Dowiedziałam się od przyjaciela, że lekarz, który mnie kilka lat temu operował, ma kłopoty. Zwolnił jednego lekarza z zespołu, a ten w odwecie nasłał TVN by nakryć go, jak bierze łapówkę. To, że gros lekarzy „bierze” to wszyscy wiemy i pewnie niejedna osoba zmuszona sytuacją „dawała”. U mnie było podobnie…operacje trzeba było wykonać natychmiast, bo każdy dzień się liczył, a tu styczeń 1999 roku i strajki anestezjologów i ogólny bałagan w służbie zdrowia, bo wchodziły sławetne kasy chorych. I choć leżałam na oddziale zaprzyjaźnionego rodzinnie profesora, to nie była to jego specjalizacja, a najlepszy chirurg był wtedy na urlopie. W sumie cały zespół był nadprogramowo…Padła kwota…jak się podzielili, nie wiem…Jedno jest pewne, że gdyby mi uniemożliwili lub przeciągnęli w czasie, to wyjechałabym do Berlina i tam też za pieniądze poddałabym się leczeniu. Liczył się czas…Tak więc w państwowym szpitalu, za pieniądze miałam najlepszego chirurga i anestezjologa. I gdybym miała jeszcze raz zapłacić …zrobiłabym to. Tak Jak później płaciłam za lepsze leki, ściągane przez fundacje, bo choć lek zarejestrowany w Polsce to nie może go kupić pacjent, tylko szpital. A szpital nie było na to stać. Wtedy dyrektor od leków, poszedł mi na rękę i przez niedziałającą już fundację umożliwił mi ten zakup. Dzięki dobrej woli jednego człowieka, który powiedział słowa, które zapamiętam do końca życia:”Jeśli jest możliwość udzielenia pomocy to trzeba wszystko zrobić, by pomóc, nawet łamiąc przepisy” Nie wiem, jak się skończy sprawa mojego chirurga, nie wiem, czy ujrzy to światło dzienne, czy być może sprawę zatuszują. Nie wiem co może mu grozić, ale wiem jedno, że powinien dalej pracować, bo jest świetnym specjalistą i być może zawdzięczam mu życie. Być może nie jest najlepszym człowiekiem, jeśli wyciąga rękę po pieniądze w chwili, gdy człowiekowi wali się świat…Mój przyjaciel sam lekarz z wykształcenia, syn profesora też lekarza, potrafił zrezygnować z zawodu. Bo właśnie szacunek do siebie samego, powołanie i uczciwość wykonywania tego zawodu, nie pozwalały mu na zarobienie takich pieniędzy jakich potrzebował i chciał dla swojej rodziny. Pamiętam jaki skonany przyjechał na komunię swojej chrześnicy a mojej Tuśki, prosto z dyżuru odbierając kilka porodów w nocy. Pracował w szpitalu, pogotowiu i przychodni. Jako ginekolog mógłby „dorobić sobie”…Wybrał inną drogę zarabiania…postawił na nieruchomości i może spokojnie przeglądać się codziennie w lustrze…Pozwala mu to spać spokojnie i utrzymać żonę też lekarza, która jako stażystka w szpitalu ze specjalizacją doktora okulisty pracuje za darmo…