Miesiąc: Lipiec 2011
Przeznaczenie czy przypadek…
Wierzycie w przeznaczenie? W to, że losy człowieka są z góry określone? Czy raczej, że to przypadek rządzi naszym życiem, ba, nawet go nam odbiera?
Osłodziłam dzień ;)



Z zieleni ściana…
Siadam na wygodnym leżaku, obok leży coś do czytania, owocowy koktajl lub shake, kawa…Zamykam oczy…otwieram: przede mną ściana zieleni, nade mną niebo. Nie tak bezpośrednio, bo taras ma zadaszenie, ale…Doznaję ukojenia, totalnego spokoju…Ściana składa się z różnych drzew. Są dwa dorodne orzechy, brzozy, sosny, świerki, modrzewie… Blisko…tuż za płotem i przed nim…Mój osobisty azyl z tyłu domu. Z jego drugiej strony życie tętni szybszym rytmem. Izoluję się i dobrze mi z tym. Czasem wystarczy chwila, a są dni, kiedy potrzebuję dłuższego czasu, by pobyć z własnymi myślami, a często nawet bez nich. Zostają za tarasowymi drzwiami.
Wzburzona…
W letnie dni mało co oglądam telewizję, ale, tak czy siak, jakieś informacje do mnie dochodzą. Lato sprzyja, by więcej czasu spędzać na świeżym powietrzu, poza murami własnego domostwa. Ale, że aura lipcowa jak do tej pory jest mocno burzowa, więc i mnie się udzieliło…wzburzyłam się nieco. Niestety nie z powodu pogody, a wieści płynących ze szklanego ekranu. A mianowicie moje (o)burzenie spowodował fakt, że politycy „chcą” pomagać Polakom, którzy zaciągnęli kredyty w obcej walucie. Na plecach galopującego w górę Franka, chcą sami coś ugrać, wszak idą wybory. Należy się przecież przypodobać społeczeństwu…To wszystko pięknie brzmi, ta wielka troska o kieszenie kredytobiorców. I ja się cieszę, że politycy mają na uwadze to, co się dzieje, ale jak słyszę o pomysłach zamrożenia kursu lub ustalenia górnego pułapu, czy też innych szalonych pomysłach, to odbieram to, jak jakiś kabaret. Pomijam aspekt banków, które prowizjami i kosztami obsługi mocno obciążają kredytobiorców, ale kurs waluty reguluje GOSPODARKA. Przynajmniej powinna. I na niej powinni się szanowni politycy skupić.
Pod gołym niebem…
Letnia noc nie jest do spania, o nie. Gdy we własnej sypialni jest duszno i parno lepiej posiedzieć na dworze…I tak miałyśmy przegadać całą noc, więc co za różnica, czy na tarasie, czy…w innym miejscu, ale pod gołym niebem. Spakowałyśmy do auta dwa leżaki, koce i koszyk z prowiantem. Na miejscu -bez problemu- ze skrzynki zrobiłyśmy sobie eleganciki stół. Były serwety, świece, wino i…piwo też, bo Przyjaciółka nade wszystko ulubiła sobie ten trunek. Świerszcze nam grały cudowną melodię, a zioła, lipy i inne kwiaty otuliły swą słodką, aromatyczną wonią…Lecz najpiękniejszy spektakl dało niebo…najpierw pokryte różnymi odcieniami niebieskiego, granatowego…potem przez moment gdzieś w oddali zrobiło się prawie czarne i poprzecinane co chwilę błyskawicami. Kiedy burza, która szalała gdzieś tam daleko ucichła, naszym oczom ukazała się ogromna ognista kula, która powoli chowała się za horyzont lasu. W pierwszej chwili oniemiałyśmy, bo po raz pierwszy obie widziałyśmy tak spektakularny zachód księżyca…Piękne, soczyste, rozpalające kolory….i już po chwili miałyśmy nad sobą czyste bezchmurne niebo…z rozsianymi gwiazdami. Dawno minęła północ, my nagadane, najedzone z lekkim szumem w głowie zarządziłyśmy, że idziemy spać. Nie ruszając się z miejsca… Gwiazdy wesoło mrugały, okoliczne psy gdzieś tam w oddali szczekały, od czasu do czasu słychać było przejeżdżające auto….Odgłosy wsi…która nocą wcale nie jest cicha…Zasnęłyśmy…Obudziłyśmy się obie jednocześnie, w pierwszej chwili nie wiedząc dlaczego…To drobniutka mżawka, na naszych twarzach jako maseczka nawilżająca nie pozwoliła dalej spać. Chwilę się zastanowiłyśmy i podjęłyśmy decyzję, że ewakuujemy się pod dach…I tak po godzinie trzeciej nad ranem przeniosłyśmy się z leżaków na łóżko polowe i materac. Rano obudziło nas piękne słońce i …dwa ptaszki, które w salonie sobie fruwały…Na śniadanie wróciłyśmy do domu…
Czerwone stopy…
Wczorajszy dzień zaczął się jednym wielkim oczekiwaniem na konkretny telefon z konkretną wiadomością. Gdy na klawiaturze aparatu wyświetliło się, że dzwoni Misiek, moje serce zabiło mocniej:
Za darmo…
Jest takie powiedzenie, że w życiu nie ma nic za darmo, za wszystko trzeba lub przyjdzie nam zapłacić.