Na wywczasach…

Śniadanie do łóżka. Ciemne pieczywo, masełko, twarożek. Aaa i deserek: ryż na słodko. Akurat nie lubię. Już po wizycie. Rozpieszczać mnie tak będą trzy dni, a potem kolejne wyniki. Diagnoza: zakrzepica żył głębokich. I dość głęboko czy wysoko, więc stąd decyzja o pozostawieniu na obserwacji w szpitalu. Przewidująco wzięłam ze sobą dwie książki.

Gest(y)…

Typowa listopadowa aura z szarym niebem i wilgotnością, którą czuć, choć nie jest w stanie przeniknąć puchowej kurtki i butów z wełny merynosów. Ubrałam się ciepło, choć na zewnątrz przebywałam w krótki odcinkach czasu przemieszczania się. Samopoczucie było o tyle dobre, że postanowiłam nie odpuszczać rodzinnego spotkania. Cztery pokolenia plus cztery bliskie osoby dla niektórych członków rodziny… Przy długim stole z dobrym jedzeniem w blasku świec… Rozmowy, żarty, wspomnienia bez wypominków i sztucznych uśmiechów. Poczucie przynależności do pewnego zbioru powiązanego ze sobą częściowo więzami krwi, ale przede wszystkim relacjami. I choć ze zbioru jakiś element się z naturalnych przyczyn wykruszy- śmierć jest czymś naturalnym- to kolejny przybywa. I tak do zmiany pokoleń.

Nasyciłam się miłą atmosferą, a po powrocie sklęsłam pod kocem i odkręconym maksymalnie grzejnikiem. Po raz pierwszy w tym sezonie. Było mi zimno. Rozgrzał mnie dopiero gorący kubek barszczu czerwonego. I pomyślałam, że kolejny raz przyszło mi zapłacić…

Nie żałuję. Dzień spędzony bez oglądania i czytania rzeczywistości, która jest, jaka jest i lepsza nie będzie. Chyba że ją zmienimy.

Gesty też są ważne. Szczególnie te solidarnościowe. Tak mi przyszło do głowy, gdy po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku w telefonie w aplikacji ze zdjęciami pojawiły się nowe fotki i zobaczeniu tego wymownego gestu, wykonanego przez najmłodszą w rodzinie…

czupryna i czupurność 😉

Użyj (czytelniku) wyobraźni wobec kogo lub czemu… ;p Ja tam swoje wiem 😉 Charakterna dziewczynka 😀

ps. złota vagina w teatrze dramatycznym przyczyniła się do odwołania dyrektorki teatru przez marszałka-arystokratę, co jest dość kuriozalne, gdyż ta pani ogłosiła swojego czasu publicznie, że głosuje na najmądrzejszego prezesa, czyli na partię obecnie rządzącą. Fakt, był to rok 2010… ale jednak 😉

Konsekwencje robienia (w) bałwana…

Gdy otwieram oczy, za oknem już nie widzę ośnieżonych drzew. Krajobraz zimowy przeobraził się i teraz raczej straszy, niż cieszy. Gdy schodzę do kuchni i siadam przy stole, za oknem widzę bałwana ulepionego przez Najmłodszych- trzyma się dzielnie!

Jego codzienny widok wywołuje mój uśmiech, ale nasunął mi też taką refleksję, że nikt nie lubi być robiony w ba… bałwana 😉 Gdy czuję, że ktoś próbuje, to włącza mi się w odpowiedzi zgryźliwość, sarkazm… Choć w zależności od sytuacji i osoby najpierw próbuję zmienić drażliwy temat nie przez się poruszony. Ktoś mi powiedział, a może przeczytałam, że gdy odbiorca/czytelnik słów umieszczonych w social mediach bierze do siebie, to znaczy, że ma coś na sumieniu. Coś w tym jest. Zresztą jest takie przysłowie: uderz w stół, a nożyce się odezwą.

Do wszystkich nożyc ;): czasem warto nie reagować, szczególnie gdy reakcja ma w sobie sporo pierwiastków nieszczerości. Zawsze mnie to zdumiewa, szczególnie gdy słowa nie są skierowane do konkretnej osoby.

Kolejny raz zrobiono z PADa bałwana. Nie umniejszając nic sympatycznym bałwankom. Przez całe siedem minut. Ktoś poniesie konsekwencje? I czy będą z tego jakieś poważne konsekwencje.

Czytam i słucham wypowiedzi odważnych kobiet skrzywdzonych przez obecnego prezesa Polskiego Związku Tenisowego i kolejny raz nie opuszcza mnie wrażenie, że znów nic się nie zmieni, a jak już to niewiele. Ileż takich spraw wypowiedzianych głośno przez pokrzywdzonych przechodzi bez odpowiedniej reakcji społecznej. Nie czytam komentarzy, choć wiem, że na pewno jest w nich dużo słów wspierających, ale też głupich pytań w stylu- dlaczego dopiero teraz. W społeczności wciąż jest duże niezrozumienie, czym jest przemoc seksualna. Że nie jest nią tylko gwałt. Otoczenie ofiary trywializując zachowania, które uznane są za przemoc seksualną, nie pomaga jej w ich ujawnieniu, a gdy w końcu to robi, to padają najdurniejsze słowa, dlaczego nie reagowała od razu…

Ps. Zapomniałabym, a wczoraj (w środę) mój blog osiągnął pełnoletność ;p Jestem tym zdumiona. Składając często nieskładnie literki o tym i o niczym, nie przypuszczałam, że będę to robić przez tyle lat. A już na pewno, że będę miała cudownych czytelników. Dziękuję Wam, że jesteście. Wszystkim bez wyjątku!

Różne oblicza…

Szczęścia.

Dochodzę do wniosku, że jestem bardzo szczęśliwa, że przez całkiem już długie przecież życie nie musiałam stosować diety. Choć powinnam. Żeby erytrocyty rosły w siłę, a skorupiak słabł i nie wychylał się za winkla, nie wypełzł z otchłani czeluści, w których się skrył i czyha na odpowiedni moment. I powiem jeszcze, że coraz częściej odczuwam jakieś obstrukcje po zjedzeniu tego czy owego, co mnie zasmuca, ale dalej eksperymentuję, bo rzecz dzieje się w kratkę i raz mi taka kapustka kiszona zaszkodzi, a drugi raz wręcz przeciwnie. Szkodzą mi na pewno piguły.

Jedynie co mi do tego szczęścia (kulinarnego) brakuje, to tego, żeby ktoś mi gotował i podstawiał pod nos, a raczej żarłoczny otwór twarzowy 😉 Ech… Swojego czasu zazdrościłam Dzieckom Młodym diety pudełkowej, choć dietę z konkretnego powodu (uczulenia) to miała Ata, Misiek raczej z powodu braku czasu na gotowanie. A lubi. I potrafi. Niesztampowo. Porzucili, zanim sczezłam z tej zazdrości, twierdząc, że więcej się marnowało, bo nie potrafili sobie odmówić wyjścia do restauracji. No całkiem ich rozumiem. Namówiłam jednak Tatę na pudełka, bo raz, że cukrzyk i samemu trudno mu się upilnować, dwa, że to wygodne, zdrowe, różnorodne…Taaa… Krótkotrwała to była przygodna. Struł się, choć nie wiadomo czym, ale był to pretekst rozstania się z pudełkami. Teraz ma zupy i pierogi od zaprzyjaźnionej Ukrainki. Zupy do słoików. Domowe. Pyszne i zdrowe. Sama bym brała w ciemno, gdybym mieszkała w DM.

Dziś się popsułam bardziej, choć po obudzeniu nic na to nie wskazywało… ale po południu temperatura wzrosła…

Podobno Mundial już trwa, odbyły się pierwsze mecze. Mundial za 4 tygodnie się skończy, to oczywiste, ale objazdowy cyrk prezesa szerzącego nienawiść, opowiadającego bzdury, obwiniającego za wszystko opozycję i UE będzie długo trwał… a za nim rechot własny i wyznawców. Obrzydliwe oblicze.

Jak pomyślę…

Nie (po)myślę.

Nie w danej chwili. Chcę się cieszyć i chłonąć piękno pierwszego śniegu tej zimy. Radością dzieci, które od rana na balkonie lepiły śnieżki, snując plany pójścia na sanki, i że rośliny w ogrodzie na pewno są wdzięczne, bo przykryte puchową pierzynką nie zmarzną tak okrutnie. Jasne, że będę nie raz przeklinać zimową aurę, bo ślisko, bo plucha i pośniegowe błoto, bo zimno przenikliwe i chciałoby się już wiosny. Ale to później… Nie psuję sobie tych pierwszych chwil niepotrzebnymi myślami, gdy patrzę zauroczona (jak co roku) trochę melancholijnym wzrokiem, jak płatki śniegu tańczą na wietrze pokrywając wszystko wokół coraz grubszą warstwą śniegu. To minie… szybciej nawet niż bym oczekiwała… Dlatego uśmiecham się do tego, co widzę za oknem, a potem idę do ogrodu…

Tylko słońca brak, ale przez cały czas padał śnieg…

Nie jestem optymistką. Postrzegam siebie jako realistkę, czasem aż do bólu. Z drugiej strony uwielbiam się cieszyć tym, co tu i teraz, a jak na coś kompletnie nie mam wpływu (pogoda), to zawsze szukam pozytywów, stawiając zaporę natrętnym myślom, że przecież… OM z uśmiechem szuflował i odgarniał śnieg, a wieczorem nie było już śladu, że się napracował w pocie czoła ;p Tuśka się zastanawiała czy wyjedzie z garażu… Takie uroki zimowej zimy 😉 Z gorącym kubkiem malinowej herbatki z odrobiną miodu zaszywam się pod kocykiem z książką i pozytywnymi myślami. Szarość rzeczywistości i tak dopadnie, po co ją jeszcze przywoływać? 😉 Może jak jutro się obudzę to śnieg już zbłotnieje, ale tym będę się martwić jutro, a może nie.

*

Matka do ojca dziecka: nie ubieraj ją w za małe rzeczy, bo efektem tego są gołe nogi i plecy (mamy zimę). W odpowiedzi czyta, że on też ma kilka uwag co do ubioru: okropny kolor kurtki i chłopięce buty, i sweter do teatru (do tiulowej spódniczki). KURTYNA.

O nie wypitej kawie…

Mieliśmy się spotkać przy kawie u nas i przy jednej filiżance herbaty, bo OM kawy nie pije od lat, odkąd wypił prawdziwego szatana u naszego kumpla (spokrewnionego), a ja musiałam wzywać pogotowie, bojąc się, że zaraz mi zejdzie… i zostanę wdową z dwójką dzieci w niewykończonym domu. Zawsze pił lurę, nawet za czasów studenckich, kiedy to kawa miała go postawić na nogi, żeby po całej nocy imprezowania uczenia się nie zaspał na zajęcia. Zdarzyło mu się zaspać na egzamin. Nie spotkaliśmy się, bo po wtorkowych i środowych wydarzeniach w Ukrainie, matka mająca syna na froncie o mało co go nie straciła… To, co zobaczyła i usłyszała, rozwaliło jej system nerwowy i serce mało nie pękło…Będąc tysiące kilometrów w bezpiecznym kraju, jest na bieżąco, co w pewnym sensie uspokaja, bo cisza bywa niepokojąca, ale widząc i słysząc syna żywego na tle wydarzeń jej matczyne serce wciąż pozostało przepełnione strachem i bólem.

Zrobiło się odczuwalnie zimno. W telewizji puszczają zimowe obrazki… Czuję się deczko zepsuta. Drapie mnie w gardle i temperatura podskoczyła… zamiast czerwonych krwinek, co jeszcze bardziej mnie osłabiło. Zdążyłam jeszcze być w ogrodzie, zabezpieczyć budleje przed mrozami, choć nie mam pojęcia czy wystarczająco, nigdy tego wcześniej nie robiłam.

Tym razem zachwycił mnie dywan, który stworzyła natura…

Dobrego, spokojnego weekendu 🙂

Zimne… na (nie)poważnie…

Nóżki. Moje. Choć wolałabym te wieprzowe. Bo lubię! Te domowe, produkcji Mam bądź cioci. Ciocia niestety wyprowadziła się do stolycy i mamy teraz tylko kontakt telefoniczny, więc zjedzenie pysznych zimnych świńskich kończyn w galarecie jest poza moim zasięgiem… A galaretkę też lubię. Słodką, trzęsącą się na cieście. Albo otuloną czekoladą. Ale! Nie kulinarnie miałam tu… a mianowicie, coraz bardziej mi dokuczają moje własne nóżki…zimne jak lód. OM podkręca piec, ja wrzeszczę, bo nie ma to nic wspólnego z temperaturą w domu, która naprawdę jest przyzwoita, bo pomiędzy 22-23, a oszczędzać trzeba!

Chwyta mnie chyba jakaś deprecha listopadowa.. Od ponad tygodnia mam już położoną podłogę i zainstalowane drzwi w mieszkaniu, a ja jeszcze nie byłam zobaczyć, jak wygląda. Może jutro?

Za ścianą śpią Najmłodsi z Tuśką. Zońcia najpierw zasnęła w moim łóżku, kokosząc się pomiędzy mną a Tuśką, a w tle leciały doniesienia… jeszcze niepotwierdzone. Wcześniej był film świąteczny i popcorn wyprodukowany przez Pańcia. Mimo że Tuśka nie została poddana torturom, bo mamy takie NFZ, a nie inne, czytaj absurdalne i agresywne, to dzieci, które od rana wiedziały, że całą trójką śpią u babci, nie chciały wracać do swojego mieszkania.

Dzięki Najmłodszym ten wieczór był niepoważny, mimo dramatycznych doniesień z Ukrainy, które mamy bezpośrednio, bo OM jest w zamkniętej grupie na portalu ukraińskim… Nasi znajomi, przyjaciele bezpieczni, choć bez prądu i z dużym niepokojem i jeszcze większą wiarą… I wtedy czytam o eksplozji pocisków na terenie Polski i śmierci dwóch osób.

Potwierdzone.

Jakie będą decyzje?

Choćby nie wiem jak radośnie, spędziło się dzień, to rzeczywistość dopadnie nocą. W ciszy pogrążonego we śnie domu… Szczególnie jak się wiedziało od pierwszego dnia agresji Rosji w Ukrainie, że ta wojna dotyczy również nas i nie można być wobec niej obojętnym.

O penisie…

Gigantycznym.

Stanął na grobie Dony Caty, meksykanki, która dożyła pięknego wieku-99 lat- i u której pragnieniem było, żeby taki właśnie posąg upiększał jej grób. Rzeźba pokaźna, bo prawie 170-centymetrowa. Rodzina, ceniąc swoją seniorkę za poczucie humoru i awangardę za życia, spełniła to życzenie.

Wyobrażacie sobie, że zamiast aniołów mniej lub bardziej podobnych tudzież, serc, ptaków jakichś symboli związanych z profesją czy pasją zmarłego, na polskim cmentarzu pojawia się okazała rzeźba penisa? Że jakaś rodzina spełnia takie niecodzienne życzenie, gdy często nie potrafi spełnić jednego, podstawowego- kremacji swojego bliskiego. Ech…

Kończę oglądać ostatni (piąty) sezon The Crown. Zgrzyta mi wizerunek aktora grającego Karola. Dziś już króla. Wspominam o tym, bo jakoś tak mi pod pasowało do tytułu, gdyż książę Karol marzył o tamponowaniu swojej kochanki. Wiadomo czym ;p

Zgodnie z zaleceniami…

Zacznę od podziękowań… za pamięć i dobre myśli. To miłe, jak w prywatnych wiadomościach wysyłacie wsparcie. Choć nie komentujecie na blogu, to czytacie uważnie i pamiętacie, że tym razem oprócz standardowych badań miałam mieć tomograf. Rzadko zaglądam na adres skrzynki blogowej, nie mam włączonych powiadomień, ale tym razem dzięki Izie zajrzałam w dobrym momencie 🙂 Dziękuję.

Wyniki i piguły odebrałam dzień później, więc środa była jeszcze w niepewności. I żeby umilić sobie ten czas oczekiwania, wybrałam się na zakupy. A nic tak nie raduje jak…nowe buty! A do butów spodnie, do spodni sweter, a przy okazji coś na ep. Kaszkiet. Ale buty cieszą najbardziej. Mierzyłam je w momencie, gdy moje nogi były już mocno umordowane. Raz, że we wtorek byłam na długim spacerze z najmłodszą wnusią i jej rodzicami, dwa, w środę po szpitalu były spuchnięte, a ja nie odpoczęłam w mieszkaniu i wybrałam się pieszo, bo do galerii handlowej mam rzut beretem. Ale też o to mi chodziło, bo mam wąską stopę, ale przez neuropatię tylko z rana i wtedy gdy nie mam założonych skarpet, więc but musi pasować i być wygodny dla obolałych stóp…

W karcie informacyjnej ze szpitala w zaleceniach mam czarno na białym: zmiany trybu życia z uwzględnieniem odpoczynku i relaksu, i drugie- nie stosowania używek.

Czy kawa to używka? Bo jedynie ona mi się ostała… ;p

Pierwszy punkt już wdrożyłam, wracając do domu… i zatrzymując się na chwilę…

Miłego świętowania z rogalem wiadomo jakim 😉

a że…

to się będę tego trzymać! :)) Nic nie robiąc tylko się leniąc przez ten weekend.

Ps.

Nasz główny cyrkowiec wraz ze swoją świtą nieprzerwanie objeżdża kraj, nie wyściubiając nosa poza niego, ale słowa jego się niosą i nie znają granic. I tak o dawaniu polski kobiet w szyje dowiedział się cały świat. To nie pierwszy raz jak obraża kobiety. To, że wciąż w szeregach jego partii są kobiety, mogę jeszcze zrozumieć, ale nie zrozumiem, że po tych siedmiu żałosnych latach u władzy, jakaś kobieta jest w stanie na tę partię zagłosować. Na partię, na której czele stoi cynicznie rechoczący dziaders.

Nic się nie stało…

Starsza pani dostała wezwanie do prokuratury. Urzędnik nie zastawszy jej w miejscu zamieszkania, bo tam obecnie mieszka uchodźczyni z dzieckiem z ogarniętej wojną Ukrainy, poinformowany o miejscu aktualnego pobytu, dotarł pod wskazany adres i wręczył pismo mocno zdezorientowanej kobiecie do rąk własnych. Od razu zrobiła rachunek sumienia swoich grzechów i stwierdziła, że nie ma bladego pojęcia, o co może chodzić. Uspakajana przez rodzinę, że ma być przesłuchiwana w charakterze świadka, ale przytoczony paragraf w sprawie dotyczący przekroczenia uprawnień urzędnika państwowego, mocno zamieszał w kotle domysłów i starsza pani biła się z myślami, wytężając pamięć, bez skutku. Zestresowana, bo cóż to jej przyszło na stare lata, udała się w dniu wezwania do prokuratury. A tam musiała udowadniać kim jest, i nie wystarczył dowód osobisty.

Okazało się, że w ministerstwie jakiś urzędnik jest podejrzewany o machlojki w sprawie zwrotów lasów zabranych przez państwo polskie…

Łemkom wysiedlonym podczas akcji „Wisła” odbierano nieruchomości z naruszeniem przepisów – Naczelny Sąd Administracyjny. Po tym wyroku ruszyła lawina roszczeń. Zaczęto odzyskiwać lasy bądź rekompensatę pieniężną.

Wracając do starszej pani, która jako córka swoich rodziców obojga Łemków z krwi i kości uzyskała po batalii sądowej ową rekompensatę, musiała poświadczyć, że nie jest żadnym podstawionym słupem, w celu wyłudzenia pieniędzy i jej się to po prostu należało.

Powoli się budzę, by ogarnąć dzień… Mogłam się dziś obudzić w innym miejscu, ale zrezygnowałam z corocznego listopadowego zlotu Czarownic. Jestem bez sił, a wykończenie mieszkania przyspieszyło. Wczoraj montowana była klimatyzacja, w poniedziałek będą podłogi i drzwi, a we wtorek muszę gonić do DM. Dlatego spędzenie piątku i soboty poza domem tym razem przekroczyło moje możliwości i obniżyło chęci… I dobrze, że nie wystartowałam, bo wczoraj na wieczór wzrok mi mocno zafalował bez grama procentu w organizmie…

Miłego weekendu 🙂

255 dzień wojny.

Sejm przyjął lex Czarnek 2.0 Jeśli prezydent podpisze, to wszyscy święci oczyszczą domy i ulice z niewoli ekologizmów, haseł mordowania najsłabszych, demoralizowania ludzi. Kurator małopolska wyrzuci do kosza bzdury o klimacie, eksperymenty z płciami, bo wolność jest od Boga.

ja pier..l.