Tata zawsze chciał się budować, odkąd tylko przeprowadziliśmy się z domu z wielkim ogrodem do osiedlowego bloku położonego w Śródmieściu Dużego Miasta. Jednak mama opór stawiała, mówiąc, że nikt Jej nie ruszy z tak dogodnego dla Niej miejsca na ziemi. Wszędzie blisko, a sąsiedztwo dwóch dużych parków przesądzało sprawę. Tata i tak co weekend, który wtedy jeszcze weekendem się nie nazywał, bo soboty pracujące były, uciekał na wieś do swoich pszczółek. I tak jest do dziś. Z tą różnicą, że dom pobudował, ale u mnie na wsi. A mama jeszcze bardziej oporna się zrobiła, gdy tata mówi o przeprowadzce na emeryturze. W międzyczasie były plany budowy mojego domu w Dużym Mieście. Ale zanim dogodną działkę się kupiło, pojawił się książę na białym koniu (żółty duży fiat) i porwał mnie na wieś 😉 I tu dom powstał a jakże i jak na tamte czasy w dość ekspresowym tempie. Tak naprawdę to krótko mieszkaliśmy po ślubie razem z rodzicami. Najpierw u moich, ale mąż był już na ostatnim roku i zaraz Go wzięli do wojska na 10 miesięcy, a później jeszcze u Jego rodziców niecały rok. Śpieszno nam było na swoje, więc nie wszystko w domu wykończone było na tip-top. Raczej mniej niż więcej. Oboje, tak jak zresztą nasi rodzice chcieliśmy mieszkać osobno. Zresztą które młode małżeństwo nie chce? A jednak są i tacy…Za miesiąc biorą ślub. W pobliskim miasteczku mają nowiutkie mieszkanko, w którym pomieszkują już od listopada. Pomieszkują, bo Ona wciąż z racji tego, że pracę ma u rodziców spędza w rodzinnym domu większość czasu. Tam pracuje, gotuje, pierze (pralki u siebie nie chce) i odpoczywa, a do swojego mieszkanka wraca przeważnie na noc. Rozumiem, nawet jeśli ktoś całe życie spędził w domu na wsi i wsadzono go do bloku….No, ale sama chciała, chciała też samodzielności i pewnie intymności, bo w domu rodzinnym jeszcze mieszka brat. Jednak więzi, czy też przysłowiowa pępowina nadal Ją trzyma przy mamusi. Wpadła na pomysł, że razem z matką wybudują nowy dom. Wspólny. Działka już jest. Przyszły mąż do gadania nic nie ma. Chyba nikt nie wie, czy chce tego, czy nie. Znam jedno małżeństwo gdzie kurczowe trzymanie się mamusi i jej domu spowodowało jego rozpad. Facet nie wytrzymał…uciekł do kobiety z dwojgiem dzieci, ale samodzielnej. Kiedyś wielopokoleniowe rodziny pod jednym dachem to norma. I teraz się zdarza, bardziej z musu niż chęci. Jednak zdrowsze i higieniczne jest, jeśli ma się taką możliwość, mieszkać osobno. Kiedyś i tak trzeba będzie zaopiekować się swoimi rodzicami, często sytuacja wymusi wzięcie ich pod wspólny dach. I dla mnie nie będzie to żadną karą, wręcz odwrotnie. Bo to, że mieszkam już tyle lat z dala od Nich, wymusza we mnie tęsknotę. Teściów mam blisko, za płotem…więc jakby razem, ale osobno jesteśmy. Ze swoją mamą byłam mocno związana, w końcu jedyną córką jestem…Z Tuśką też jestem, chyba nawet silniej, więcej nas łączy… I gdy usłyszałam, że Ona nie chciałaby mieszkać po ślubie razem z nami, tylko się uśmiechnęłam…Bo to zdrowy odruch.. A życie pokaże…jak będzie;)