W Średnim Mieście otworzono nową galerię handlową, a w niej pierwsze w tej okolicy KFC. Strzał w dziesiątkę, bo nie ustaje kolejka po sławne kurczaki, gdyż naród spragniony jak nic. Wszak do tej pory by wgryźć się w takie udko czy też skrzydełko można było, ale dopiero po pokonaniu ponad stu kilometrów. Więc gawiedź ma kulinarną radochę 😉 W końcu mają jakiś wybór, bo w mieście od lat panował niepodzielnie McDonald, który nawet wygryzł Pizze Hut ( swego czasu ku mojej i moich dzieci rozpaczy). Niestety ta restauracja w mieście utrzymała się tylko kilka lat. Może właśnie dlatego, że sieć nie jest typowym fast foodem, więc i cenowo przewyższała np. McDonalda, a może dlatego, że mieszkańcy ŚM nie polubili kuchni włoskiej w recepturze amerykańskiej i wydaniu polskim. Tak czy inaczej, teraz donaldowy mcchicken ma konkretnego konkurenta 😉
Miesiąc: Kwiecień 2012
Kryzys wieku dojrzałego…
Moją Przyjaciółkę przy okazji własnych urodzin, dopadł kryzys wieku dojrzałego. Trochę spóźniony, bo już dawno przekroczyła magiczną czterdziestkę, i jednocześnie w swej sile zbyt wczesny, bo do wejścia w drugą połowę życia wciąż ma jeszcze daleko. Jeszcze nie popadła w depresję, ale ta stoi u drzwi i wygląda na to, że za chwilę sobie je otworzy. Drażliwość, napady smutku i beznadziejności, i niezrozumienia przez bliskich, a przede wszystkim przez własnego małżonka, towarzyszą jej już na co dzień. Ma poczucie, że jako kobieta stała się niewidzialna, że funkcjonuje tylko jako matka i gospodyni domowa. Że tak naprawdę, to wszystkie drzwi możliwości, zamykają się przed nią z trzaskiem. Coraz częstsze dolegliwości fizyczne, codzienne spojrzenia w lustro kumulują się z obniżonym poczuciem wartości, stwarzając przekonanie o ogromnych zmianach i wykluczeniu z dotychczasowego życia. Bo nagle na nic nie ma ochoty i sił. Jeszcze się nie poddaje, ale zamiast błysku w oku, wciąż tkwi w nim smutek i jak na razie ma się całkiem dobrze.
Bez gwarancji…
W lokalnym kotle wrze…
Słowo na święta…
(nie)wykorzystane słońce
W pełni nie wykorzystałam dni, gdy słońce od rana pięknie świeciło, a słupek rtęci szybował w górę i szczytował przyzwoicie, czyli wskazywał kilkanaście stopni na plusie. Snułam się leniwie po domu, wychodziłam często na świeże powietrze, myślami gdzieś błądziłam i z prac porządkowych niewiele zrobiłam. Bo gdy coś zaczynałam, to szybko opadałam z sił. Irytująca przypadłość.