Niech to będzie dobry czas…

Rodzinny… prawdziwie wiosenny, słoneczny i ciepły. Smaczny w strawne baby i jaja, obfity w radość. Zdrowy i spokojny, wolny od trosk i niepokojów, ale pełen pozytywnych wrażeń. Relaksujący. Świąteczny.

Dużo dobroci dla Was, zawsze mnie tu wspierających, obecnych, mimo zabiegania w codzienności ❤️

A za szpitalnym oknem taki widok…

IMB już na porannej wizycie oznajmiła mi, że wypis zrobi jeszcze dziś, że jutro nie będę miała robionych wyników krwi i jak dziś podczas wlewu nie będzie żadnych sensacji, to jutro lekarka na dyżurze wręczy mi wypis i heja do domu. No to zaczęłam ustalenia kto i kiedy po mnie przyjedzie. Zadeklarowała się Tuśka.

Janina wyszła jeszcze przed obiadem, a Ela dopiero po 16. Na świetlicy o tej godzinie na wypisy czekały jeszcze dwie osoby. Do kolacji na oddziale zostało 5 osób, a na święta zostaną tylko dwie. Jak już wspomniałam o posiłkach, to na obiad była kalafiorowa, a na drugie godna uznania zielona fasolka, bo o kotlecie rybnym wolałabym zapomnieć 😉

Pierwsze podłączenie było o 13.09 kroplówką wspomagającą na półgodziny przed chemicznymi wlewami, a przy pierwszym 1,5-godzinnym wlewie się zdrzemnęłam na tyle mocno, że nie obudził mnie pomiar ciśnienia. Wieczorna wizyta w postaci poprzedniej mojej pani doktor, więc ucięłyśmy sobie dłuższą pogawędkę o tym i o owym 😉Wlewy zakończyły się grubo po 23 przy oglądaniu kolejnych odcinków Problem trzech ciał.

Jak było do przewidzenia rezydent w pałacu, zawetował ustawę o pigułce dzień po. Ani żona nauczycielka, ani córka nie wytłumaczyły mu, że jeśli 15-latka może współżyć, a 16-latki mogą zawierać małżeństwo, to pigułka im się po prostu należy! Bez komentarza!

A najbardziej mi żal…

Święta świętami, ale to tych ciepłych wiosennych dni mi żal, że muszę je spędzać w murach szpitalnych, a nie nie u się na mojej-nie-mojej wsi, która ma jedną ogromną zaletę, że mogę sobie wyjść w każdej chwili i stanąć pod drzewem i upajać się zapachem tudzież dźwiękiem brzęczących pszczół… Otworzyć szeroko drzwi na taras i siedząc na kanapie chłonąć wiosenne widoki za oknem…

Z przygotowań do świąt popełniłam tylko to… ;p

Ale wyszły pyszniejsze niż te pierwsze, bo w tamtych nie było chrzanu…

W szpitalu byłam o 8.55, a o 9.30 już na oddziale bez covidu i innych chorób wirusowych. Rozgościłam się na świetlicy, czekając, aż się zwolni łóżko- to samo co poprzednim razem, tylko współspaczki inne.

Dość długie oczekiwanie rekomendował mi właśnie fakt, że ten czas spędzę w tej samej sali i na łóżku przy oknie. Sala nie ma takiego znaczenia, choć zawsze to lepiej mieć bliżej do toalety, ale może już nie będę się zapędzać dalej i wchodzić do innych sal, jak to robiłam ostatnio.
Wróciłam pod skrzydła IMB, która przy badaniu zapewniła mnie, że jak wszystko pójdzie dobrze, to wyjdę w sobotę. Kuchenna zaś kilka minut po dwunastej, przyszła do mnie z info, że pacjentce, która wciąż okupowała moje łóżko, nakazała się zbierać, bo ja czekam i obiecała szybkie pościelenie świeżym zestawem- tak sama z siebie, bo ja pokornie tkwiłam na świetlicy w oczekiwaniu, a w międzyczasie oddałam krew do badania i udzieliłam wywiadu 😉

Ela i Janina, obie starsze ode mnie (73 i 82) najprawdopodobniej w piątek wychodzą do domu, więc pewnie zostanę sama, bo kto by się pchał do szpitala na pół święta? I obie sympatyczne. Jakoś trafiam tu na fajne starsze panie, żadnych starych wąsatych bab😉 Gdy włączyłam lapka na „Tak jest” , to poprosiły, żebym nie ściszała, bo chciały posłuchać prokuratora generalnego. I oczywiście potem wywiązała się dyskusja, którą można podsumować słowami Janiny: to ludzkie pojęcie przechodzi…ośmiornica to mało powiedziane, to mafia!

Obiad niewarty wspomnienia, oprócz barszczu ukraińskiego, który był smaczniejszy, gdy go doprawiłam pieprzem. Kolacja: twarożek, pomidor i nieprzysługująca sałata spod lady 😉

Cały dzień bolała mnie głowa… męczące to okrutnie. IMB mówi, że to może naczyniowe, bo ciśnienie niskie etc… Skapitulowałam wieczorem i poprosiłam o tabletkę. Jestem udręczona tym bólem, który jest dzień w dzień…

I kto tu jest fujarą…

No to Zajączek w tym roku dostał przyspieszenia i wyborcom koalicji 15 października przyniósł we wtorek oczekiwany prezent. Bo właśnie na to czekano, by wymiar sprawiedliwości ruszył z kopyta i dobrał się do doopy przestępcom, choćby w sprawie funduszu sprawiedliwości pomocy poszkodowanym zwanego inaczej ziobrowską świnką-skarbonką dla swoich, bo na pewno nie dla ofiar przestępstw. I jakie słychać wycie u pisdzielców, którzy na konferencjach opowiadają bajki prawnicze z mchu i paproci, jednocześnie oburzeni, że prokuratura napadła na człowieka walczącego ze śmiertelną chorobą. Tyle że co by nie zrobili, co by nie powiedzieli, to suweren tego nie kupi, oprócz starych wąsatych bab i pisdzielskich dziadersów, bo obywatele oczekują rozliczeń z tych finansowych przekrętów, odbywających się kosztem nas wszystkich. Bo to publiczne pieniądze. Moje. Twoje. Nasze. No a mnie osobiście cieszy fakt, że prokuratura przetrzepała domy dwóch posłów- obaj to obrzydliwe mendy, jeden z okręgu DM, drugi z mojego. Gnidy moralne, bo obaj mają ludzkie krzywdy na sumieniu, którego pewno nie mają, jak to przykładni katole.

Mnie Zając również we wtorek przyniósł prezent w postaci telefonu z powiadomieniem, że w czwartek czekają na mnie z przyjęciem na oddział. Oczywiście jeśli nie nękają mnie żadne infekcje. Niby nie, choć poranki mam kaszlące i kichające, ale to u mnie chyba normalność. W każdym razie na wszelkie wypadek oprócz herbatek z malinami, cytryną i miodem, zaaplikowałam sobie większą dawkę czosnku w postaci a’la bruschetty pomidorowej.

Ogólnie używam dużo czosnku w kuchni, ale tu dałam tyle, że czuć było w całym domu😅 A potem jeszcze porcję owoców, co jest codziennością, jak i realizacja planu- codziennie jedno jabłko!

A dziś upiekę owsiane ciasteczka z żurawiną i orzechami, by mieć co chrupać w szpitalu do kawy.

Jadę w czwartek rano z OM z dwóch powodów. Czas w domu był zbyt krótki, bo tylko dwutygodniowy, więc jeden cały dzień dłużej jest bezcenny, a drugi to taki, że nie ma w mieście syny, bo się szkoli na południu kraju i zabrał ze sobą swoje dziewczyny, a wrócą może dopiero w niedzielę. Kiedy ja wrócę to duży znak zapytania, choć jeśli wszystko będzie dobrze, to może wypuszczą w sobotę na święta. Jakoś się tym nie stresuję. Już raz wychodziłam ze szpitala oddalonego od domu ponad 300 km w wigilię.

*

Tak się złożyło, że zabrakło prądu i wysiadł system Hawk-Eye na korcie podczas pierwszego ćwierćfinału pań i zanosiło się na dłuższą przerwę, więc przełączyłam na TVN24, a tam po minucie ukazuje się Zero na zorganizowanej przez siebie konferencji. Miałam niewielką nadzieję, że wygląd i głos zaspokoił tych wszystkich spekulantów, którzy uważali, że chory onkologicznie ma wyglądać według ich wyobrażeń, a zdjęcie, jakie upublicznił to mistyfikacja. I co? No tak jak powtarzałam wiele razy, że miłośnikom teorii spiskowych NIC nie jest w stanie przeszkodzić, by snuć je dalej. Oprócz ironicznie obrzydliwych słów typu, że oto zmartwychwstał, to czytałam m.in. że jest zbyt opalony jak na chorego.

Mam jak najgorszą opinię o tym człowieku, który wiele złego zrobił, dewastując wymiar sprawiedliwości, niszcząc wielu ludzi, ale jako osoba starająca się mieć zawsze racjonalne spojrzenie i osąd rzeczywistości, opierający się na faktach, a nie na spekulacjach i insynuacjach, powinnam dziś mieć podwójną satysfakcję, widząc tę konferencję Zera. Mam przede wszystkim jedną, że zobaczyłam, jak pali mu się grunt pod nogami i jak wystawił swoich kolegów na pożarcie, mówiąc, że to jego podwładni podpisywali dokumenty, nie on. I znów wykaże się odrobiną naiwności, że być może ci podwładni już tak lojalni wobec Zera nie będą.

Jak to było?… Uczciwi nie mają się czego bać.

Ps.. i tak dla kronikarskiego obowiązku (czyli bardziej dla się ;)). Plotkowano już od dawna, pewne dowody na potwierdzenie plotki były od bardzo bliskich osób, które są niejako beneficjentami tejże, ale wynikały bardziej z obawy i podejrzeń, a teraz część się ich potwierdziło. Huknęło. I gdyby to nie dotyczyło również Najmłodszych, to bym tylko się uśmiechnęła. Sprawa jest dość skomplikowana, jeśli potwierdzi się wszystko, o czym ludzie plotkują.

Chłop żywemu nie przepuści…

Urodę kobieta musi mieć, bo jak taka maszkara, brzydka baba wygląda przy chłopie- oznajmiła kategorycznie Baśka przy rozmowie na temat pobytu w sanatorium. Co ma piernik do wiatraka? Dużo. Bo jak chłop o wyglądzie i urodzie aktora/amanta (tak jakby nie istnieli aktorzy nienachalnej urody)weźmie sobie za żonę jakieś brzydactwo, taką gąskę, to nic dziwnego, że potem ją zdradza. Choćby w takim sanatorium, co to jest przyczółkiem wszelkich uciech. Ona była pięć razy, zawsze z mężem, bo nigdy nie puściłaby go samego, ani nie zostawiła w domu na tak długo. Była, widziała, to wie, co się tam wyprawia. Jak chłopy mają branie jak ciepłe bułeczki. Ona te ciepłe bułeczki woli dostawać od męża na śniadanie. Za pierwszym pobytem, nieobeznana w temacie, myślała, że te wszystkie pary to są małżeństwa, bo tak na to wyglądało, ale dopiero jak się turnus kończył, widząc ten płacz przy pożegnaniach, otworzyła szeroko oczy. Ze zdumienia. Jak tym starociom puszczają wszelkie hamulce. No sodoma i gomora. Bo chłopa to trzeba trzymać na krótkiej smyczy. Emeryturę całą inkasować, bo po co mu pieniądze, jak nigdzie nie chodzi. Wszystko ma. W domu. Baby to same sobie winne, i tyle. W temacie.

Jakby nie patrzeć, Baśka ze swoim mężem przeżyła już ponad 50 lat, więc ten tego 😉

Sen mi wrócił na dobre tory, ale sami wiecie i rozumiecie, że dopóki turnieje za oceanem, to noce niekoniecznie do spania. I tak jak w piątek zasnęłam o 21 i spałam 10 godzin, to już w sobotę światło gasiłam po 1am, a kolejnej nocy o prawie 4 nad ranem oglądając niespełna trzygodzinny horror tenisowy, zafundowany nam przez Igę. Tyle emocji dawno nam nie zapodała. No a gem kończący trzysetowy mecz, gdy przegrywała go już 0:40, godny mistrzyni. Bo tylko najlepsi wychodzą z takich opałów, kiedy wcześniejsze gemy na sety przy własnych serwisach przegrywała… I dziś znów nie śpię, bo oglądam mecze, czekając na nocny mecz Igi.

Sezon na młodą kapustkę, też uznaję za otwarty 😉

Zawsze pierwszą robię taką tylko z koperkiem, na który musiałam czekać, aż mi go zdobędzie OM, bo w sklepie wyszedł cały, ale że niedziela handlowa…

Niedziela była słoneczna w kratkę, późnym popołudniem nadciągnęła czarna chmura i lunęło…wciąż jednak zbyt zimna po nocy z ujemną temperaturą. Ale wiosna nic sobie z tego nie robi…’

śliwka

Staliśmy się ekspertami od wszystkiego. Nie odkrywam tu niczego, bo ten stan trwa od dawna, ale przez to, że teraz mamy social media, to każdy taki ekspert może oznajmić swoje zdanie całemu światu. Główną cechą owych ekspertów, to jest brak wątpliwości. Jakichkolwiek. I tak internetowi eksperci w większości by zestrzelił rakietę, która niecałą minutę była na terenie Polski, po czym monitorowana go opuściła. Pisdzielski były minister obrony, nieudacznik, który przez pół roku szukał pocisku, który spadł na nasz obszar, a wyręczyła go dama na koniu i oskarżył o to polskich generałów. Osobiście chcę mieć zaufanie do tychże, że wiedzą co robią. Bo się na tym znają. I jakoś w tej materii mam też zaufanie do obecnego ministra obrony.

I obejrzałam w końcu Zieloną granicę. Zwlekałam, ale wyskakiwała mi w aplikacji canal+ zmuszając bym w końcu kliknęła ok. Nie będę pisać o tym, jak bardzo film jest poruszający, ani recenzji, bo już wiele słów na jego temat padło. Ale! Przeczytałam, że minister obrony zapowiedział wzmocnienie muru graniczącego z Białorusią. Tego samego, wobec którego obecni rządzący byli przeciwni, będąc opozycją.

Ps. Czapka odnaleziona. Była w koszu z brudną odzieżą. I oczywiście, że oba kosze zostały skrupulatnie przepatrzone z wysypaniem ich zawartości. I co? no pstro… Czapkę nie przykrył diabeł a …sukienka. Dresowa z kapturem, którą poplamiłam i widocznie jak ściągałam, to miałam czapkę na głowie. Wrzuciłam do prania, a przed włożeniem dziś do pralki, chciałam na wszelki wypadek plamę polać vanishem, więc zaczęłam ją przewracać z lewej na prawą stroną, a tu niespodzianka, wypada czapka jak królik z kapelusza. Miałam podejrzenia, że z czymś się zawinęła, a że w międzyczasie zmieniałam pościel, to podejrzewałam, że zdejmując ją w łóżku, zawieruszyła się w któreś poszewce, ale nie.

Wiosna tylko na talerzu…

Ech… czasem tak właśnie mam, gdy wstaję, schodzę na dół, a OM mnie się pyta, jak się czuję. Nie zawsze od razu wiem. To się okaże… Z każdą minut, godziną dnia…

Trzeci dzień bez sterydów, to pierwsza przerwa od momentu, gdy mi je przepisał lekarz z izby przyjęć w klinice. Powrót w dużej dawce przez 5 dni będzie podczas wlewu, a potem nie wiem dokładnie, czy schodzenie z dawki tak jak do tej pory, czy od razu odstawienie.

Ból głowy, taki zupełnie nietypowy, ale ten sam, jaki nęka mnie już przynajmniej z dwa lata, teraz się nasilił, występując częściej i dłużej, że kapituluję i biorę tabletkę, tak jak odczuwanie neuropatii. Ale ogólnie nie jest najgorzej 😉

Babciu a kto ci tak zrobił, że nie masz włosów. Dido😄Wytłumaczyłam Zońci, że biorę takie leki, które powodują wypadanie włosów. Zobaczyła, jak sama daję sobie zastrzyk przeciwzakrzepowy i uznała, że jestem dzielna, bo ją bolała ręka po szczepionce, którą miała w poniedziałek.
Zońcia to największa w rodzinie fanka zupy pomidorowej. W piątek w przedszkolu zjadła dwa talerze, potem u mnie miseczkę, mimo iż miała do wyboru drugie danie, a w sobotę rano, jak zapytałam się, co sobie życzy na śniadanie, to oznajmiła, że czerwoną zupkę z buraków, a jak nie ma to pomidorową 😄

Obie tej nocy spałyśmy jak susły. Kiedy przyszłam na górę o 20 już smacznie spała, nie zdążyłyśmy poczytać razem, więc poczytałam sama, po czym o 21 zgasiłam światło… spałam 10 godzin, Zońcia 12. Tego było mi potrzeba. W końcu sen powrócił na swoje tory i nie mam z nim żadnego problemu. Nie wiem, czy te turbulencje ze snem nie było związane z braniem tak dużych dawek sterydów. W każdym razie oprócz trzech nocy w domu i może tyle samo w szpitalu (w czasie 2 cyklu nie brałam) nie wspomagałam się tabletkami.

Sobota pizgała deszczem, dopiero około 17 wyszło słońce. Za dużo deszczu, za zimno, ale przecież to wciąż marzec, nie ma co narzekać. Pańcio zmoknięty przyjechał na hulajnodze od kolegi, u którego nocował. To ten wiek, że wybiera się spanie u kumpla, a nie u babci 😉 Dzieci zostały odebrane przez Tuśkę, a ja kolejny raz z dużą przyjemnością patrzyłam, jak partner córki świetnie się z nimi dogaduje. Jak tylko wspomniałam, że mama nie przyjedzie sama po nich, to im się aż oczy zaświeciły. Lubią. Nawet bardzo.

Oznajmiam, że sezon na szparagi już się zaczął!

Zresztą na małosolne własnej roboty też i wyhodowany szczypiorek 😉

I w końcu popełniłam placki, które robię najlepsze na świecie 😉 Bo bez grama mąki!

Księżna Kate oznajmiła, że ma nowotwór i podjęła leczenie. Jej nagrane oświadczenie, to odpowiedź na spekulacje, jakie pojawiły się w mediach. Poniekąd wymuszone obrzydliwymi insynuacjami. Pałac również wydał oświadczenie, w którym powiadomił, że nie będzie publikacji opisu operacji, przebiegu leczenia, czy wyników. A ja się zastanawiam, kto się tego domaga? Moje zdanie jest niezmienne, że gawiedź nie ma prawa domagać się takich publikacji od nikogo. A chory sam decyduje, co chce upublicznić o swoim stanie zdrowia. I czy w ogóle.

Ach… i przeraża mnie tak duże poparcie Konfederacji. No Hołownia mocno strzelił sobie i swojej partii w kolano. Akurat ani Trzecia Droga z Hołownią i Kosiniakiem to nie moja bajka, ale konfa to oprócz kilku pomysłów na gospodarkę, to całą resztą tylko mnie przeraża. I przede wszystkim martwi, że ma u młodych ludzi takie duże poparcie. Przez chwilę słuchałam Hołowni i… może panie Szymonie tak autorefleksja? Ględził o czyichś politycznych wybuchach ambicjach, przez które są kłótnie i spory w koalicji, a sam swoich wybuchów nie dostrzega?

Dziesiątki niewinnych ludzi stało się ofiarami ataku terrorystycznego- oznajmił prezydent Rosji, który od ponad dwóch lat zbija niewinnych ludzi tocząc wojnę w Ukrainie. Nazwał go krwawym i barbarzyńskim, będąc sam barbarzyńcą. I oczywiście zasugerował, że to Ukraińcy są współwinni zamachu.

I w końcu w Miami przestało padać, więc od 19 oglądam wiadomo co… Ale obejrzałam też już dwa odcinki polecanego przez Teatru serialu Problem trzech ciał. Wciągający. Ale że to nie mój gatunek, to sobie go dawkuję 😉

Niepełnoprawność nie tylko na papierze…

Gdy biorę dokument do ręki i z uwagą się w niego wczytuję, a nie przebiegam tylko wzrokiem, wyszukując to, co najbardziej mnie interesuje w danej chwili, to w końcu do mnie dociera fakt… że jestem ciężko chorą osobą, bo tymi dokumentami są wypisy ze szpitala, w których zamieszczone są wyniki badań bądź orzeczenia. Na co dzień nie zaprzątam sobie tym głowy, może dlatego, że ograniczenia przychodziły stopniowo, a ja je akceptowałam. No i pomimo ich, uważam, że daję sobie świetnie radę i nieustannie się dziwię pytaniem: to ty sama jeździsz autem? No jeżdżę, wprawdzie wkoło komina, ale do DM nie jadę sama, nie z powodu samej jazdy za kierownicą, tylko z innych, praktyczniejszych. Ale! Być może to się zmieni, bo…

Dostałam orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, a w nim, że ten stopień jest znaczny. Cokolwiek to znaczy. Dla mnie jedno, że przysługuje mi karta parkingowa. I już oczami wyobraźni widzę jak jadę do DM dzień wcześniej, nie wyjmuję całego majdanu z auta, by następnego dnia zaparkować najbliżej bramy szpitalnej i zostawić auto na parkingu na cały pobyt w szpitalu 😀 Ale najpierw jeszcze muszę złożyć wniosek o taką kartę i poczekać pewnie kilka tygodni. OM ma się dowiedzieć, czy muszę zrobić to osobiście (wymóg osobistego ze względu na dokonanie podpisu przy składaniu wniosku na miejscu), gdy orzeczenie odbyło się bez stawania przed komisją. Lekarzom wystarczyła moja złożona dokumentacja- zaświadczenie od Rodzinnej i ostatni wypis ze szpitala. Orzeczenie wydane mam na trzy lata.

Temat (nie)choroby Zera jest jak gorący kartofel. Budzi wiele emocji, kontrowersyjnych dyskusji, zacietrzewienia…etc… Mogłabym do niego nie wracać, ale chyba się nie da, dopóki w końcu Zero nie stanie przed przedstawicielami Temidy. Podsumowując własny udział w dyskusjach wszelakich, moje zdanie odnośnie Zera jako pacjenta onkologicznego, jest jednoznacznie niezmienne- uważam, że żaden pacjent nawet polityk-oszust nie musi udowadniać suwerenowi, że jest chory (robić konferencję, publikować wyniki badań etc…). I suweren- gawiedź powinien naciskać, skupić się na opieszałości wymiaru sprawiedliwości tudzież komisji śledczych, by wzywając Zero na świadka bądź w charakterze podejrzanego ukrócili te wszelkie spekulacje na jego temat, gdyż jego ewentualne niestawiennictwo byłoby udokumentowane orzeczeniem lekarza sądowego. W tej chwili to jest tylko bicie piany i tworzenie różnych teorii spiskowych, choćby takich, że Zero już dawno leży pod jakąś palmą i popija kolorowe drinki 😉 I na tym kończę, czekając na dalszy rozwój sytuacji, czyli na ruch organów ścigania wobec tego przestępcy.

I tak w temacie okołoświątecznym, bo przecież już za tydzień Wielki Czwartek…

No u mnie się myły właśnie, LP nawet nie przeszkadzał deszcz 😉 Ale, zanim wzięła się do roboty, to po moim powrocie z przychodni, by spuścić krew do analizy, usiadłyśmy do kawy i czgoś słodkiego… na zdjęciu to już resztki, ale i orzeszki i ekler pistacjowy warte grzechu 😉

A potem to już była jazda na szmacie…

Pierwszy dzień wiosny i pizdnęło deszczem, a ja akurat musiałam wyjść, okna miały się myć, a w ogrodzie miałam zaplanowaną schadzkę z ML a pogoda pokazała środkowy palec 😉 Z ML się dzwoniłyśmy, przekazałam instrukcje, a co do większych konkretów jesteśmy umówione na sobotę w ogrodzie. Jak już byłam w Miasteczku, to chciałam zakupić tulipany do wazonu, ale w mojej ulubionej kwiaciarni nie było, a że pogoda barowa, a w domu już czekała LP, więc nie chciałam dłużej włóczyć się po mieście w poszukiwaniu tychże, więc zakupiłam goździki…

A jak wiosna to i przesadzanie 😉 Jedno. Z tymczasowej doniczki, a przy okazji rozsadzanie…

Dla mnie od lat, a ściśle od 32 ten pierwszy dzień wiosny będzie się kojarzył z syną, który następnego dnia, a była to niedziela w samo południe, oznajmił krzykiem światu, że oto się narodził. Zdumiewające, że mija już tyle lat, a ja te dni pamiętam, jakby to było dziś.

Czapka, którą noszę w domu od dwóch dni bawi się ze mną w ciuciubabkę. Noszzzz nie mogę pojąć, gdzie się zapodziała. Fak, ze zdejmuję ją w momentach, kiedy mi się robi za ciepło w głowę, najczęsciej w kuchni Oboje z OM już się śmiejemy, że tak skutecznie schowała się przed naszymi oczami. LP też jej nie znalazła.

*

Jestem z tej opcji, która coraz mniej rozumie rolników. Serio. A wyrzucenie gnoju przed dom rodziców Marszałka, to już szczyt pospolitego gnojstwa. I nie bardzo mnie to interesuje czy to rolnicy, czy pseudo rolnicy, bo ci pierwsi pozwalają się rozgrywać politycznie. Widać, słychać i czuć, że większość z nich to zwolennicy/fanatycy pisdzielców. I mają krew na rękach, bo skutkiem ich protestów zginął człowiek.

Za to całym sercem jestem za protestującymi opiekunami osób z niepełnosprawnością. Panie posłanki i posłowie weźcie się do roboty! Obiecaliście, to zrealizujcie.

Zrób to sam albo nie…

Ostatni i jedyny raz, jak strzygłam kogoś, to było kilkadziesiąt lat temu, a bohaterem był mój kolega z podstawówki, mieszkający w tym samym bloku, piętro niżej. Nie pamiętam jak to się stało, że przyszedł do mnie z taką prośbą, ale dziś wciąż mam przed oczami, jak siedzi na taborecie kuchennym i trzyma gazetę na głowie, bym mu wyrównała te krzywizny, które zrobiłam nożyczkami. Nie zabił mnie, jak widać ;p Ale powstała nowa nazwa: fryzura gazetowa a’la garnek. ;DD Wtedy stwierdziłam, że zawód fryzjerki nie jest dla mnie 😉

Pisałam, że zakupiliśmy maszynkę do strzyżenia, a warunkiem było to, że OM będzie jej używał. No i nastała ta wiekopomna chwila, że wzięłam maszynkę do ręki i używając dwóch ostrzy oraz nożyczek skróciłam czuprynę mężowską. Wyszło może nieidealnie, ale też i nie źle. W każdym razie nawet LP nie zauważyła (była fryzjerka) niefachowej ręki na głowie OM, a OM nie pobiegł do profesjonalisty by ten naprawił szkody ;p

Budując dom, OM wiele rzeczy robił sam, pomagał mój Tato, niektóre ja, ale oczywiście mieliśmy brygadę budowlaną. Takie to były czasy. Potem już nigdy w domu sami nie malowaliśmy ścian, nie tapetowaliśmy- akurat tego nigdy nie robiliśmy- nie lakierowaliśmy etc… Zawsze wyznawaliśmy zasadę, że od tego są profesjonaliści tzw. fachowcy. Również tak zawsze traktowałam fryzjerki czy kosmetyczki, choć zdarzało mi się pofarbować samej włosy. Przez całe życie do wielu prac w obejściu zatrudnialiśmy ludzi ze wsi- dorywczo bądź na dłuższy czas. Czasem tylko z zazdrością patrzyłam na innym mężowatych, co to od pędzla i kleju nie stronią, bo fajnie mieć kogo takie pod ręką. Taki jest mąż mojej przyjaciółki. U niej wszelkie remonty, odświeżenia robią sami. No i fajnie. Do czasu. Bo ostatni remoncik trwa już 1,5 roku, co moją przyjaciółkę doprowadza do szewskiej pasji, gdyż szanowny mąż nie ma czasu… Dwa dni, dwa dni- grzmi w słuchawce-nie może znaleźć wolnego by skończyć.

A jak jest u was? Sami czy jednak zatrudniacie fachową ekipę.

Przeczytałam artykuł w temacie spowiedzi w kościele, szczególnie dzieci. Przez 1900 lat chrześcijaństwa nie spowiadano dzieci, a Kościół to zmienił. I głos prof. Stanisława Obirka, który choć przez wiele lat rzadko, ale spowiadał dzieci, jest tej spowiedzi przeciwny. Ja ogólnie jestem przeciwniczką spowiedzi. Narzuconej. Wiecie, że w cerkwi prawosławnej małe dzieci po chrzcie, mogą przyjmować komunię świętą bez spowiedzi i bez przyjęcia sakramentu jakim jest Pierwsza Komunia Św? Co często jet praktyką.

Obirek: Obawiam się, że większości księży jest dobrze w roli policjanta sumień. Z drugiej strony dla części osób, które się spowiadają, ten zwyczaj jest dogodny. Autorytet powie im, co jest dobre, a co złe, każe odmówić modlitwy, a oni mogą działać dalej. Jakże ja się zgadzam z tymi słowami. Takie zrzucenie odpowiedzialności za swoje czyny, słowa, zachowania… Tu jest cały wywiad KLIK.

Dzień słoneczny, ale chłodny. Wyjazd po Najmłodszych, do biblioteki…i po drodze zakup kfiatkuf…

Bratki posadzę w czwartek jak przyjdzie LP, a hiacynta i żonkile wsadziłam do skrzynki, którą sobie kiedyś zachowałam i stworzyłam takie coś… Tu na parapecie w pokoju, ale docelowo na parapet kuchenny.

jaka artystka taki stroik ;pp

Koniec zastrzyków, których efektem ubocznym jest potworny ból całego ciała, ale są niezbędne by szpik musiał się odbudować. Tym razem trwał dłużej… I nękają mnie bóle głowy, ale przyjmuję je już z większym spokojem, wiedząc, że żaden gad się w niej nie zagnieździł 😉

Pewnie się czepiam, ale… Zmarł (ostatnie doniesienia to samobójstwo- wcześniej wypadek/ zator) 42-letni były hokeista, partner życiowy Aryny Sabalenki, najpoważniejszej rywalki naszej królowej, która obecnie zajmuje drugie miejsce w rankingu, a w poprzednim sezonie objęła tron liderki na 8 tygodni. Jako osoba i tenisistka budzi skrajne uczucia, ale nie będę pisać o nich i powodach tychże. Chciałam tylko „czepić się” reakcji, czyli komentarzy na tę osobistą tragedię tenisistki. Większość komentarzy (pod artykułami o tej tragedii) to po prostu wyrazy współczucia, choć są i takie, że karma wraca… ale to sporadyczne jednostki. Jednak mimo wyrażenia swojego współczucia w tym samym zdaniu ludzie piszą: nie lubię jej, mimo że wywołuje u mnie negatywne emocje… etc…. Czy faktycznie trzeba to podkreślać w komentarzu z kondolencjami? Nie rozumiem też takich słów: nie zasłużyła sobie na taką tragedię. To ja się pytam, a co trzeba zrobić, kim trzeba być, żeby zasłużyć sobie na śmierć bliskiej sobie osoby? 🙏

Magda walczy w trzecim secie z Łesią, więc nie śpię, bo…;)

Zjazd…

Formy i nastroju miałam przez weekend. Mimo świadomości, że znajduję się na równi pochyłej, mimo uprzedzenia, że ból nastąpi, bo jest pokłosiem zastrzyków, które muszę brać przez 10 dni od dnia podania chemii, którego już doświadczyłam poprzedni razem, to jednak zostałam przeczołgana. Było dłużej i boleśniej, tak po krzyk…Zresztą nie całkiem przeszło, więc nie wiem, w jakiej formie się obudzę- jutro ostatni zastrzyk! Widzę też różnicę w kondycji poruszania się po schodach, aż sprawdziłam dokładnie moje parametry- hemoglobina, która była do tej pory w normie, jest poniżej, niewiele, ale jest. Przyjmuję to na klatę, a w czwartek bądź w piątek zrobię kontrolne badanie w laboratorium.

Przedrzemałam sobotę i niedzielę, co absolutnie nie miało wpływu na szybkie zaśnięcie i spanie przez całą noc- zasnęłam w trakcie czekania aż w Indian Wells przestanie padać 😉 Przez dwa dni nawet nie wyściubiłam nosa za drzwi… Zdjęcia są z piątku, kiedy w trakcie oglądania komisji śledczej potrzebowałam łyknąć świeżego powietrza, bo oglądanie i słuchanie dziadersa z Żoliborza wywołuje u mnie odruch wymiotny. Te jego banialuki, dworowanie z wszystkich i z wszystkiego ta jego pogarda do ludzi i prawa i to obsesyjne wynikające z kompleksów mówieniu o Tusku i agenturze niemieckiej jest i żałosne i obrzydliwe.

W chwilach większej użyteczności umysłu i ciała popełniłam kolejną sałatkę śledziową, ale nie zrobiłam zdjęcia: śledzie, czerwona papryka, ogórki konserwowe, czerwona cebula; sos: śmietana, majonez, miód, carry, sól i pieprz. Wyszła pysznie. I taki niedzielny obiad…

przed wsadzeniem do piekarnika

A teraz będzie na poważnie, choć pewnie powtarzająco się, bo być może podchodzę do tego zbyt emocjonalnie, co w sumie nie powinno dziwić. Ale! Żałosne jest ocenianie choroby/leczenia po wyglądzie pacjenta. Debatowanie i podważanie jego choroby na podstawie tego, jak wygląda. Żenujące, przykre i krzywdzące. Nie tylko dla ocenianego chorego, ale dla całej rzeszy chorych. I nie mam tu nikogo konkretnego na myśli, choć pewnie domyślacie się, skąd wziął się temat- ocenianie prawdziwości choroby Zera. Abstrahując od powodu tych wszystkich komentarzy, jakie czytałam na blogach czy ogólnie w sieci, to mam jeden wniosek: niewielka jest wiedza na temat chorowania i leczenia. Szczególnie onkologicznego. I żeby było jasne, ja nie wymagam od nikogo tej wiedzy, rozumiem wszystkie wątpliwości. Tyle, że gdy ma się wątpliwości, to stawia się pytania, a nie tezy. Nie pisze się autorytarnie, jak powinien wyglądać pacjent, jak się zachowywać. No litości! Każda choroba ma swój etap, każdy chory ma inny organizm, każde leczenie może działać na niego różnie… To tak jak ze skutkami ubocznymi. Pojawią się bądź nie. To jest takie oczywiste, takie logiczne, że wszystko mi opada, jak czytam komentarze, posty. (Nie chcę tu nikogo obrazić, ani wywoływać do tablicy).

Przy pierwszym skorupiaku w 1999 roku, po pierwszych trzech cyklach chemii nie wypadły mi włosy. Ba! W przerwie 3-tygodniowej pomiędzy wlewami byłam na weselu przyjaciela. Tańczyłam, śpiewałam, robiłam wszystko, oprócz picia alkoholu, to co robi się na weselu… Potem miała kolejne trzy chemie ze zmianą leku, który pozbawił mnie włosów i przeczołgał, choć nie tak jak cisplatyna w kolejnych chemiach przy kolejnym skorupiaku.- wtedy już w trakcie podawania, było rzyganie… Miałam raka 3 stopnia z przerzutami do węzłów chłonnych. Byłam po operacji. Pewnie według niektórych z was, powinnam pokotem leżeć w łóżku, cierpiąca, wycieńczona leczeniem. Zapraszam na oddziały onkologiczne. Tam zobaczycie pacjentów wycieńczonych chorobą, ale również takich, szczególnie kobiety, które mają zrobione paznokcie, permanentny makijaż, w eleganckich piżamach albo dresach z uśmiechem na twarzy, z gustownym nakryciem głowy bądź peruką przyjmują kolejny wlew leków. To naprawdę jest przykre, że muszę pisać o tym kolejny raz, bo mam wrażenie, że zaraz i mi zarzucie łgarstwo, bo czemu nie? Co ja tu opisuję takiego innego jak choćby przywołany Zero? Pomijam fakt, że rozumiem podejrzliwość, brak zaufania co do prawdziwości tego co publikuje, czy w ogóle jest chory, bo to się wiąże z jego nikczemną, parszywą działalnością polityczną. I oczywiście, że wszystko można sfabrykować. Tyle że nic takiego nie upublicznił, co można byłoby jednoznacznie podważyć i uznać, że to ściema. Być może jest, ale to już zupełnie inny aspekt- i nie o tym piszę.

Podczas tego pobytu w szpitalu była ze mną Ela, która wzięła drugą chemię taką jak ja.. po pierwszej nie wypadły jej włosy. Owszem, osłabiły się, wypadają, ale pojedyncze. Na wygląd i samopoczucie, o którym mówiła, że czuje się dobrze i o siłach, to jej pani doktor oznajmiła, że jej wyniki temu zaprzeczają. Tak że tak. Wyniki krwi. Bo pacjent jak się uprze, to nie odczuwa spadku formy, z rozpędu działa, wiem to po sobie. O tym też często mówiła Rodzinna, która ma z takim pacjentami do czynienia dość często. Bo lekarz nie ocenia wyglądu, tylko wyniki badań. Choć zdarzyło mi się spotkać takiego, co zasugerował się moim wyglądem. A tak w ogóle to sama jeszcze nie jestem zupełnie łysa, ale postanowiłam pozbyć się włosów, by ich nie znajdować w zupie ;p

Ps. 94-letnia Ewa, która była tak osłabiona, przyjeżdżając do szpitala na wózku, która miała toczoną krew (7 jednostek) przez trzy dni, codziennie wyciągała lusterko, a potem już szła do lustra wiszącego w sali nad umywalką i wklepywała krem w twarz, a brwi podkreślała kredką.

Może w końcu zrozumiecie, dlaczego mnie tak oburzają, irytują wszelkie posty, komentarze znafcuf i dlaczego na to reaguję… Mam spore doświadczenie, ogromny bagaż, ale nigdy by mi nie przyszło do głowy oceniać przez pryzmat wyglądu i tego, że ktoś inaczej niż ja bądź znane mi dotychczas osoby jest leczony i reaguje na to leczenie. Ja takie osoby podziwiam, a często im zazdroszczę. A teraz cieszę się jak głupia, że znoszę dużo lepiej leczenie niż ostatnie cztery razy, choć to jest też iluzoryczne, bo startowałam z leczeniem, mając dolegliwości, które są pokłosiem poprzednich terapii.

Ach wieczór, choć z bólem głowy i paszczęki to był wyśmienity, bo pięknie się oglądało zwycięski finał Igi. Grała wyśmienicie. Ta dziewczyny bije kolejne rekordy. Wygrała już 8 tysiączników w swojej karierze, i nie przegrała w nich żadnego meczu, gdy wygrywała pierwszy set. Właściwe to powinno być w regulaminie turniejów WTA 1000, że Iga nie gra drugiego seta, jeśli wygra pierwszego ;pp

I osiągniecia naszej dumy narodowej, królowej tenisa 🙂

Właśnie skończył się finał panów, w który zwyciężył Carlitos, broniąc tytułu sprzed roku. Gra kosmiczny tenis, a z Mietkiem (którego niekoniecznie lubię i nie dlatego, że jest Rosjaninem- potępił wojnę w UA- ale za jego różne przypały na korcie, szczególnie w interakcji z publicznością) stworzyli fajne widowisko, bo obaj świetnie się poruszają po korcie i niektóre wymiany to kosmos 😉

i na dobranoc taki news

Na domowej orbicie…

Czas poszpitalny to porządkowanie własnego domowego wszechświatu w każdym aspekcie. Zawsze byłam pełna energii, szybka i zadaniowa, więc kiedy poczuję odrobinę mocy, to automatycznie włącza mi się tryb turbo. Oczywiście obecny przyspieszony tryb nijak się ma do tego, kiedy byłam zdrowa i piękna, no i pewnie młodsza ;p Ale! Nie narzekam, tylko cieszę się, że leczenie jak na razie jest mocno łaskawe wobec mnie…oby, było jeszcze skuteczne, o czym się dowiem po trzecim wlewie, gdyż będzie badanie PETem.

Wyszłam ze stosem dokumentów; sam wypis ma 8 stron, krótszy o 3 od poprzedniego, skierowanie do kolejnej poradni, tym razem laryngologicznej- strach się odezwać, że ma się katar ;p, z wnioskiem na perukę etc… i połowę z nich zostawiłam na biurku w gabinecie, tak się zakręciłam. Pani doktor (niech będzie Boryna, bo mi przypomina swoją sylwetką i słowiańską urodą aktorkę grającą w ekranizacji Chłopów z 1973 roku) zadzwoniła do mnie z tą informacją, więc musiałam się zawrócić… na szczęście jeszcze nawet nie doszliśmy do apteki, tylko w przyszpitalnym barze dokonywaliśmy zakupu sernika i szarlotki.

Było naprawdę ciepło, słonecznie bezwietrznie i zwyczajnie mi za gorąco, mając na epie ciepłą zimową czapę. Owszem, miałam smerfetkę tudzież inne nakrycie i perukę, tyle że..no właśnie… Katar, który pojawił się rano we wtorek, był można powiedzieć katarkiem, który w południe już w ogóle mi nie dokuczał, za to po pierwszej nocy spędzonej w domu- no fatalnie, fatalnie…Nic mi nie jest, bo Boryna od razu zleciła test na grypę etc… przed samym wyjściem do domu, krew mi też pobrano, a nawet zrobiono ekg. Spałyśmy tam przy uchylonym oknie, a mój łysy ep nie dość, że najbliżej to jeszcze też przy kaloryferze, który ja zakręcałam, a ktoś odkręcał ;p Także mimo to, że padłam zaraz po 22 drugiej we własnym łóżku, zasypiając twardym snem, budząc się tylko raz, by przespać ponad 8 godzin, to po obudzeniu się, czułam się nieszczególnie. Dobrą jajecznicą i kawą z ciastem ratowałam tę sytuację 😉 A potem jeszcze późno popołudniową drzemką, co dawno mi się nie przydarzyło.

Jadąc do domu, chłonęłam zmiany w przyrodzie, które cieszą oko- mamy piękne przedwiośnie! I jak trasa długa i urozmaicona, bo przecież wracaliśmy starą trójką, gdyż S3 blokowali rolnicy, to nie zauważyłam żadnego plakatu, banera pisdzielczych kandydatów. Pochowali się jak szczury w kanałach, podszywając się pod samorządowców czy inne komitety, bo choć tacy „prawi i sprawiedliwi” to wstyd być w tej partii, jak widać. Ale, rządzić w samorządach by się chciało i kaskę przygarnąć również. (I nie mam tu na myśli wynagrodzenia nawet sowite, tylko te wszystkie pisdzielcze przekręty i malwersacje- oni to chyba mają w statusie partii).

A w pałacu prezydenckim mamy teraz zamiast jednego to dwóch pajaców. Jeden z osobowością kilkulatka i przerośniętym ego, drugi z przerośniętymi politycznymi ambicjami, które przysłaniają trzeźwość myślenia, a na pewno dobro kraju…

Non possumus- biskupi wybrali. Homofoba. Tadeusz Wojda- to wybór dalszej kompromitacji Kościoła. Zabetowanie, a nie oczyszczenie i rozliczenie. Jak dla mnie nie ma to żadnego znaczenia, oprócz tego, że sukienkowych przestępców należy skrupulatnie rozliczyć tak jak każdego! Również tych, co tuszują i chronią przestępców, zamiast pomagać ofiarom. Wstyd!

Dziś niewyspana ci ja, bo oczywiście musiałam oglądać ćwierćfinały pań i panów w Indian Wells. Mecz Igi z Karoliną to była uczta, szkoda tylko, że zdrowie Caro nie pozwoliło go dokończyć, ale oglądało się go wybornie! Panie oglądałam na dużym ekranie, panów na małym, oczywiście jednocześnie ;p I taka oto sytuacja na centralnym korcie…

Usunięcie dość sporego roju pszczół trwało dość długo, ale ogólnie to było zabawnie ;D Panie w stu procentach zrealizowały moje kibicowanie o wygranych i moje faworytki/ulubienice zameldowały się w półfinałach. U panów tylko 50 procent 😉

Dziś przesłuchanie dziadersa z Żoliborza w sprawie Pegasusa. Jak kolejny raz słucham p. mecenas Brejzy, to szlag mnie trafia na tych nikczemnych gnojków. Dziaders już się zasłania, że niewiele wie…no kulson, co robił w rządzie jako premier od spraw bezpieczeństwa? Za co przytulał kasę? To pytanie retoryczne, bo może się w końcu zaświeci czerwona lampka, tym co tak teraz jęczą, że nowa władza robi skok na stołki i kasę. No koń by się uśmiał. Bo to, że bez wiedzy i zgody prezesa nic się nie działo, to wypierają, wszak to niewygodne jest i stawia wyborców pisdzielczej partii w bardzo niekorzystnym świetle, żeby nie napisać dosadniej.

Post, którego miało nie być ;)…

Bardzo spokojny wtorek, a mimo to dzień zleciał szybko. Książka, rozmowy salowe (całkiem fajne), rozmowy przez telefon i zakupy online, trochę polityki- wywiad premiera z Waszyngtonu- a potem już mecze i oczekiwanie na mecz nocy, czyli naszej światowej jedynki. Ale najpierw „pojedynek mam”, czyli mistrzyń wielkoszlemowych z korzeniami polskimi, które wielokrotnie rywalizowały ze sobą w przeszłości, zanim zrobiły sobie dłuższą bądź krótszą przerwę na macierzyństwo- Caro& Ange. I komu tu kibicować?
Ale! Chcę się już do domu! Bardzo! Mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie i ze środy na czwartek będę już spać we własnym łóżku. Szczególnie że OM ma urodziny i miło byłoby spędzić ten dzień razem. Bo, że wychodzę, to dostałam potwierdzenie od mojej pani doktor o 19.30, jak schodziła z dyżuru.

Czuję się całkiem przyzwoicie. Nieustająco mnie to zaskakuje, ale przede wszystkim raduje. Wyniki krwi jak do tej pory też są bardzo przyzwoite. I to jest też przykład tego, że w zależności od podawanych leków różnie się przechodzi leczenie, ale też im głębiej w las może samopoczucie się pogorszyć, wyniki mogą polecieć na łeb i szyję, więc na nic się nie nastawiam. Piszę o tym, bo zbyt często spotykam się z wypowiedziami osób, które zakodowały sobie własny wizerunek osoby chorej onkologicznie, leczenia i nie przyjmują do wiadomości tego, że ich wyobrażenie jest często mylne. Nie zdają sobie sprawy, jakie wypisują bzdury, podważając zdanie pacjentów onkologicznych, bo coś im się wydaje niemożliwe. Świadectwa osób chorych mogą też dać jakieś pojęcie w tym temacie, szczególnie tym osobom, które dopiero co rozpoczynają swoje życie ze skorupiakiem w tle, a czytając takie banialuki, dostaje wypaczony obraz. I dość przykry, bo podważając i uznając, że coś jest niemożliwe, gdy chory walczy o swoje zdrowie jest… nie użyję określenia, jakie ciśnie mu się pod palce. Głupie!

Przeczytałam, że uczelnia Collegium Humanum współpracowała z putinowską akademią w Moskwie. Jakie to znamienne dla byłego pislandu. Rektor uczelni był nagradzany na rosyjskim uniwersytecie i był powiązany z prorosyjskimi działaczami. Uczelnię polubili politycy, szczególnie z Pisu- czy kogoś to dziwi?

Czytam komentarze o powrocie 5% vatu na żywność, czyli koniec z vatem zerowym, które często są pełne oburzenia, co mnie tylko śmieszy, bo to znów powrót do oklepanej treści: wina Tuska. Ekonomia, głupcze, ekonomia! I tyle w temacie.

Kolejne doniesienia o katowaniu dzieci przez rodziców z Przemkowa. I kolejny raz wszyscy coś widzieli, słyszeli i uznawali ich za patologię. Lata mijały i co? I znowu nic. Kolejne pytania bez odpowiedzi.

Baśka dziś dostała dwa strzały insuliny na raz, bo cukier skoczył jej na 340. Po całej paczce krakersów. Pani doktor zabroniła jej jeść truskawki, ze względu na zmiany w buzi, które leczy. Musiała wyjąć protezę, narzeka, że trudno jej się je, ale co dziś zrobiła? Zjadła cały pojemnik truskawek. No niereformowalna kobieta-pacjentka. Ale unikam w tym temacie konfrontacji, bo o innych sprawach rozmawia nam się fajnie. Szczególnie o jedzeniu. Goloneczki rozpaliły moje kubki smakowe do imentu… 😂 Uwielbiam zieleninę i wszelkie wariacje sałatek, ale mięsiwo również, choć nie muszę jeść go codziennie, szczególnie wędlin.

Jest na oddziale Grześ- pielęgniarz, który niekoniecznie jest dobry w zastrzyki, więc jak ma dyżur i przychodzi mi zrobić p. zakrzepowy, to nie pozwalam i robię sobie sama. No, ale wenflonu już sama sobie nie mogłam założyć, choć muszę przyznać, że mnie pozytywnie zaskoczył, że znalazł żyłę za pierwszym razem, no ale efekt końcowy taki:

I dzisiejsze wieczorne ciśnienie… 🫣😅

Liczę na tenisowe emocje, które mi go podniosą.
Kto dziś nie śpi tylko ogląda?