Miałam…

Miałam już o świętach po świętach nie pisać.

Miałam 😉

Bo wiadomo, że cudnie, że jak co roku czas zleciał szybko, a jedzenia było dużo za dużo. Że pogoda jak zwykle  nie taka-  tym razem  bardziej wiosenna niż zimowa i byłaby do przełknięcia, gdyby nie ogromne kałuże, które trzeba było omijać szerokim łukiem  oraz wszechobecna breja i błoto. Krajobraz z sielskiego zamienił się w szaro-bure grzęzawisko…Choć nie jest to żadnym usprawiedliwieniem dla jedynego  spaceru świątecznego i to wcale nierodzinnego…

Więc o czym tu pisać?

Ale jest coś, o czym chcę, muszę…Zakochałam się!!! W mężczyźnie, żeby było jasne. I choć myślałam o tym wcześniej, to właśnie w  wigilię przekonałam się, że  na pewno  jestem w stanie zrobić wszystko.. Dla Niego. Mimo że ze zmęczenia prawie padałam na twarz, to gdy tylko ujrzałam Go siedzącego przy choince- od razu zmęczenie znikło…Wigor powrócił bez brania jakichkolwiek tabletek 😉

Hmm… w moim życiu jest jeszcze trzech facetów, którzy skradli moje serce. Ale to na  Jego widok  ono podskakuje z radości,  oko nie spuszcza nawet na sekundę, a usta by całowały co chwilę. To On skradł wszystkie myśli (no dobra prawie wszystkie) i skupia na sobie całą moją uwagę, i w tej chwili jest najważniejszy i najukochańszy.

Miałam też… nie robić żadnych noworocznych postanowień. Zresztą jak co roku. Ale zrobiłam jedno, odnośnie książek. Miałam ograniczyć czytanie kryminałów, choć kocham namiętnie to robić. Ale tyle jest innych książek do przeczytania, a czasu na wszystkie nie starcza. Ograniczenie miało polegać na zrezygnowaniu z autorów skandynawskich- tak na początek.  Bo  gdy wezmę jedno nazwisko, to potem kupuję, wypożyczam  wszystko, co dany autor napisał.

Miałam…

A co zrobiłam w wigilię? Kupiłam książkę. Kryminał. Szwedzkiej autorki, której jeszcze nic nie czytałam. Te 25% obniżki mnie podkusiło, a teraz wiem, że na tym koniec nie będzie. Ba! ja już mam  kolejne nowe  nazwisko autora kryminałów, które  podobno bardzo wciągają. No mnie wciągną na pewno 😉

No  miałam, a wyszło jak zwykle… Moje postanowienia nie zdążą wejść w życie, a już są nieaktualne ;P

Świątecznie…

Niech ten czas świąteczny będzie

przepełniony miłością, radością, spokojem!

Nasycony zapachami i smakami.

Spędzany wspólnie z bliskimi  w zdrowiu i szczęściu!

Życzę Wszystkimi by święta były takie o jakich marzycie.

Więc niech spełniają się Wasze marzenia!!!

Pięknego , wesołego,  cudownego czasu- przeżywanego RAZEM!!!

 

 

Jutro ma być dawno zapowiadany spektakularny koniec świata. Czyżby? Wiadomo, obiecanki cacanki, a Majowie nic na ten temat nie wiedzą…
Ja tam swój koniec świata już miałam.
Wczoraj. I nic ani nikt go nie zapowiadał. Wręcz przeciwnie, jak już to ukrywał ten fakt przede mną.
Objawił się nagle, z zaskoczenia. Legitymacją pomachał, po tym, jak się przedstawił: Windykacja!
Kwotą sypnął jak z rękawa, a pode mną nogi się ugięły i już miałam spektakularnie zemdleć, gdy myśl zaświstała, że coś się tu nie zgadza.
Pytam się grzecznie, lecz stanowczo czy dane są aby aktualne i w odpowiedzi słyszę, że i owszem z dnia dzisiejszego. Jak nic koniec świata! Kwota mnie po prostu zabiła. Dzwonię do OM niech się do tego ustosunkuje. OM dzwoni do firmy, Windykacja dzwoni do firmy, słyszę jak po drugiej stronie  komputery szaleją. Po chwili Windykacja uprzednio zrobiwszy jakieś rachunki, podaje mi 1/3 poprzedniej sumy. Do mnie powraca życie, ale słyszę, że kwotę trzeba uiścić dzisiaj, kropka, bo inaczej koniec świata…Po czym wychodzi, twierdząc, że na telefon z firmy o decyzji postępowania  poczeka w samochodzie. Po chwili słyszę, jak auto odjeżdża.
Finał jest taki, że firma nie wysyłała Windykacji, choć Windykacja pracuje  dla firmy. Nie wysyłała też zawiadomienia o jakimkolwiek postanowieniu, choć Windykacja próbowała mi w mówić, że takie były. Jedno jest pewne, że zdobyła wydruk( dość nieaktualny) i  wykazała się nadgorliwością. A ktoś w firmie nie zaznaczył, że  mimo iż  termin płatności za fakturę już minął, to uregulowanie  miało nastąpić po świętach.
Po tym, co przeżyłam, żaden koniec (świata) mi niestraszny 😉

Przykazanie…;)

Wiem, wiem, że czas świąteczny to czas miłości i uczuć wyższych nawet dla maluczkich 😉 Czas zrozumienia, wybaczania, miłowania…
Przynajmniej starajmy się…!
No, ale przed świętami jest czas przedświąteczny, czyli czas zabieganych, nerwowych, sfrustrowanych tym, że jeszcze tyleeeee do zrobienia. Czas  niekontrowanej złości, trudnej do okiełzania, wybuchowej  ale  krótkotrwałej – tak myślę, no!
Bo  złościć się można, czasem  nawet trzeba, bo  dla zdrowotności  jest to korzystnijsze niż  duszenie jej w sobie jak pieczeni w piekarniku czy kiszenie jak kapusty w beczce 😉  Ale nawet w tej złości to  przede wszystkim  kochać się  trzeba! I już!
W związku z tym, ze w związku trudno  o niezezłoszczenie się, i to wzajemne, mam pytanie: Co Was najbardziej złości w partnerze, albo ostatnio zezłościło?

Jak miło…

Czy ktoś nie lubi być nagradzany? Wątpię, wszak to zawsze miłe uczucie jest …:)

I tak przy sobocie, gdy spadające  z szarego nieba krople deszczu robią dewastację w dotychczasowym  pięknym (muszę to przyznać) zimowym krajobrazie i  absolutnie nie stwarzają nastroju przedświątecznego,  który próbuje ratować  bulgoczący w garnku bigosik – bynajmniej nieświąteczny -czyli rozchodzący się zapach grzybów i kapusty, dostaję prezent od  DD!

Dziękuję przepięknie za tak miłą niespodziankę!!!

I teraz kolej na ciąg dalszy zabawy, więc  nominuję  kolejne  zaprzyjaźnione blogi,a właściwie ich autor(ów)ki:)

NIEDYSKRETNA – za kreatywność w życiu, bezkompromisowość w swoich poglądach, mocny kręgosłup choć nie sztywny, wrażliwość, humor, zaradność i  pewność siebie- po prostu bycie fajną, piękną młodą kobietą, której trudno nie lubić.

THUNDERSTORM –  za bycie weteranką w nagradzaniu mnie- żart ;D  A tak serio, za szczere  pokazywanie siebie jako młodej kobiety, matki, której na co dzień przyszło samej zmagać się z rzeczywistością.

LENKA – za konsekwencje w miłości,  pielęgnowaniu jej i dziękowaniu za nią.

TATA SZYMONA – fajnie poczytać o rodzicielstwie i nie tylko, z męskiego punktu siedzenia 😉 Co tu dużo mówić, męski pierwiastek w dyskusji po prostu  ją wzbogaca 🙂

MARGOLKA – za konsekwentność, a przede wszystkim za zgodność charakterologiczną  w wielu kwestiach…ze mną ;P

Tym razem postanowiłam wytknąć palcem, ale ułatwiając sobie  przy tym zadanie przyjęłam, że:   stawiam na młodość – nikomu nie licząc lat 😉 Choć w moich linkach wszyscy zasługujecie na nagrody. Bez dwóch zdań!  Tyle że weekend by mi zszedł na pisaniu o Waszych zasługach 🙂

A o to zasady zabawy:
Nominować blogi, które według mnie zasługują na wyróżnienie.Poinformować blogerów, o tym, że są nominowani.Podziękować blogerowi, który mnie nominował.Dołączyć nagrodę na swoim blogu.

Jest zapach…?

Czy  już z każdego kąta waszego domu, mieszkania wyłania się jak z dyfuzora  zapach świąt i przyjemnie drażni nozdrza? Wszystko lśni i błyszczy wystrojone świątecznie, prezenty pochowane w tajnych skrytkach, a z kuchni codziennie dochodzą nowe zapachy… Macie tak?
Hmm…
Zazdroszczę więc 😉
Wszystko na czas, wszystko tak jak powinno być…
Podziwiam więc 😉
Mój dom pogrążył się w przedświątecznym  letargu…i trwa tak już kilka lat. Odkąd święta spędzamy w wiejskim domu rodziców, to tam pachnie świętami, tam wesoło garnki podskakują, a  spod pokrywek unosi się cudowny zapach przygotowywanych potraw. U mnie spokój, cisza…Od kilku lat święta nie mobilizują mnie do wielkiego sprzątania. Choć wróżka Aida radzi by na koniec starego roku zrobić gruntowne porządki, oczyścić szafy, komody, szuflady ze starych niepotrzebnych rzeczy, powymiatać kurz z kątów- a ja sceptycznie nastawiona do wróżek widzę w tym sens gdy słyszę, że to w jakiś sposób pomaga- to jednak tego nie robię. Choć chciałabym, oj chciała 😉 No bo któż by nie chciał by jego dom nie lśnił?
Pachniał świątecznie?
Niestety wystarczy garść spraw ważniejszych, garść niemocy fizycznej, kawał choróbska doprawionego szczyptą lenistwa i „letargowa „mikstura gotowa.
Na ten czas  właśnie   to nią  pachnie w moim domu 😉
Z drugiej strony moja „niedowidząca „lokalna Przyjaciółka, która dziś wpadła do mnie na kawę, przywitała się tymi słowa: Ależ u Ciebie czysto, pewnie cały tydzień porządki  świąteczne robiłaś…
Taaa.. pół tygodnia to ja ciężko pracowałam, a drugie pół się leczyłam…
Mikołaj koniecznie musi kupić Jej okulary… 😉

No to jak u Was z tymi zapachami?

I co preferujecie na stole wigilijnym:

a) barszcz czerwony w kubku i krokiety z kapustą i grzybami

b) zupa grzybowa z łazankami

c) barszcz czerwony a w nim  uszka z grzybami

a może inna wersja u Was gości ?

Śmiertelnie honorowa sprawa…

Weekendowy czas w większości pochłonęła telewizja. Dawno tyle czasu nie spędziłam przed ekranem, unikając jakichkolwiek czynności, łykając medykamenty, by powoli, acz skutecznie  surfować ku zdrowotności…;)

W niedzielę obejrzałam  dość wstrząsający dokument – sprawa honoru- o zabójstwach, które na młodych  muzułmańskich dziewczynach- córkach, siostrach- dokonują ich ojcowie, bracia.  Z powodu nieposłuszeństwa, nieprzestrzegania kulturowych tradycji, a dzieje się to nie tylko w ojczyźnie danej rodziny, czyli w kraju, z którego pochodzą, ale w kraju, do którego taka rodzina wyemigrowała. Giną z rąk swoich bliskich, bo chciały żyć jak  młode europejki, amerykanki czy kanadyjki.  Nie ma w tym nic dziwnego, bo to  właśnie dzieci najszybciej utożsamiają  się ze środowiskiem, w  którym  im przyszło  żyć. Szczególnie muzułmańskie dziewczyny  dotkliwie odczuwają ograniczenia,  jakie im narzuca własna kultura, więc rodzi się bunt wobec  tradycji. A rodzina, szczególnie  jej męska  część nie akceptuje tego i często  doprowadza do tragedii. Wydawałoby się, że emigrując z krajów arabskich, muzułmańskich do bardziej cywilizowanych i  rozwiniętych, ale też bardziej swobodnych w obyczajach, rodzice są przygotowani na to, że  ich dzieci  prędzej czy później zasymilują się kulturowo,  choćby w jakimś stopniu, a przynajmniej będą do tego dążyć.  Rozumiem niechęć i walkę o to, by się tak nie stało. Bo nie ma narodu, szczególnie na obczyźnie, bez tradycji kulturowych czy własnej religii. A  tym bardziej że Muzułmanie  mają silnie w sobie  zakorzenioną  własną tożsamość i są  bardzo mocno odrębni kulturowo od cywilizacji zachodniej. Jednak nie za  wszelką cenę…Nie za cenę życia. Nigdy nie pojmę tego, że dla rodzica może być ważniejsza kultura  w jakiej się urodził i wychował,  niż własne dziecko- córka- nawet najbardziej zbuntowane. Już wykluczenie z rodziny jest  czymś okrutnym, co dopiero mówić o dokonywaniu zbrodni w imię honoru.

ONZ  podaje, że rocznie z powodu honorowych zabójstw ginie 5 tysięcy młodych kobiet, cześć tych zabójstw  dokonywanych jest w krajach zachodnich. I to jest przerażające.  Wydawałoby się, że już sama decyzja o  dobrowolnej emigracji do innego kraju jest akceptacją jego kultury, obyczajów, przyjęcia obowiązujących tam norm. Nie dla Muzułmanina. A przynajmniej nie dla każdego, nie dla tego śmiertelnie honorowego.

Jak dobrze być kobietą w naszym kraju- a i tak potrafimy narzekać.

Was też tak zmroziło i zasypało?  Trza mnie do urzędów wyruszyć, a tu sypie, sypie, sypie…brrr  i wcale nie jest pięknie, oj nie, bo ile można się bielą zachwycać? Szczególnie że niebo jest szarobure, o! Więc proszę darujcie sobie zachwyty w temacie zimy ;P  Przynajmniej nie w roboczy poniedziałek 😉

Tak niewiele chcę…

Obudziłam się z bólem. Niepokojącym, zwiastującym (oby nie!), że może się skończyć rehabilitacją przez kilka miesięcy. Więc zaklinam rzeczywistość, by to, co może się stać,  nie spełniło się. Wszak dziś Mikołajki! Czego mogę chcieć?  Jedenaście lat temu, w takim właśnie dniu, miałam operację. Mikołaj naprawdę się postarał! Więc liczę na powtórkę! Tak, tak Mikołaju! Nie chcę czekoladek, które kocham pazernie, ani biżuterii, którą wolę podziwiać niż nosić, ani perfum( bo jeszcze flakony są pełne), czytać też jeszcze mam co, ciuchów nie lubię dostawać, a praktyczne prezenty, to wiesz gdzie mam…w głębokim  poważaniu oczywiście;) Wprawdzie nie pogardziłabym, gdybyś mnie wysłał gdzieś, gdzie jest przynajmniej 25 stopni,na plusie oczywiście, ale nie samą- ale nie wiem  czy spełniasz grupowe życzenia, więc  dajmy temu spokój! Chcę tylko jednego: by ból zniknął tak szybko, jak szybko się dziś pojawił….No przecież dasz radę! Liczę na Ciebie. Chyba na tyle, to grzeczna byłam, a może nie? hmmm…

Za oknem cukrzy, więc coraz bardziej biało, bajkowo. Niech dzieciaki się cieszą! Trudno, przeżyję jakoś ;P

Za moment pójdę do Pyziolka  i sama się wcielę w postać Mikołaja 🙂 Nic innego nie zmusiłoby mnie do wyjścia z domu. Po powrocie mam zamiar zakopać się w łóżku i czekać na….cud!

Wszak cuda się zdarzają, każdy to wie 😉

Nic tak dobrze nie robi na psyche, jak trochę kolorów, smaków i muzyki ;)

Przez prawie całą sobotę  z nieba leciało białe szaleństwo…Bez konsekwencji, bo jakoś po zetknięciu się z mokrą ziemią, znikało w zastraszającym tempie. I dobrze! To nic, że grudzień, a co za tym idzie zimy metrologicznej początek. Przecież nie musi  być od razu w białej odsłonie, prawda? Za oknem było biało i szaro, więc zapragnęłam koloru… Trafiło na kapustę czerwoną- a tak a propos, czy ktoś wie czemu czerwoną, jeśli ona jest cała  w fiolecie? Surówka wyszła wyśmienita (dressing z  oliwy z oliwek, octu balsamicznego i miodu zrobił swoje), więc pożarta (przy sobocie) została w nadmiarze i nie wyszedł zamysł, żeby mieć od razu  z głowy  niedzielny dodatek do obiadu…

Poprzestać na tym nie zamierzałam, oczarowan(i)a  smakiem i kolorem- chwila i decyzja została podjęta. Deser też musi być w ten sam deseń 😉 Nic tak jak borówka z lodami nie dopełni smaku i wpasuje się  kolorystycznie. Nic, bo czekam na jakieś od Was propozycje- sama tylko to miałam na podorędziu 😉 Ale gwarantuję, że smak cudownie wyśmienity, a i  kolor zachowany, choć z braku lodów w kuble, wrzuciłam do blendera rożka kokosowego- princessy. Drobinki wafla i czekolady dopełniły smaku.  Warto eksperymentować! Najważniejsze, że nie musiałam po nic wyruszać z domu, wszak w taką pogodę to nawet pies przespał pół dnia i nie włóczył się po okolicy…

Spokojnie i błogo zleciała sobota, nawet nie musiałam się stresować reklamami, co to o świętach przypominają, że te już tuż, tuż, więc…warto byłoby coś zaplanować, aby znowu na ostatnią chwilę z czymś nie gonić.  Świątecznie jestem jeszcze w lesie, oprócz jednego: PREZENTÓW- dla Najmłodszego! Te poczyniłam już w październiku- chyba po raz pierwszy w życiu z takim wyprzedzeniem. Nawet kiedy moje dzieciaki były małe, zostawiałam to na ostatnią chwilę, a potem  już wystarczyła koperta. I sobie również zrobiłam prezent:  niedzielny koncert Maleńczuka z zespołem Psychodancing w filharmonii w ŚM.  Po raz pierwszy tego artystę  słuchałam na żywo, oraz po raz pierwszy byłam w nowym budynku filharmonii w  ŚM. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ŚM  filharmonię posiada dopiero od półtora roku. Zresztą ja chodzenie na koncerty muzyki poważnej zakończyłam w szkole podstawowej, gdy to raz w miesiącu ze względu na wychowanie muzyczne  prawie całą szkołą chodziliśmy do filharmonii w moim DM. Potem  chodziłam  już na lżejszy repertuar, muszę jednak przyznać, że rzadko. Wracając do koncertu- to było moje najkrótsze półtora godziny…Świetna muzyka, świetni muzycy, świetny wokalista w świetnym miejscu- akustycznie! I jedyne co mi przeszkadzało,  to paradoksalnie miejsce, bo nogi same rwały się do tańczenia 😉

Przy okazji mam pytanie: czy chodzicie do filharmonii i jak często? Mam tu na myśli repertuar klasyczny…

No i co  z tymi prezentami? Mikołaj stoi za drzwiami…;) A może zdradzicie co byście chci(eli )ały dostać?

Przy poniedziałku znowu sypie…tym razem poniżej zera, więc być może białe szaleństwo  zostanie na dłużej. I po co?- się pytam.

Miłego tygodnia i niech Mikołaj o Was nie zapomni!