Czegoś zabrakło…

Stała przede mną zdruzgotana. Niejedna łza   powoli  spływała po policzku. Czuła się oszukana, zawiedziona, zrozpaczona. Tak, jak tylko może się poczuć matka, gdy jej dziecko zejdzie na drogę przestępstwa. Choćby  tylko na chwilę. Przecież nie tak wychowywała, nie takie wartości wpajała. Przynajmniej tak jej się wydawało.

No właśnie. Wydawało. Bo czegoś zabrakło. Choćby  okazywania nietolerancji dla środowiska, dla którego nieuczciwość jest jedną z opcji na życie. Bo to sąsiad, znajomy, kolega, rodzina…

Zabrakło…

Wyobraźni.

Weryfikacji.

*********************************************************************

Śledzę uważnie to, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Emocje targają mną wprost proporcjonalnie do dynamiki wydarzeń. Mam nadzieję, że Europie nie zabraknie odwagi w podejmowaniu  mądrych decyzji. Nie prześpi roli jaką może i powinna odegrać.

 

 

Tyle słońca…

Im więcej się dzieje, tym mniej mam tu  do powiedzenia. Dlaczego?  Nie chcę w to wnikać, gdyż odpowiedź może okazać się początkiem decyzji o  zamilknięciu  na dłużej. A ja wiem jedno: zniknąć nie chcę. I tego się trzymać będę.

Kulturalnie i towarzysko mam zapełniony każdy weekend aż do połowy marca. W tygodniu: praca, opieka nad Pędraczkiem, dom…Ale nie czuję zmęczenia czy też znużenia. Duże znaczenie ma pewnie to, że aura sprzyja dotlenieniu organizmu. Dawno tyle słońca nie było porą zimową jak tego roku 🙂 Za to śniegu prawie wcale, ku mojej radości. Misiek więc nie za słońcem a za śniegiem wyruszył w Dolomity, by tam poddać się zimowemu szaleństwu po wyczerpującej sesji. Więc ja od kilku dni w stresie, bo wcale nie jestem przekonana, mimo zapewnień o rozsądku, że akurat taka aktywność jest dla Niego wskazana. Oczywiście ze względu na wypadek sprzed lat i jego konsekwencje zdrowotne. Rozsądnie wybrał jedną deskę, nie dwie- w jego przekonaniu. W moim przekonaniu- powinien tylko podziwiać  widoki, siedząc bezpiecznie na tyłku 😉

Czy ktoś z Was był w kinie na filmie ” Sierpień w hrabstwie Osage” ? Mnie skusiła obsada, w tym dwie moje ulubione aktorki: Julia i Meryl. No i oczywiście się nie zawiodłam. Obejrzenie filmu zbiegło się z uczestnictwem w pogrzebie  nie rodziny) oraz stypy. Realnie byłam świadkiem  rodzinnego konfliktu wynikającego z więzi i emocji, które ze dwojoną siłą wyszły na prowadzenie, gdy  odszedł senior rodu. Smutek i żal przyćmiły obopólne pretensje. Myślałam, że to się jednak tak nie dzieje, że owszem, nawet jeśli w jakieś rodzinie są konflikty, to ten szczególny  czas sprzyja przynajmniej czasowemu rozejmu.

A potem poszłam na film. I ze śmiechem ( tak, tak) stwierdziłam, że są jeszcze bardziej skonfliktowane rodziny, bardziej pokręcone… I nieważne, że film to fikcja. Tak lub podobnie, bywa również w rzeczywistości. I jest to i smutne, i straszne, i śmieszne…

 

Kiedyś (drzewiej) to były…

…zimy. I większa solidarność społeczna. Jak zasypało wieś,  to kto żyw  ruszał z łopatą by drogę udrożnić. Nie czekali aż im władza ludowa łaskawie odśnieży 😉 Dziś w odśnieżanie musi być zaangażowany co najmniej premier 😉

Zawiesiłam się. Chwytam pierwsze cieplejsze promienie słońca, gdy pod stopami wciąż  jeszcze lód. Mróz w nocy chwyta to, co w dzień słońce roztopi i nie pozwala by zima na dobre sobie poszła…w diabły. Nie narzekam. I dobrze mi w tym zawieszeniu jest…Byle nie za długo.