Cudu nie będzie…

…już to wiem.  I kolejny raz twierdzę, że niewiedza milszą jest. Pakuję więc tę swoją wiedzę do walizki i wyruszam z nią w świat. Może powinnam zostać, może powinnam działać, ale przecież intuicyjnie wyczuwałam, że tak właśnie będzie, i termin wyjazdu nie był przypadkowy. Spróbuję poukładać sobie we łbie, to co mam do poukładania, tyle że  w przyjemniejszych okolicznościach przyrody. Z dala od codzienności, która po powrocie znowu ulegnie zmianie. Zmianie, którą dobrze już znam, którą przerabiałam już dwa razy…

 

 

 

Mieć czy być…

 

Wciąż za mało, wciąż coś by się przydało, coś zmienić  by wypadało na: nowe, większe, piękniejsze. Nieodparta ochota, by mieć więcej, tkwi w człowieku jak drzazga. Przypomina, że trzeba zdobywać, gromadzić, obrastać…w dobra dla własnego dobra.

Czas spędzony z rodziną poza miejscem zamieszkania to czas kosztowny i stracony. Wbrew pozorom dla wielu.

Młoda mama nie pojedzie na wakacje z dzieckiem, bo ono i tak  z nich nic  nie zapamięta. Takie ma podejście i już. I nie przekonuje ją stwierdzenie, że podróże -małe czy duże- kształcą. Że wspólne wspomnienia to cenna rzecz. Że warto zmienić otoczenie, by wakacyjnie pobyć z bliskimi, bo to też buduje więź. Dla niej to tylko strata kasy…na coś bardzo ulotnego, niepotrzebnego…

Takie jest życie…

Wrzesień mnie rozpieszcza, OM mnie rozpieszcza, normalnie żyć nie umierać…eh.

Tak zwyczajnie, po prostu dobrze mi. Natenczas. Problemy oczywiście nie zniknęły, nerw szarpnie na to, czy owo, ale ogólnie mam dobry czas. Cieszę się tym, co mam, co wokół mnie zachwyca, a o tym, co mniej lub wcale, staram się nie pamiętać. Nie mam na wszystko wpływu. Szkoda mi czasu na sprawy  (ludzi), które mnie wkurzają, nie interesują, ranią…Nie przekreślam, ale i nie walczę…Kumuluję energię na to, co mnie zachwyca, inspiruje, motywuje, by czuć się dobrze i z uśmiechem witać kolejny dzień…

Niedawno miałam żal. Ktoś swoją nieobecnością zweryfikował kawał wspólnego życia. Bo takie jest życie. Teraz. Ale przecież nie warto pielęgnować w sobie żalu. Lepiej pielęgnować wspomnienia. I tych w sercu co byli, są i będą. Dla mnie.

A wrzesień zachwyca…Tegoroczny na zawsze  zapadnie w moich wspomnieniach…

Nad tytułem się głowię…

…i chyba nic nie wymyślę, a właściwie, nic mi nie pasuje do dzisiejszego dnia…

Nie mogłam wczoraj zasnąć, a dziś obudziłam się szarym świtem. I nie wiem, czy to z powodu dzisiejszej daty, czy raczej wczorajszego klepnięcia, a co za tym idzie, obietnicy na fajny tydzień. Sześć lat temu pomyślałam sobie, że pokonam statystyki i osiągnę odpowiedni wiek :)( Przed chwilą OM  oznajmił mi: No, teraz już jesteś dorosła…) Coby na epitafium nie napisali: żyła cudnie, ale krótko 😉 Plan sześcioletni wykonałam, dodam, że to plan minimum 😉 W końcu mam wprawę,15 lat to niezły staż. Więc sobie trochę po świętuję, tak co najmniej  przez 3 dni. Nie z powodu jakieś wielkiej euforii, po prostu tak mi się ułożył kalendarz towarzysko-rodzinny 😉 Bo jak świętować, to z najbliższymi.

Coby nie było tak słodko, to jest i łyżka dziegciu. Coś, jeszcze nie do końca zdiagnozowane, czeka, bo ja w zanadrzu miałam chytry plan. I właśnie go realizuję. Za 3 tygodnie, zgodnie z wcześniejszym terminarzem (uzgodnionym, gdy o „cosiu” nie wiedziałam), dowiem się, co i jak, a na drugi dzień, wsiądę w samolot i (bez)troski udam się tam, gdzie jeszcze mnie nie było. I będzie miło! Bo być musi! Wszak plan osiągnięty, i na razie tylko to się liczy!