W myślach przewidywałam jak to będę się bać, siedząc przed gabinetem. Jak, w noc przed wyjazdem nie zasnę, bo strach pozbawi mnie snu. Wzięłam więc pół tabletki nasennej, nie czekając na ewentualne kotłowanie się z myślami w pościeli.
Rano, intuicyjnie pomyślałam sobie, że dziś i tak nic się nie rozstrzygnie. Ale i tak jadę, w ciemno, choć przecież wyznaczyli mi wizytę, więc teoretycznie POWINNAM się dowiedzieć na czym stoję, a właściwie w jakiej kondycji jest mój skorupiak.
Mogłam zadzwonić dzień wcześniej czy jest wynik, ale nie chciałam tego robić. Chciałam pojechać do DM, przebyć moją trasę, którą jeżdżę od ponad 20. lat, i która najpiękniej wygląda właśnie wiosną…Chciałam nacieszyć oczy soczystą zielenią, kwitnącymi krzewami i drzewami, żółtym mleczem w trawie, żółtymi polami z kwitnącym rzepakiem, taflą wody mijających po drodze jezior.
I miałam plan udać się do księgarni. Dzień wcześniej buszowałam w internetowych księgarniach- ostatnio tylko tak kupuję- i zatęskniłam za normalnym sklepem. Chciałam wziąć książkę do ręki, poczuć jej zapach, zanim ją kupię.
Siedząc pod gabinetem, nie czułam nic. Zepchnęłam myśli, strach w jakąś czeluść, do której nawet ja nie mam dostępu. Gdy tylko pielęgniarka wyszła z gabinetu, zapytałam się jej czy jest wynik. Sprawdziła, i moja intuicja nie zawiodła. Jednak żeby mieć pewność, poszłam na radiologię i tam upewniłam się, że moje badanie ma status: nieopisane.
Stwierdziwszy, że nic tu po mnie, – po powiadomieniu wszystkich bliskich oczekujących w napięciu ( chyba w większym niż ja w tamtej chwili), że przyjdzie nam jeszcze poczekać, bo opis badania w trybie pilnym kolejny raz będzie trwało dłużej niż dwa tygodnie- udałam się do taksówki, i kazałam się zawieźć do pobliskiego centrum.
– Tak blisko- jęknął taksówkarz.
– Za zimno jest na spacer- opowiedziałam, bo nie chciałam mówić, że nie mam na niego siły, a tę muszę mieć, by móc pobuszować wśród książkowych regałów. W zadośćuczynienie dostał 100% napiwku :).
Stamtąd ( po zakupie 5 pozycji, w tym trzech dla Pędraczka) zabrał mnie OM, który załatwiał różne sprawy na mieście i pojechaliśmy do mamy na placka po węgiersku :). Ja zostałam na dłużej, a OM pojechał dalej w swoich i firmowych sprawach. Umówiliśmy się, że taksówką dojadę do OM, bo ja chciałam jeszcze zajechać do Makro, więc tam się umówiliśmy. W Makro miałam jeden cel: łóżko leżakowe. OM dorzucił jeszcze dwa krzesła na taras lub ogród. Ja tymianek i rozmaryn w doniczce :), i mogliśmy już jechać do domu.
Padłam. OM dopiero na drugi dzień powiedział, że wieczorem nie wyglądałam najlepiej, ale nie chciał mnie martwić. Ja nic nie mówiłam, bo czułam się nie najlepiej i też nie chciałam Go martwić. Fizycznie nie najlepiej, ale psychicznie to inna bajka 🙂
Odrobina normalności w normalnych czynnościach. Radość z tych dawno niewykonywanych.
Ach, o godzinie 14. (pod gabinetem byłam około 9.), zadzwoniono do mnie z pracowni TK, że wyniku dziś nie będzie i dopiero mogę się spodziewać po długim weekendzie. Powód: choroba lekarza opisującego. Odpowiedziałam, że szkoda, że nikt nie zadzwonił dzień wcześniej. Pani sama z siebie zaproponowała, że jak tylko wynik będzie, to do mnie zadzwonią. Po raz pierwszy tak się dzieje. Po raz pierwszy w TK ustalono wizytę w mojej poradni po odbiór wyniku, po raz pierwszy ktoś (spóźniony, ale jednak) dzwoni z informacją. Myślę, że to wynik (nie)działającego pakietu onkologicznego ;).
Miłej, słonecznej, radosnej majówki!!!
Nadróbcie wszelkie zaległości w: spaniu, czytaniu, oglądaniu, gadaniu, pisaniu, spacerowaniu, uprawianiu sportów i bywaniu w towarzystwie i w okolicznościach przyrody, a nawet wnicnierobieniu 😀