Miesiąc: Październik 2010
Piątek sygnałem do picia…?
Do domu wszedł syn gospodarzy z kolegą. Chłopcy zza pazuchy wyciągnęli piwo i postawili na ladzie kuchennej. Gospodarz domu spojrzał krytycznym wzrokiem na 6 butelek stojących na blacie i powiedział:
Jak pozbyć się klipsa, który nie dodaje uroku ;)
Dialog.
Miało być o czymś innym, ale nieopatrznie zostawiłam, po wysłuchaniu porannych wiadomości, włączony telewizor na kanale 24 TVN. Nie ukrywam, że lubię i cenię sobie tę stację m.in. za takie programy jak ” Ona i On” , „Babilon”, reportaże Ewy Ewart no i moje uwielbiane ” Szkło kontaktowe”. I to wzmianka o tym ostatnim, przez Prezesa PiS-u z sejmowej mównicy, jako jednej z przyczyn mordu dokonanego w Łodzi, oczywiście w kontekście mocno uproszczonym, spowodowała moją reakcję.
Czułość- (nie)zawsze okazywana mimo miłości…
Wysyłam Miśkowi SMS-a o treści: za pół godziny będę u fryzjera w Galaxy. Gdy już jestem na piętrze, gdzie mieści się salon, widzę stojącego syna z kolegą, podchodzę niezauważona i próbuję Go zaskoczyć, zasłaniając mu oczy, ale zdążył się odwrócić. .Spontanicznie przytulił mnie i dał buziaka. Przedstawił mi kolegę, przywitałam się i jednocześnie się pożegnałam, umawiając się z Miśkiem na obiad, gdy tylko wyjdę z salonu fryzjerskiego. Fryzjerka zaproponowała dla moich włosów jakąś dodatkową kurację pytając się, czy mam czas. Odpowiedziałam, że nie bardzo, bo syn na mnie czeka.
Jesienne dołeczki…
Jak tu nie złapać jesiennego dołka, jeśli listopad- najbardziej przeze mnie nielubiany miesiąc- stoi za progiem i straszy? I nie pomoże fakt, że to mój imieninowy miesiąc, gdy jego początek to wspomnienia o tych, co odeszli. Tak bardzo namacalne i intensywne jest wtedy poczucie przemijania i poczucie straty, z upływem lat coraz większej przecież. Bo coraz więcej bliskich odchodzi. Mgliste, zimne poranki nikogo nie nastrajają optymistycznie, ani zmierzch zapadający wcześniej – w końcu letni czas już się kończy. A ze mnie, jak z przekłutego balonika uchodzi optymizm na samą myśl o listopadowej aurze. Jeszcze w środę, choć wyjeżdżałam we mgle, to po drodze otuliło mnie słonce, a mijane drzewa swymi kolorami zachwyciły. Mimo że celem mojej podróży do Dużego Miasta były dwa szpitale, to kawa u Przyjaciółki, sos grzybowy u mamy, rozmowa na klatce z Tuśką (wracała z uczelni a ja gnałam dalej ) fryzjer i spotkanie na obiedzie z Miśkiem -dodały mi skrzydeł, choć gdy wróciłam do domu, to nawet na rozmowę z mężem już nie miałam siły. Musiało wystarczyć czułe przywitanie 😉 Dziś za oknem szaro, na termometrze tylko 5 stopni, wiatr liście porywa do tańca, i zapach deszczu w pobliżu. Moje ręce grzeją się od kubka z herbatą z miodem i cytryną…na chwilę muszą się oderwać, by otworzyć białą kopertę. Serce mocno kołacze, oczy przebiegają w tempie błyskawicy tekst, by znowu, od początku już wolniej przeczytać te kilka linijek. Mogę odetchnąć z ulgą, chyba… Nie stwierdzono komórek nowotworowych, a zmiana w lewym płucu raczej przemawia za stanem zapalnym. To jeszcze trzeba zweryfikować u lekarza, ale ja już oddycham pełną piersią. Kilka telefonów, kilka SMS-ów…i z Wami się dzielę 🙂 Wasze kciukowanie miało sprawczą moc 🙂 Dzięki wielkie 🙂
Ludzkie języki kontra praca….
Rynek pracy jaki jest, to każdy, kto szuka pracy, dobrze wie. Najtrudniej znaleźć pracę zgodnie ze swoimi kwalifikacjami i finansowo satysfakcjonującą. Przynajmniej na początku. Gdy ktoś ma nóż na gardle, bo widmo tego, że zaraz nie będzie miał co do garnka włożyć, zagląda mu w oczy, rusza intensywniej na poszukiwania i uruchamia wszelkie znajomości. A nuż coś się trafi. A jak już się trafi, to szczęśliwy trzyma się jej kurczowo, dopóki czegoś nie znajdzie lepszego…Ten schemat dobrze jest znany wielu takim poszukiwaczom pracy.
Tylko się buduj….
Nasz dom ma już 20 lat. Fundamenty wykopane zostały latem- 22 lata temu i do wiosny następnego roku czekały, aż ruszymy z budową. Równo dwa lata po wbiciu w ziemię pierwszej łopaty już się wprowadzaliśmy. Dość szybko, jak na tamte czasy, kiedy materiały na budowę trzeba było wręcz zdobywać, a nie jak teraz, swą dostępnością, ilością i jakością powodują budowlany zawrót głowy. Wtedy często trzeba było brać to, co było, a nie to, co się chciało lub wymarzyło. Również dotyczyło to ekipy budowlanej. Człowiek skazany był na miejscowych fachowców, a z nimi to różnie bywało. A to projekt był za trudny, więc każdy uskok prostowali, by ściany były w jednej linii, bo tak łatwiej murować, więc nie raz, nie dwa burzyć musieli i na nowo pod naszym nadzorem stawiać, ale najtrudniejsze to było dotrzymywanie terminów. Jak Pan Budowlaniec złapał szwung, to przez dwa tygodnie się nie pokazywał. I szukaj wiatru w polu. Nie było wtedy na rynku firm, którym człowiek by zlecił budowę pod klucz, umowę spisał i niczym się nie przejmował. We wszystkim musieliśmy uczestniczyć, nasze życie przez 2 lata było zdominowane przez budowę. Dziś jest podobno łatwiej. Spróbuję porównać. Dzieci ( Tuśka z mężem ) w końcu zaczęły budowę. Zacznijmy od działki: Z tym nie było problemu, naszą dostaliśmy od rodziców męża, a dzieci swoją od nas. Jednak i tu my mieliśmy ułatwione zadanie, bo wybór był jeden. Tuśka do dyspozycji miała przynajmniej 3-4 miejsca. Wybór projektu: Nasz dostaliśmy od znajomego, który się już wybudował i po przerobieniu ( sami) na swoje potrzeby zaakceptowaliśmy jego kształt i wymiar. Tuśka spędziła wraz ze swoim Połówkiem wiele czasu na poszukiwaniu, i gdy już przez jakiś czas myśleli, że dokonali ostatecznego wyboru, wpadł jej w ręce a właściwie w oczy inny i zmienili plany. Sama w tym czasie ślęczałam w internecie oglądając przeróżne domy, i muszę przyznać, że wybór jest niesamowicie trudny. Działka i projekt już są- czas na papierkowe sprawy, czyli na wszelkie pozwolenia. I tu muszę przyznać, że nie bardzo pamiętam ile to u nas trwało, ale mąż mówi, że dużo krócej niż u Tuśki, a przede wszystkim nie na wszystko był potrzebny papierek, czyli pozwolenie z urzędu. Gdy dzieci składały w gminie wniosek o warunki zabudowy, Pani Budowlaniec z góry ich uprzedziła, że cała kołomyja z papierami potrwa przynajmniej z pół roku. Nie myślcie sobie, ze wam pójdzie to szybciej, mój syn jak się budował, to po 7 miesiącach dostał pozwolenie – tu padły złowieszcze, ale jakże prorocze słowa…
Nie uwierzyli…w końcu choć urząd ma czas na wydanie decyzji 2 tyg – do 1 miesiąca lub 1 miesiąc- do 3 miesięcy, to przecież nie musi od razu trzymać się tego ostatecznego terminu…Taaa a jeszcze każda decyzja musi się uprawomocnić, czyli o dodatkowe 2 tygodnie za każdym razem wydłuża się czas oczekiwania. Dzieci jednak z wiarą, że w gminie Sami- Swoi; w Starostwie gdzie w końcu wydają zezwolenie na budowę, też ktoś się znalazł, kto pierwszy termin sobie wziął do serca i, już snuły plany, że może jeszcze przed ślubem- końcem lipca albo zaraz po nim- czyli najpóźniej w pierwszej połowie sierpnia ruszy budowa. W końcu początkiem maja złożyli wszelkie wnioski. Ekipa budowlana również wybrana, sprawdzona, bo firma budowała już dom w rodzinie męża Tuśki, czekała tylko na możliwość podpisania umowy. Niestety, w urzędach pracują tylko ludzie, a to idą na urlop, a ci, co ich niby zastępują, udają, że nic nie mogą zrobić. Na szczęście terminy ich też obowiązują, tyle że wtedy już te ostateczne. A to Pani Budowlaniec przytrafia się jeden błąd w cyferkach i Starostwo cofa wszystkie dokumenty do gminy. Kolejny miesiąc dłużej trzeba czekać. Aż w końcu decyzja i zezwolenie na budowę zostaje wydane, teraz tylko 2 tygodnie musi się uprawomocnić i jeszcze tydzień trzeba czekać, by z budową ruszyć, gdyż przynajmniej 7 dni przed rozpoczęciem budowy trzeba zgłosić jej rozpoczęcie. Terminy, terminy, czas, czas….i tak minęło 5 miesięcy. Dzieci i tak mogą czuć satysfakcje, że nie więcej. No teraz mogliby odetchnąć z ulgą – wkracza ekipa budowlana, umowa podpisana, że do końca marca przyszłego roku stan surowy otwarty będzie zakończony. Liczyli wprawdzie, że stan taki osiągną jeszcze w tym roku, niestety oczekiwanie na pozwolenia te plany zniweczyły.
No, ale teraz to już tylko z górki… Wydawałoby się…Jednak lata mijają, a budowlańcy to wciąż specyficzni fachowcy 😉 Najpierw w projekcie coś Tuśce się nie zgadzało, Pan Projektant, zamiast poszerzyć ławy to je pogłębił, ale na Jej uwagę stwierdził, że on już fachowców przypilnuje, by dobrze je wylali. Uspokojona Tuśka wyjechała na uczelnie, wierząc, że jak wróci, to już będą wylane. Na razie widząc w kratkę ekipę na budowie, choć ją to denerwowało, to jednak miała świadomość, że weszli i tak wcześniej niż powinni. Ha!, jednak telefon jaki dostała będąc jeszcze w Dużym Mieście, zwalił Ją z nóg. Kierownik budowy nie odebrał wykopu pod fundament bo….fachowcy obrócili dom o 180 stopni. Ław wylanych po powrocie nie zastała…A mnie się nasuwa myśl, że o to znowu mamy powtórkę z rozrywki. Jeśli chodzi o fachowców, to w branży budowlanej nic się nie zmieniło. Wciąż trzeba im patrzeć na ręce i deptać po piętach, swój nos wszędzie wsadzać. Tuśka się tak wkurzyła, że już o zmianie ekipy myśli, tylko jaka jest szansa, że trafi na lepszą? Żadna. Ta niby już sprawdzona była 😉
A wydawałoby się, że teraz budowa to pikuś… Wszystko jest na wyciągnięcie ręki, tylko mieć kasę i do przodu…Tylko jedno się nie zmienia…czynnik ludzki, który w tej branży najczęściej zawodzi.
No i jeszcze pogoda, która również może pokrzyżować plany.
Sobie trudniej…
Teoretycznie jest dobrze przygotowana do życia. W końcu jest terapeutką i niejednej osobie już pomogła wyjść na prostą z życiowego zakrętu. Nauka plus doświadczenie dają całkiem spore kwalifikacje i pozytywne skutki terapii. Zanurzona w nieprawdopodobnych ludzkich historiach i związanych z nimi emocjach lub całkowitym ich brakiem, doskonale radzi sobie i potrafi wypłynąć na powierzchnię wraz z ich bohaterami. A wtedy wszystko zmienia swoją perspektywę. Daje nowe horyzonty, których wcześniej ktoś nie widział. Tak, potrafi pomóc- innym. Siebie zaś potrafi wpędzić w niesamowite, popaprane emocjonalnie i fizycznie historie. Nie zawsze są one z Jej winy, często wręcz przeciwnie, ale zamiast uciąć je jednym cięciem, brnie w nie lub tkwi jak słup soli i nie potrafi nic z tym zrobić. Och, pomysłów jak wybrnąć z niekomfortowej sytuacji ma wiele, i to bardzo dobrych. I gdyby to kogoś innego dotyczyło, od razu ruszyła by do działania. Niestety, gdy problem Jej dotyczy- klęśnie w sobie cała, nie potrafi od razu działać, nie potrafi być asertywna…Trzeba Ją porządnie kopnąć w tyłek, postawić przed murem, aby w końcu włączyła swój motor napędowy, który zawsze działa, gdy chodzi o sprawy innych. Życie Ją nie oszczędziło, przysporzyło wiele przeszkód do pokonania, mocno doświadczyło. Ale również dało Jej instrumenty, by sobie z nim poradzić. Dobrze wie, że nie wystarczy dobra rada, aby pokonać przeciwności losu, najważniejsze by potrafić ją wprowadzić w życie. Jak czasem jest to trudne i, o ile łatwiej komuś radzić, przekonuje się na własnej skórze…
Żona kontra firma…
Nie ma normowanego czasu pracy, więc pracuje od rana do wieczora, i tak od poniedziałku do piątku. W soboty tylko do południa, a niedzielne wieczory poświęca na pracę papierkową. Wprawdzie jest na własnej działalności, ale pracuje dla firmy, która za tą pracę go wynagradza i nagradza. Nagradza, bo jest Liderem w tym co robi. Każdy nowy klient to dla niego i firmy zysk, więc nie narzeka ani na ilość pracy, ani na czas jej poświęcony. Wręcz przeciwnie, każdy wolny czas traktuje jako stratę czasu, a właściwie stratę potencjalnego klienta, a co za tym idzie, stratę potencjalnych pieniędzy. Jednak nie jest maszyną do ich zarabiania, choć pewnie chciałby nią być. Jest człowiekiem, coraz starszym i jak każdy potrzebuje odpoczynku, choćby po to, aby zregenerować siły by ze zdwojoną energią wrócić do pracy. Więc, gdy firma w tym roku przyznała mu wysoką nagrodę pieniężną, to postanowił ją wydać na tygodniowy wyjazd za granicę, by wspólnie z małżonką luksusowo wypocząć. Ona się bardzo na tę pomysł ucieszyła, bo z racji jego tak dużego zaangażowania w pracę, rzadko razem gdziekolwiek wyjeżdżali. Już snuła plany, już myślami chodziła po wymarzonej wyspie, kiedy zadzwonił do niej, że firma wysyła go w ramach nagrody na zagraniczną wycieczkę. Niestety mniej więcej w tym samym terminie, co ich zaplanowane wakacje, a przecież on dwóch tygodni nie może poświęcić na urlop. A darmowy firmowy wyjazd to nie lada gratka, grzech nie skorzystać przecież.