Silna i fajna to ja! ;)

Siła wewnętrzna nie bierze się tylko z jednego źródła… Ale z tymi słowami zgadzam się co do literki. Ani niepowodzeń, ani tym bardziej choroby.

Moja wiara to moja sprawa, tak jak moje ciało.

Cieszy fakt, że w ostatnim Narodowym Spisie Powszechnym, którego dane opublikował GUS, spadła liczba zadeklarowanych katolików o 6,6 mln osób. Do tego faktu nikt tak się nie przyczynił, jak sam KK, wspomagany urojeniami Czarnka i małopolskiej kurator. Dobra robota! ;pp Fakt, mocno zindoktrynowali mózgi suwerenna, przede wszystkim i szczególnie tego ze ściany wschodniej i małopolski, co widać, słychać i czuć, ale trendu już nie odwrócą. Choćby nie wiem jak straszyli diabłem ;pp

Nam pozostaje bycie fajną/fajnym, czyli…

Zróbmy to!

Dobrego, uśmiechniętego weekendu 🙂

Bez zaskoczenia…

Zrobiłam wczoraj test wyborczy. Próbowałam zrobić na innym portalu (myPolitics), ale strona nie działała. U mnie na żadnym sprzęcie i na dwóch przeglądarkach. Szkoda, bo tam podobno jest więcej pytań i też bardziej szczegółowych. No, ale zachęcona zrobiłam sobie tekst latarnika. I zero zdziwienia 🙂

Jak ktoś mnie uważnie czyta, nie tylko same posty, to dobrze wie, że ten post mocno odzwierciedla moje poglądy. Ja się tylko uśmiechnęłam. Raz, że moje poglądy są ugruntowane i ja wiem na kogo mam głosować. Bo wiem co jet dla mnie priorytetem, dlatego, mimo iż Lewica i KO mają tyle samo procent, to nie zagłosuję na Lewicę, bo jestem kapitalistką z krwi i kości ;pp

Czuję się nieszczególnie, cała obolała, choć kaszel już dużo mniejszy. Z prawej strony ból żeber, a z lewej cycka. Momentami myślałam, że się rozerwie i z dezorientowana obserwowałam, czy coś się z nim dzieje. To jasne, że nie cycek mnie bolał, ale takie miałam wrażenie.

A w ogrodzie jesień. I chwasty.

A dziś zamiast słońca mgły i rosa. Rzadko widuję, bo oczy otwieram dość późno, ale dziś widocznie taka aura postanowiła być dłużej o poranku.

W sobotę mam zakończenie sezonu letniego u przyjaciół. Muszę się spionizować, choć już wiem, że na dłuższą biesiadę nie mogę sobie pozwolić. Muszę być zdrowa, bo w poniedziałek do DM, a potem jeszcze raz w sobotę. Na imprezę, na której obecność to must have.

A jak Wam wyszedł test? Zaskoczeni czy nie?

DOPISEK:

Anonim okazał się kobietą. A raczej babsztylem z kompleksami przesiąkniętym jadem. Kolejny komentarz to stek obelg. Rynsztok. Do śmietnika, gdzie jest tam jego miejsce. I z każdym następnym tak samo postąpię, robiąc kopię, żeby mieć dowód, jeśli nie odpuści.

Ta władza daje przyzwolenie, zachęca, aby takie plugawe osoby mogły się wyżyć. Na co dzień pewnie jest kochającą matką, babcią, córką, siostrą… albo i nie. Może siedzi w swej dziupli pełnej fekaliów, jakie potem jej się wylewają spod palców stukając w klawiaturę. Samotna.

aaa i zabawne, według niej mój blog jest nudny. No rozumiem, dlatego go czyta ;ppp

Już pakuję walizki…

:)))))))))))))))))))))))))

I kupuję bilet na samolot.

Wiadomo gdzie ;p

Anonim na moim blogu:

Wiadomo, że wygra Prawo i Sprawiedliwość i będzie rządzić z Konfederacją ,partią która nienawidzi ukraińskiej swołoczy,zwłaszcza po ostatnich działaniach ich komika prezydenta. Masz zamiar emigrować? Mam nadzieję!!! Mój dziadek zwozil w czasie wojny Ukraińców do Polski. Ratując im życie, choć potem żałował bo wielu z nich zostało kolaborantami Bieruta i Gomułki. A u Ciebie jak było kto donosił na Polaków za korzyści materialne! Wiesz tacy ludzie jak Ty i twoja rodzina .. bez kręgosłupa normalnego, zasad ,wiary są nikim. I mam nadzieję, że po wyborach wy jedziecie z mojego kraju!!!

Mogłabym skasować ten komentarz pod poprzednim postem, a nie dość, że tego nie zrobiłam, to jeszcze go bardziej upubliczniłam.

Ku pamięci jaki jest polski katolik, wyznawca faszyzmu. Zacietrzewiony w swej nienawiści do bliźniego.

Cóż ja mogę? Tylko współczuć najbliższemu otoczeniu takiej osoby.

Ps. Prokurator Generalny i minister sprawiedliwości w jednym, ma zakaz wypowiadania się o Agnieszce Holland i jej twórczości. Tak postanowił Sąd Okręgowy w Warszawie. Do zakończenia postępowania, w taki sposób sąd zabezpieczył ochronę dóbr osobistych. Brawo!

Spór o słowa…

INWEKTYWA oznacza zniewagę słowną, obelgę. Zdanie, w którym występuje zwrot do określonej osoby, jest zakwalifikowane jako znieważające albo obraźliwe. Innymi słowy, to są słowa określające daną osobę przez adwersarza

PRZEKLEŃSTWO to obelżywe określenie w celu ukazania negatywnego stosunku do kogoś lub czegoś.

Inwektywa nie jest tożsame z przekleństwem.

I przykład za PWN:  Świnia i suka nie są wulgaryzmami, lecz inwektywami. Używa się ich, aby kogoś obrazić. Wulgaryzmy natomiast służą wyrażaniu emocji i łamią tabu językowe zakazujące używania tego rodzaju wyrazów, w każdym razie publicznie.

Trudno się z kimś dyskutuje, jeśli uparcie utożsamia inwektywy z wulgaryzmami. I podobno ludzie mają prawo do inwektyw w sieci, dając upust swoim emocjom. Według mnie niezależnie kto i wobec kogo to robi, jest siewcą nienawiści, a wszyscy, którzy to akceptują i powielają są współwinni.

Takie jest moje stanowisko. I można się z nim nie zgadzać, ale proszę mi nie imputować, że toleruję (albo będę tolerować) chamstwo i słowa wypowiadane przez rządzących, bo to cholerne nadużycie. I w ogóle niezrozumienie tematu. I współczuję ludziom, którzy oglądają każdy wiec prezesa, po to, by potem w sieci się nakręcać i również stosować mowę nienawiści. NIE! To wcale nie oznacza, że nie można reagować, albo być wyrozumiałym, bo można dosadnie i z argumentami, nawet przekląć, aby wyrazić swój sprzeciw/gniew. STOP dla inwektyw ad persona.

OM był w sobotę na proteście w czasie kiedy w ŚM przemawiał prezes. Nie było dużo ludzi, niby mało też nie. I to jest smutne, że ludzie wolą wyżywać się w necie, niż ruszyć doopska.

Wracając, zobaczył na płocie sąsiada plakat wyborczy… Mejzy. Sąsiad to stary kawaler, odkąd tu się sprowadziłam, czyli ponad 30 lat temu mieszka z matką-wdową. Zawsze był za PISem, ale nosz kurka wodna- Mejza??? Już pomijam fakt, że ten osobnik startuje z naszego regionu, ale teraz ile razy wyjdę z domu, będę widziała tę twarz. Dla mnie facet już nie istnieje. Bo choć znam jego argumenty, dlaczego właśnie PIS, to dla poparcia kogoś takiego nie ma u mnie tolerancji.

A tak w ogóle to życzę dobrej niedzieli 🙂

Zapachniało kinem…

Najpierw był Pawlikowski, potem Tokarczuk, teraz Holland. Władza (ta władza) nie dyskutuje, ona wyzywa. Krzyczy o wrogach Polski, wzbudza nienawiść. I co gorsza, to pada na podatny grunt, bo w narodzie jest wiele nienawiści, pogardy i cynizmu. Lenistwa intelektualnego. Jak partia, obojętnie jaka, może zawładnąć umysłami tak wielu? Nie był na filmie, ale wie, że to paszkwil narodu polskiego i straży granicznej. Nie ma dyskusji, bo jak tu dyskutować, jeśli zamiast sporu merytorycznego jest obrzucanie epitetami z propagandą hitlerowską na czele. Kościół i TVPis jest głównym prowodyrem tej nienawiści i zniewolenia intelektualnego. Do tego prezydent, który zakomunikował, że tylko świnie siedzą w kinie.

A jak już w temacie filmowym, to chciałam polecić film pt. Wojna płci, pokazujący legendarny mecz z 1973 roku pomiędzy Billie Jean King i Jackiem Kramerem. Ale! Film nie jest tak naprawdę o tenisie, a o równouprawnieniu, o które Billie walczy do dziś. Bo spór wciąż trwa o równe zarobki dla tenisistów i tenisistek.

To zwiastun, a film można zobaczyć za free na cda. Polecam wszystkim, nawet tym niekochających tenis 😉

Śniło mi się, że dostałam w prezencie perfumy. Od „obcego” mężczyzny. I pamiętam, że miałam się zapytać na blogu, co WY na to? W sensie, czy taki prezent od znajomego, kolegi, przyjaciela jest stosowny?

Zmobilizowana…

Nie lubię, jak mi dni przeciekają przez palce, a w chorobie, przy złym samopoczucie tak bywa, bo opadam z sił. Naprawdę wolę już ból, który można jakoś oswoić, zniwelować pigułą, zamiast kaszlu i tego stanu podgorączkowego, który znika i się pojawia. Chwytam się każdej lepszej chwili, kurczowo, by żadnej nie zmarnować. Dlatego jak OM zapytał się mnie, czy jestem w stanie zawieźć go po auto do innej miejscowości, to od razu ułożyłam sobie plan, że zdzwonię i zamówię w Miasteczku pizzę z własnym odbiorem, a po drodze zatrzymam się nad jeziorem, by podelektować się okolicznościami przyrody. Jak zaplanowłam tak zrobiłam 😉

Nad tym jeziorem co roku odbywa się w lipcu Łemkowska Watra, lubię sobie nad nim posiedzieć, jest bardziej kameralne, niż to w następnej miejscowości, gdzie bywam na pysznych krewetkach w restauracji nad samą wodą, tylko z infrastrukturą pola namiotowego, zresztą już zamkniętego o tej porze. Dwadzieścia sześć stopni, w słońcu skwar, ale siedząc w cieniu, otulał mnie już jesienny zapach. Kilka osób się opalało… Błogość…

Jesień też w ogrodzie…

Zmądrzałam i późnym niedzielnym popołudniem pojechaliśmy z OM na ciasto i kawę do Rodzinnej. Wróciłam z 3 receptami i lekiem na wieczór. Będę przywiązana do inhalatora przez kilka dni, ale może uda się bez antybiotyku. Muszę, bo się uduszę przez ten kaszel. Bywa, że się odrywa, ale nie zawsze. Nie miałam już żadnych inhalacyjnych leków w domowej apteczce, bo bym już wcześniej się inhalowała, gdyż tak naprawdę te moje przeziębieniowe choróbska to kopiuj-wklej. No to się zmobilizowałam i ogarnęłam, bo perspektywa rozłożenia się całkowicie, kiedy czekają mnie pierwsze urodziny Misieńki jest niedopomyślenia! 😉

I niedopomyślenia jest to, w jakim kraju żyją nasze dzieciaki… Coraz więcej dzieci i młodzieży rezygnuje z religii, to bardzo cieszy. Ale! Ci popierdoleńcy wpadają na takie pomysły…

Trudno to nawet skomentować.

I w temacie wiz, Heniu, jak zawsze w punkt 😉

Uśmiechniętego tygodnia 🙂

Rodzinnie…

Zanim otworzę oczy, by całkiem zrzucić z powiek resztki snu, to się zastanawiam, jaki dziś mamy dzień. Wrzesień obfituje w rodzinne uroczystości od początku do końca. Piątek sponsorowała liczba 80.

To był dzień niespodzianek, bo zaczął się od siódmej rano, kiedy Tata został poproszony, by przyjechał do zakładu wielokrotnego inwestora jego robót, pod pretekstem podpisania jakiegoś dokumentu, a tam czekali na niego z tortem i życzeniami. Kolejny tort i życzenia czekały na niego w biurze własnej firmy. I na koniec już w ścisłym gronie najbliższych…

Niespodzianką było to, że byliśmy w komplecie.

Chyba mamy fajną miejscówkę do spotkań rodzinnych. Smaczną i pięknie położoną przy lesie. Z dobrym dojazdem od mieszkania i kamienicy dzieci, a z drugiej strony z rancza Taty. Z dużym bezpłatnym parkingiem.

Czuję się lepiej, ale nie najlepiej. Dużo energii zużywam, by trzymać pion, bo momentami mam ochotę odpuścić. Ale! Takie chwile rekompensują mi tę walkę samej ze sobą…

Paradoksalnie cieszę się z osiągniętego wieku przez Tatę. Moi dziadkowie z obu stron nie mieli dane żyć tak długo. Z Taty strony doczekali się wprawdzie pierwszej prawnuczki, a dziadek nawet pierwszego prawnuka, ale długo się nimi nie nacieszyli. Myślę, że mojemu Tacie oprócz pracy, którą kocha nad życie, to jednak ten fakt, że ma nas i najmłodszych sprawia dużo radości 😉

Posłuchałam i się utwierdziłam…

Troszkę się rozchorowałam. Stan podgorączkowy, kaszel i duszności, niewielki katar, ból mięśni… No doopa, jak za oknem tak pięknie i ciepło. Poleguję, drzemię, a właściwie odsypiam nocki, bo dziś mecz skończył się przed 5am. Warto było. Dziś i jutro finały i noc będzie już do spania. Przez jakiś czas. Mniejsza intensywność meczów skłoniła mnie dziś, by telewizornią na chwilę zawładnęła stacja informacyjna.

Posłuchałam chwilę Trzeciej Drogi. Chwilę, bo nie znoszę tej kaznodziejskiej narracji, słowotoku Hołowni. Posłuchałam Lewicy i tylko się wkurzyłam, bo uderzają w pracodawców, nie widząc, gdzie tak naprawdę tkwi problem. I potem wszyscy się dziwią, że mają mniejsze poparcie niż Konfederacja. Posłuchałam Tuska… o małej przedsiębiorczości. I tknął we mnie nadzieję. Do końca miesiąca zmniejszamy działalność. Zamykamy, likwidujemy. Z kilku przyczyn, ale gdyby nie ten parszywy pisowski ład, to na pewno nie ograniczylibyśmy działalności.

Wiele razy tu pisałam, a w realu mówiłam, że każdy powinien przynajmniej przez rok przepracować na swoim. Może by wtedy coś z tej gospodarki zrozumiał.

Uśmiechu dla Was i ten cudny widok, który wciąż mam pod powiekami…

ps. kamień do ogródka Czarnka. W dwóch naszych powiatowych miasteczkach w liceum są łączone klasy na niektórych przedmiotach z powodu braku nauczycieli. W jednym z nich nie ma religii ani etyki…

Cyfry, liczby, wydarzenia…

Dni wrześniowe z zapachem jesiennych nut, choć wciąż ciepłe, wręcz upalne za dnia z rześkimi rankami i chłodnymi wieczorami. Cieszą. Zawsze witałam wrzesień z sympatią, gdyż przynosił wytchnienie po upalnych dniach, a w tym roku lato było mocno kapryśne, więc nie umęczyło wysokimi temperaturami. Lubię wrzesień. Ten letni-jesienny miesiąc. Naszpikowany ważnymi rodzinnymi datami. Spotkaniami rodzinnymi, celebracją emocji.

Przeżyć ten rok. To mój cel. Na przekór cyfrowej klątwie 😉 Dzień, w którym zmieniły się moje cyferki rozpoczęłam głęboką nocą, czyli o czwartej nad ranem kibicując naszej najlepszej tenisistce w meczu ze swoją największą zmorą. No cóż, nie udało się, więc zamiast radości był smutek. Chyba mi tak to mocno siedziało w głowie, że mimo iż uszykowałam sobie klucze od mieszkania i dokumenty, to nie wsadziłam ich do torebki, o czym boleśnie się przekonałam pod drzwiami wejściowym do bloku. Syna telefonu nie odebrał, więc zadzwoniłam do Taty, który i tak miał do mnie przyjechać, gdyż rodzinnie wybieraliśmy się na obiad, żeby przyjechał wcześniej, co uczynił. Zła byłam na siebie, bo kręgosłup boli, noga boli, a ja siedzę na schodach klatki schodowej, bo już mi się nie chciało targać bagaży z powrotem do auta i w nim przeczekać, bądź udać się gdziekolwiek. Nadrobiłam fejsowe grupowe zaległości i wbrew pozorom czas szybko minął, choć Tata z ranczo miał do przejechania 14km w tym większość przez miasto. A potem już było tylko miło, smacznie i przyjemnie.

Mój laptop jest na wykończeniu, w sensie, że stale coś szwankuje, choć potem się naprawia, ale go bardzo lubię. No i ja z tych, co to nie zmienia sprzętu, dopóki się nie zepsuje. Maryśkę mam już 21 lat albo 22, bo sama już straciłam rachubę 😉 Jeden z telewizorów ten w salonie 15 lat już nam służy. Smart, ma wszystko co potrzeba, więc nie ma parcia na nowszy model 😉 Ale do brzegu… Ostatnio laptop zaczynał się sam wyłączać i po którymś razie doszłam do wniosku, że to wina kabla. Problem w tym, że to już staruszek, a po konsultacji z syną dowiedziałam się, że miał już naprawiane gniazdo do ładowania, a trudno stwierdzić czy to wina gniazda, czy kabla, czy obu jednocześnie. No to już zaczęłam szukać w sieci nowego sprzętu, ale coś mnie tknęło i poszukałam kabla od poprzedniego asusa, i bingo. Działa. Nie wiem jak długo, bo kabel również sfatygowany tylko w innym miejscu. Ale już się o to tak nie martwię, gdyż Młodsze Dzieci zadbały, żebym miała na czym stukać w klawiaturę…

Myślę, że się polubimy 😉

Późnym wieczorem, kiedy już wróciłam do mieszkania, dołączyła do mnie przyjaciółka. Na drugi dzień rano uświadomiłam sobie, że zapomniałam wziąć wypis ze szpitala, który potrzebny jest do przyjęcia. Bez dowodu osobistego, prawo jazdy, bez własnych kluczy za to z kluczami Taty i syny, bo w tych od Taty nie było klucza od drzwi wejściowych do bloku ruszyłam ceśką po piguły. Brak wypisu i dowodu najmniej mnie obszedł, bo wiedziałam, że nikt mi nie będzie stwarzał trudności na izbie przyjęć. I tak było, że wystarczyło podać swój pesel. To są plusy szpitalnej recydywy.

Przez kilka ostatnich dni nie brałam piguł. Z premedytacją. Czułam się na tyle źle, że dokładanie jeszcze sensacji po pigułowych chyba by mnie już wykończyło. Rezultat taki, że hemoglobina w normie, kreatynina od wieków również, choć wartość bliska jej przekroczenia, ale to duży sukces, a krwinki czerwone na wysokościach, na jakich nie były od lat- 3,26. Nie mam wyrzutów. Ale nie popadam w euforię, bo męczą mnie duszności, gardło jakieś takie nieswoje… no samopoczucie do bani.

Wracając, trochę goniłam, bo mimo iż miałyśmy z Tuśką plan B, to chciałam zdążyć odebrać Zońcię z przedszkola. Zdążyłam, choć będąc pół godziny przed zamknięciem, to była już ostatnia. Nie była smutna, bo to nie pierwszy raz, a za każdym razem, jeśli tak się zdarza, to jest o tym uprzedzona. Tym razem na noc został Pańcio, więc jak mecz się skończył o 6.30 am, to już nie zasypiałam, tylko wstałam i zrobiłam śniadanie, kanapki do szkoły i sobie kawę. Jeszcze dziś drugie ćwierćfinały, więc pokusa obejrzenia 4 meczów jest duża, aby do soboty i niedzieli, kiedy to już tylko po jednym meczu i ostatni turniej wielkoszlemowy w tym roku dobiegnie końca. W kolejnym tygodniu odeśpię, bo potem Meksyk, Azja i znów Meksyk, gdyż Finals WTA zdecydowało zrobić ponownie w Meksyku. Trochę to absurdalne i uderzające w dobro i zdrowie najlepszych tenisistek, mimo obietnic, że miejsce będzie przemyślane i nie kolidowało terminem z BJKC, na którym niektóre zawodniczki musza wystąpić, żeby móc brać udział w IO w 2024 roku.

Dziewiąta, normalnie o tej porze otwieram oczy, a dziś nie wiem jednak, czy ponownie nie zamknę, bo mimo wypitej kawy powieki ciężkie… Sen tej nocy był krótki i przerywany…

ps. miło było wrócić do wysprzątanej chałupy, w łóżku pościel zmieniona, pranie zrobione i wywieszone, a na werandzie słoiki z buraczkami, ogórkami i kompotami. Jak tu nie kochać LP 😉

Mam dość napierd… nie tylko politycznego…

Kiedy już myślisz, że PIS już dawno osiągnęło dno, to dowiadujesz się, że na ich listach wyborczych znalazł się Bąkiewicz i Mejza. No gratuluję wyborcom pisu dobrego samopoczucia. Z drugiej strony naiwnością byłoby sądzić, że ten fakt ich jakoś wzruszy. Od dłuższego czasu to nie ta władza i jej niegodziwości mnie przerażają a…suweren. Nawet za PRL-u, głębokiego komunizmu, społeczeństwo było bardziej przyzwoite i nie udawało, że władza nie próbuje każdego dnia poprzez propagandę manipulować ludźmi. Dziś tej manipulacji poddaje się ochoczo. Skretyniało nam społeczeństwo, a co gorsza, zaakceptowało głupotę, niekompetencję, lenistwo, pazerność, cynizm… ech. Z przyzwoitością mu nie po drodze.

Nie śledzę kampanii wyborczej. Jakieś tam odpryski i tak do mnie dotrą, czy chcę tego, czy nie. Jestem na bieżąco. Nie podnieca mnie wzajemne obrzucanie się inwektywami zwolenników jednych czy drugich. Nie uważam tego za mądrości, które coś wnoszą w dyskurs polityczny, a wręcz przeciwnie. Nie uczestniczę w wojenkach plemiennych. Siedzę sobie w swojej tenisowej bańce, świetnie się bawiąc, dyskutując na sportowe tematy i… zapominam jak mnie napierd…tym razem plecy, kręgosłup, chu… wie co. Ciągnie się to już dłuższy czas i jestem już tym tak zmęczona, że zaczynam rozważać kolejne piguły. Ból taki, że rzygać się chce… i kląć.

Wczoraj pod wieczór oglądałam w telewizornii mecz Hubiego, a Zońcia wykąpana przez swoją mamę, przyszła do mojego łóżka, więc włączyłam jej bajkę na laptopie, dziecko zasnęło po kilkunastu minutach o 18:50, a rano obudziło się o 9:10. Nasze geny! ;p

Dostałam filmik ze żłobkowej adaptacji Misieńki. Bardzo jej się podobało te 1,5 godziny w nowym środowisku. Jak zdrowotnie będzie okej, to od października rusza w nowy etap… Da radę, bo jak jakiś chłopczyk chciał jej siłą zabrać zabawkę, to dostał w łeb 😉

Idę do ogrodu, bo od 17 znowu czekają na mnie sportowe emocje 😉

Nie może być, ale to już wrzesień 😦