Czas…

Nie pamiętam, kiedy żałowałam, że już się skończyły święta. Jakoś naturalnie przyjmowałam, że świąteczny czas dobiegł końca, nie zastawiając się na tym, czy mi żal, czy nie. Dziś jest inaczej…To był naprawdę fajny czas, który mógłby trwać i trwać 😉

Mam tygodniowe odroczenie- z powodu świątecznych dni- więc dłuższy czas, by dojść do siebie i mieć dobre wyniki. Sam ten  fakt  powoduje, że moje samopoczucie jest dużo lepsze, mimo uporczywego bólu głowy od kilku dni. Widocznie za dobrze nie może być.

Nowy Rok przywitam w domu, żadna inna opcja nie była nawet rozważana, choć propozycje były. Przyjedzie Przyjaciółka z DM, będzie Pędraczek i OM. Muszę się zmobilizować i coś przygotować. Dawno tego nie robiłam. Jestem wyręczana we wszystkim przez wszystkich. Wczoraj OM gotował ziemniaki, chyba po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat 😉

Nie oczekuję wiele od 2015 roku. Nie mam konkretnych marzeń i celów. Poza jednym: zakończyć w terminie leczenie i do końca roku mieć czas normalności.

Za oknem pięknie słońce świeci. Bez śniegu, ale to mnie akurat cieszy. Wolę podziwiać piękno zimy uchwycone na zdjęciach niż w rzeczywistości.

Szczęśliwego Nowego Roku!!! Niech obfituje w same dobre niespodzianki, w zdrowie, miłość i czas dla bliskich!

Tego nie kupisz…

No i czego Wam życzyć? ZDROWIA! – całą resztę możecie sobie kupić. Choćby arbuza zimową porą, która wcale nie jest zimowa…No, ale taki mamy klimat 😉

Drugi cykl, a właściwie czas po nim ( wciąż trwa) przeczołgał mnie bez litości. Straciłam cztery kilogramy, czasowo jakąkolwiek  chęć na cokolwiek, i chyba tylko świadomość, że wszystko mija, trzymała mnie przy rzeczywistości, bo miałam ochotę ( a jednak) popłynąć…I gdy już było tak źle, że gorzej sobie nie wyobrażałam, to wymyśliłam sobie arbuza. OM stanął na wysokości i miałam kilkunastosekundowe  „niebo w gębie”…A od wczoraj wracam do żywych…czyli jedzących w miarę normalnie 😉  Muszę przyjąć na klatę, że leczenie mnie bardziej wykańcza niż choroba, choć łatwe to nie jest. Fizycznie.

Dziś mam zamiar opuścić łóżko, na chwil kilka…Poziom mnie już męczy, na pion nie mam sił, ale powoli…kolejny kęs i wrócę do użyteczności domowej ( publicznej).

Muszę się z  Wami podzielić, że zastanawiałam się, jak zareaguje na mnie Pędraczek, wszak nie widzimy się co najmniej dwa tygodnie. Wnusio wdrapuje się do łóżka, daje buziaka, kładzie się obok i przytula. Nie dziwi się, że wcześniej jego babi miała długie włosy, potem obcięte na zapałkę, a teraz wita go w czapce smerfetce 😉 Gdy w końcu mogę Go przytulić, to czuję, że wraca normalność…

Dlatego, przede wszystkim życzę duuuuuużo zdrowia nie tylko na święta, ale również na cały rok!!!

Spokojnych, Radosnych, Pięknych  Świąt!!!

Na lepsze i gorsze dni…

Te gorsze spędzam w DM. W pozycji poziomej, w łóżku z miską obok, i wszystkim tym, co jest mi potrzebne w zasięgu ręki. A niewiele mi w tym czasie potrzeba. Mama na każde zawołanie, tata przychodzący wieczorem, syn wpadający codziennie gotowy do pomocy, dwie odwiedzające przyjaciółki…i nie tylko oni. Dają mi poczucie, że nie jestem z tym wszystkim sama. Dni mijają szybciej, weselej, mimo fatalnego samopoczucia. Zbieram siły na powrót do domu. Na lepsze dni…Przyjeżdżam do wysprzątanego, pachnącego- to zasługa córci i lokalnej przyjaciółki…Jeszcze słaba, ale z ochotą na życie…Przyjaciółka przychodzi codziennie. Nie pracuje, więc ma czas. Podrzuci jakiś obiad, ogarnie kurze, a nawet ostrzyże 😉 ( nie nacieszę się długo tą krótką fryzurką) No i przede wszystkim jest OM i Pędraczek 🙂 Szczególnie ten drugi mobilizuje do pionu, czyli normalnej aktywności życiowej. Dni szybko mijają…

Bliscy, każdy ich ma. Moi, kolejny raz sprawdzają się, że są na dobre i te gorsze dni. Nigdy się na nich nie zawiodłam.

Rodzice. W każdej sytuacji życiowej mogłam na nich liczyć. My, czyli moja rodzina. Jestem szczęśliwa i wdzięczna, że są w miarę zdrowi i aktywni…I zła, że muszą kolejny raz ze mną przez to przechodzić…

Dzieci. Całkiem inaczej się choruje, jak dzieci są już dorosłe. Za pierwszym razem byli po prostu dziećmi, za drugim nastolatkami…Teraz jest  mi łatwiej.. Im pewnie niekoniecznie.

Przyjaciele. Zaprawieni w boju razem ze mną. Nie odpuszczają, choć i im zdarzają się mokre oczy…

Jesteście jeszcze WY. Również ważni 🙂

Ludzie. To oni są najważniejsi w życiu człowieka. Ja to wiem i doceniam!

Czytać! Po prostu czytać!

Jako ten zdyscyplinowany obywatel RP uczestniczyłam w wyborach. Uważam to za swój obowiązek- oddać głos ważny! Mimo że moje myśli zaprzątało zupełnie co innego, mimo że był to dzień wyjazdu, udałam się „po drodze”, by oddać swój głos. Wcześniej nie widziałam żadnego spotu PKW odnośnie jak głosować. W ogóle uważam, że takie nie są potrzebne, bo wystarczy umiejętność czytania, by wiedzieć, jak głosować. Jeśli chodzi o wójta, radnych gminy i powiatu, to miałam „swoich” kandydatów. Natomiast co do sejmików, już nie. Przez chwilę pomyślałam, że nie dokonam wyboru, jednak postanowiłam zagłosować na partię, bynajmniej nie pierwszą na liście. Przez następne 4 dni byłam właściwie poza tym, co dzieje się w kraju odnośnie wyborów. Potem gdy  już  byłam w mieszkaniu, programy informacyjne dostarczały mi wątpliwej rozrywki. Przede wszystkim nie mogę zrozumieć, że ktoś mi wmawia, że jestem nieczytającym analfabetą, który potrafi postawić tylko krzyżyk, i to tam, gdzie wcale nie chce. Z każdym dniem publicznej dyskusji czułam coraz większe zażenowanie i wkurzenie z powodu tego, co niektórzy politycy próbują wmówić społeczeństwu. Jak również media.

Od lat mam wrażenie, że zbyt łatwo i szybko ferujemy  wyroki, oceniamy, przyklejamy łatki, bo gdzieś coś usłyszymy, przeczytamy, zobaczymy. Nie tylko odnośnie wydarzeń, osób publicznych, ale również na własnym podwórku.

Dziwi mnie również medialny szum odnośnie nowego prezydenta Słupska. Z zażenowaniem czytam niektóre komentarze, tak naprawdę obrażające wyborców. I znowu mam wrażenie, że ktoś im zarzuca alfabetyzm, ignorancje… A przecież wybrali na prezydenta swojego posła, który widocznie swoją działalnością na rzecz mieszkańców podbił ich serca i umysły. Czy to tak trudno zrozumieć? Ina rzecz, czy sprosta nowym zadaniom, ale gdyby nie kredyt zaufania, to żaden kandydat nie wygrałby wyborów.

Tak, myślę, że są Polacy, którzy nie czytają. Och, taki Fakt, Super Ekspres potrafią przeczytać, ale cokolwiek już innego, to niekoniecznie. Bo i po co. Wiedza, jaką posiedli  im wystarczy, wszelkie instrukcje są przecież nudne…

Jak się domyślacie, nie jestem w tych 25%, które uważają, że wybory zostały sfałszowane, ale oczywiście dostrzegam wiele wpadek, niedociągnięć, czy też brak kompetencji… Jednak nie sądzę, żeby z tego powodu  nasza demokracja była zagrożona, wręcz przeciwnie: ma się nieźle.

Wszystkim polecam czytanie ze zrozumieniem. Cokolwiek to jest. A jeśli czegoś nie jesteśmy pewni, warto zapytać, bo kto pyta, podobno nie błądzi 😉

Gwiazda kliniczna…

Siedziałyśmy przed gabinetem po „przepustkę” na leczenie. Te, które dopiero zaczynały i te, które pierwsze lub kolejne cykle miały już za sobą. Toczyły się rozmowy, na temat. Panie sugestywnie opisywały swoje reakcje na leczenie. Koło mnie siedziała starsza pani, tak na oko: około 70.lat. Milczała, ale czułam, że napięcie w niej wzrasta.

Przepraszam- słyszę- bo ja pierwszy raz, i mam pytanie: czy ja się będę mogła kąpać?

– Oczywiście, że tak, choć długie i gorące kąpiele raczej nie są wskazane, dla i tak już wysuszonej skóry.

– Ale, mnie chodzi o basen- w głosie słyszę stanowczą nutę…

Basen- powtarzam– no cóż, raczej podczas leczenia, to nie- nie wiem jak przekazać Starszej Pani, że na pewną aktywność po prostu nie będzie miała sił…

– To sauna też nie?

– Sauna jest w ogóle niewskazana, po leczeniu również.

– Ani masaże- dodaje jakaś pani, bo nagle rozmowy ucichły i wszystkie panie przysłuchiwały się naszej.

Ale ja już mam wizyty poumawiane- Starsza Pani coraz bardziej zrezygnowana i przygnębiona- To nie życie, to wegetacja- dodaje- pewnie i na siłownię  nie będę mogła chodzić. A ja tak lubię jogę.

Jogę, będzie mogła pani ćwiczyć- szybko rzucam.

A solarium?

No nie!- słyszę oburzony i kategoryczny głos jakieś pani- solarium jest przecież takie szkodliwe!

Ale ja się nie opalam- Starsza Pani  zaczyna się tłumaczyć- Tylko tak lubię się wygrzać…

Ila pani ma lat???- słyszę ciekawski chórek.

– 79.

Wszystkim nam opadła szczęka 😉

Ze Starszą Panią miałam przyjemność dzielić szpitalną salę. Przez personel medyczny została okrzyknięta Gwiazdą. Być może przez protekcjonalne tony w głosie. Mnie one nie przeszkadzały, raczej rozbawiały.

***********************************************************

Jeszcze raz serdecznie dziękuję!