To był intensywny tydzień, pełen fajnych spotkań, fajnych rozmów ( w cztery i więcej gał oraz telefonicznych ). To był dobry tydzień, który dał się odczuć w kościach (tych przysłowiowych), ale przede wszystkim kolejny raz pokazał mi, jak ważne są niezrujnowane relacje z Bliskimi 🙂 I czyjś, i własny uśmiech 🙂 Mimo tego, że uświadomił mi ( żeby tak ZUS-owi przy okazji), żem wciąż nie w pełni sił, że do poprzedniego stanu, i fizycznie i niestety również psychicznie jeszcze mi ho, ho, ho…to warto, bo przynajmniej człek wie, że żyje nie tylko zmartwieniami i troskami 😉
Jutro już mamy grudzień, który w sumie zacznie mi się przyjemnie, bo wyjazdem na wydłużony weekend, w to samo miejsce co ostatnio. Wprawdzie OM trzy tygodnie temu, kusił jakąś ( konkretną) gorącą wyspą, ale ja postawiłam weto! I to właśnie między innymi świadczy o tym, że nie mam sił, bo któż o zdrowych zmysłach by odmówił, i tydzień na gorącym piasku skąpanym w szmaragdowym oceanie, zamienił na szarobury, zimny Bałtyk o tej porze? No właśnie 😉
Grudzień to moja planowa wizyta u mojej Doktor- liczę na wakacji ciąg dalszy. I przede wszystkim operacja Tuśki, która powoli już się przygotowuje, robiąc różne badania, ale przede wszystkim prowadzi „dochodzenie”, czy była szczepiona przeciwko wirusowej żółtaczce typu B czy nie. Rychło wczas, mając wytyczne na piśmie już pół roku wcześniej- obudziła się!!!
Grudzień to również odwieszenie sprawy przez urząd, która toczy się od 1,5 roku i psuje krew w żyłach, szczególnie OM. Ja zapominam ( albo żył nie mam- popsute chemią ;)) On nie, czego ostatnio daje dowód swym nerwowym zachowaniem. Zresztą nie tylko to go dobija…Doszły problemy zdrowotne z Seniorką rodu…Ech, ta starość…I nie tylko…Mam wrażenie, że worek trosk się nam rozsypał…
Grudzień to też święta, a co za tym idzie, trzy razy” p”: porządki, potrawy, prezenty…Za pierwsze wezmę się albo i nie, choć mam świadomość, że wypadałoby…Pomyślę. Jeśli chodzi o potrawy, to mam ułatwione- ewentualnie jako pomoc kuchenna- prym wiedzie Mam 🙂 W prezenty zostałam wmanewrowana, niestety. To ja mam być Mikołajem, i nie tak jak przez ostatnie lata, tylko dla Pańcia ( co niekoniecznie było stosowane), ale wszystkim, co by pod choinką było ich dużo ( zawsze było), a Pańcio miał radochę z obdarowywania, bo spod choinki to on rozdaje :)- tak zarządziła Mam. Oficjalnie! No i teraz będę główkować co komu…ech… Najbardziej uradowała mnie Mam słowami: mnie to nie musisz, no chyba że książkę…😀 Kupię nawet trzy!!!:D – sama skorzystam ;P
Czujecie już zapach świąt? Cieszycie się, że to już niedługo?
Nigdy nie przepadałam za czasem przedświątecznym, a teraz doszedł jeszcze ambiwalentny stosunek do świąt- tegorocznych- z jednego powodu, który nie chce się rozwiązać…