Niedawno zostałam poproszona o przysługę. Zgodziłam się, a że owa była z tych zawodowych, to klienta wysłałam bezpośrednio do księgowej. Odbieram telefon od rzeczonej i słyszę: słuchaj, ja mu powiedziałam, że ty się nie znasz, to znaczy za dobrze się nie znasz- słyszę refleksje w jej głosie- i, że powinien zrobić (to i to)…
W szczegóły wdawać się nie będę. Chodziło o to, że ja poniosę koszt z tej przysługi, o którym pewnie nie wiem, no bo się nie znam- zdaniem te,j co się zna- więc nie powinnam się zgodzić. Przyznaję szczęka mi opadła i myśl przez głowę przeleciała: kogo ja zatrudniam? Ale zapytałam się grzecznie: jaki koszt mamy w tym miesiącu, i usłyszałam, że mamy zwroty…Wszystko na ten temat.
Ale nie! Nie wszystko…Przysługa dotyczyła dobrego klienta, który przysparza dochód firmie. Więc ewentualne koszty, jeśli nawet by wyszły, to warto jest ponieść. Bo niestety znam się na ludziach. Przez ponad 20 lat dobrze poznałam tutejszą mentalność. Jeśli pomożesz, jesteś życzliwy, to ewentualnie odwdzięczą się tym samym. Jeśli nie, to na pewno możesz liczyć się z niewdzięcznością…w oczy lub za plecami. Często bardzo wymierną.
Rozumiem i doceniam to, że księgowa dba o nasze finanse. Odruch prawidłowy, tylko powinno to być poparte myśleniem i konkretnymi liczbami…Niestety… Mało tego, w rozmowie przyznała się, że już raz komuś odmówiła bez konsultacji z nami- czyli szefostwem. A ja się zastawiałam, dlaczego straciliśmy tego klienta…
Nie do zaakceptowania jest to, że takie decyzje podejmuje sama…
Uprzedzam wszelkie domysły, przysługa nie ma nic w sobie nielegalnego. A nasz koszt to ewentualnie zapłacenie podwójnego podatku. Także klient zadowolony, państwo się wzbogaca, a ja „choć się nie znam” to ewentualne koszty traktuję jako inwestycję w rozwój dalszej wspólnej współpracy i obopólnych korzyści…