…i chyba nic nie wymyślę, a właściwie, nic mi nie pasuje do dzisiejszego dnia…
Nie mogłam wczoraj zasnąć, a dziś obudziłam się szarym świtem. I nie wiem, czy to z powodu dzisiejszej daty, czy raczej wczorajszego klepnięcia, a co za tym idzie, obietnicy na fajny tydzień. Sześć lat temu pomyślałam sobie, że pokonam statystyki i osiągnę odpowiedni wiek :)( Przed chwilą OM oznajmił mi: No, teraz już jesteś dorosła…) Coby na epitafium nie napisali: żyła cudnie, ale krótko 😉 Plan sześcioletni wykonałam, dodam, że to plan minimum 😉 W końcu mam wprawę,15 lat to niezły staż. Więc sobie trochę po świętuję, tak co najmniej przez 3 dni. Nie z powodu jakieś wielkiej euforii, po prostu tak mi się ułożył kalendarz towarzysko-rodzinny 😉 Bo jak świętować, to z najbliższymi.
Coby nie było tak słodko, to jest i łyżka dziegciu. Coś, jeszcze nie do końca zdiagnozowane, czeka, bo ja w zanadrzu miałam chytry plan. I właśnie go realizuję. Za 3 tygodnie, zgodnie z wcześniejszym terminarzem (uzgodnionym, gdy o „cosiu” nie wiedziałam), dowiem się, co i jak, a na drugi dzień, wsiądę w samolot i (bez)troski udam się tam, gdzie jeszcze mnie nie było. I będzie miło! Bo być musi! Wszak plan osiągnięty, i na razie tylko to się liczy!