Nie ma to jak wrócić z udanych wakacji- bardzo intensywnych fizycznie, więc gdy już człowiek parkuje auto przed własnym domem, to przed oczyma ma tylko kanapę w salonie bądź łóżko w sypialni- a tu od samego progu coś tak waniajet, że choć padasz z nóg, to zapadasz w stupor z wrażenia, a po chwili oczami szukasz jakiegoś truchła. O słodkijeżu, co tu się działo podczas naszej nieobecności?? Włamywacza, którego szlag trafił na miejscu z przyczyn nieznanych, od razu wyeliminowałam w myślach, jak również rozkładające się jakieś odpadki, bo mam we krwi opróżnianie koszy przed wyjazdem. Na trupa natknęłaby się Tuśka, która z Zońcią przychodziła codziennie, a niemożliwe, żeby rozkład nastąpił tak szybko, lecz ewidentnie śmierdziało… rozkładającym się mięsem.
Jesssu!!!
Mięsem!!!
Tuśce zepsuła się lodówka, kupili więc nową, ale zanim się zorientowali, to wszystko z zamrażarki było do wyrzucenia. Z lodówki zaś na czas dostawy nowej poprzywoziła do naszej. Dzwonię więc, czy jednak otwierała zamrażalnik, i słyszę stanowcze zaprzeczenie, choć owszem, woń poczuła, nawet w koszach sprawdzała, a tu pusto… Podejrzewam OM, który przecież mroził przed wyjazdem wkłady do lodówki turystycznej, ale ten patrzy na mnie i sączy: nic nie mów… Nawet nie musi, bo mi mowę odebrało z żalu, najbardziej za polędwicą wołową, żeberkami cielęcymi i kaczorami na rosół…ech… nie wspomnę o zieleninie i czarnej porzeczce… i innych dobrach! OM zaczyna podejrzewać Pańcia, który dobrze wie, że u nas zawsze są lody, ale ja od razu mówię, że to niemożliwe… Zabieramy się do wyrzucania zawartości i mycia- we dwójkę idzie nam to dość sprawnie, choć zajmuje sporo czasu. Podczas mycia odkrywam, co się stało… najprawdopodobniej. Przy bardziej energicznym zamknięciu drzwiczek od lodówki, górne od zamrażalnika odskakują. Za każdym razem! Ożeż! Tuśka swoje produkty zabierała we wtorek…
Gdy w końcu pozbyliśmy się zapachu i śladów niespodzianki, udałam się na górę, lecz nie prosto do łóżka, tylko do łazienki, bo zrobiło już się tak późno, że tylko kąpiel i lulu… Jedno spojrzenie na wannę i… oczom nie wierzę: zwłoki. Podwójne! Już miałam odkręcić kran i zalać trupy, kiedy coś mnie tknęło… Wzięłam szczotkę do włosów i rączką szturchnęłam. Żyją!
Do szaf już wolałam nie zaglądać! 😉
*
Dziecka Starsze zorganizowały „Dzień Mamy” dla obu mam u się, więc rodzinnie w szerszym gronie spotkaliśmy się przy stole. Było pysznie- szparagi smażone na maśle z serem halloumi, dla mnie hit stołu, nie licząc tortu bezowego z truskawkami 🙂 Skusiłam się też na bąbelki w złotym kolorze. Niedziela pełna wzruszających emocji, uśmiechu i radości, bo przy gromadce dzieci (kuzyni Pańcia i Zońci) nie sposób się nie śmiać 🙂 Dorośli jak jeden mąż spełnili swój obywatelski obowiązek, (nie)głosując wiadomonakogo, ale mieliśmy przeczucie, że partia rządząca wygra. Aczkolwiek poniedziałkowy ranek przyniósł szok w postaci konkretnego wyniku. SZOK! To, że 7 punktów procentowych więcej nad KE to jedno, ale to, że KE razem z Wiosną nie mają więcej od PIS- to już jest porażające!!! Jedyne pocieszenie, że Konfederacja nie weszła. Jestem porażona nie samą wygraną, ale jej skalą. Bo to świadczy o jednym, jak słabo jesteśmy wyedukowani politycznie, a jak głupota i ogłupianie (TVP) ma się dobrze i zbiera żniwo. I choć frekwencja najwyższa jak do tej pory we wszystkich wyborach do PE, to jednak ponad połowa rodaków ma głęboko w doopie, kto nas będzie reprezentował w Europie. Szczególnie ludzie młodzi, co dziwi najbardziej, bo przecież oni nie znają innej Polski, jak tej w Unii, a z drugiej strony, no cóż, kłania się właśnie edukacja. Biorąc pod uwagę, że co dziesiąty absolwent szkoły podstawowej nie potrafi czytać, a co 6 magister jest analfabetą funkcjonalnym, 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta… mamy koszmarny obraz naszego społeczeństwa. Liczyć też nie potrafią, co świadczy jak łakomie rzucają się na wszystkie „plusy”, które z naszych kieszeni rząd rozdaje, kupując w ten sposób sobie władzę. Jedynie co PIS-owi trzeba oddać, że jest skuteczny nie tylko w manipulowaniu, ale również w realizowaniu swoich obietnic.
Te wyniki pokazują, że na jesieni najprawdopodobniej wygra autorytarny system. I Kościół, który będzie miał ogromny wpływ i dyktował swoje zasady życia wszystkim obywatelom. Mam wrażenie, że choć z demokracją w ostatnich czterech lata Polska często była na bakier, to od poniedziałku zeszła już całkiem z drogi wolności… Czy na jesieni się na tyle zmobilizuje, żeby na nią powrócić? Mam duże wątpliwości. I jestem przerażona coraz większą polaryzacją społeczeństwa, które już nie potrafi ze sobą normalnie rozmawiać. Strach się bać, co będzie się dziać w mediach społecznościowych…
Na wsiach i w małych miastach, Kultura (szeroko pojmowana) wciąż przegrywa z konsumpcją, a elektorat zmobilizowany, bo przecież jak przyjdą inni, to im zabiorą, więc wygrywa autorytaryzm i rozdawnictwo; w dużych miastach, nawet na ścianie wschodniej- czasem nieznacznie- wygrywa, co daje nadzieję. Bo nadzieję trzeba mieć… że w końcu wygra w całym kraju…!
P.S.1. Mój kandydat wygrał, i to był najlepszy wynik w okręgu, co daje satysfakcję i jest ciut pocieszające.
P.S.2, Trzymajcie kciuki za moje wtorkowe TK.