Zapach wakacji…

Nie trzeba nigdzie wyjeżdżać, żeby go poczuć. Upalna pogoda, basen na ogrodzie śmiech zaprzyjaźnionych dzieci, sernik i babka domowego wypieku i rozmowy do wypęku, serdeczne, radosne, aż do ciemnej sobotniej nocy. Krótkiej i gorącej jak na czerwiec przystało. Leniwy niedzielny poranek, głos Taty dochodzący z dołu- niespodzianka. Wspólny obiad, ciasto drożdżowe z truskawkami przywiezione przez Rodzinną. Smak lata. Misa czereśni- tradycyjnie prosto z sadu po drodze. Rozmowy, uśmiech… A po południu okrasił to wszystko krótki intensywny deszcz. Czegóż chcieć więcej? Wiem… ale może to się spełni już za dwa tygodnie.

Też mieliście udany weekend? 🙂

Rozum, głupcze!

Użyj go!

Po prostu.

Jeśli nie możesz kierować się sercem, to posłuż się rozumem. I nie mów, że znów musisz wybierać mniejsze zło. I nie mów, że nie będziesz kolejny raz wybierać mniejsze zło. Ten slogan mocno niektórym wrył się w mózg. Zakorzenił. Nigdy nie będzie idealnego kandydata, idealnej partii, których obdarzysz miłością. Ale nikt ci nie każe kochać! Posłuż się rozumem, rozważ co dla ciebie, twoich dzieci, wnuków będzie najlepsze. Dla kraju. TWOJEGO! Z czym się nie zgadzasz, czego nie tolerujesz, a co jesteś zdolny zaakceptować, nawet jakimś kosztem. Skalkuluj. Po której stronie jest przyzwoitość i przyszłość dla młodego pokolenia, dla ciebie, kraju, w którym żyjesz. Nie wystarczy się tylko z czymś nie zgadzać i umywać od tego ręce. Od wyborów.

Idź.

Zrób to!

Oddanie swojego głosu w zależności jak zagłosujesz to sprzeciw bądź akceptacja obecnej rzeczywistości. Nie pójście-  to jest przyzwolenie bądź obojętność, która jest niczym innym jak akceptacją. I choćbyś twierdził/a zupełnie co innego, to tylko zaklinanie rzeczywistości. Oszukiwanie siebie. I innych. Bądź odpowiedzialny. Bądź obywatelem.

Dobrego, uśmiechniętego weekendu 🙂

 

A tymczasem zakończył się rok szkolny. Myślę, że dzieci, rodzice i nauczyciele jak nigdy wcześniej czekali na ten moment, z nadzieją, że od września już będzie… normalniej. Dobrych wakacji! Ja z kolei mam nadzieję, że zrobimy pierwszy krok, mając dość, choćby tego, co się dzieje z edukacją. Bo taka Rzeczpospolita jak jej młodzieży chowanie.

Mieliśmy u nas pierwszą burzę i pierwszy ulewny deszcz w tym roku. Krótki. Trwał z 20 minut, a kałuże wyschły już po godzinie. To nie daje nadziei na takie skarby leśne jak te z beskidzkiego lasu, gdzie pada praktycznie codzienne, aż krowy na pastwiskach mają dość i ryczą głośno w proteście. Skąd wiem? Ano mam tam swojego wysłannika ;p

104695616_945402272587283_2524238338252839120_n
zdjęcie PT

Tymczasem muszę się zadowolić koktajlem truskawkowym z samych soczystych i słodkich truskawek, tak dobrych, że nie potrzeba żadnych dodatków i starą sprawdzoną lekturą na uśmiech Lesio, bo moje zamówienie na książki z 16 czerwca jeszcze nie dotarło 😦

Podążając za chwilą…

Nie zawsze nadążam, ale się nie złoszczę, choć jeszcze czasami OM mi wytyka moją niecierpliwość, tę chęć zawsze i wszędzie na już, na tę chwilę, jakby później miałoby już nie być, albo zwłoka cokolwiek by zmieniła. Najczęściej nie zmienia nic… Dlatego jak nie ta, to następna, jak nie teraz to następnym razem. Byle pamiętać, byle się jeszcze chciało!

Nie wracam z rancza utartą trasą, zatrzymuję się by nasycić oczy widokami, miejscem, które zawsze mijałam, jadąc w obie strony, obiecując sobie, że następnym razem zrobię przystanek. Czerwcowe wieczory są długie i ciepłe, kuszą swą ofertą by jak najdłużej cieszyć się chwilą w pięknych okolicznościach przyrody…

105950555_548970085771249_3330035343790972909_n

Nie ma ludzi, jest spokój i cisza oraz wolne ławeczki.

Przysiadam na jednej z nich, w uszach mi jeszcze brzęczą słowa właściciela karczmy, w której byłam z Tatą na obiedzie. Dzieci dziś są nic nie warte, krzyczą, biegają, niszczą, a rodzice w ogóle nie zwracają im uwagi. To reakcja na zdjęcie mojej bliskiej koleżanki z wnukami, od której miałam przy okazji przekazać pozdrowienia, bo właściciel to jakaś dalsza rodzina jej już nieżyjącego ojca. Takiej reakcji się nie spodziewałam, u Taty na twarzy widzę zaskoczenie tą dziwną tyradą. Pan nie tylko wobec dzieci ma sceptyczne nastawienie, ale również do koronawirusa. Uważa, że to bujda, a na Śląsku to już w ogóle, bo przecież jako były górnik zna te wszystkie kopalnie, ma wciąż znajomych i przyjaciół i tam nikt nie był chory, jeden miał grypę i zamknęli wszystkich na kwarantannie, a to wszystko dlatego, że hałdy węgla leżą i nie ma gdzie ich upłynnić, bo węgiel sprowadzają. To wszystko polityka. Rzekł. Na szczęście przyniesiono jadło i pan się zmył, życząc smacznego. Wyrzucam z głowy to wspomnienie i skupiam się na otaczającej mnie przyrodzie…

105684856_633590647276823_2118991893056775136_n

Jadę jeszcze na Błonie (najdłuższą trasą jaką tylko moje gapiostwo albo zbyt pewność siebie może wytyczyć ;p), bo mam ochotę na lody z Między wierszami. Nie muszę wchodzić do środka, bo sprzedaż też jest na zewnątrz, kiedy podchodzę, nikogo nie ma przy ladzie chłodniczej, ale za chwilę czuję na sobie oddech młodego rosłego ojca. Odsuwam się, choć ledwo złożyłam zamówienie na słony karmel i  mango… Pan przysuwa się jeszcze bliżej. Przecież nie zwieję, więc proszę o zachowanie dystansu. Taksuje mnie dziwnym wzrokiem, ale robi krok w tył. Biorę mojego rożka i szukam wzrokiem wolnej ławki, o co łatwo nie jest, bo na Błoniach sporo ludzi; na trawie piknikują całe rodziny, grupki młodych ludzi, pary, ale wszyscy od siebie zachowując dystans społeczny. Dzieci puszczają latawce, grają w piłkę z tatusiami albo mamusiami, spacerują, jeżdżą na rowerach… Zapatrzyłam się na te ruchome kolorowe uśmiechnięte obrazy, ciesząc się chwilą beztroski i smakiem lodów. Myślę, że miały one też trzeci smak… smak wolności. Gdy szłam do auta, żeby wrócić do mieszkania, jeszcze w parku zobaczyłam dwoje młodych ludzi trzymających się za ręce, oboje w maseczkach.

 

W jakichś migawkach telewizyjnych widzę wylot prezydenta do USA. I grzmią mi słowa, że za rządów PO i PSL Rosja napadła na Ukrainę… Znam osobę, która zawsze musi sobie „dziabnąć” przed wylotem, bo inaczej nie wsiądzie do samolotu, ale nie sądzę, żeby chwilowa niepoczytalność „głowy państwa” była ich przyczyną- to stan umysłu, stały, niestety… Pakiet wyborczy mam już w domu. Nie spieszę się, bo jak już tu nadmieniłam, OM osobiście wrzuci kopertę do urny w lokalu wyborczym.

 

 

 

W graficznym skrócie…

Słoneczny bezchmurny poniedziałek, choć okraszony łzami dwulatki, która nie chce, żeby tatuś jechał do pracy. Tak jest co rano, niezależnie u kogo lub z kim ją zostawia. Trwa to chwilkę, bo przecież nowy dzień to nowe przygody, ale dla mnie jest to zaskoczenie, bo Zońcia do tej pory nie oglądała się na rodziców, zostając gdziekolwiek. Od ponad trzech miesięcy to tata ją budzi, pomaga się ubrać i to z nim rozstaje się w każdy dzień roboczy. Jemy śniadanie i idziemy na spacer- wózkiem pomiędzy domostwami, polami i łąkami. Ukwieconymi. Księżniczce trudno zrobić zdjęcie, bo ruchliwa jak sreberko, więc kiedy weszła w łubin, zanim wyciągnęłam telefon, już z niego zmykała.

106076980_555377361810385_3542443394692909579_n

na blog akurat się nadaje 😉

Właściwie nie interesują ją kwiatki ani lalki; w lalkowym wózku, o ile sobie o nim przypomni, woli wozić…powietrze. Buduje i maluje. I wszędzie jej pełno. Wróciłam do gry w opiece nad Zońcią. Przypada mi jeden dzień w tygodniu. Po dwa dni ma druga babcia i opiekunka. Obie z drugą babcią jesteśmy elastyczne- to opiekunka wyznacza cotygodniowy grafik. Dobrze, że w ogóle ktoś się znalazł do opieki. Kto zna Zońcię, dom. I dobrze, że za każdym razem, kiedy wypada mój dzień, to przynajmniej przez kilka godzin jest dido do pomocy. W takich momentach pełnej szczęśliwość jest mi odrobinę przykro, że taki ze mnie słabeusz, że tak niewiele mogę…

Jadę do Taty z pełnym słojem rosołu. Mogłabym zadzwonić, ale to przecież tylko 120 kilometrów. Mam gdzie przenocować, odpocząć przed powrotem. Ma mnie jedną… przez lata widzieliśmy się w każdy weekend. Dopóki mogę…

 

Jest ekstremalnie. Nie tylko w pogodzie: podtopienia, nawałnice i susza. Ale również w polityce. Czy po wyborach zapanuje spokój? Wątpię.

Zbawienny sen…

Najkrótsza noc w roku była dla mnie najdłuższą. Przespałam 14 godzin, ale piątek mnie tak zmaltretował, że nie było innego wyjścia, żeby zregenerować siły. A przecież jeszcze zasnęłam w ciągu dnia, kiedy w końcu Zońcia padła po wygłupach na łóżku w wujciowym pokoju, bo nie chciała zostać sama w łóżeczku. Odzwyczaiła się u nas spać w dzień, więc potrzebowała towarzystwa- i tak obie przespałyśmy półtorej godziny, ja obok w sypialni, póki nas Tuśka nie obudziła. Przez cały dzień to OM się nią zajmował, ale kiedy dziecko chciało pić lub jeść to przybiegało do babci 😀 Ciekawe… ;P

Wciąż słaba, bo jeszcze nic nie jadłam, gdyż obudziłam się na czas wzięcia piguł, mokra jak mysz, ale przynajmniej bez temperatury. I bólu żołądka. Podejrzewałam jakieś zatrucie, że coś mi zaszkodziło, ale ten ból był dziwny, a jak pojawiła się temperatura i ból mięśni i kości oraz głowy, to zaczęło mi to wyglądać na coś grubszego.

Ugotuję dziś rosołu z kaczki- postawi mnie na nogi. I może odzyskam zgubiony kilogram 😉 Tylko deszcz jest ratunkiem dla mojego ogrodu, a omija nas szerokim łukiem. Słyszę, że wszędzie pada, widzę obrazki ulewnych opadów, a u nas co najwyżej zachmurzenie, które daje nadzieję i nic poza tym. Frustrujące to jest!

Na portalu naszej powiatowej gazety opublikowano zdjęcie przedstawiające co i jak długo się rozkłada- to tak w ramach edukacji ochrony środowiska. Był tylko jeden komentarz, z zapytaniem „a PIS?” 

 

 

O równości…

Padło już tyle słów. Złych, głupich, okrutnych, ale też potępiających, wspierających, mądrych, ciepłych, zapewniających. O tolerancji, akceptacji. O równości. Słowa. Słowa nie są niewinne… Za to tak łatwo je wypowiadać. Każdemu.

Jesteśmy homofobicznym krajem i żadne zapewnienia, że tak nie jest, tego nie zmienią. Sześćdziesiąt dwa procent społeczeństwa nie chce mieć za sąsiada geja lub lesbijkę. Tak wykazała ankieta w polskim radiu nie dla idiotów sprzed sześciu lat. Pewnie zaraz będą głosy, że od tamtego czasu wiele się zmieniło. Czyżby? Uwierzę, jeśli suweren pogoni obecnego prezydenta z pałacu (inaczej między bajki będzie można włożyć pogląd o tolerancyjnym Polaku), który siejąc nienawiść, pogardą i wykluczeniem buduje swoje poparcie. Poparcie na wrogu- a raczej podparcie się nim. Sprecyzowanym. Określonym. Na niskich pobudkach ludzi, ich strachu, w imię jakiejś wyimaginowanej obronie. Rodziny. Szczuje jednych na drugich. Polaryzuje. Manipuluje, wmawiając, że w polskiej szkole może odbywać się seksualizacja dzieci i młodzieży i tylko jeden prawy i nieskazitelny człowiek wraz ze swoją partią może temu zapobiec. Kołtuneria wysokiej klasy.

Marzy mi się nie tylko rzetelna odpowiedzialna edukacja seksualna w szkole, ale również ta obywatelska. Polityczna. Tak, żeby młode pokolenie nie poddawało się manipulacjom politycznym, populizmowi, który płynie szerokim strumieniem z każdej strony. Demagogi. Z każdej opcji. Żeby wyrastało na świadomych obywateli, znających swoje obowiązki, ale i prawa.

Polska jest druga w Europie, jeśli chodzi o samobójstwa młodzieży. W tym katolickim kraju…padły niewyobrażalne słowa ci ludzie nie są równi ludziom normalnym… Wyciągnięte z kontekstu- to takie teraz modne powiedzenie…  SŁOWA NIE SĄ NIEWINNE!

 

Jadąc, syciłam oczy widokami. Gdybym się zatrzymywała przy każdym ukwieconym polu czy rowie, to podróż pewnie trwałaby dwa razy dłużej…

104319676_3270656782966268_456280388845843141_n

więcej KLIK

Piękny jest nasz kraj… Kolorowy. Różnorodny.  W ostatniej chwili wypełniłam druk do głosowania korespondencyjnego. OM wrzuci mój głos w lokalu wyborczym.

W domu czekał na mnie… bób. Mniam. Jak tylko wstanę rano, to ugotuję- pierwszy w tym roku, wiec będę tę chwilę celebrować ;p I spokój…

Uśmiechu dla Was 🙂

 

 

 

Telegram…

Izolatka. Strefa czerwona. 

Kara. Za prawdę.
Duszności.

Wymaz na Covid-19.

Czekanie.

Mam tylko pół butelki wody!!! Help.

Książkę.

I intuicyjnie wzięłam ładowarkę.

Trzymajcie kciuki, żeby im wiarygodnie wyszedł test!

EDIT:

Ujemny!

z głodu jeszcze nie padłam, spuściłam krew i czekam na rezultat. Zaproponowano mi łóżko, ale odmówiłam, bo dość się wyleżałam na kozetce w kozie.
Mogli mi zrobić test na alergię, a nie na siłę mnie koronować ;p

 

 

 

Podziw…

Dom lśni, mimo upalnych dwóch dni, podczas których nawet muchy nie wykazywały krzty energii. Za sprawą Beaty, którą podziwiam i jest dla mnie bohaterką. Nie, nie z powodu poradzenia sobie z zapuszczoną chałupą, gdy żar z nieba i pot się leje, bo tak źle nie było 😉 Kiedy się do niej odezwałam po ponad trzech miesiącach, to usłyszałam, że zatrudniła się na etat, więc w pierwszej chwili przez myśl mi przeszło, że nie znajdzie ani czasu, ani sił, ani ochoty, by jeszcze u kogoś sprzątać. Ale! Gdy ja tkwiłam w stuporze prawie załamana, że oto znów będę musiała kogoś szukać, Beata spokojnie powiedziała, że tylko soboty wchodzą w grę i czy mi to pasuje. Słodkijeżu jak nie jak tak! Matka czwórki dzieci (dwóch nastolatek i dwóch przedszkolaków), prowadząca hodowlę bydła wraz ze swoim mężem, zatrudniona na cały etat u dużego plantatora truskawek w naszej okolicy, więc praca fizyczna przez osiem godzin, dom, ogród, pole… Matkojedyna… Pięćset plus i gwarantowana emerytura z powodu wychowania czwórki potomków, a jednak jeszcze ma ochotę i siłę pracować, żeby dorobić. Ogromny szacunek za pracowitość. Jej słowa wiesz, dzieci mają różne potrzeby, dźwięczą mi w uszach.

Moja tegoroczna motylica budleja pięknie już kwitnie, i tak mi się podoba, że pewnie nie poprzestanę na jednym krzaku…

103916507_1359574764433152_144118338123721472_n

Burze nas ominęły ani kropla deszczu nie spadła i w prognozie na najbliższy czas nie widać opadów. W domu włączona klimatyzacja, tegoroczne krzaczki podlewam, ale jak tak dalej będzie, to ziści się zeszłoroczny scenariusz- totalnej suszy; całego ogrodu nie podleję, bo wodę trzeba oszczędzać! Już kilka lat z rzędu stawiam krzyżyk na trawę, oprócz koszenia, żadnej pielęgnacji. Może trzeba przyjąć z otwartymi rękoma dotację na prezydenckie oczko wodne, tyle że i z pustego (czyt. suchego nieba) i Salomon nie na leje, ale za to mogłabym rzec, że coś tam od tego państwa dostałam. Takie kolektory słoneczne na ciepłą wodę już mam ćwierć wieku, raz już wymieniane i własnym kosztem zrealizowane, a panele solarne na energię już mi się nie zmieszczą na dachu, to może to oczko, a w nim… złota rybka… na przykład ;p

Tym razem spakuję tylko podręczną walizkę, bo nie mam zamiaru spędzić w DM dłużej niż trzy dni. Zresztą zaraz po mnie przyjedzie Tuśka, która ma kontrolne badania na Genetyce, w tym rezonans raz w roku. Czasem zapominam o jej obciążeniu, czasem… I o tym, że jej babcia była młodsza od niej, jak zachorowała, a ja tylko dwa lata starsza… To nie jest na pierwszym planie, na drugim czy trzecim…ale gdzieś w zakamarkach czai się- przeganiane, gdy tylko się pojawia…

Uśmiechu dla Was 🙂

Ogniska kontrolowane…

Płonie ognisko w lesie… a nie! To tu, to tam…!- według Wielkiego Szu… to normalne, najlepiej radzimy sobie, a pozostałe państwa powinny brać z nas przykład- powtarzane jak mantra. Choć tak naprawdę niczego nie mieli i nie mają pod kontrolą, czego dowodem są właśnie ogniska wirusa, bo tak właśnie przebiega i rozwija się epidemia- ogniskami. Mamy wypłaszczenie, które trwa i trwa, i trwa, a zachorowań jak już to przybywa, a nie ubywa. Przez ten cały chaos informacyjny (od samego początku) oraz propagandę sukcesu zdezorientowali całkowicie społeczeństwo. Jedni są wkurzeni, inni się śmieją i tylko nieliczni posługują się rozsądkiem.

Dużo się dzieje. Nie mam kiedy usiąść przed laptopem, a potrzebuję spokojnych 20-30 minut. Najlepiej pisze mi się nocą, ale ostatnio już wieczorem nie widzę na oczy. Nie zawsze ze zmęczenia, ale z powodu alergii. Rano, zanim dojdę do siebie, to już Pańcio czeka na dole i rozpoczynamy wspólny dzień. W poniedziałek czułam się jak kosmitka, osoba nie z tej rzeczywistości. W salonie fryzjerskim jako jedyna z klientek i klientów miałam maseczkę na twarzy. Na dodatek medyczną, antywirusową. I jej nie zdjęłam. Przez moment poczułam się jakbym była nie na miejscu, bo mieszkam w województwie, gdzie jest najmniej zachorowań i są dni, kiedy nawet nie ma żadnego, a jak już to w innych powiatach. Tuśka w tym samym dniu była w innym salonie i to samo- fryzjerka, która ją obsługiwała nie miała nawet maseczki na brodzie w razie jakieś kontroli. Luz blues… Lepiej już było w sklepie ze zdrową żywnością, który odwiedziłam przy okazji pobytu w ŚM. Po powrocie zastałam szczęśliwych Najmłodszych, bo przez trzy godziny mojej nieobecności zajmował się nimi dido. U nas to dziadek rozpieszcza i pozwala na więcej, a potem ja nie nadążam, szczególnie za Zońcią, która chce być wszędzie! Również na dachu malucha prababci, gdzie wdrapała się sama.

 

A teraz historia (szczególnie dla tych, którzy tak polityką się brzydzą, a to ona urządza nam codzienność) świeża i gorąca jak ranne bułeczki prosto z piekarni…

Byliśmy umówieni u notariusza w sprawie sprzedaży ziemi rolnej. Niestety, transakcja nie doszła do skutku. Przez miłościwie nam panujących i uchwalających prawo pisane na kolanie w obronie polskich ziem przed najeźdźcą z zewnątrz, stonką amerykańską tfu, tfu raczej europejską, spekulantami wszelkiej maści. Osoba, która chciała kupić od nas ziemię, posiada od szesnastu lat gospodarstwo rolne w naszej gminie. NA WŁASNOŚĆ. Dostała zgodę z Agencji Rolnej na rozszerzenie go w ramach unijnego projektu. Problem tylko jest taki, że według pisowskiego prawa nie jest rolnikiem, bo mimo iż mieszka powyżej 5 lat w gminie, w której posiada hektary ziemi rolnej i ją uprawia!, to meldunek ma t y m c z a s o w y. Stały meldunek ma w innym województwie, gdzie nie posiada żadnej ziemi rolnej. Notariusz nie mógł wydać aktu zakupu, który mógłby zostać podważony. Tak że tak…

A na polach maki się czerwienią…

Dusząco, pachnąco i bakteryjnie…

Zaczynam podejrzewać u się… alergię. No bo przecież nie wirusa w koronie. Wprawdzie dziś wieczorem dopadła mnie temperatura, ale zatrzymała się na 37,9. Odkąd wróciłam, natężenie kaszlu i kichania wzmogło się do męczącego i upierdliwego stanu, ale ten kaszel był wykrztuśny. Był. Bo od dwóch dni jest duuuuuszący. Otoczona zewsząd roślinnością, przy otwartych oknach również w nocy podczas snu, być może mój stan się nasilił. Piguły też wywołują alergię, bo kaszlę cały rok, ale z dużo mniejszą intensywnością. Być może to nie pyłki, ale piguły, bo zbyt długo je biorę? Nie wiem… Ale czuję się fatalnie… choć nie przeszkodziło mi kupić przy okazji podwózki Pańcia do drugiej babci, dwóch krzaczków… kwitnących. Nie wiem co zacz, bo ja się nie znam, ale nasza wiejska „kwiaciarnia” miała wystawione na zewnątrz donice z różnymi roślinami do ogrodu, więc się zatrzymałam, w ramach wspierania swoich 😉 Jest mi też zupełnie obojętne, jak i kiedy kwitną, ale gdy usłyszałam, że z całej okolicy zlecą się motyle, to od razu się zdecydowałam, bo na razie to zlatują się szpaki i inne skrzydlate. Do czereśni. I truskawek. Wykorzystując odpowiednią aurę, czyli że wcześniej pokropiło i jest pochmurnie, postanowiłam nie czekać ze wkopaniem krzaczków na męską siłę roboczą i, nie znajdując szpadla, zaczęłam kopać dołek ogrodową łopatką. Taaa… Obraz nędzy i rozpaczy, na który napatoczyła się Ciocia…z motyką. Pomyślałam, że ten sprzęt to na słońce, którego akurat nie było, ale… dołek o dziwo był coraz większy. Szpadel jednak się znalazł- z Cioci dobry detektyw bądź poszukiwacz skarbów- i drugi poszedł już sprawniej. Zrobiła jeszcze kilka kursów, przynosząc na tym szpadlu lepszej ziemi, bo krzaczki wkopywałyśmy (taaa… to była praca zbiorowa ;p) w miejscu, gdzie wcześniej rosły drzewa.

Nie widzę z okien piwonii, które są moimi najcudowniejszymi wiosennymi kwiatami, bo kwitną zawsze na progu lata i pachną obłędnie. Nasze posadzone są przy domu rodziców OM (białe) i przy murze odgradzającym ich posesję od sąsiadki (różowe), bo tam mają więcej słońca. Widok zasłaniają mi ogrodowe drzewa, dlatego codziennie chodzę wokół nich i napawam się ich pięknością 😉

Bukiet z ogrodowych kwiatów zawiozłam na cmentarz. Mam zawsze w takiej kolorystyce zamawiała wiązanki dla swoich rodziców… i kochała piwonie.

Dzwoni do mnie Tata i zamiast standardowego cześć, co słychać, słyszę pytanie, czy złożyłam już podpis. Jaki podpis? Jak, to jaki- pod p r e z y d e n t e m. Bo on już złożył.   Matkojedyna! Gdzieś Ty się szwendał, a oczami wyobraźni widzę, jak jeździ po mieście, a potem stoi w kolejce. Pojechałem po węgorze… zatrzymałem się widząc stolik i przy nim ludzi… a ty wyjrzyj przez okno, może też zobaczysz zbierających podpisy. Taa, ja prędzej zobaczę lisa w kurniku ;p

Pięknego, uśmiechniętego weekendu 🙂

*

Moja Przyjaciółka po planowym zabiegu trafiła ponownie na stół operacyjny, bo podczas operacji poczęstowali ją jakąś bakterią. Kolejny zabieg pod ogólną narkozą i leczenie antybiotykiem… wrrr… Dla mnie niepojęte jak mogło się to stać, szczególnie teraz, przy tak wysokim reżimie sanitarnym, który zresztą powinien być standardem na salach operacyjnych.