Nie martw się!-

– jak to łatwo powiedzieć. Innym. Banalne słowa, które  nie przekonują tych, co samoudręczanie mają we krwi. Zamartwianie się na zapas  jest ich alergią na  niepewność tego, co ich czeka. Bujna wyobraźnia snuje katastroficzne wizje, tworzy coraz to nowe, często mało realne nieszczęścia. I  tak bez końca. Mocno zakorzeniony lęk, podparty perfekcjonizmem i chęcią kontrolowania wszystkiego i wszystkich- to  gotowość do samoudręczania się. Nieustającego. Każda duperela urasta do monstrualnego problemu.

Młode małżeństwo postanowiło spędzić urlop, podróżując po Europie własnym samochodem.. Jedna z mam była zachwycona pomysłem, druga za wszelką cenę chciała ich od tego odwieść, uważając, że na pewno ulegną wypadkowi itp…Snuła czarne wizje, wierząc, że się spełnią.  Zamartwiała się, zanim wyruszyli w drogę. Marudziła i zatruwała pozostałym życie. Tak, tak, ci co wiecznie się zamartwiają, marudzą, narzekają- zamęczają swoich bliskich.  I po co? Szkoda tej energii, którą można byłoby spożytkować choćby na rozwiązywanie realnych problemów.

Oczywiście, że martwienie się bywa czynem nieuniknionym. Gdy ma się faktyczny problem. Ale wtedy niepewność, jaka temu towarzyszy może być mobilizująca- do szukania skutecznej drogi wyjścia.

Tak więc nie martw się, jak nie musisz!

-jak to łatwo powiedzieć 😉

Zatracony smak przyjaźni…

Jeszcze tak niedawno intensywny, słodki, czasem gorzki- smak przyjaźni. Tej. Dziś już tylko jest wspomnieniem. Żyją w dwóch innych światach, choć znowu na tym samych terytorium. To, co kiedyś je połączyło, już nie istnieje. Przeminęło z czasem.

Czy wczesnoszkolne przyjaźnie mogą przetrwać? Na pewno!- ja jestem tego przykładem. Ale myślę, że to szczególna i wyjątkowa sytuacja. Łatwo taką przyjaźń zagubić. Ludzie migrują, emigrują, dorastają, zakładają rodziny, starzeją się, a w międzyczasie poznają i zawierają nowe przyjaźnie lub ważniejsze znajomości niż przyjaciel od przedszkola czy pierwszej klasy podstawówki. Czas weryfikuje.

Niedawno się spotkały. Ze smutkiem stwierdziła, że nie pasuje do nich. Żyje innym życiem, ma inne priorytety,  a one tkwią w czasie, środowisku, które ona  już dawno zostawiła. Mentalnie.  Nie ma między nimi porozumienia dusz, bez słów, jak to bywało kiedyś. Brakuje też szczerości, spontaniczności…Inne światy…pod tym samym kawałkiem nieba. Czy w takim razie to nie była przyjaźń? Była. Po prostu nie przetrwała z konfrontacją dorosłego życia. Tak jak większość takich przyjaźni. Zamiast niej pozostał żal za zatraconym jej smakiem…Bo te przyjaźnie z dzieciństwa, okresu dojrzewania i dorastania  mają specyficzny smak…

Kto ma Przyjaciółkę, Przyjaciela z tamtych lat?

 

 

Zapach satysfakcji z nutą niepokoju…

Typowo jesienny dzień…Mglisty, mżysty, ale trzeba przyznać, że w miarę ciepły. Gdy poranek wita z temperaturą dwucyfrową, to już jest dobrze. Nawet jeśli w ciągu dnia temperatura podskoczy tylko dwa lub góra trzy stopnie…Nie narzekam na jesień. Tę jesień. Jak na razie skradła mi tylko czas. W zamian dała pogodę i niepogodę oraz …grzyby. Wpadłam w szał suszenia i jak nigdy, w żadnym roku,  suszonych grzybów  mam po kokardkę 😉 Dom pachnie lasem…

Czytam. Ogarniam to, co mam do ogarnięcia. Jestem, bywam z Pędraczkiem. I mam wrażenie jakbym była z boku tego. co wokół się dzieje. Świat pędzi, a ja zasuwam własnym torem. Raz szybciej, raz wolniej…Czasem mam tylko wrażenie, że coś mi umyka. Coś przeoczyłam. Ważnego.