Wystarczyło zostawić OM samego na ławce- stwierdził, że chce się deczko wygrzać na słońcu, a ja niekoniecznie- i połazikować po parku zdrojowym, żeby wracając, już z daleka zobaczyć, że jakaś dorodna baba się do niego przysiadła i pytluje w najlepsze. Zresztą OM obojętny na to jej tokowanie nie był, o nie! Uśmiechnęłam się pod nosem i z miną wymownie-współczującą zbliżałam się do siedzących, żeby stwierdzić, że babę znam 🙂 Z widzenia, ale wiem kim jest- koleżanka OM, mieszkanka naszej wsi, na dodatek pracująca w gminie. Świat jest mały, nasz kraj również;). Koleżanka jest tu w sanatorium, po chorobie onkologicznej. Nie wiedziałam. A może wiedziałam, ale nie pamiętałam- nie wiem. Ja się nie bardzo interesuję mieszkańcami naszej wsi, za to niektórzy z nich mną wręcz przeciwnie.
Koleżanka sanatorium zachwycona! Ponad trzy tygodnie w pięknych, letnich okolicznościach przyrody, więc nie ma co się tym zachwytom dziwić. Można pozazdrościć i…mieć do siebie pretensje, że… W każdym razie przez te 18 lat byłam raz w sanatorium prywatnie, z koleżanką, kompletnie nie korzystając z żadnych zabiegów, nawet z basenu, bo pływać pływałam w morzu, bo to latem było 🙂 Za to ile wina wypiłam i się natańczyłam, w ramach dochodzenia do zdrowia, to nigdy wcześniej i nigdy później, bo to tak dzień w dzień przez 2 tygodnie. I w ogóle nie przyszło mi do głowy składać papiery w ZUS-e. Pewnie błąd, ale klimat sanatoryjny mi nie bardzo odpowiada, ja tam jestem wolnym strzelcem ;p Śmialiśmy się, że jak OM dostanie rehabilitację w jakimś ośrodku, to wtedy pojadę z nim, na co OM przekornie, że żony bądź męża nie bierze się ze sobą w „takie miejsca”. Na co koleżanka z całą mocą krzyknęła: bierz, bierz!!!; i dalej słyszymy na co ona tu się musi napatrzeć i nasłuchać ;pp Co ja skwitowałam krótko: wszędzie Ciechocinek ;p To się od lat nie zmienia jak Polska długa i szeroka 😉
Jeżdżąc po różnych „zdrojach” w okolicy, stwierdzam, że jednak Polanica jest najbardziej zadbana i urokliwa. I Kudowa. ( W Kudowie trzy lata temu spędziliśmy kilka dni jesienią). W innych miejscowościach widać ząb czasu i brak pieniędzy, no i parki zdrojowe nie takie okazałe i piękne. Dotarliśmy też do Międzygórza i momentalnie się zakochałam. Cudnie tam!!! I tylko żal, że wejście na Śnieżnik jest poza moimi możliwościami…Fizycznymi. Ale żeby nie było, to pochodziliśmy trochę w górę po Narodowym Parku Gór Stołowych. Szczytu żadnego nie zdobyłam, bo w pewnym momencie zbyt stromo się zrobiło, a podłoże mokre z korzeniami, i obawiałam się późniejszego zejścia, nie tylko dla Się, ale i ze względu na rękę OM. Nie mogliśmy ryzykować, że się poślizgnie, jak to miało miejsce przy zejściu do Wodospadu Wilczki, i łapiąc się poręczy prawą ręką, kolejny raz sobie ją nadwyrężył. Natrafiliśmy też na dorodne krzaki jagód, które niezmiennie mnie zachwycają, kiedy jestem w tych okolicach, bo u nas w lasach są i owszem, ale takie mizerne, niskie krzaczki.
Za to u nas- wiem z doniesień- wysyp kurek 🙂 Już zamówiłam, żeby mieć na jutrzejszy sos 🙂 Pstrąg górski- niestety hodowlany, ale za to świeży i pysznie przyrządzony- zaliczony! Miody- w tym po raz pierwszy z mniszka, bo idealny na wzmocnienie układu odpornościowego- i sery zakupione, można wracać do domu 🙂 Odpocząć ;p
Miłego weekendu:)