Sam przebłysk myśli, że powinnam się spakować, roztapia się w momencie pojawienia się. Najchętniej wyruszyłabym po 21. ale wiem, że umęczona parnym dniem, nie dam rady wieczornej jeździe, więc planuję wyjazd po 18. (a przed nim pięćdziesiąty raz wzięty prysznic). Cóż, lepiej nie będzie, bo prognozowane o tej godzinie 29 stopni i pełne słońce niewiele zmieni. Gdyby nie fakt, że muszę zostać do środy, bo mam dodatkowe badanie, to OM zawiózłby mnie we wtorek i poczekał na mnie. Nie musiałabym nocować w mieszkaniu. Że też wyjazd trafił mi się akurat w dwa najgorętsze dni. Pech. I szczęście, że jadę.
I jak się tam nie roztopię to wrócę 😉 Powrót będzie większym wyzwaniem, nawet nie mam siły o tym myśleć. Za to myśl o wyjeździe w Bieszczady na początku września dodaje mi skrzydeł.
Wczoraj bohatersko wysiedzieliśmy rodzinnie na Tuśkowym tarasie, bo Dziecka zaprosiły na grilla, szampana i ciasto, tylko dlatego, że słońce nie świeciło bezpośrednio na głowę, a i tak było gorąco i najchętniej wraz z dzieciakami zanurzyłabym się w basenie albo z psem, który trzy bite godziny bez najmniejszej przerwy tańcował przy zraszaczu, dała się zmoczyć pod ogrodowym prysznicem. Zońcia prawie całą biesiadę przespała w chłodniejszym salonie, budząc się tylko na jedzenie. Pierwszą nockę w domu spała 7godzin, Dziecka się obudziły o piątej rano i popatrzyły na się i stwierdziły, że chyba jednak trzeba córkę obudzić i nakarmić 😉 Dziś była powtórka, więc już wiadomo, w którą gałąź rodziny się wdała 😉
Jak wróciłam, odpaliłam laptopa, który mi się zbiesił, a nowego nie chciało mi się wyciągać i to był błąd.
Bo…
I teraz komunikat, do Izy, od której dostałam wczoraj emilkę. Przeczytałam, choć znalazła się w spamie (nie pojmuję mojej poczty, bo nie ma reguły, co w nim wyląduje, dlatego często sprawdzam) i postanowiłam odpowiedzieć wieczorem, jak w końcu uruchomię kompa. I zamiast odpowiadać, chciałam najpierw umieścić w odebranych i… nie wiem, co zrobiłam, ale usunęłam trwale. Bez możliwości odzyskania. I nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że łącznie z adresem zwrotnym. To, że moja poczta wyczynia cuda, to już niektóre osoby wiedzą; ostatnio zmieniła w połowie kolor czcionki i wymazała całe sekwencje, a zobaczyłam to dopiero w folderze wysłanych, bo jak pisałam, to nie było żadnych białych plam. I to co napisałam, też było nie do odzyskania. Wrrr!!!! Ale do brzegu… Iza, bardzo dziękuję Ci za Twoje słowa, chciałam przede wszystkim, żebyś wiedziała, że przeczytałam i nie zignorowałam, więc jeśli masz ochotę, to wyślij z kontaktu wiadomość, to będę mogła odpowiedzieć.
*
Piszę na raty, tak jak robię wszystko inne, ale zebrałam się w sobie i poszłam na ogród po… cukinie 😀 Mrucząc pod nosem, że to jest dowód przyjaźni, że z narażeniem życia je pozrywałam i zawiozę do DM, bo kiedy PT mi oznajmiła, że cukinie ode mnie pojechały z nią w góry i tam zrobiła przepyszne leczo, którym się podzieliła i w zamian dostała miskę rosołu, a dziś z tych gór wraca i jutro się widzimy, to stwierdziłam, że niech ma kolejne, na zdrowie! 😉 A kolejnym dowodem miłości, jest zakup i przytarganie wentylatora do mieszkania przez Miśka na mój przyjazd, co mi właśnie Mam oznajmiła przez telefon, ale ważniejszą wiadomością jest to, że hist. nic nie wykazało i wycięta zmiana nie była czerniakiem. Ufff…
Idę wyciągnąć walizkę, bo w takim roboczym tempie jakie mam dziś, to spakowanie trzech sukienek (sic!) zajmie mi dobę.
Miłego tygodnia! Trzymajcie kciuki za wyniki, ale nie za mocno, bo w tych upałach to rence siem pocom!
I dziękuję, że JESTEŚCIE :*