Pomyłka, intuicja, przypadek…

Dzwonek telefonu. Stacjonarnego.

Niech dzwoni- myśli. Zwyczajnie  jej się  nie chce opuszczać ciepłego łóżka i gnać po schodach w dół, by odebrać. I tak nie zdąży, zanim umilknie ostatni sygnał. Jeśli to ktoś ważny, jeśli coś ważnego,  to zadzwoni na komórkę.

Telefon dzwoni ponownie. Stacjonarny. Instynkt każe jej opuścić łóżko i zbiec szybko na dół. Poprzednio telefon dzwonił krótko. Łapie za słuchawkę i rzuca krótkie: słucham…

Dzień dobry- słyszy w swoim języku.

Odpowiada, choć jeszcze nie wie komu…

Po drugiej stronie króciutka konsternacja i pytanie, na które tamta osoba już zna odpowiedź, a ona wie kto dzwoni.

Ktoś bliski. Kiedyś. Ktoś z kim nie rozmawiała już 6 lat. Coś je poróżniło. Tamta się obraziła. A ona po czasie lubiła uważać, że obraża się tylko służba- zapożyczyła i polubiła to stwierdzenie. Nauczyła się wspominać bez żalu. Fajny wspólny czas. Bo nigdy go nie przekreśliła, nie umniejszyła…do dziś ceniła. Ale to już było, i nie wróci więcej- tak o tym myślała, jeśli zdarzało jej się myśleć o tamtej.

Przypadek. Telefoniczna  pomyłka. I rozmowa. Nie taka jakby się ostatnio rozmawiało wczoraj, ale też nie taka, jakby coś się między nimi wydarzyło. Normalna. Fajna. Ze śmiechem w tle. Padło zaproszenie. Przyjęte. Czy zostanie zrealizowane? Teraz ruch jest po tamtej stronie. Ma tylko kilka dni, by go wykonać…

 

 

Więcej czasami oznacza mniej…

Coraz więcej supełków do rozwiązania, spraw do odhaczenia. Tu i teraz. Jest to czasem męczące, ale częściej  przyjemne. Jak życie. Intensywność daje satysfakcje, zadowolenie, ale i czasem znużenie. Zachłanność ma swoje konsekwencje. Nie zapominam też o sobie, o tych, co wokół. W najbardziej nielubianym miesiącu w całym roku mam spotkanie za spotkaniem. Czasem kończące się nad ranem.  Syte i soczyste. Bywam znużona, bo na drugi dzień nie świeci słońce; senna gnam do domu, pokonując kilometry i  marzę o łóżku…Tylko że szkoda czasu na spanie, mimo że tak lubię tę czynność 😉 Dzieje się. Jest tyle tematów do poruszenia, opowiedzenia…że w końcu przemilczam i, piszę to, co piszę. Może kiedyś wrócą pod palce…

Absurdalne marnowanie czasu…i nie tylko…

Zrezygnowaliśmy z licznika energii elektrycznej w miejscu, które od kilku lat  nie jest użytkowane.  Przyszła więc do nas faktura rozliczająca i nic dziwnego w niej by nie było, gdyby nie podczepione pod nią rozliczenie opłat za faktury pozostałych obiektów. A właściwie wyszczególnione odsetki za zwłokę. I owszem, zdarza mi się puścić przelew po terminie, ale wystarczył tylko rzut okiem, by od razu wychwycić nieścisłości. Wchodzę więc na konto i sprawdzam. A i owszem, numer faktury się zgadza, tylko w zestawieniu jest 23 dni po terminie, a na koncie jak byk stoi, że opłata za fakturę wyszła 2 dni przed terminem. Na dodatek kwota, jaką uiściłam jest o ponad 50 złotych wyższa od tej   umieszczonej na fakturze  przez dostarczyciela energii. Wydrukowałam potwierdzenie przelewu i oznajmiłam OM, że musi to wyjaśnić. Nim zdążył to zrobić- minęły tylko 2 dni- przyszło drugie pismo. Wezwanie. Pod groźbą wyłączenia dostawy prądu, nakazuje się w trybie natychmiastowym  zapłacić zaległe odsetki w kwocie: 0,20 zł ! Napiszę  słownie, cobyście nie myśleli, że mi się zera poprzestawiały, albo przecinek: DWADZIEŚCIA GROSZY! Na zapełnionej drukiem  kartce formatu A4 nie doczytałam się, za jaką to fakturę zalegamy tę astronomiczną kwotę ani na jakie konto mamy ową należność wpłacić. Za to paragrafów doczytałam się kilku…Nie przytoczę, bo  w tej chwili pismo jest już w rękach tych, co go wystawili, razem z błędnie wystawioną poprzednią fakturą i oczywiście monetą dwudziestogroszową. Niech sobie oprawią w ramkę ku pamięci własnej nadgorliwości,  marnowania czasu i pieniędzy- papier wszystko przyjmie, ale tani nie jest- żeby nie powiedzieć głupoty jakiegoś pracownika.  Dlaczego głupoty?   Ano z prostej przyczyny, że za kilka dni,  jak co 2 miesiące, i tak by przyszły faktury firmowe, i tam  spokojnie można by było umieścić te 20 groszy, powiększone o   ewentualne odsetki za te kilka dni zwłoki 😉 Skrupulatność jest jak najbardziej wskazaną cechą u urzędników czy w ogóle  pracowników, ale nie taka granicząca z absurdem. Zresztą ktoś skrupulatny tak do końca nie był, bo ewidentnie w swej gorliwości popełnił kilka błędów, które teraz ktoś inny skrupulatnie będzie wyjaśniał. Mam taką nadzieję…

Teraz tylko OM musi znaleźć czas by  kolejny raz pojechać do  siedziby dostawcy prądu, no, chyba że znowu jakieś pismo do nas wyślą. Wszak rozpoczął się nowy tydzień…

Jakby co, to…!

Nie pojechałam dziś na groby. To, że od kilku dni nie czuję się najlepiej- przeziębienie wyszło w postaci opryszczki na wardze- nie jest żadną wymówką, bo gdybym chciała, to bym pojechała. Nie chciałam.  Może zrobię to jutro albo w niedzielę. Może. A może kiedy indziej. Zapalę znicz na grobie teścia- symbolicznie.

Niedawno telewizja donosiła mową i obrazem o zniszczeniach na cmentarzu  dokonanych przez pijanych wandali. Szok,  zbulwersowanie, i współczucie, ale równocześnie  dopadła mnie pewna myśl- a mianowicie, że po co komu te wszystkie okazałe pomniki? Zmarłym?  Te wątpliwe arcydzieła sakralnej sztuki… raczej im nie są potrzebne. Choć być może dla niektórych- żywych- to jedyny wyraz miłości i pamięci. Jedyny  jednego dnia.

Zastaw się, a postaw się- niech wszyscy widzą…Takie to nasze. A obok niszczejący czyiś nagrobek, kolejny trochę dalej. Na każdym cmentarzu znajdzie się ich kilka, kilkadziesiąt. Zapomnianych. Z różnych powodów. Zresztą te dziś piękne i okazałe, kiedyś   stracą swych opiekunów, stracą blask, po prostu znikną…

-Pani- słyszę w sklepie- ja mam 18 grobów- starsza kobieta mówi do drugiej- jak mnie zabraknie, to pewnie o kilku z nich  już nikt  nie będzie pamiętał.

– Pani i tak ma dobrze, bo rodzina na 3 cmentarzach w okolicy, a ja mam groby rozsiane po całym kraju- wzdycha ta druga…

Wychodzę…z ugruntowanym postanowieniem. Spalić. Krzyż i niewielka płyta upamiętniająca.

Na Onecie mignął mi nagłówek, że pogrzeby są coraz droższe…sięgają nawet 20 tysięcy. Plus jeszcze koszt pomnika. I mamy intratny biznes.