Nie będę oryginalna gdy powiem: A MNIE JEST SZKODA LATA…
Nie, nic nie mam przeciwko jesieni, ani nawet zimie, ale…
no właśnie tylko tyle, że do lata nawet nie piechotą iść, to szmat czasu…
i jak sobie pomyślę ile dni i nocy, by dzień znowu był dłuższy a noc cieplejsza -to żal…żal..
Tak lubię boso wyjść na taras i przywitać dzień…a już teraz muszę ubierać skarpetki ;))
W połowie września je sobie przedłużę, na wyspie gorącej;)) …a dziś powinnam już zamykać zapachy lata i jego smaki w różne słoje ;))
a pracuje, pracuję- bo ktoś mi skradł czas ;))
Miesiąc: Sierpień 2007
Co w środku siedzi?
Ile razy ktoś tam w głębi serca a czasem nawet na głos wypowie: On, Ona, Oni to mają lepiej. Z zazdrością popatrzy, z zawiścią skomentuje. Szczęście na jego obliczu ukazuje się dopiero wtedy, jak widzi u innych porażkę. Bo jeśli on nie posiada czegoś: talentu, urody, dobrej pracy, udanej rodziny itp. to, czemu ktoś ma to mieć ? Nie rozumie, że w życiu nie ma wszystkim po równo, więc ktoś może mieć lepiej od niego lub na odwrót. Ale wtedy to zupełnie inna bajka 🙂 Bo człowiek szczęśliwy nie bywa zawistny. Bywa ambitny, chce coś osiągnąć i osiągnięcia innych mu nie przeszkadzają. Jest osobą życzliwą i potrafi cieszyć się życiem. Zawistny swą energię skupia by tę ambicję w drugim człowieku pokonać. A wtedy ma radość z cudzego nieszczęścia, szczególnie jeśli sam się do niego przyczynił. Na zasadzie nie odnoszę sukcesu to komuś dokopię. Każde czyjeś potknięcie uważa za swój sukces. Nie wiem, skąd to się bierze, może z poczucia pokrzywdzenia przez los? Z poczucia sprawiedliwości? Często wpada w pułapkę porównywania. Własne osiągnięcia już nie cieszą, są niedostrzegane. Myśli krążą by innym nie wyszło.
„Zniszczyć sąsiada, tego wroga, tego gada. Żeby mu okradli garaż, żeby dostał cegłą w łeb…żeby miała AIDS i raka: oto modlitwa Polaka „ cytat z filmu „Dzień świra”… dosadnie obrazuje to co u większości rodaków w środku siedzi. Przynajmniej tak wskazują sondaże.
I tym optymistycznym akcentem ;))) rozpoczynam weekend. Dziś prosię pieczone, czyli 50..a juto BAL…Zaskoczenie? No ja też wczoraj byłam jak otrzymałam zaproszenie ;DDD
Czy na szczęście trzeba mieć przyzwolenie?
W lutym spotkała Ją tragedia. W wypadku zginał mąż, pozostawiając po sobie mnóstwo niedokończonych spraw. Żal i gniew…wiele nocy przepłakanych z pytaniami bez odpowiedzi. Myślała, że nie poradzi sobie sama: dwie córki, studentki nigdy w niczym nie pomagały w domu. Inni też tak myśleli. Z gospodarstwem, które razem prowadzili, z samotnością. On był mózgiem i duszą tego wszystkiego. Dobrym gospodarzem. Gorszym mężem i ojcem. Za Jego życia nie raz też łzy popłynęły, a dziewczyny żadnego właściwie kontaktu z Nim nie miały. Brak czasu, zawsze wymówką był, gdy chciały porozmawiać. Widząc, jak innych traktuje, jak dla innych zawsze miał czas, miały żal. Ona też. Na pogrzeb poszły tłumy- ksiądz jeszcze takiego pogrzebu nie widział w swojej parafii. On był duszą towarzystwa, dobrym człowiekiem dla każdego- pracowników traktował lepiej niż braci. Każdemu z sąsiadów pomógł, użyczył sprzętu, z każdym pobiesiadował, coraz częściej. I to Go zabiło…tak można powiedzieć. Wzięła sprawy w swoje ręce. Nie było łatwo i nie jest…Bo resztki poczucia bezpieczeństwa wraz z Nim odpłynęły. Musiała je powoli odbudowywać…w sobie i w córkach… Gdy uporała się z formalnościami, co dość długo trwało, bo wszystko Jej po blokowali, rozejrzała się dokładnie po swoim podwórku. Pierwsze co zrobiła, to założyła wszędzie zamki i kłódki. Pracownikom się to nie spodobało, ale dalej swą pomoc ( w końcu odpłatną) deklarowali, mrucząc pod nosem, że za Jego rządów tego nie było. Bomba jednak wybuchała niedawno…Ona kogoś spotkała na swojej drodze. Za iskrzyło…mocno. Nagle okazało się, że jest wciąż kobietą. A nie tylko kucharką, sprzątaczką, jednym ze sprzętów domowych. Postanowiła nie ukrywać swojego szczęścia, przedstawiła córkom, swojej rodzinie i rodzinie byłego męża. Z grubej rury wypaliła ;” to może mój przyszły mąż „..Ojjj nie spodobało się co poniektórym, choć na chwilę zapomnieli języka w gębie. Tego złośliwego, bo jakże…nawet pół roku nie minęło od śmierci męża. Długo ta cisza nie trwała…jak to w rodzinie, jak to na wsi. Ludzie oburzeni, że tak jawnie, tak szybko za rękę do kościoła przyszła. Lepiej już by było, żeby po kryjomu się spotykała. To słowa tych ciut życzliwszych. Nie wspomnę, że każdy zaczął się martwić o pozostawiony majątek. A pracownikom nagle przestała się praca podobać. Bo wykryto ubytki…kradzieże paliwa. Gdy ostro zareagowała, nagle po wsi zaczęli rozpowiadać, że się zwolnią, szczególnie była prawa ręka byłego gospodarza. Że za życia tamtego, żadnych kontroli nie było.. Że nagle przestało im się ufać. I pewnie to ten „nowy” miesza. Ludzkie języki nie są mi obce, te wiejskie bywają bardziej kąśliwe, bo tu plotka krąży bardzo szybko, wchodzi pod strzechy, czy chcesz tego. czy nie. Można się uodpornić i nie zwracać uwagi, jednak czasem coś mocno człowieka zbulwersuje. Usłyszałam słowa od przyjaciela, przyjaciela właściwie całej Jej rodziny, że: nie powinna tak ostro z pracownikami, że powinna załagodzić, no bo jeśli nawet codziennie wyniosą na 20 zł…A ja myślę, że uczciwemu człowiekowi, nie mieści się takie postępowanie w głowie. Dla mnie to Ona jest uczciwa we wszystkim, co robi… Nie szukała miłości, sama do niej przyszła, więc nie zamiotła jej pod dywan, pokazała światu. Że zbyt ostentacyjnie…no cóż, konsekwencje sama będzie tego ponosić, nie kto inny. To Jej życie…Nie myślała, że byli okradani przez lata, a mąż pewnie oko przymykał…bo jak reagować lub kogoś karać, jak często-gęsto razem wódka wypita. Ona zareagowała, uczciwe powiedziała, że wie.. Każdy ma swoje sumienie i z nim musi żyć…Ale to już tak jest, że łatwiej oceniać, krytykować innych postępowanie niż swoje. Tym ostrzej, gdy ktoś łamie kanony ogólnie przyjęte, łapiąc szczęście, które wpadło w ręce. Ja się tylko pytam…czy musimy mieć na to przyzwolenie społeczne?
Ja się uśmiecham…byłam w Jej towarzystwie. Promienieje…
Z morskich obserwacji…
Miło jest wypić jedno zimne piwko, a jak kto woli i dwa, jeśli w ogóle lubi 😉 w ciepły letni wieczór w towarzystwie kogoś sympatycznego lub na przykład rybki ;)) Tak jak się działo to w morskie wieczory. Jednak oprócz żaru z nieba od rana lał się też alkohol, ciągłym nieprzerwanym strumieniem. Wszędzie było słychać brzęczące butelki, puszki lub szum nalewającego się złotego napoju. Idąc na plażę codziennie przechodziłam koło sklepu 24h, więc siłą rzeczy stałam się jego obserwatorką. To był przystanek dla wielu, którzy utrudzeni w drodze do plażowania ratowali się wszelkimi trunkami, bo sklep w ofercie miał też alkohol schłodzony, lub byli przewidujący, że owy ratunek im będzie potrzebny i pełne jego torby wraz z parawanami, dmuchanymi zwierzakami, kocami i innymi rzeczami ciągnęli ze sobą dalej…w kierunku złotego piasku, by wreszcie polec na nim 😉 Ktoś powie…to normalne. Są przecież wakacje. Więc czemuż moje zdziwienie osiągnęło zenitu, gdy starszy pan wychodząc z owego sklepu, ciągnął za rękę szkraba około czteroletniego, który baaardzo już chciał do wody, tłumacząc mu, że jeszcze muszą iść zjeść śniadanie. Pan, który albo był ojcem, albo dziadkiem, w przezroczystej reklamówce niestety miał same butelki piwa. Inna scenka: obok nas rozbiły się dwa młode małżeństwa z dziećmi. Dwoje dzieci jeszcze przy piersi. Owszem…dochodziły odgłosy popijania piwka…i może nie zwróciłabym uwagi na to, gdyby nie głośna rozmowa obu młodych mam, że tatusiowie coś długo z tej toalety nie przychodzą… Za to jak wrócili, to oznajmili wszystkim wkoło…A CO K… CAŁY ROK PRACUJĘ TO TERAZ MAM WSZYSTKO W D…I ODPOCZYWAM…Taaa
I piwo się leje…
Żeby zakończyć ten gastronomiczno-morski wątek chcę powiedzieć, że i tam dotknął pracodawców brak personelu. W co drugim- jak nie częściej- „lokalu” wisi kartka „przyjmę w gastronomii”…haa Polska młodzież woli dorabiać sobie gdzieś poza granicami kraju, więc obrazek, że to małolat sprzedaje alkohol nie jest obrazkiem egzotycznym…
Powrót do…
Kocham gwar, ludzi…dlatego często robię sobie nawet krótkie ucieczki z mojej -nie-mojej-wsi do mojego Dużego Miasta. To nic, że ponad setka kilometrów…Dlatego też na wypoczynek wybrałam nasze polskie morze. I wróciłam…zmęczona 😉 Fakt, to inne zmęczenie, fizyczne…Chyba się starzeje. Fale dały mi nieraz w twarz i po łbie, a wychodząc z morza ledwo trzymałam się na nogach z obłędem w oczach szukając na piasku naszego kolorowego parawanu. Jeden przy drugim w odstępach milimetrowych…Dlatego wolałam siedzieć w wodzie…Bo turyści wolą się smażyć na słońcu…mało jest odważnych, no może prócz dzieci. Woda zimna przy pierwszym kontakcie, później wręcz gorąca się robi i nie chce się wychodzić. Tylko tam mogłam usłyszeć szum morza, zamiast rozmów z prawa, lewa, z przodu z tyłu, wrzasków i śmiechów. Brzegiem też było ciężko się przejść, by kogoś nie poturbować, więc jak szłam na spacer to już po kolana w wodzie 😉 Nie wspomnę o tym, co się działo na ulicach miasteczka, które takie kiedyś było spokojne 😉 Z lat mojego dzieciństwa, ba! nawet dzieciństwa moich dzieci, tego wczesnego 😉 Ale z gór mam doniesienia, że wcale lepiej nie jest…Tłumy, tłumy…Choć ja tam mam cichą bazę, taką mam nadzieje, bo gdy po latach pojechałam, szok przeżyłam, że dom już przy asfaltowej szosie stoi i jeżdżą tam autobusy!!! Więc po 5-letnim niebyciu może dwupasmówkę zrobili??? Ech…to ja idę odpoczywać…czyli do pracy!! Bom zmęczona wczasami ;))
Jadę…
I zaczynam powieść
Dwie kobiety i….MORZE…
niech się cudnie pisze ;))))
Do pocztania po powrocie :*
Zakochany nastolatek ;)
Synek z wakacji wrócił opalony, uśmiechnięty i taki…bardziej dorosły ;). Nie zdążył dobrze pobyć i wyruszył dalej wakacjować się. Zostawił górę prania i niedosyt obcowania, ale zaraz mi to przeszło, jak listonosz pocztę przyniósł. A w niej rachunek za telefon. Synka telefon! Prawie 300zł. Ojjj dobrze, że Go pod ręką nie miałam. Dziś za to w moim Dużym Mieście udałam się do salonu pewnej telefonii, by taryfę zmienić. Synka taryfę. Pani z obsługi okazała się bardzo pomocną, szczególnie że przede mną podobny przypadek miała. Matka z synem była i gdy narzekała, że musi duże rachunki za niego płacić w odpowiedzi usłyszała;” jak się zakochałem to teraz płać.” Ja na razie nic nie usłyszałam, bo synek wraca jutro. Ale po bilingu widzę, że upodobał sobie szczególnie jeden numer. Bynajmniej nie należy on do rodziny. Numer, bo syn jeszcze tak ;). Choć do mnie w ciągu 4 tyg napisał 3 SMS-y, do ojca nic i nie dzwonił, a do Tuśki nie wiele więcej. Ja tam nie wypominam. Mnie wystarczy jeden, że jest ok. ;)) Ale na ponad tysiąc wysłanych to trochę ubogo wygląda…. ……….Cholewka…no….ZAKOCHANY????!!!!!!!!
Bożeszzzz strzeż mnie!;D
a swoją drogą, rany Julek jaka kasa leci w eter…