Muszka…

Ubrudziłaś się…(ile razy ja to słyszałam)…gdzie?…Na policzku…automatycznie ręka wędruje do góry i próbuje zetrzeć to „coś” by po sekundzie stwierdzić, że to przecież stały „element” mojej twarzy…pieprzyk. Naturalny, wyrazisty …koloru czekolady. Podobno w tym sezonie sztuczny pieprzyk czyli tzw. muszka stał się super-modnym dodatkiem do makijażu…dodającym seksapilu i pikanterii… Hmmm brzmi interesująco ;-))

Brzmiało…do wczoraj…no nie pieprzyk w nocy nie zniknął…za to na twarzy pojawiły się …No właśnie sama nie wiem jak to nazwać…cała w tym jestem…nie tylko twarz. Mąż rano badawczo mi się przyglądał…jakoś niczego szczególnego…hmmm ponętnego w jego wzroku nie dojrzałam…ale co tam widzi facet zaspanym okiem…Jednak gdy sapnął…chyba z troską, że wysypało Cię…jak katapulta wystrzeliłam z łoża do łazienki…Nie był to widok zachwycający…a tym bardziej seksowny…hmm może pikantny…bo to wygląda jakbym siebie ketchupem popryskała…No pięknie…tzn. okropnie…Bo ja jestem uczuleniowiec…na leki…a wczoraj musiałam coś połknąć by się wyleczyć…W końcu wiem …bo to nie pierwszy raz…i nie dam sobie wmówić, że to być może od czekolady…co nie śmiało mi zasugerował mój małżonek…