Nie myślałam nigdy, że spiszę te wspomnienia…ale wszechobecna LUSTRACJA i różne komentarze na ten temat, tłumaczenie pewnych zdarzeń, że człowiek jest tylko człowiekiem…
Gdy opublikowano pewną listę, dochodziły do mnie wiadomości o pewnych nazwiskach, mnie bliskich. Szczerze? Nie chciałam nic wiedzieć, to już przeszłość pomyślałam, już z tymi ludźmi nie mam do czynienia. No może nie ze wszystkimi. Jednak sytuacja się tak diametralnie dla nas i dla mnie zmieniła, że nie ma co szaty rozdzierać, może być tylko niesmak, pogarda.
Moje środowisko nękane było przez SB. To były wizyty na telefon, łapanki z ulicy. Gdy szły skargi do Ministerstwa, tak naprawdę nie mieliśmy podstaw. Zrodził się pomysł by taka „łapankę ” udokumentować. Hmm… kiedyś to nie było takie proste jak teraz. Gdy się nie udało, postanowienie było takie, że bez wezwania na papierze nikt już nie pójdzie na przesłuchanie. Pech chciał, że trafiło na mnie. Zaczęły się najpierw telefony, przez kilka dni nie odbierałam ich osobiście, tylko moi rodzice, mówiąc za każdym razem, że mnie nie ma. Z domu nigdy nie wychodziłam sama, tak, by zawsze mieć świadka. W końcu jednak udało się podebrać mamę, która myślała, że to kolega z uczelni i oddała mi słuchawkę. Postawiłam się, że na telefon nie przyjdę. Był piątek rano, poszłam na uczelnię i miałam złe przeczucia, wiedziałam jakimi metodami potrafią się posługiwać, nie mogłam wszystkich uprzedzić w grupie, ale najbliższych parę osób poprosiłam na „konferencje do toalety” wyłuszczając mniej więcej o co chodzi. Obwiałam się, że mnie wrobią w jakieś kablarstwo na uczelni. Chyba ich dobrze wyczułam, bo po paru godzinach na zajęcia wkroczył pan i głośno wręczył mi przy wszystkich wezwanie…w tym samym dniu na godzinę 15. Adres głównego gmachu policji…tak, by mnie sobie wszyscy obejrzeli tam, wychodząc z pracy…Dlaczego tak myślę? Bo przyszedł po mnie tajniak dopiero po 20 -stu minutach, gdy milion osób się przewinęło i wyprowadził mnie z tego budynku do drugiego stojącego po drugiej stronie ulicy. Czemu nie od razu tam kazano mi się zgłosić? To ich metody. Maglował mnie kilka godzin, zostawił nawet na pół godziny samą w pokoju gdzie leżały wszystkie papiery mnie dotyczące i nie tylko mnie, zapewne. Ech, pamiętam tę pokusę, by zajrzeć i podejrzliwość, że mnie obserwują. Najgorsza była świadomość, że w moim środowisku był donosiciel, tak jak dawał mi do zrozumienia, że na uczelni też są. Próbował oczywiście zwerbować, sugerując, że miło by się było spotkać na lampce wina w kawiarni. Gdy już mnie puścił, na odchodne powiedział: proszę uważać na schody, wszędzie może spotkać nieszczęście. Takich zawoalowanych gróźb i propozycji współpracy było więcej.
Byłam tylko maleńkim pionkiem i to nie w grze…Poczułam na sobie zapach zastraszenia. Jednak potrafiłam powiedzieć NIE…Tak naprawdę niewiele miałam do zyskania ani do stracenia. Inni na pewno mieli więcej. Jednak dla mnie to nie ma znaczenia, bo wiem jak łatwo, z czystym sercem, jeśli ktoś je ma, powiedzieć NIE. Nie generalizuje…tym bardziej nie oceniam…nie osądzam też…To tylko moje wspomnienie już 🙂