W naszej wiejskiej parafii (do której nie należę) ksiądz właśnie oznajmił, że nie dopuści dziesięciorga dzieci do pierwszej św. komunii. Powód: zbyt rzadko brały udział w niedzielnych mszach świętych w ostatnim roku, gdzie to ksiądz skrupulatnie rozdawał karteczki z podpisem, co by właśnie tuż przed komunią rozliczyć z obecności. Wśród dzieci płacz, a u rodziców złość i zgrzytanie zębów, bo ksiądz zapowiedział, iż te dzieci mogą przystąpić, ale w innym terminie, np. we wrześniu.
Chcąc dać nauczkę rodzicom, ksiądz każe tak naprawdę niczemu niewinne dzieciaki. To rodzic ma obowiązek, jeśli chce, żeby jego dziecko przyjęło komunię, uczęszczać z nim na msze, bądź zapewnić innego opiekuna. Dzieciak sam nie pójdzie do kościoła, szczególnie gdy musi pokonać kawałek drogi. Mniej lub bardziej ruchliwej.
Mnie przy tej okazji jak zwykle nurtuje pytanie, ile jest w tym wszystkim wiary, a ile co ludzie powiedzą, jak nie ochrzczę i nie puszczę do komunii. Co roku słychać głosy, ile to obowiązków spada na rodziców, jacy ci księża wymagający (bo są), że cały rok mija pod kątem przygotowywań. Utyskiwania, narzekania, a gdzie miłość i radość z tego, że dziecko przyjmie Chrystusa? Często przychodzi dopiero w dniu, kiedy już usiądą wraz z gośćmi do zastawionych suto stołów, a dzieciaki pochwalą się prezentami.
W czerwcu mamy chrzciny w rodzinie, dziewięciomiesięcznej pannicy 🙂 I tak mówię do OM, co nam przyszło do głowy chrzcić trzymiesięczną Tuśkę srogą zimą w lodowatej cerkwi, zamiast poczekać do wiosny bądź lata. Tym bardziej że chrzest w cerkwi wygląda trochę inaczej, i ksiądz musi się dostać do gołych stópek. Na szczęście miałam pajacyka rozpinanego na zatrzaski (prosto z Kanady, bo u nas takie wynalazki nie były jeszcze dostępne), więc obyło się rozbieranie dziewczęcia jak do rosołu, ale i tak stres był, bo my tu wszyscy w kożuchach. Ech…
*
Lekarz internista jeździ po całym kraju i propaguje tezę, że szczepionki to swoiste ludobójstwo przez strzykawkę. Wstęp na wykłady jest za opłatą. Może 40 złotych, to niewygórowana cena, ale znamienne jest to, że nie robi tego nieodpłatnie. W końcu to nie pierwszy przykład jak można zbić kasę na naiwności. W końcu na uprawianiu „wiedzy tajemnej”, a przy okazji krzywdzie ludzkiej, niejeden już się dorobił. Udziela się jeszcze na swoim kanale w necie. Również na temat chemioterapii, twierdząc, że to żadne leczenie, a guzy same znikają. Wobec pana doktora toczy się postępowanie wyjaśniające (z urzędu) w Izbie Lekarskiej. Już drugi rok. Pan doktor się broni, bo przecież on tylko mówi, nie zaleca na piśmie, nie wypisuje recepty…
Dane za ubiegły rok są takie, że na 5,5 miliona wykonanych szczepień, ok 2400 skończyło się niepożądanym odczynem poszczepiennym, w tym 110 ciężkich NOP. Czy są one rzetelne? Tego nie wiem.
Wiem jedno, że przydałaby się rzetelna dyskusja na ten temat.
I takie skojarzenie…jak to się ma do przyzwoitości i uczciwości lekarskiej, jeśli w gabinecie dany lekarz szczepi dzieci, sam się szczepi, choćby przeciw grypie, a oczywiście nie pod swoim nazwiskiem lajkuje treści przeciw szczepieniu? Schizofrenia?
oj przydałoby się otrzeźwienie!
I kilka słów o bieżących wydarzeniach dominujących media…
Jak słyszę z ust pani minister tego rządu, że muszą się stosować do wyroku TK, to coś mi się robi w trzewiach… to tak dla jasności.
W Polsce zasiłek pielęgnacyjny pobiera ok. 200 tysięcy osób. Jest to kwota niewielka, bo ok.153 złote, jeśli z MOPS-u, a ok.200, jak przyznaje ZUS. I tu mam taką refleksję na własnym przykładzie i tych, których poznałam i mają go przyznany. Sama raz się starałam i ZUS przyznał mi na rok wraz z rentą. I był on uzasadniony, bo biorąc chemię w żyłę, nie byłam sama w stanie egzystować. Po utracie, wprawdzie przyszła mi myśl, żeby udać się do MOPS-u , gdyż ta instytucja daje takim chorym jak ja i to na dłużej- ze względu nie na sam zasiłek, a możliwości uzyskania choćby przywileju parkowania na miejscu dla osób niepełnosprawnych. Tylko, czy mi na pewno dziś on jest niezbędny? Parkowanie rozwiązałam tym, że poruszam się taksówkami albo wykorzystuję rodzinę, którzy dowożą mnie pod same szpitalne drzwi, nawet jak samodzielnie przyjeżdżam Julkiem do DM. Zasiłek pielęgnacyjny z założenia wydawany jest osobom, które samodzielnie nie mogą egzystować. Ja dziś mogę. I pewnie z tych 200 tysięcy osób, kilkadziesiąt tysięcy też może. Szczególnie kiedy wydawany jest na dłuższy czas i nieweryfikowany, choćby właśnie w chorobie nowotworowej. Skąd to wiem? Przez prawie 10 lat, przyjeżdżając co 3 miesiące do poradni onkologicznej, a teraz co 4 tygodnie do szpitala, spotykałam i spotykam osoby w remisji, które ten zasiłek pobierają. I nie do nich mam zastrzeżenia, bo w chorobie każdy grosz się przyda, ale dziś, kiedy słyszę, że rząd nie ma dodatkowych pieniędzy na wspomożenie tych najbardziej poszkodowanych, co od urodzenia są skazani na czyjąś opiekę, to zastanawiam się, czy przypadkiem ten zasiłek w wielu przypadkach nie jest rozdawany lekką ręką. A przynajmniej powinien zmienić kryteria, które dziś są jasne: Przysługuje on osobom, które nie są w stanie samodzielnie egzystować i potrzebują opieki innych osób. Może wtedy, ci najbardziej potrzebujący mogliby dostać wyższe kwoty.
*********
OGŁOSZENIE!
(prawie duszpasterskie ;))
Wiem, że na moim blogu pisanie komentarzy (podpięcie się) jest udziwnione, każde kolejne robi się węższe, aż w końcu widoczny jest sznurek z literek 😉 Na dodatek można tylko się podpiąć w poziomie 10 razy, a ja właśnie zmieniłam w ustawieniach na 8. Bo tyle w miarę jest widocznych na komputerze dla czytelników. Zawsze można kontynuować temat w nowym okienku (pionie), do czego zachęcam, bo u mnie nie funkcjonuje termin złego podpięcia ;p
Dla mnie i dla posiadaczy blogów na WordPress to nie ma znaczenia, bo czytając i odpowiadając z własnych kokpitów, nie widzimy tych zwężających się komentarzy, ale jak weszłam na blog i zobaczyłam, jaki tasiemiec może powstać przez te ciągnące się komentarze, to stwierdziłam, że jednak ograniczę liczbę podpięć, ze względu na innych czytelników- tych, którzy nie czytają tylko post, ale również to, co pod nim się znajduje. Nic więcej na to nie poradzę, zresztą podobnie było, jak blog był na platformie onetowskiej, po migracji.