Cała na nie…

Wczoraj moja druga połowa zaskoczyła mnie totalnie…Siedzę sobie przed komputerem i odpowiadam na zaległa pocztę, gdy nagle pada pytanie:

Nie wyjechałabyś sobie gdzieś z Miśkiem?

Nie-automatycznie mi się wymknęło-zaraz, zaraz, a gdzie to miałabym wyjechać?

No na wycieczkę, wiesz można coś okazyjnie trafić, ciągle słyszę od znajomych o fajnych i niedrogich ofertach.

Nie– kręcę głową- no ale na przykład gdzie?

Egipt?
O nie..żaden Egipt, a tak w ogóle sama to się nigdzie nie ruszam.

No, ale chociaż sprawdź w internecie czy jest coś ciekawego.

Po co?…zresztą ja nawet nie wiem gdzie szukać…

Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie…wiem, wiem teraz to już przegięłam całkowicie, ale jakiś diabeł we mnie wstąpił i cala byłam na NIE!. No więc chcąc, a raczej nie chcąc poklikałam sobie po ofertach Las Minute, obejrzałam piękne widoki i stwierdziłam, że żadnej oferty dla mnie nie ma…

Leżąc już w łóżku stwierdziłam, że chyba zgłupiałam całkowicie. Mąż proponuje mi wakacje, gdzieś gdzie teraz jest ciepełko i świeci słoneczko, którego tak mi brakuje, a ja zachowuje się tak jakby wysyłał mnie do ciężkiej pracy w kamieniołomach. Fakt, zaskoczył mnie całkowicie, ale to akurat nie powinno być przeszkodą, nieraz już pakowałam walizki na ostatnią chwilę…co ja mówię zawsze tak robię nawet jeśli wyjazd jest długo wcześniej planowany. Przecież wyjeżdżałam już sama…Więc co? Czy to marazm mnie dopadł, tak wszechobecny wokół…nawet tu na blogach?