O głupocie…

Trochę się obawiałam, czy pisać o niej, bo zaraz mogą się odezwać jakieś nożyce ;p Że to o niej/o nim. Tak o niej, bo głupota jest rodzaju żeńskiego. I żeby nie było, ale w każdym z nas jest jakiś procent głupoty. Bez wyjątku.

Głupota ma różne znaczenia i wymiary, ale przede wszystkim jest bardziej pewna siebie niż mądrość, stąd brak krytycyzmu. Dlatego wchodzenie w jakieś relacje z ludźmi przejawiającymi głupotę, zawsze jest kosztownym błędem. Zmarnowaniem czasu, energii i czasem zdrowia.

Głupocie sprzyja rozwój cywilizacyjny, postęp techniczny. Internet wiedzie prym w sposobie i środkach ogłupiania ludzi. Ogłupienie ludzi ma cel, szczególnie przez rządzących, gdyż im ktoś jest głupszy, tym bardziej wierzy w kłamstwa i tym łatwiej jest nim manipulować. Również przez strach.

Głupich przybywa, bo liczba genów odpowiadających za inteligencję człowieka maleje, właśnie między innymi za sprawą mass mediów. Ludzie, zamiast czytać ekspertów z różnych dziedzin, aby wyrobić sobie zdanie na konkretny temat, to interesują się tym, co mają do powiedzenia aferzyści, miernoty artystyczne … bądź jakiś Janusz czy Grażyna z Koziej Wólki.

Ani nie zjadłam wszystkich rozumów, ani nie mam monopolu na nic. Staram się oceniać fakty, nie manipulować nimi, nie popadać w konfabulację. W spekulacje. Snuć teorie spiskowe. Bo i po co? Dbać w ten sposób o swój dobrostan, nie ulegając manipulantom, a tych w sieci jest mnóstwo.

Raz ze współczuciem, raz z politowaniem a innym razem z przerażaniem patrzę, jak niektórzy powielają głupotę innych, bez odrobiny własnej refleksji. Bo głupota bywa również zbiorowa, niestety 😉

*

Syna się rozchorował, zagrypił się od dziadka. I przeniósł się do mieszkania, by nie zarażać swoich dziewczyn. Do niedzieli ma w nim siedzieć, ja przyjeżdżam w poniedziałek. Ech… taki klimat na choróbska wszelakie. Mnie w nocy dopadł nerwoból. Jakby bólu mi było mało. Z doświadczenia wiem, że żadne p. bólowe nie pomogą. Dobrze, że miejscowy, a nie pół ciała. Wyczerpana jestem.

Rządowy kabaret…

Myślałam, że nic mnie nie rozbawi, oglądając zaprzysiężenie nowego rządu, bo w sumie to groteska, a nie czysta komedia, a jednak. Najpierw sobie pomyślałam, że oto co niektórzy, szukając za chwilę sobie pracy, będą mogli wpisać w CV, że byli ministrami (przez 2 tygodnie i nawet Bóg tu nie dopomoże, żeby dłużej ;p) z wysoką odprawą za ten krótki czas, gdy na ministra kultury została powołana Dominika Chorosińska. Filmowa wdowa smoleńska, matka sześciorga dzieci, niekoniecznie wszystkich ze swoim mężem. Przykładna matka i żona, zdradzająca, ale wybaczająca zdradę męża, wiec jej też została wybaczona. Typowa katolicka rodzina. No parsknęłam śmiechem.

A teraz moi drodzy parafianie, tfu wyborcy, proszę się uzbroić w cierpliwość. Jeszcze kilka skoków na kasę, jeszcze nie raz nas wkurzą i oburzą, bo to wszystko jest na szkodę nas i działania państwa. Ale! Spokojnie! Za dwa tygodnie w ramach demokratycznego procesu (a nie jak niektórzy w swych urojeniach przewidują, że puczu i wyjścia ludzi na ulicę), większość demokratyczna w końcu przejmie władzę. No cóż, demokracja nie jest idealnym ustrojem, ale cieszmy się, że ją mamy, a w niektórych obszarach naprawimy, co zepsuli i mam nadzieję, że postawimy przed wymiarem sprawiedliwości.

Mamy nowy urojony rząd! Pewnie zwolennicy PISu są z tego powodu szczęśliwi, gdyż w tej urojonej pisowskiej rzeczywistości, bazującej na głupocie i zarządzaniu strachem, czują się jak ryba w wodzie, czyli bezpiecznie.

ps. Tacie jest lepiej, choć wciąż kicha i prycha, ale siedzi na tyłku w ciepełku. Ja się jutro wybieram do biblioteki (przynajmniej taki mam plan), bo Zańcia będzie odbierać nagrodę w konkursie plastycznym „Moja ulubiona książka”. I tak jutro z racji, że to „nasz wtorek” odbieram ją z przedszkola, bo Tuśka pracuję dłużej.

Ciągnące się minuty…

…niepokoju.

Późnym wieczorem, bo tak grupo po 21. zadzwonił syna z informacją, że zadzwoniła do niego pracownica firmy, że miała niepokojący telefon od szefa, a teraz dziadek nie odbiera od niego telefonu i żebym spróbowała, może mi się uda dodzwonić. W sobotę rano dostałam info, że Tata ma gorączkę i co można mu podać na zbicie przy jego lekach podstawowych. Dzień wcześniej rozmawiałam z Tatą i zapewniał mnie, że jest zdrowy.( Po tej porannej wiadomości rozmawiałam z nim krótko i potwierdził, że ma gorączkę). Skontaktowałam się zaraz z pracownicą (to moja koleżanka), by dowiedzieć się dokładnie, o co chodziło z tym telefonem i wyglądało to tak, jakby w gorączce pomyliły mu się dni i pory dnia. I obawiała się, czy nie pojechał na spotkanie, o którym mówił, że był umówiony. Tym bardziej że urwał się kontakt. W końcu udało się mnie i Miśkowi dodzwonić i chwilę z nim porozmawiać. Po tym wszystkim odbyłam długą rozmowę z koleżanką, która mnie zapewniała, że w razie czego jest gotowa służyć pomocą (pojechać na ranczo etc…) Ale przede wszystkim usłyszałam sporo słów uznania dla sprawności intelektualnej i fizycznej Taty. I oczywiście, co wszyscy wiedzą, że nie jest łatwym człowiekiem we współżyciu, ale i tak już złagodniał. I jest pełna podziwu, jak dobrze radzi sobie bez Mam, choć miał obawy co do życia codziennego, o których sam mówił. Teraz czekam na info, czy przyjdzie lekarz z prywatną wizytą domową do Taty, którą zamówił Misiek.

Sama również gorączkuję. Zła jestem, bo miałam dzisiejszy wieczór spędzić w teatrze. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, a czemu nie, dam radę. Z drugiej, jeśli moje chorowanie ma podłoże wirusowe, to zarażę innych. Mogę się nafaszerować tabletkami i pójść na ważne dla mnie badanie, ale nie zrobię tego dla odrobiny przyjemności. Źle bym się z tym czuła nie tylko fizycznie, ale psychicznie. Ale żal. Dobrze, że chociaż słońce za oknem, no i finał, czyli starcie Australii z Włochami. Wczorajsza bitwa Włochów z Serbią dostarczyła mnóstwo emocji. Szczególnie wygrana Grzesznika z Djoko w singlu, a potem panowie zmierzyli się jeszcze ze sobą w deblu i również Serb musiał przełknąć pigułkę porażki. No nie powiem, satysfakcja duża 😉

Mam już nowy lek… Ale! Wnikliwe przeczytanie ulotki, które mi zaleciła Rodzinna powstrzymuje mnie od jego zażycia. Jeszcze z bólu nie umieram… żeby tak ryzykować ;p

Zaszaleliście podczas Black Friday? Pochwalcie się 🙂 Ja zupełnie przez przypadek poświęciłam chwilę na zakupy, bo uświadomiłam sobie, że zaraz Mikołaj przecież. No to kupiłam prezenty dla moich słodkich dziewczynek. Dla się piżamę i spodnie, trafiając na 40% obniżkę. Rozczarowałam się w internetowej księgarni, bo były niewielkie obniżki i nie było wydania papierowego biografii M. Perr’go, ale kupiłam sobie kilka lekkich czytadeł, w tym kontynuacje dwóch serii…

Został mi jeszcze Pańcio, ale jak na razie nie mam pomysłu.

Podobno ludzie się wkurzają, kogo niezależne media zapraszają do studia, a raczej do programów politycznych. Bawią mnie słowa, że nie po to walczyli o wolne media, by widzieć w nich niektóre twarze. Oczywiście chodzi o polityków PIS. Dla mnie to zaprzeczenie definicji niezależnych mediów, oczekiwanie, by tylko jedna opcja polityczna mogła się w nich wypowiadać. A nic tak nie obnaża głupotę i niekompetencję polityka, jak on sam, gdy musi odpowiedzieć na pytania od prowadzących program dziennikarzy i adwersarzy politycznych. I to pozwala odbiorcy wyrobić sobie własne zdanie. Dziś w „Kawie na Ławie” na temat finansowania metody in vitro, poseł z konfy, kolejny raz w arogancki sposób wobec dzieci poczętych tą metodą i ich rodziców próbował w cyniczny sposób argumentować, dlaczego nie zgadza się na finansowanie tej metody leczenia niepłodności. W takich właśnie dyskusjach wychodzi co w człowieku/polityku siedzi. Ale! Jak komuś się nie podoba czyjaś gęba w programie, to ma pilot w ręku. Nie musi oglądać. No zaprawdę powiadam wam przy niedzieli, że zdumiewa mnie chęć wybierania gości/polityków do programów, bo widz sobie tego bądź innego nie życzy. Koń by się uśmiał 😉

Obrona zła…

Dwie z rzędu przespane noce ciurkiem po 8 godzin. Bez przerwy na toaletę. Za sprawą podwójnej dawki ketonalu. Spokojnie, tego bez recepty, więc nie jakiegoś turbo mocnego i dlatego potrzebuję dwóch, a nie jednej tabletki. I tak normy na dobę nie przekraczam, a wręcz przeciwnie. Przerwany sen to nie był problem, bo zawsze mogę odespać nieprzespaną noc, ale wymioty już tak. Pomijam już, że to nic przyjemnego, to w końcu biorę piguły i mam obawy, że wpływa to niekorzystnie na ich działanie.

Wczoraj, zanim LP wzięła się do konkretnej pracy to były łzy i śmiech do rozpuku i stos zużytych chusteczek higienicznych. Przegadana godzina wymiotła wszystkie uwierające złogi, jako ta terapia oczyszczająca. A po kilku godzinach zostałam sama w czystym i pachnącym domu pod kocykiem i tenisowymi emocjami. Powiem tak, gdy ma się przyjaciół, którzy znają cię od lat, to wystarczy spojrzenie, gest, słowo i jest zrozumienie. Nie trzeba niczego tłumaczyć. To działa w dwie strony. LP też potrzebowała wygadania się.

Co dwa dni jestem zdumiona, że tak szybko mijają dni. Jeden blister piguł starcza właśnie na dwa dni i za każdym razem jak widzę, że jest pusty, to oczom nie wierzę, sięgając po kolejny do szafki. A wczoraj uzmysłowiłam sobie, że święta za 4 tygodnie. To jakiś żart. Mam zaproszenie na Sylwestra w góry… Taaa…

Żartem, ale koszmarnym jest kolejny skok na kasę, a przy okazji tworzenia Centrum Prawdy (buchahahha) i Pojednania, które ma być sejfem wypełnionym gotówką dla przeżycia PISu w latach opozycji, zostaje wyrzucona niepubliczna szkoła z budynku, które to centrum ma powstać. To już jest skandal.

Tworzenie rządu przez Pinokia, wiadomo jak wygląda i nie ma co się nad tym rozwodzić.

Niedawno w mediach upublicznili, że pijany ksiądz dokonywał pochówki zmarłego noworodka. Ksiądz też człowiek i od trunków nie stroni. Pochówek to jednak jego praca, pomijam już wszelkie moralne aspekty. Ale! Stare baby katoliczki wzięły księdza w obronę, bo taki przecież z niego dobry ksiądz, a tu taka nagonka. No zupełnie niepotrzebnie.

Zaś w Gorlicach, rodzice poskarżyli się na księdza, który uczył tam katechezy w szkołach podstawowych, że obraża dzieci, przeklina na lekcji, straszy piekłem. I znów fanatyczni katolicy zabrali głos, że to jest nagonka na KK, bo przecież jak nauczyciel się nieodpowiednio zachowuje wobec uczniów, to nie jest odsunięty od pracy z nimi.

Co z tymi katolikami? Nikt ich nie nauczył odróżniania dobra od zła? Serio? Każdego księdza, każdy ich występek są w stanie obronić, bo jest to facet w sutannie? Żadnej refleksji?

O pewnej nawiedzonej z wypaczonym umysłem kurator nawet nie warto wspominać. To postać zlepiona z zabobonów, przesądów i fake newsów. Okaz absurdu.

*

Przygoda tu zaczęła się w listopadzie. Wczoraj zapomniałam, dziś już też zdążyłam. Za rok będzie okrągły jubileusz. Życzę sobie byśmy wciąż tu byli razem. Dziękuję za obecność.

Cierpię…

Czy można w 40 minut streścić 25 lat życia ze skorupiakiem? Tyle trwała rozmowa z moją dentystką, która, kiedy siadałam dziś na fotel, rzuciła uwagę, że nieszczególnie wyglądam. Na co odpowiedziałam, że bardzo późno miałam badanie, a potem kiepską noc. W trakcie rozmowy zapytała się, czy zawsze dawałam radę żyć, bo przecież z tyłu głowy zawsze jest… Jest. Ale ja jestem mistrzynią wyparcia.

Nie takiego, że choroby nie ma, ale nie myślenia o niej, tylko skupianiu się na zadaniach. A jak takich nie ma, to na skupianiu się na życiu. Sprawdzona metoda. Nie jestem naiwna, jestem racjonalna czasem aż do bólu. W tej kwestii. Ale potrafię z tą moją wiedzą, doświadczeniem żyć pełną gębą, choć ostatnio mocno ograniczona przez skutki ubocznej tej mojej potyczki ze skorupiakiem.

Badanie odbyło się bez żadnych komplikacji. Wkłuto się za drugim razem, w dłoń, przy kciuku. Dłużej podawano mi izotop, tak na wszelki wypadek. Poleżałam sobie z 20 minut w cieplutkiej sali na wygodnym fotelu z podnóżkiem, popijając drugą półlitrówkę z jakąś miksturą, pierwszą wypiłam na zydelku w poczekalni. I na szczęście mogłam korzystać z toalety, nie tak jak przy TK. Samo badanie pod aparatem trwało 18 minut. Dostałam płytkę z badaniem, a opis będzie za 2-3 tygodnie. Przyjdzie mi na emilkę. Za dwa tygodnie mam wizytę w klinice, więc może im sama płytka wystarczy, gdyby opis jeszcze nie dotarł. Zobaczymy. Jakoś mnie to nie frasuje. Gorzej, bo po konsultacji z Rodzinną, w nocy wzięłam podwójną dawkę przeciwbólowych piguł, to po dwóch godzinach miałam już miskę w objęciach, zamiast OM, który po kilku godzinach snu wyruszył, odtransportować kolejne auta wiadomo komu i gdzie. Ból ze mną pozostał. Cza szukać innego rozwiązania.

Jeszcze raz WSZYSTKIM bardzo dziękuję za wsparcie (anonimy chyba zawstydzone, bo nie życzą mi śmierci w bólach, tak po chrześcijańsku ;p). Czułam Waszą obecność. I krufkową solidarność ;D Bałam się cokolwiek jeść w drodze powrotnej, ale już w aucie zjadłam najpyszniejszą krufkę, którą odkryłam w kieszeni kurtki, i nie przeszkodziła mi wiedza, że odrobinkę miałam podwyższony cukier. Zasłużyłam. Zresztą p. pielęgniarka powiedziała, że to mogło być ze stresu. Być może, ale, nie jadłam przez dwa dni nic słodkiego, również owoców.

Oglądam teraz Sejm i debatę nad refundacją In Vitro. Ze strony prawej padają takie głupoty, że aż wstyd. Można mieć swoje poglądy, dość konserwatywne, ale na litość, czy można aż tak się ośmieszać? W takich debatach nie tylko wychodzi światopoglądowość, ale przede wszystkim fanatyzm katolicki. Jak to pani Marszałek powiedziała, katolicyzm w Polsce nie obowiązuje. Na szczęście.

Za dwie godziny rozpocznie się Puchar Davisa, drużynowe finałowe rozgrywki, więc Sejm już będzie tylko tłem i zaczną się fajniejsze emocje.

ale najpierw zajmę się zamordowaną i poporcjowaną kaczką. Cza jakoś tę zbrodnię zatuszować ;p

Polityczni nienawistnicy…

Niczym się nie różnią, niezależnie, której partii, jakich polityków nienawidzą. Oczywiście w tej nienawiści, w jej poziomie, pielęgnacji tego stanu. I każdy jest wrogiem, jeśli nie bierze udziału w codziennym pielęgnowaniu owej, w podsycaniu jadu, wylewanej żółci na znienawidzony obiekt. Nienawistnik nawet powie, że oczekuje już spokoju, łagodności w przestrzeni politycznej, ale na własnych warunkach. Czyli niech już tamci przestaną wylewać pomyje, bo jak on to robi, to przecież w słusznej sprawie. On nienawidzi zła, więc ma prawo!

Oczywiście, swą nienawiść jedni mogą racjonalnie uzasadnić nikczemnością popełniającą przez znienawidzoną partię i polityków. To zrozumiałe. Niezrozumiałe jest to, że oczekują w dyskusji, że każdy ich rozmówca razem z nim będzie wylewał stek inwektyw, którymi oni się żywią, zamiast merytorycznej (choć odrobinę) dyskusji. Nie robisz tego, to od razu stawiają cię jako tę miłośniczkę znienawidzonej opcji politycznej, broniącej ich niegodziwości. No litości! Cóż za przedszkole. I na siłę odwracając kota ogonem, usiłują ci wmówić swoje urojenia, jakie pod wpływem zacietrzewienia im przychodzą do głowy. Bo jakże tak, co to za dyskusja, jeśli razem nie nawalamy non stop na PIS (bądź na Tuska)? To znaczy, że stajesz się jego zwolenniczką. Zdrajcą. Koń by się uśmiał.

Serio. Lubię politykę. Interesuję się nią od 2001 roku. Lubię wiedzieć, lubię podyskutować. Nie jestem jednak fanatyczką. Potrafię dostrzec zło i dobro. Nie mam monopolu na rację. Nie mam wpływu na to, jak ktoś pojmuje rzeczywistość, ale też i moje słowa tu pisane. Ale mam wpływ na jedno. Zawsze zareaguję, jak ktoś uparcie będzie mi imputował swoje urojenia wobec moich poglądów. One tu na tym blogu, po wielokroć jasno zostały wybrzmiałe. A i tak nie dociera. Bo nienawistnik polityczny nie potrafi racjonalnie myśleć. Być, choć odrobinę obiektywny. Z taką osobą, nawet jeśli podziela się poglądy (a nie hołubi nienawiść) trudno dyskutować, nawet jeśli do meritum tematu jest pełna zgoda. No cóż. Mam kolejne doświadczenie za sobą.

Dodam jeszcze, że nie po to tu to piszę, bo uważam, że teraz do tych, którzy okradali, ośmieszali kraj i jego obywateli trzeba zapałać miłością. Bo nienawistnik rozróżnia tylko dwa stany: nienawiści i miłości. Ot, takie intelektualne ograniczenie.

Nie piszę tego też, by komuś dopiec. Konkretnemu. Choć nie ukrywam, że temat postu ma swoje podłoże. Inspirację. Chcę tym postem zwrócić uwagę, że nienawiść potrafi przysłonić i stępić zrozumienie sedna rozmowy. Wypaczyć. Nie uchwycić ironii.

Marta Frej

Ale! ;p

*

Zima przyszła. Pomiędzy nocną ulewą a popołudniowym deszczem spadł śnieg przy zerowej temperaturze. Patrzyłam z obojętnością na duże płaty śniegu, które przykrywały ogród cieniutką peleryną, i tylko sobie pomyślałam, że Najmłodsi pewnie wyglądając przez okno w swoim mieszkaniu już planują lepienie bałwana. No cóż, jeszcze nie tym razem 😉

I uprasza się o trzymanie kciuków, szczególnie we wtorek. Badanie mam o 17.40.

Wciąż doją…

Pospałam. Nawet cichutki brzęk przypomnienia o wzięciu leku, nie wytrącił mnie ze snu. Nie stosuję już reżimu lekowego, choć staram się trzymać w ryzach. To nie ten etap. Teraz jest ważniejsze moje samopoczucie. Wyciskanie z każdego dnia to, co najprzyjemniejsze. Mimo zgnilizny za oknem i tego cholernego bólu pleców. Na razie biorę jedną tabletkę ketonalu (bez recepty)na dobę. Resztę próbuję przespać, rozchodzić. I jakoś funkcjonuję. Byle do wtorku, potem do niedzieli i kolejnego wtorku.

Ale! Mogłabym tak. Nawet z perspektywą nie obudzenia się…

No a teraz trochę nienawiści, hipokryzji i pogardy, żeby anonimce (tak, bo to kobieta jest) tu zaraz kwiatkami nie zapachniało ;ppp

To jest tylko wierzchołek góry. Dziś się dowiadujemy, że minister od kopert zatwierdził wypłatę swoim urzędnikom za… obsługę środków z KPO. Tak, tych środków, które Polska nie otrzymała, bo sami je zablokowali swoją niepraworządnością, a co najbardziej kuriozalne, nawet nie złożyli wniosku o ich wypłatę. Takie oto kwiatki…

I coś budującego…

To nagroda specjalna watykańskiego festiwalu filmowego, który powstał z inicjatywy papieża Jana Pawła II, przyznawana każdego roku dla filmu „poruszającego ludzkie sumienia i otwierającego serca widzów„. Tak dla filmu „Zielona Granica”, który według urzędującego prezydenta tylko świnie oglądają.

Orędzia Marszałka oceniać nie będą, bo za bardzo nie mam co. Ot, kurtuazyjna gadka do narodu, zupełnie przyjemna o tym, co oczywiste. Ale! Nie wymagałam innego, bo to jeszcze nie ten czas. Chciał się przedstawić, to zrobił to. I tyle. W dobrym stylu z pełną klasą.

Powiało świeżością…

Z dużym spokojem przyglądam się temu, co obecnie dzieje się na scenie politycznej. I często z rozbawieniem. To że pisowcy uważają swoich wyborców za idiotów nie uległo zmianie, a mam wrażenie, że momentami się nasiliło. Nie mój problem. Choć wcześniej smucił i przerażał mnie fakt, że mamy tak skretyniałe i zmanipulowane społeczeństwo, to ostatnie wybory, pokazały, że większość potrafi myśleć, wyciągać wnioski, a przede wszystkim nie godzić się na łajdactwa rządzących.

I bardzo mnie ucieszyło, że kulturą, erudycją, ale i dowcipem można pokonać butę, chamstwo i arogancję, co miało miejsce za sprawą Marszałka w Sejmie. Nie udała się pisowcom prowokacja ośmieszenia drugiej głowy w państwie. Szymon to nie Andrzej ;p

Bardzo mi się podoba zapał, energia nowego Marszałka. Pomijając mój sceptycyzm czy niezgodę wobec niektórych jego poglądów, oddzielając kreską (nie grubą) to jak się zachowywał i co głosił w czasie swojej kampanii prezydenckiej, te dwa dni obrad w Sejmie pozwalają mi sądzić, że na tym stanowisku jest właściwy człowiek. Zaangażowany, by wprowadzić nowe standardy, a właściwie przywrócić normalność w Najwyższej Izbie. I rzetelną pracę, która da efekty w postaci dobrych ustaw.

Na to liczę, zmuszona wciąż od czasu do czasu oglądać te dwie gęby dziadersów… Prezes wciąż „puszcza bąki” w przestrzeni publicznej jako ten lump polityczny mocno zafiksowany w narracje, że oto Niemcy zagrażają naszej niepodległości. I można byłoby uśmiechnąć się z politowaniem i zastanawiać się nad jego stanem psychicznym, gdyby nie pokłosie tego, co głosi. Zastraszenie głównie starych bab (nie tylko wiekowo), to jedno, a drugie, co bardziej jest niebezpieczne to popchnięcie do działań fanatyków prezesa i tej partii. Swastyka wymalowana na ogrodzeniu nowej Marszałek Senatu jest tego przykładem. To jest przykład na to, że słowa mają moc. Nieodpowiednie, hejtujące, przepełnione nienawiścią, prowokują do właśnie takich działań. PIS jak zwykle nie potrafi odrobić lekcji.

Raz pada, raz świeci słońce, ale dziś ponuro i mgliście. Ostatnie moje wyjście do lasu…

A na popołudnie szykuje popcorn. Serio. Na mecz HuHu z Djoko. O pietruszkę. No cóż, ale liczę na fajne emocje.

O świętach jeszcze nie myślę. A wspominam dlatego, że dostałam od naszego kierowcy karpia. Sprawionego i przyprawionego, tylko rzucić na patelnię, co uczyniłam. Lubię. Bardzo.

Czego nie rozumiecie?…

To pytanie ciśnie mi się na usta do wyborców, a właściwie do wyznawców PISu i prezesa.

U wyznawców słowo „zemsta” i „mściwy” odmieniane jest teraz przez wszystkie przypadki. Bo przecież dla nich, gdy złodzieja, malwersanta, chuligana, mordercę za popełnione czynny dopada w końcu sprawiedliwość i zostaje adekwatnie ukarany, to nie jest wymierzenie sprawiedliwości za popełnione haniebne czyny, a zemsta wymiaru sprawiedliwości. No litości!! Toż dziecko z przedszkola wie, że winny powinien ponieść karę, a nie zostać jeszcze za to nagrodzony.

PIS przez 8 lat rządów zapracował sobie na osamotnienie w Sejmie, bo jeszcze nie było tak, żeby wygrywająca partia nie mogła stworzyć koalicji, by wspólnie rządzić. I zamiast posypać głowy popiołem, wyciągnąć wnioski to im się narracja rozjechała, bo Pinokio się mizdrzy i prosi o poparcie, a prezes brnie w niemiecką narrację i straszy zlikwidowaniem państwa polskiego. A wyznawcy to łykają jak pelikany.

Rozumiem rozczarowanie, ból, żal wyznawców. Serio. Jednego czego nie potrafię zrozumieć to głupoty, ślepoty, tego zaparcia. Partia to nie Bóg, w którego większość wierzy. Bezkrytycznie. Wyznawcy każdym swym słowem udowadniają, że nieważna jest prawda, fakty, że powielą każdą nieprawdziwość, fałsz, głupotę z lojalności do PISu. Tak działają struktury wyznaniowe, mafijne, sekty. Członkowie ich nie myślą, bo po co, jak wystarczy cytować propagandę z mediów prawicowych i powtarzać partyjny przekaz dnia.

Zaślepieni, karmieni nienawiścią wylewają swą żółć wszędzie gdzie się da. Nie potrafiąc się pogodzić, że są osamotnieni.

Gdybym w kogoś/ w coś tak mocno wierzyła, a wszyscy naokoło mówili mi, że to oszustwo, nikczemność, to wyszłaby ze swojej bańki, stanęła z boku i wnikliwie się temu przyjrzała. To tak hipotetycznie, bo nie wyobrażam sobie, że jestem wyznawczynią jakieś partii, nawet głosując na nią. Można zachować swoje poglądy, ideały, obdarzyć kredytem zaufania i pozostać krytyczną. Naprawdę rozumiem, że trudno znieść rozczarowanie, że łatwiej iść w zaparte. Wyznawcy nie rozumieją, że krytyka działań partii, w którą uwierzyli i powierzyli swoje życie, to nie jest jednoznaczne sprzeniewierzanie się swoim ideałom. Tak jak odejście od Kościoła, nie jest jednoznaczne bycie osobą niewierzącą.

Wczoraj przyszła koalicja rządząca pokazała, że ktoś, kto łamał prawo i dobre obyczaje, kto był na posługach prezesa, nie szanując prawa wszystkich posłów, ktoś, kto zrobił sobie własny folwark z Sejmu, został ukarany. Nie dostał stanowiska w nagrodę. Czego tu nie rozumiecie? PKR wczoraj pokazała swoim wyborcom, że zaczęła realizować swoje obietnice. Jedną z nich była obietnica rozliczeń. One nadchodzą! To nie jest zemsta. To jest sprawiedliwość.

*

Jutrzejsze badanie zostało odwołane, bo notabene w Niemczech nastąpiła awaria i nie mogą dostarczyć izotopu, więc przełożone mam na przyszły wtorek. Przyjęłam to spokojnie, choć wiadomo, że wolałabym mieć już to za sobą, bo męczy mnie dbanie o się, by czegoś do tego czasu nie podłapać.

*

Będę się przyglądać nowemu Marszałkowi Sejmu. Wczoraj zrobił wrażenie na plus, choć ja nie lubię tego jego narcystycznego i kaznodziejskiego tonu. Znałam jego życiorys, zanim poszedł w szołbiznesy, miał i ma u mnie szacunek za to, co robił, a potem zrobił się niestrawny. Wizualnie i werbalnie. No cóż, trzeba się nastawić na wodzirejstwo, czy się lubi to, czy nie 😉 Ale, żeby być dobrze zrozumianą, nie mam żadnych zastrzeżeń, że merytorycznie jest odpowiednią osobą na tym tronie. I w sumie podoba mi się energia i pewne zapowiedzi.

Pogonić zło…

To była nasza druga wspólna noc. Gdy usypiałam Misię, która przy zaśnięciu potrzebuje dotyku, więc nasze dłonie były w uścisku, a raczej maleńka moją wewnętrzną stronę podszczypywała, aż w końcu zasnęła, to przypomniało mi się, jak Tuśka kręciła bączki w mojej dłoni swoją piąstką, zanim zasnęła. Miałyśmy kilkumiesięczny (około czterech) epizod usypiania, kiedy po powrocie ze szpitala, reagowała płaczem, gdy znikałam jej z oczu, mimo że przez cały jej tam pobyt byłam codziennie w szpitalu po kilka godzin, do późnego wieczoru, a był to oddział zakaźny. Od niemowlęctwa ani Tuśka, ani Misiek nie mieli problemów ze snem i przesypianiem całych nocy. W swoich łóżeczkach. Misia zasnęła szybko i przespała 12 godzin, choć w nocy z dwa razy czułam, jak szuka mojej ręki. No cóż… Jak sobie rodzice wychowają, tak się wyśpią ;p

To był fajny weekend. Oderwany od domu, a co za tym idzie w przypadku OM i pracy. Może nie tak do końca cały, ale jednak ten czas podróży i pobytu w DM, był li tylko rodzinny. W niedzielę przed naszym wyjazdem dojechała Tuśka, która wykorzystała fakt, że poniedziałek ma wolny od pracy. Nie tylko zastała nas jeszcze w mieszkaniu, ale i Miśka z Misią.

Jestem bardzo wzruszona Waszą obecnością i wsparciem. Aby się nie rozczulać i nie użalać nad sobą, dawkuję sobie blogi, dlatego zaglądam rzadziej, ale to oznacza tylko tyle, że jak mam się zalać łzami ze wzruszenia to hurtowo 😉 No i wciąż (jeszcze cały ten tydzień) mam odskocznię od myśli zdrowotnych i politycznych, bo oglądam tenis. Tym razem w dzień, choć wczorajszy mecz skończył się przed północą. Potem będzie przerwa aż do końca grudnia. I jak ja to przeżyję? ;p

Jesień swoimi barwami zachwyca. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jechałam jako pasażerka trasą do DM, którą od ponad 30 lat pokonuję przynajmniej raz w miesiącu, ale były lata, że co najmniej raz w tygodniu… Starą trasą jak ja to mówię, a 1/4 jej przebiega lasami. I cieszy oko.

Tu zupełnie inny las…

przystanek jaki zrobiłam w drodze z ŚM, gdzie byłam z wizytą w salonie fryzjerskim, by złapać oddech. Często tak się zatrzymuję, choć nie, wróć, bo żeby być uczciwą to dopiero od kilku lat. Kiedyś życie mną poganiało, a ja traciłam oddech. Choć muszę przyznać, że lubiłam to i zdarza mi się zatęsknić za tamtym życiem. Przez moment.

Dziś pierwsze posiedzenie nowego Sejmu. Wszystkim wyborcom PISu proponowałabym zamknąć oczy i wsłuchać się w to, co od dwóch czy trzech dni mówi Tusk i Kaczyński. Porównać narrację. Dla wrażliwych, uczciwych, przyzwoitych i mających dobro, ale przede wszystkim pojednanie i zjednoczenie się obywateli na sercu, refleksja może być tylko jedna: Tusk to mąż stanu na skalę europejską, potrafiący wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów, a prezes opętany nienawiścią, cynicznie wykorzystujący i podżegający swój elektorat do nienawiści do wszystkich tych, którzy nie podzielają jego wizji kraju, Europy, Świata. Nie wyciągnął żadnych wniosków, oprócz jednego, że zawsze w narodzie znajdą się ci, co karmią się nienawiścią do inności, a nie miłością do człowieka…

W sieci, jeśli ktoś nie oglądał w telewizji, jest mnóstwo zdjęć z niepodległościowych marszów z wielu miast, i co tu dużo mówić, ten w stolicy był najbardziej ponurym obrazem wyrazu „radości” z wolnej Polski. Oby takie obrazki już odeszły na zawsze wraz z obecną (jeszcze) władzą!