmy się wszystkie trzy, choć PT w pierwszych słowach zapytała się czy już się Tuśka poskarżyła, na co usłyszała, że relacja ze spotkania zdana na: śmiejąco się. Najważniejsze, że punkt widzenia z zupełnie innej strony jest zrozumiany i brany pod uwagę. I o to chodziło.

A późne popołudnie to: hołos i melodii biłoruskyy puszczane z dostarczonej przesyłki :))) Nie tylko, że przeżyłam, ale się ścieszyłam, na co autorka owych słusznie liczyła :))) Tak się zasłuchałam, że zapomniałam iż na gazie jest strawa dla moich Dziewczynek ( piesiów). Przypomniał  mi o tym  dolatujący z dołu smrodek spalenizny…Wspominam tu o tym dlatego, by wykonawczyni wi(e)działa czarno na białym, że można się zapomnieć ( zatracić ), zasłuchać w jej twórczości 🙂 O!

Środowe różnice…

Zasiadłam wygodnie na miejscu pasażera z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i z myślą, że tej zimy- nie zimy zbyt często ich nie używałam. Przeważnie dni były szare i ponure, zmuszające używanie światła sztucznego już od rana. Dlatego tak mnie cieszyła ta wczorajsza jazda, i za nic nie dałam się wmanewrować za kierownice. Kontemplowałam przesuwający się krajobraz za szybą auta. Pomyślałam przez chwilę o śniegu, że tej zimy- nie zimy spadł u nas tylko raz,  a właściwie dwa czy trzy w jednym ciągu.

W DM musiałam być, by podpisać umowę, co w praktyce okazało się niekonieczne, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, więc stwierdziłam, że jak już muszę jechać, to spuszczę krew na markery. Jakoś tak w krew mi weszło, że wyjazdy do DM muszą być do cna spożytkowane 😉 Wynik poznam,  jak udam się do p. Doktor, a udam się wtedy, gdy będzie już opis TK. Kiedy? Ha, dobre pytanie…

W salonie, gdzie spędziliśmy z OM niecałą godzinę, gdzie okazało się, że mój podpis nie jest niezbędny, moją uwagę przykuł  tylko jeden model- od razu stwierdziłam, że ewentualnie tylko ten. Z daleka. OM z nudów ( sporządzanie i drukowanie sporej liczby kartek trochę trwało) obejrzał dokładnie kilka modeli i stwierdził to samo co ja 🙂 Teoretycznie, bo żadne z nas nie było zainteresowane ewentualnym zakupem. Ani teraz ani w przyszłości. Tej marki tylko duże, co właśnie finalizowaliśmy. W samochodzie rozmawialiśmy z OM na temat, a że na tapecie były włoskie produkty i słynne Lamborghini, na które pewna żona dla swego męża wyłudziła kredyt- to skwitowałam mało elegancko: trzeba mieć nasrane…Na co OM ze śmiechem: trzeba mieć fantazję!

Potem obiad i zakupy, którymi się zmachałam, wiec po jakimś czasie udałam się do pomieszczenia, w którym mogłam spokojnie wypić kawę…i „pogadać” przez komunikatory…Niespodziewanie  wyjazd nam się opóźnił, ale przynajmniej serdecznie przywitałam się z Kuzynką i odwiedziłam miejsce, w którym już wieki nie byłam… Zaczęło cukrzyć i ściemniać się… Drugi raz w tym dniu pomyślałam o śniegu… Wracaliśmy S3, Im bliżej ŚM i domu, tym bardziej sypało. Okolica piękniała… W ŚM z nieba  już spadały duże płaty, ulice zrobiły się śliskie,  sznury aut powoli przesuwały się do przodu. W świetle latarni śnieg wyglądał bajkowo. Ale bajkowo to dopiero zrobiło się na skrótowej drodze do domu przez las. Sypało mocno, prosto na szybę, gęstymi dużymi płatami. Niezapomniany widok w świetle reflektorów: naokoło biało, nawet skrawka czarnego asfaltu, drzewa okryte puszystą kołderką. Aż westchnęłam z zachwytu…i usłyszałam: ten śnieg zwariował. Ale za to jak pięknie!!!- odpowiedziałam.

Dziś plusowa temperatura i słońce. Śnieg powoli topnieje. I dobrze. Oczy już nacieszyłam 🙂

Dziś mam wyłączony telewizor. Czytam i gotuję. Tak odnośnie ostatnich r e w e l a c j i.

Tak tylko za Lecem powtórzę, może niedokładnie, ale…Burząc pomniki zostawcie cokoły. Mogą się jeszcze przydać.

Wtorkowe pomiędzy malowanką, puzzle i bajką…czyli o jajach.

Chorujemy z Pańciem. Lekko…więc…

Pańcio miał szczęście, że się nie urodził rok później. Gdyby tak było, to zapewne od września nie zostałby przyjęty do przedszkola. Z braku miejsca. W dwóch placówkach w gminie. Dlaczego? Ano z powodu dobrej zmiany.

Koleżanka będąc u mnie, została uświadomiona, że jej trzecie dziecko jest pierwszym. Szkoda mi było na nią patrzeć, jak w czasie mojego wywodu, jej twarz zmieniała wyraz. Koleżanka nie pracuje. Pocieszyłam(?), że jeśli jej mąż zarabia netto mniej niż 2400, to się załapie. Nie załapie. Mąż zarabia 2470 złotych. Pierwsza dwójka dzieci już się nie uczy, więc…Była przekonana, że dostanie. No cóż, każdy liczy jak potrafi 😉

Słupki poparcia w górę, co mnie zdumiewa. Sadzę jednak, że wiele rodzin się rozczaruje, tak jak moja koleżanka…

Wysłuchałam z ciekawością planu rozwoju gospodarczego według Morawieckiego z bilonem w tle. Piękna wizja… Naprawdę! Tylko jak słyszę, że pieniądze mają się wziąć z oszczędności, z dotacji unijnych i od inwestorów prywatnych, to…No właśnie. Oszczędności nie ma, są za to zwiększone wydatki, a co za tym idzie nasze zadłużenie. Środki unijne są, ale żeby je móc zrealizować, to musi być też wkład własny.  Prywatni inwestorzy, żeby ruszyli swoje środki, które mają w bankach, to muszą mieć gwarancję stabilności, przewidywalności…tej politycznej również.  Wierzę w dobre chęci, a nawet wiedzę i fachowość wicepremiera M. Naprawdę. Jednak życie polityczne już  pokazało, że nie zawsze jego teorie pasują do wizji rządzących. Choćby  przy projekcie 500plus, który z projektu prorodzinnego przepoczwarzył się w socjalny i to najmniej sprawiedliwy z tych, co do tej pory funkcjonują- wyszedł bubel, a mogłoby być naprawdę pięknie! I bardziej sprawiedliwie. Ale przede wszystkim na podstawie zamieszania z ustawą o podatku od sklepów wielkopowierzchniowych, która jest oprotestowywana przez rodzimych przedsiębiorców, a która w wersji rządowej bije właśnie  najbardziej w nich-  mam duże obawy o skuteczność i realizowanie tych jakże śmiałych i wizjonerskich planów. Boję się na przykład, że najpierw zduszą i wycisną z przedsiębiorców podatkami, ile będą mogli- bo  muszą przecież z czegoś  sfinalizować swoje rozdawnictwo- a  potem, to tylko pozostanie przyłożyć „pistolet” do głowy, by jeden z drugim ruszył swoje aktywa w inwestycje.

Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że im głośniej i częściej krzyczy się  o Polakach ratujących Żydów, to i tak nie zakrzyczy się tego, że byli wśród nich tacy, co donosili i mordowali. Dlaczego tak trudno, w sposób wyważony rozmawiać i rozliczać się z historią? To tak odnośnie „Ofensywnej polityki historycznej”. Z góry narzuconej…

A miałam o jajach 😉 Czytam i oczom nie wierzę, iż naukowcy potwierdzają, że jaja od kur z wolnego wybiegu mogą być niebezpieczne. Rakotwórcze. A przyczyną ma być zanieczyszczone powietrze. Żadna szczęśliwość owych kur nie ma znaczenia, gdy chowane są np. na południu, gdzie owo zanieczyszczenie jest największe. Okazuje się- podobno- że te z ferm są zdrowsze, mimo że karmione sztuczną  paszą, a właściwie dlatego właśnie. No cóż, na szczęście nie mieszkam na południu. Fermowe mi śmierdzą. A córka mojej PT, którą ta, się i ją zaopatruje  w jajka od szczęśliwych kur, zawsze rozpozna te ode mnie 🙂 Są najsmaczniejsze! O!

Niekompatybilna…

Nie mogę zgrać się z kalendarzem; niby wiem, że to luty, ale który dzień, tydzień, to kiełbasi mi się co chwilę…Gdzieś mi się czas pogubił w czasoprzestrzeni…

Najpierw z czasem walczyłam na małym laptopie, który nie chciał mnie wpuścić w za hasłowane rewiry, sugerując, że coś mam z zegarem nie tak. Spojrzałam, i rzeczywiście: zegar się późnił, a i data się nie zgadzała…Tyle że, uparcie ustawiałam 4, a nie 11, dopiero sugestia przy automatycznym ustawieniu zegara w strefie czasowej, iż nie może być dokonana, gdyż rozbieżność czasowa jest zbyt duża, spowodowała, że zorientowałam się, że coś jest nie tak 😉 Lepiej późno niż później…;) Potem w rozmowie z PT powiedziałam, że poniedziałek muszę wykluczyć, gdyż wybieramy się z LP do filharmonii- byłam przekonana, że to już będzie 22 lutego. Albo jestem z tygodniem do tyłu, albo do przodu 😉 Nijak w teraźniejszości  się nie odnajduję;)

Przez całą drogę do DM, OM wygrażał, że rezygnuje z usług pomarańczowych i z całym bagażem inwentarza przechodzi do fioletowych. Po tym, jak kolejny „opiekun” ( pisałam już nie  raz) się nie sprawdza. Aneksy do umów podpisane i wysłane zostały końcem września, a stan rzeczywisty nie uległ zmianie do dziś. Pani w salonie informując nas, że nie ma wglądu do wszystkich naszych danych, bo ma je opiekun, tylko dolała oliwy do ognia. OM stanowczym głosem stwierdził, że rezygnuje z opiekuna i chce być traktowany jak normalny klient. W odpowiedzi usłyszał, że nie może, ze względu na politykę firmy, która klientów firmowych z wieloma numerami, traktuje indywidualnie, jako kluczowych klientów. Na co usłyszała: chyba za karę?!?!?! Pani jakoś udało się dodzwonić do opiekuna i uzyskać interwencje, zatrzymując jednocześnie już napisaną odręcznie skargę. Aneksy mają przyjść niebawem, a za kilka dni ma zostać przeniesiony stacjonarny i internet. Pożyjemy, zobaczymy.

Pijam codziennie. W nałóg mi wejdzie jak nic. Ale dzięki temu,  atakujące wirusy  jakoś dają mi żyć. Dzięki Theraflu. Chyba. Plus soczki świeże i duża dawka wit.C. W miarę możliwości nie bywam tam, gdzie tłum. Każdy taki  wyjazd odchorowuję.

Zimno wróciło, więc korzystając z okazji cenowej, zakupiłam poduchy i kołdrę puchową. Jak się zagrzebię, to wyjdę wiosną…

albo latem…

albo w ogóle.

Żartuję. Chyba.

Za często bywa wyrokiem, nieodroczonym w czasie…

Jak to możliwe, że pacjent, który spędził w szpitalu wojewódzkim dwa tygodnie z powodu wylewu, został wypisany do domu bez żadnych podejrzeń?  Miesiąc później, skarżąc się na potworny ból głowy, został zawieziony przez córkę do szpitala powiatowego, a tam został poddany szerszej diagnostyce  i… Twarz lekarza stężała,; spuścił głowę i poważnym głosem poinformował pacjenta: rak płuc z rozległymi przerzutami. Po czym skierował do onkologa. Rodzina w  szoku, bo jak to możliwe, że w ciągu miesiąca pasożyt-skorupiak  aż tak  się rozprzestrzenił?- Pytają. Odpowiadam, że nie w ciągu miesiąca, po prostu za późno został wykryty. W tym miejscu muszę pochwalić powiatowy szpital, z którym przez całe lata nie miałam do czynienia (osobiście nigdy), a w ciągu ostatniego roku już dwa razy, iż profesjonalnie potrafią się zająć pacjentem, zrobić nawet dodatkowe badania w celu wykluczenia czy potwierdzenia.

Tak, wciąż się dzieje, że choroba nowotworowa jest zbyt późno rozpoznawana i diagnozowana. Z różnych przyczyn. Pacjent nie zawsze wsłuchuje się w to,  co sygnalizuje jego ciało, często bagatelizując objawy; lekarz nie zawsze potrafi skojarzyć objawy i nie daje skierowań na szerszą diagnostykę; skorupiak w zależności od typu i charakteru, potrafi być wredny do imentu, złośliwie się panosząc. Jak to bywa w życiu, i tu trzeba mieć sporo szczęścia.

Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że ja je  mam. W końcu, gdy pojawił się w moim życiu, mógł mnie już w ciągu roku wysłać do lepszego świata. Tak jak moją Babcię. Rozpoczęłam siedemnasty rok, i choć wciąż na polu walki, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że szczęście mi sprzyja…Niezależnie od tego, jaki będzie aktualny wynik TK.*  Owszem- przez niektórych  przynajmniej już raz pogrzebana- śmiem żyć, gdy inni przegrywają swe walki tak szybko. Zbyt szybko…

Ludzie lubią dramatyzować, żywić się sensacją… Z wiadomości wiejskich doszły mnie słuchy, że Tuśka po operacji walczy z chorobą…Prawdą jest i operacja, i walka. Brak tylko choroby- na szczęście! Bo walką jest również profilaktyka, o której należy pamiętać! Bo szczęściu należy pomagać! Warto o tym nie zapominać…

Ojciec znajomej nie ma tyle szczęścia. I nieważne, że jest ode mnie starszy, a ja być może nie dożyję jego wieku. On dostał diagnozę razem z wyrokiem. Przez ostatni rok walczył z ZUS-em o wcześniejszą emeryturę (ileś lat pracy w warunkach szkodliwych), gdyż ten nie chciał uznać świadków, którzy poświadczyli dwa lata na gospodarstwie rolnym. No cóż, teraz  bez łaski dostanie rentę, jeśli dożyje…O ironio..

* Wczoraj, będąc blisko kliniki, zadzwoniłam i standardowo usłyszałam: wynik ma status nieopisanego. Upłynęło 15 dni..

Bananem w stronę słońca…

Miałam w planach ze Zwierzem a wyszło z Człowiekiem 🙂 Polną drogą, gdzieniegdzie podmokłą,  pośród łąk, gdzie w lutym( szok) na jednej z nich pasły się krowy, szłyśmy przed siebie w stronę słońca, przez półtorej godziny. Raźnym, równym krokiem. Pod bezchmurnym niebem, pozwalając by słońce o promieniowało nasze uśmiechy. Banan wyrósł u każdej z nas, jak tylko wyszłyśmy z domu 🙂 Radość z ruchu i wiosennego (tak,tak) powietrza odurzyła, jak narkotyk. Chyba. Nigdy takowego nie zażywałam 😉

Dzień wcześniej przesiedziałam osiem godzin u LP, praktycznie nie ruszając się od stołu. Wprawdzie wracaliśmy z OM pieszo do domu, więc zaliczyliśmy prawie dwukilometrowy spacer z księżycem w tle, ale to nie to samo, gdy słońce muska swymi promieniami twarz.  A niedzielę zapowiadali pikną. I taka była!

Wróciłam padnięta, ale szczęśliwa. Śmiałyśmy się jak te wariatki, gdy maszerując nowymi ścieżkami- droga do domu oddalała się, a nie przybliżała. Jak zwykle sezon na ruch rozpoczęłyśmy od maratonu 😉

A na mojej posesji pojawiły się koty:) Obudziły się pszczoły i w powietrzu słychać  trzepot ich skrzydełek.

DSCN8936

***

Tekst ten już  widnieje -w komentarzu pod poprzednim postem- ale warto opublikować twórczość Bani jeszcze raz, dla tych, co komentarzy nie czytają 😉  Wprawdzie Bania twierdzi, że to spółka autorska Roksanna & Bania- jednak mój udział (co najwyżej 5%) w postaci refrenu, to niewielki wkład w porównaniu  z treścią zwrotek, muzyką i wykonaniem, co zostało nagrane 😀

Refren:
Muszę chyba się wystrzelić w kosmos.
Inaczej jak nie krew, to żółć mnie zaleje
i trafi mnie szlag zanim skorupiak sobie poszaleje 😉

Tylko dwadzieścia baniek dla Taty?
Skąpicie Tacie wypłaty?
On za nas się modli i pomstuje!
Niech Go Ojczyzna ratuje!

Mniej dla hospicjów – po co biadolenie!
Przecież to na umrzenie!
Nie lepiej żywym dać w kościele
Trochę więcej hajsu szufelek?

Dzie-dzieciaki mądre i głupie
– przecież nie mogą w kupie!
Po co mieszać się ma mądre
Stworzone właściwym jądrem?!

Dzie-dzieciaki. Biedne, bogate?
O, a ten ma tatę!
Temu na porcelanowym talerzyku,
A tej na ohydnym plastyku.

Pięć stów piechotą nie chodzi
Dlaczego nie każdemu posłodzić
Bo nie ma tyle bejmów?
Skądś się weźmie – się nie przejmuj!

Ach te kupczyki – sprzedawczyki!
Znajdą się na nich haczyki!
Niech dają, niech nie płaczą,
A „dobrą zmianę” zobaczą!

Mam tylko nadzieję, że nas nie zamkną, gdy jakiś policjant albo prokurator-  chcąc się przypodobać władzy- uzna, że uprawiamy jakaś dywersję;)  Od niedzieli mamy zalegalizowaną inwigilację…:(

Słonecznego tygodnia!