Mikroświat…

Nie robiąc żadnych podsumowań, mam problem z określeniem jaki był dla mnie ten odchodzący rok. Bo tak naprawdę to cała paleta emocji towarzyszyła mi przez 12 długich miesięcy. Sporo wydarzeń pięknych, przepełnionych miłością, życzliwością, przyjaźnią, ale były też dni trudne, mroczne, nacechowane cierpieniem, niepokojem… Taki kalejdoskop w ogólnie niefajnej rzeczywistości- pandemicznej. Jedno jest pewne, że nie pamiętam kiedy i czy w ogóle, żałowałam, że dany rok się kończy. Nie dlatego, że wierzę iż wraz ze zmianą daty nagle rzeczywistość się zmieni, choć zawsze warto mieć nadzieję, ale jest to zawsze nowy początek- dnia przybywa i za progiem czeka wiosna 🙂 I choćby z tego powodu cieszę się ze zmiany cyferek w kalendarzu.

Postanowień też nie robię. Staram się z uśmiechem i nadzieją patrzeć w przyszłość, ciesząc się, że wciąż mogę to robić. Nie wybiegając zbyt daleko, nie planując, akceptując każdy kolejny dzień. Starając się, żeby to był dobrze przeżyty czas. Bo cokolwiek by się nie działo wokół- radującego bądź wywołującego złość, przygnębienie, smutek- mam własny mikroświat, w którym mogę się schować, przeczekać bez uszczerbku wszystkie burze i tornada.

Szczęśliwego i zdrowego!

To nie będzie łatwy rok dla wielu. Pandemia nie odpuszcza, rząd serwuje nam swój ład i porządek, czyli galopujące podwyżki wszystkiego, dobrze, że chociaż zima odpuściła ;p Ale damy radę, prawda? No!

ps.1 Od kilku dni zamiast 16 kapsuł biorę 4 tabletki. I przestałam się budzić w nocy na sikanie ;ppp Jaka to ulga… I jak tu nie patrzeć z optymizmem w przyszłość 😉

ps.2 Jak będzie taka potrzeba, to zaszczepię się kolejną- czwartą- dawką… Na razie się cieszę, że Pańcio zaszczepiony pierwszą, a kolejna już w styczniu. Zawsze będę orędowniczką korzystania z osiągnięć nauki i medycyny. Jestem żywym (wciąż ;p) przykładem, że warto!

Natura(lnie)…

Tak długiego i przy tak mroźnej, ale pięknej pogodzie spaceru świątecznego dawno nie odbyłam. Rodzinnego, z wszystkimi dziećmi- dużymi i małymi. Nie pamiętam takich świąt, kiedy zima przyszła w wigilijny poranek, a dni świąteczne nie dość, że mroźne to jeszcze słoneczne. Oba.

Natura nie zawiodła, pokazując swą piękną szatę. Natura człowieka zaś jest ułomna. Niestety.

Było intensywnie, z buzującymi emocjami, smacznie, radośnie i nie…z tym wszystkim, co się robi w święta, jak również czego się nie robi ;p Wspólny czas szybko mija…

I już po świętach… Nasze zapadną nam na długo w pamięci 😉 Będzie (jak zwykle) co wspominać.

Dobrego tygodnia 🙂

Wigilijny poranek…

Widok zaokienny z trzech stron świata…

Zima jest piękna, szczególnie w ten świąteczny czas- jak za dawnych, dziecięcych lat…

Ale! Nie dla kobiety z dużym domem i jeszcze większym podjazdem, która musi wyruszyć po dzieci, a z nimi do pracy, żeby zawieźć swoim pracownicom prezenty i życzenia, bo sama dziś ma wolne. Stękania i zaklinanie bramy, żeby się otworzyła, towarzyszyły entuzjazmowi… noszzz, kurna pięknie jest, pada śnieg, pada śnieg ;DD

Dom pachnie grzybami gotującymi się do strogonowa, który jutro wyląduje na stole… I to by było na tyle, w oczekiwaniu na pierwszą gwiazdkę. I na Tatę, który się przedziera przez lasy do nas zasypanymi drogami. Moje myśli krążą wokół tych wszystkich śnieżnych wigilijnych wieczorów. Wspólnych. Jest co wspominać przy kubku z kawą (w piżamie w renifery) w blasku lampek… mimo poranka.

Jeszcze raz… bo życzliwych życzeń nigdy za wiele…

Spokojnych i Pięknych Świąt! Niech radość nas wszystkich otuli, nadzieja i wiara…

Zamiast świąt polub siebie…

Jedni święta lubią inni nie, ale chyba jeszcze nigdy tak jak w tym roku nie słyszałam/czytałam od wielu osób, że nie mają ochoty na świętowanie, a tak w ogóle to świąt mogłoby nie być. Mogłoby. Ale! Są. I nic już tego nie zmieni, a od nas samych powinno zależeć, jak zagospodarujemy ten czas. Czasem okoliczności rodzinne są trudne, kogoś utraciliśmy i nie ma w nas tej wewnętrznej radości ze spotkania z bliskimi. Prawie każdy z nas już tego doświadczył, mniej lub bardziej oswoił swoją tęsknotę za stratą…

Wczoraj długo rozmawiałam z moją przyjaciółką. Jej święta też się zmieniają z biegiem lat, ale powiedziała piękną rzecz: wiesz, ja tę swoją rodzinę lubię… I to chyba jest sedno spotkań w święta. Gdy się lubimy, to nieważne pod jakim szyldem i pod jaką datą się spotykamy, bo każda okazja do bycia razem jest przyjemnością. Również, a może tym bardziej, w święta.

Czas nie jest wesoły. Ale niech przynajmniej będzie uśmiechnięty w swej łagodności w te świąteczne dni. Zdrowy! Spokojny!

Może Was rozbawi moja rozczochrana „choinka”… 😉

Popatrzcie z życzliwością na ten czas.

Czasem wystarczy zmienić nastawienie, choć wiem, że bywa to trudne, bo każdy ma inne świąteczne doświadczenia. I nie zawsze można spędzić go tak, jakby się naprawdę chciało. Bywa wielkim rozczarowaniem, dla tych, którzy mają zbyt wielkie oczekiwania, dla tych, którzy są zmuszani, często przez samych siebie, do świętowania pod dyktando innych.

Nie ukrywam, że i mnie dziś trudno o uśmiech, kiedy organizm się psuje i różne boleści atakują przez 24h. Twarz częściej wykrzywiona w grymasie niż uśmiechnięta. Uśmiecham się jednak w środku, że nie ma we mnie stresu świątecznego. Bo jak ma być, tak będzie. Uśmiecham się do dzisiejszej rozmowy z moją lokalną przyjaciółką, z którą miałam właśnie spotkać się po południu na kawie, ale… I jak co roku słyszę, że na drugi rok to wyleci gdzieś daleko, a tym razem 15 osób przy wigilijnym stole i jeszcze ja zostanę obdarowana dwiema potrawami… Uśmiecham się, bo ona też tę swoją rodzinę lubi.

Gdy się lubi siebie i innych wokół, to ten czas wspólny jest piękny. Nawet jak się świąt nie lubi. Czasem smutny, czasem wesoły, ale piękny!

Życzę Wam właśnie tego. I nieustannie zdrowia!

Coś się komuś pomyliło…

Czyżby? A kto powiedział, że Zając nie może zastąpić Mikołaja w Boże Narodzenie? I stanąć dumnie przy gwieździe betlejemskiej?

Że wigilia jest tylko jedna- 24 grudnia- więc takie Majdany to sobie szopkę ze świąt robią, spotykając się przy wigilijnym stole w rodzinnym gronie kilka dni wcześniej. Z powodu. A nawet, gdyby powodu nie było, to przecież wystarczy chęć. Ich chęć. Spotkania. Świętowania. I co komu do tego, co i kiedy świętują? Aaaa, że to profanacja używać słowa „wigilia”, bo ono jest zarezerwowane tylko dla jednego dnia w roku, i coraz częściej tylko dla praktykujących katolików. Bo przecież to nie jest święto ateistów, a nawet dla osób mało religijnych, więc wara. Bo koniecznie trzeba duchowo, nabożnie do tych dni podchodzić. No cóż. Z kalendarza go się nie wymaże, dni wolne od pracy, wokół pełno uśmiechniętych zajęcy tfu…Mikołajów, reniferów, migających światełek, słodkich pierników i lodów na patyku , aniołów za rogiem… No klimat. No to się niektórym udziela, a nie którym nie 😉

Jadłam już barszcz z uszkami grzybowymi w Wielkanoc, więc teraz mogę zjeść czekoladowego zająca… :)) ten proces już się rozpoczął… ;p

kilogram szczęścia…i zapach czekolady w kuchni…:)

W pogoni za duchem świąt, nie wyziońcie własnego ;pp Zdrówka! 🙂

Mnie dziś czeka wizyta u dentystki. Ot, taka niespodzianka. Nie jest niespodzianką, że jak rodzina się powiększa, to skład przy świątecznym wigilijnym stole ulega powiększeniu bądź pomniejszeniu. W tym roku będzie nas mniej…

ps… podczas dopijania kawy na sofie miałam oto taką wizytę…

zdjęcie zrobione kalkulatorem, niestety, wystarczył jeden ruch i dzięcioł odleciał…ale! często go widzę z kuchennego okna…

Ps. Apel w sprawie obrony TVN i innych wolnych mediów podpisany? https://apel.tvn.pl/ Myślę, że każdy, niezależnie czy lubi oglądać tę stację, czy też nie, ale ceni sobie wolny wybór, powinien podpisać. Chociaż tyle. Nawet jak nie ogląda żadnej telewizji. Myślę, że światłym ludziom nie trzeba tego tłumaczyć.

Zew… ;)

Żeby dożyć do piątku, trzeba przeżyć czwartek 😉

Już kilka dni wcześniej wiedziałam, że będzie to dla mnie intensywny dzień. Zaplanowany z konkretnymi godzinami, bo tak byłam już umówiona kilka tygodni wcześniej, a tu w bonusie dostałam jeszcze opiekę nad Najmłodszymi. Tuśka na szkoleniu w stolycy, więc trzeba było odebrać dzieci z placówek, nakarmić, zorganizować zajęcia w domu- coby się nie nudzili- znów nakarmić i powysyłać do łóżek, żeby w piąteczek rano odstawić do szkoły i przedszkola.

Ale! Jadąc do ŚM tuż przed południem nagle wyszło słońce. Tak mnie to zaskoczyło i uśmiechnęło, że intensywnie myślałam, z czego w tym ŚM mogę zrezygnować, żeby w powrotnej drodze skorzystać z jego objawienia do imentu. Wszak znów może się nie pojawić przez następne kilkanaście dni. Dzień przecież krótki, obowiązki wzywają, a tu…

… jedziesz taką trasą przez 2/3 drogi do miasta. No las wzywa nas ;))) Sprężyłam się czasowo, żeby wracając móc się zatrzymać…

…i wejść w głąb lasu.

Zima zniknęła, cisza, spokój, bezwietrznie z temperaturą plusową 9-10 stopni. Żyć nie umierać ;P Zagalopowałam się i zrobiłam dłuższy spacer, niż zamierzałam. Ale! Warto było… myśli płynęły spokojnie, płuca się dotleniły, bo choć las mam blisko to za rzadko korzystam z jego dobrodziejstw.

W sumie, gdyby nie zakupiona gwiazda betlejemska w doniczce i zostawiona w aucie, to można byłoby zapomnieć, że jest grudzień i święta tuż, tuż… Szczególnie że w towarzystwie pięknej poinsecji w szmacianej torbie spoczywały ekologiczne bakłażany i cukinie. W przedszkolu szatnia udekorowana malunkami świętego M. podpisanymi imionami dzieci, i Zońcia śpiewająca całą drogę jingle bells, które pod koniec brzmiało jak dzinglełaj na przekór temu bardziej wiosennemu niż zimowemu dniu. W domu zapach mandarynek, łuskamy orzechy… Żeby nie wyjść z wprawy, to wieczorem podczas kąpieli w wannie puszczamy z YT kolejne świąteczne piosenki dla dzieci i śpiewamy. Jeszcze tylko bajka o Mikołaju rozwożącym prezenty, i mogę zgasić światło- Zońcia o 19.30 zasypia. Ufff… To był dłuuugi dzień, ale z tych pozytywnie męczących 😉

Rano, kilka minut po siódmej słyszę…babciu, ty tu śpis, a ja ciebie szukałam w łózku. I jak tu się nie uśmiechnąć mimo czarnej nocy za oknem i powstaniem o nieludzkiej porze 😉 No i znów piątek! A właściwie to już sobota…

I dobrze, bo to był czarny piątek i bynajmniej nie chodzi o przeceny w sklepach. Te nawet jak będą, to człowiek ich nie odczuje z powodu galopującej inflacji. Drożyzna jest na rękę naszej władzy. Rządzi nami mafia. W perfidny obrzydliwy sposób. Z Sejmu zrobili własny cuchnący folwark. Na rympał. Bez dyskusji. Po gangstersku. Przyjęli „Lex TVN”. Kolejny krok, by mieć kontrolę nad wyborami.

Miłego i zdrowego dla Was! 🙂

ps. mam jakąś receptę do wykupienia. Podejrzewam, że to będzie żelastwo, ale na razie wypieram, że czerwone krwinki znów osiągnęły poziom bliski dna ;p

Zatroszczyłam się…

Nie tylko o się.

Postanowiłam po krótkich negocjacjach sama ze sobą, że czas przed i świąteczny nie może być obarczony dodatkowymi troskami, bo przecież aktualnych jest już nadto. Mniejszych większych, takich, które tylko przycupną na chwilę i rozgoszczonych na dłużej… Nie, bo nie! Wszak to czas kolorowych światełek z płynącym co chwilę z radia Last Christmas i Ale kto wie czy za rogiem nie stoją Anioł z Bogiem. I warto mieć marzenia… z grzańcem czerwonego wina w dłoni, ustrojonymi drzewkami, zapachem piernika i cynamonu… kotem na choince (to u Dzieci Młodszych). Cudnie zabiegany*, pachnący i smaczny. Radosny.

*No ja biegam w sumie tylko góra-dół-góra-dół-góra, czasem z auta do auta i po szpitalnych korytarzach ;p

Jak postanowiłam tak zrobiłam i przez kolejne cztery tygodnie mogę bez ściemy odpowiadać, że wszystko u mnie jest okej/ duże dobre/gut. Piguły dali, więc drążyć tematu nie ma potrzeby 😉 Nie dopytując się o wyniki, zaoszczędziłam sobie i bliskim błogą niewiedzę. Mało tego, upajam się radością, że stuknęło już pięć lat faszerowania się olaparibem. Co nie tylko odnotowałam ja, ale też Oskarowa z Giną, więc gratulacje płynęły szerokim strumieniem. No cóż każdy ma taki jubileusz jakie life ;p A największym zaskoczeniem była karteczka przyklejona do leków…

karteczkami zasłoniłam imię i nazwisko ;p

Od farmaceuty z apteki szpitalnej, którego nigdy na oczy nie widziałam. Podobno cieszy się tym moim pięcioleciem tak, jakby sam łykał te prochy, bo jak powiedział- najpierw miało być na dwa lata, potem trzy, a tu proszę pięć stuknęło 😀

Kto da więcej? 😉

ps. Dla zainteresowanych… zima się skończyła. Na jak długo tego nie wiem, ale jest szaro, mokro, ciepło, nudno… 😉 Brakuje słońca! Nie widziałam już go ponad tydzień, albo i dłużej. Gdzieś jest? To proszę oddać, choć na chwilę! Wczorajszy ból głowy po powrocie do domu rozłożył mnie totalnie na łopatki, sam pobyt w DM jak zawsze odchorowuję- dziś wzmożony kaszel, katar, ale się wyspałam! Zdrowia zatem wszystkim życzę!

Zadbać o siebie…

Potraficie?

Mnie się wydaje, że potrafię. Już. Nie ukrywam, że status przewlekłej chorej w dużej mierze mi w tym pomógł. Paradoksalnie nie sam skorupiak, a piguły, które obniżyły moją odporności, a siły witalne rozłożyły na obie łopatki. Daję radę powstać. Codziennie! Pokonywać bariery, zdobywać szczyty, ale z przerwą na odpoczynek. Tyle ile trzeba. Tyle, ile potrzebuje mój organizm.

Czas zimy to taki naturalny czas odpoczynku, zwolnienia tempa, bo sama natura, aura do tego skłania. Szybko zapadający zmrok, mróz i śnieg na dworze, aż wymusza, by umościć się wygodnie w ulubionym fotelu, zapalić aromatyczną świecę, i pozwolić by myśli płynęły w stronę krainy przyjemności. Nie robić nic. Bez wyrzutów sumienia, że się siedzi lub leży bezproduktywnie.

Grudzień to intensywny czas w pracy i w domu. Bo przecież trzeba pokończyć wszystkie projekty, zamknąć rok, wysprzątać, zaopatrzyć dom, bo idą święta… Fundujemy sobie dodatkowe zmęczenie, odpoczynek odkładając na później. Później może wyglądać tak, że zafundujemy sobie chorobę, dobrze jak to tylko przeciążony organizm się zbuntuje, ale zmęczenie może też prowadzić do poważnych chorób. Na pewno wpływa na nasz nastrój. Bywamy gniewni na cały świat, byle co nas irytuje, dopada nas bezradność, złość, niemoc. Człowiek zmęczony to zły człowiek, a na pewno smutny.

Zadbajcie o Się! I nie mówcie, że się nie da 😉

Tego dnia cudnie skrzypiał śnieg pod nogami…

A wieczorem po harcach, hulankach i swawolach… ;)… Błogi spokój z zapachem świec, pysznym ciastem i herbatą o nazwie kraina łagodności z dobrym filmem w tle z Sandrą Bullock.

Dobrego tygodnia 🙂

Nie może być…

Za dwa tygodnie święta, czy tego chcemy czy nie, czy je obchodzimy bokiem, czy wręcz przeciwnie, świętujemy tradycyjnie- one wpisały się w naszą rzeczywistość i nie sposób je zignorować. Tak jak i tego, że czas dostał przyspieszenia, że tak naprawdę to w tygodniu jest tylko piątek i poniedziałek, innych dni się nie zauważa, tak szybko przemykają, a na kolejne Boże Narodzenie wcale się nie czeka długich 12 miesięcy. (Kto czeka ten czeka, ja nie). Pstryk… i już jest.

Byle do wiosny… a potem znów byle do wiosny, i tak się ten czas kręci w kółko, z wiekiem coraz szybciej.

Życie jest (niestety) brutalne…

Dlatego prezes najjaśniej nam panującej partii śni sen o potędze militarnej kraju. Marzy mu się armia co najmniej 250-tysięczna zawodowych żołnierzy, trzecia po USA i Turcji w NATO. Dzięki nowej ustawie o obronie ojczyzny chce wpompować w ten dziurawy worek kolejne miliardy. A wszystko to w obronie przed wrogiem i ku chwale ojczyzny. Tylko kto nas obroni przed prezesem i jego giermkami?

*

Chile zalegalizowało małżeństwa jednopłciowe z prawem do adopcji. To 31 kraj na świecie, który postawił na równość małżeńską, na związki między dwojgiem ludzi niezależnie od płci.

Świat jest piękny. Nasz kraj już nie… Od 2015 roku brzydnie z każdym dniem. Raport o sytuacji społecznej osób LGBT w latach 2019-2020 wskazuje na załamanie się wzrostu akceptacji dla osób nieheteronormatywnych. I tak 17% badanych doświadczyło co najmniej 1 epizodu bezdomności, 20% uciekło z rodzinnego domu, 10% zostało wyrzuconych z tego domu. Tysiące zaś wyjechało z kraju za spokojem, godnością, poczuciem bezpieczeństwa, w miejsca, gdzie miłość nie jest osaczona kołtuństwem, ograniczana.

Miłego! 🙂

ps.1 Dziś nocuję u Najmłodszych, oj będzie się działo ;pp

ps.2 Się proszę częstować 😉 Tak na osłodę tych pochmurnych i mroźnych dni…

niektórzy mają tak codziennie i jeszcze do tego im świeci słoneczko 😉

Musizm i powinnizm…

Choćbym nie wiem jak się starła nie musieć, to zawsze coś się znajdzie, co powinnam. Czasem udaje się odpuścić, nawet dość często, ale całkowicie nie da się wyeliminować tej presji, że coś muszę. Mniejszej lub większej. Staram się ten wewnętrzny imperatyw hamować.

Niektórzy, a czytając Internety wydawałoby się że większość, muszą pohejtować w swoich komentarzach, zamiast odnieść się merytorycznie do tematu. Nawet wyrażając swoją opinię, można to zrobić bez agresji i opluwania kogokolwiek. Pandemia i wszystko co jest z nią związane, nie tylko ujawniła głupotę, ale przede wszystkim chamstwo. Ono zawsze było, ale teraz mam wrażenie, jakby wypełzło z każdej dziury i wylało się na ekran, na ulicę… Wystarczy poczytać komentarze pod różnymi artykułami, postami na FB.

W naszym powiatowym grajdole niedawno było takie zdarzenie: właściciel marketu z owadem w nazwie uniemożliwił przeprowadzenie kontroli zasad bezpieczeństwa w związku z pandemią przez pracownice z Sanepidu, wykazując się sporą agresją, naruszając nietykalność cielesną jednej z kobiet, za co został zatrzymany i postawiono mu zarzuty- grozi mu do 3 lat więzienia. Jak się można domyślić (a ja znam to z autopsji), właściciel z tych, co mają w nosie obostrzenia, maseczki i oczywiście szczepienia. Tyle że to nie usprawiedliwia jego agresji. Żadnej. Ani słownej, ani fizycznej. Ale, czy kogoś zdziwi, że komentarze na portalu (jednym z kilku), na którym pokazano filmik z zajścia i policyjny opis sytuacji, brzmiały w jednym tonie? Hejt się wylał…na urzędniczki. Bo przecież właściciel bronił swojej własności, to te pindy* łamią prawo, z właściciela robi się przestępcę, brawo dla tego pana, bandziory z sanepidu… etc…

Jakie to „nasze”, że musimy wylać z siebie bagno, chamstwo, które w nas siedzi. Zaś ludzie, którzy mają przeciwne zdanie, siedzą cicho, tak jakby łatwiej było opluwać, niż merytorycznie odnieść się do sytuacji, a nawet potępić. Atak słowny czy fizyczny jest agresją i nie ma prawa mieć miejsca. Kropka.

* ciekawe, że żaden pan/pani nie zwyzywał(a) od ..ujów właściciela sklepu za szarpanie się z kobietami.

TVPis zafundowało gawiedzi igrzyska… murem za… no cóż, chleb nam niepotrzebny, i tak drożeje 😉 Premierowi głód i miska ryżu nie grozi, robiąc tak intratne interesy z kościołem.