

Aromatyczny zapach świeżo zaparzonej kawy czuć w całym domu. Smak inny niż ten, do którego się przyzwyczaiłam. Kiedyś, gdy piłam kilka filiżanek dziennie parzyłam kawę w ekspresie, potem ograniczyłam spożycie na korzyść herbaty i przerzuciłam się na kawę rozpuszczalną. Jedną, dwie w ciągu dnia, koniecznie z mlekiem i bez cukru. Przed kupnem ekspresu z prawdziwego zdarzenia powstrzymuje mnie fakt, że w domu kawę piję tylko ja. I pewnie szybko wróciłabym do starego nawyku wypijania kilku kaw dziennie.
Świat z pozycji rowerzysty jest bardziej… szczegółowy 😉 Poznaje okoliczne wsie, pola, łąki…a przy okazji nabieram kondycji. Chyba. Bo przynajmniej powinnam, jednak z tym jest jak z pogodą, powinna być taka, a jest siaka 😉 Ale nie mogę narzekać ( na pogodę), bo u nas jeśli już pada, to w nocy lub rankiem. I jest bardzo ciepło. Nawet zapowiadane burze zmieniają trasę i tylko groźne pomruki słychać z oddali, ewentualnie raz czy dwa trzaśnie z hukiem i …cisza. Więc prawie codziennie wsiadam na rower, wystawiam twarz do słońca i raz z wiatrem, a raz pod wiatr, który rozwiewa mi włosy, pokonuję kilometry. Najczęściej w towarzystwie…koleżanki lub psa 🙂 A potem odpoczywam na okwieconym tarasie i popijam truskawkowe shake lub wodę z miętą i cytryną. I coś tam czytam…a w kuchni wesoło garnki podskakują ( trzeba wyrównać poziom kalorii i nakarmić OM) I tak mija dzień za dniem…w którym pojawiły się dwa stałe punkty: rower i taras 🙂
Nie mam nic przeciwko „złotym rączkom”, ba, nawet ubolewam nad tym, że nie posiadam takiej na wyłączność. Ale przez fakt, że w moim domu to fachowcy naprawiają, remontują, upiększają, to mimo mojego pecha do nich, doceniam ich wiedzę i umiejętności. Bo pech raczej dotyczy terminowości- na co jestem uczulona- niż do ich fachowości i uczciwości. Przede wszystkim, gdy zatrudniam fachowca, to polegam na jego wiedzy i rzetelnym wykonawstwie, ustalając cenę z góry, po uprzednim zapoznaniu się jak ogólnie kształtują się ceny danego wykonawstwa. Mając porównanie, negocjuję lub nie, ale zawsze uznaję, że za pracę należy zapłacić i to fachowiec ją wycenia nie ja. Ja mogę się zgodzić na cenę lub nie. Ale przed robotą!
Zostawiłam. Wyrzuciłam. Pozostało jeszcze mi zapomnieć. Nie, nie pielęgnuję w sobie wspomnień. Szkoda czasu, ale trudno jednak zapomnieć o największym rozczarowaniu w moim życiu. Jednak nie żałuję wypowiedzianych słów. Prawdy o tym, co myślę. Nawet jeśli konsekwencją jest grobowa cisza, która trwa już któryś rok. Próbowałam ją przerwać. Bez skutku. Teraz wiem, że nie było warto podejmować żadnych prób. Gdy druga strona nie zna takich pojęć jak lojalność, bezinteresowność, to nie warto czasu tracić, by relacje ratować. Szczególnie że tamtej stronie łatwo przyszło skreślić i to bez zbędnych słów. Tylko dlatego, że ktoś odważył się swoją prawdę powiedzieć. No cóż, nigdy mi nie było po drodze z tymi, którym wbrew sobie we wszystkim musiałabym potakiwać.
Nigdy nie wątpiłam, że w nas jest siła. W nas- czyli kobietach. W końcu siła jest kobietą 😉
Jest kryzys?
Na co dzień preferuję gruboziarniste ciemne pieczywo. Ale kiedy w całej swej okazałości pojawił się na stole, w złotobrązowej chrupiącej skórce, jeszcze ciepły, to mimo późnowieczornej pory, nie tylko ja, ale i wszyscy biesiadnicy rzucili się na niego. A gdy gospodyni sięgnęła do swoich zapasów i przyniosła przepyszny smalec i kiszone ogórki , to ani się obejrzeliśmy jak pozostały tylko okruszki w towarzystwie delikatesowych wędlin, na które już nikt nawet nie spojrzał 😉
Zimno…a właściwie rześko, bo słoneczko mocno przyświeca tylko powietrze ostre jak brzytwa. Ale może to i dobrze, bo wokół zapach skoszonej trawy i kwiatów, a nie grillowanej karkówki i pieczonej kiełbasy. Nie żebym nie lubiła, ale kiedy z każdego przydomowego ogródka ulatnia się dym przypalonego mięsa, to moje nozdrza są podrażnione i uciekam w poszukiwaniu innych zapachów. Tak jak wczoraj… zrezygnowałam ze wspólnej biesiady by w rytmie Czerwonych Gitar, na zielonej trawie wśród rozkołysanych ciał śpiewać na całe gardło…między innymi: „Już za rok matura”…Bardzo emocjonalnie, bo: