O ZUS-ie mogłabym długo i pewnie bez epitetów by się nie obyło. O tym jak potrafi, i to w imię prawa wykołować obywatela- płatnika lub za sprawą lekarza-orzecznika uzdrowić chorego.
Miesiąc: Styczeń 2011
Małe nie zawsze musi być młode ;)
Muszę publicznie przyznać, że Misiek jak na ( prawie) dziewiętnastolatka nieźle sobie radzi z gotowaniem. Zmusiło Go do tego życie, bo jako szesnastolatek zaczął pobierać nauki poza domem i na domowe obiadki może tylko liczyć podczas weekendu, kiedy wróci do domu. Czasem uda Mu się w tygodniu załapać na obiad u babci. Ale przede wszystkim musi radzić sobie sam. Od początku było wiadome, że żadne stołówki z wykupionym obiadem nie wchodzą w grę, gdyż Misiek należy do specyficznych „niejadków- jadków”. Niejadków, bo wiele potraw nie lubi i” jadków” bo to, co lubi może jeść w nieograniczonych ilościach. Tak więc chcąc nie chcąc, ale bardziej z naciskiem na chcąc musiał nauczyć się pichcić. Najpierw wyspecjalizował się w dwóch potrawach- spaghetti i gyrosie. Zaznaczam, że sosy robi sam i wciąż eksperymentuje tworząc nowe smaki. Później w pizzy i lasagne. Nawet raz kawałek lasagne przywiózł do domu, więc mogłam docenić Jego kulinarny talent 🙂 Jak widać, Misiek preferuje włoską kuchnię. Ale robi też szaszłyki, różne roladki, kombinuje z produktami, a z przypraw zna nie tylko sól i pieprz, a wręcz przeciwnie, w swojej kuchni używa ich wiele. Lubi robić różne sałatki i surówki. Nie gotuje tradycyjnych obiadków składających się z ziemniaków i kawałka mięsa. W ogóle nie gotował jeszcze ziemniaków. Zadowala Go makaron albo frytki. Dlatego zdziwiło mnie, gdy ostatnio coś wspomniał o ziemniakach. Ale nie wrzucił ich do garnka, tylko pocięte w krążki i obsypane przyprawami upiekł je na blasze w piekarniku.
Wystarczy o czymś innym i już jest pięknie :)
Punkt widzenia…
Jak często powtarzamy, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia? Ale czy potrafimy to zrozumieć? Zrozumieć, że jesteśmy różni. Nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim różnie przeżywamy, odczuwamy, odbieramy tę samą sytuację. Jak często ktoś rzuca, że druga osoba jest małostkowa, bo przejmuje się jakąś bzdurą. Ale ta bzdura dla tego kogoś jest z jakiegoś powodu bardzo ważna. Różnimy się i często mówimy, że to dobrze, bo świat inaczej byłby nudny. Tylko czemu subiektywne widzenie świata przez kogoś tak nam przeszkadza? Bo nie jest takie jak nasze? Krzyczymy, ty nic nie rozumiesz, a może właśnie rozumie tylko po swojemu? Niby jesteśmy tolerancyjni, niby potrafimy iść na kompromis, ale tylko wtedy, gdy jest po naszemu. Zdziwieni, że ktoś patrzy na wydarzenia z własnego punktu widzenia. Ale dlaczego ma patrzeć z naszego? A wystarczyłoby porozmawiać, dlaczego ten punkt jest taki, a nie zmieniać go na siłę. Tylko komu się chce? Lepiej narzucać własny, a jak nie to…spadaj…
Esemesik i mamy biznesik
Ten kto wymyślił SMS-y powinien dostać Nobla 😉
Nie wiecie? no to już wiecie…
Odwykłam od stawania przed tablicą i odpowiadania na pytania. A tu proszę, komuś (Niedyskretnej) zachciało się coś o mnie przeczytać. Na dodatek coś szalonego, o czymś, o czym nikt tu jeszcze nie wie. Czy będąc tu już ponad 6 lat mogę mieć jeszcze jakieś tajemnice ? Ależ skąd!
Brak działania…
Od dwóch dni snuję się po domu, a ściśle mówiąc, pokładam się tu i ówdzie, czyli albo łózko, albo kanapa. Od czasu do czasu poobijam się o kuchenne meble z kiepskim skutkiem. Z kiepskim, bo nawet kawy nie potrafię szybko i sprawnie zrobić. Myśli wcale nie krążą gdzieś w obłokach, bo one mokre, szare, bure i ponure. Więc nie wiem, dlaczego sypiąc kawę nasypałam sobie do brudnego kubka ze zużytą herbacianą saszetką, a kiedy się zorientowałam i wzięłam drugi kubek i świeżą kawę, to okazało się, że kolo słoika z kawą stoi już zasypany trzeci kubek. Mleko dodałam sobie do kubka niezalanego wodą. Zdarza się i zdarzyć się może każdemu, choć tu jakiś cykl nastąpił. Choróbsko mnie dopadło, mąż mnie świńską straszy i zakazał wychodzenia z domu, tak jakbym miała na to w ogóle ochotę i siły. Ale…gdzieś w mojej głowie zakiełkowała myśl, że to nie przez wirusy, które mnie zaatakowały, nie tylko przez nie jestem jakaś taka…
Byle jaka, zgnuśniała, czyli bez jakiejkolwiek formy do działania.
Bez odpowiedzi…?
Ślisko…
Gdy wychodziłam z domu, to moja przyczepność do podłoża funkcjonowała należycie. Żadne zachwiania równowagi nie były mi groźne. Bezpieczna w swoich antypoślizgowych śniegowcach ruszyłam przed siebie. Choć nie powiem, były miejsca gdzie z pewną dozą podejrzliwości stawiałam stopy. Jednak nie doznałam żadnego, nawet najmniejszego poślizgu, mimo że na naszych chodnikach powstały góry lodowe 😉 Po dwóch godzinach, gdy wracałam do domu tą samą drogą również nie doświadczyłam nawet najmniejszego zachwiania równowagi. Kiedy została mi tylko do pokonania droga od furtki i schody, żeby znaleźć się bezpiecznie w domu, zobaczyłam, że wbiegającemu na schody psu rozjeżdżają się łapy. Ledwo zakodowałam, by ostrożnie na nie wchodzić, a już siedziałam przed nimi na mocno obolałym tyłku. Zdziwiona, bo pośliznęłam się na kratce służącej do wycierania butów. Na szczęście to tylko tyłek, złamać się nie dał 😉 A Maksio patrzył z góry, że z jego pani taka niezdara 😉
Policjant też człowiek?
Wiem, wiem, że pytanie w tytule jest dość prowokacyjne i wcale nie chcę całej władzy w szaroniebieskich mundurach wrzucać do jednego worka i pozbawiać ich człowieczeństwa. Wiadome jest przecież, że z brakiem tej cechy borykają się przedstawiciele różnych profesji i nie od wykonywania zawodu to zależy.