A może tylko matek? Młodych.
Nie generalizujmy, choć w środowisku od dawna chodzą słuchy, że to wredna istota względem własnej płci jest.
Sprawa o alimenty na kilkumiesięczne dziecko. Pada pytanie do matki, na co są jej potrzebne pieniądze, które przyszła wywalczyć dla swojego dziecka od nieodpowiedzialnego z własnego wyboru ojca.
– Na pampersy, na chust…- nie zdążyła dokończyć, gdy za stołu sędziowskiego pada riposta:
– Pampersy?Tetrowe pieluchy! Prać!, a tyłek pod kran i myć!
– Zupki, odżywki, mleko, ubr…
-Gotować!…A nie kupować!…
I tak do samego końca trwał ten żenujący spektakl na jakże szacownej scenie, jaką jest sala rozpraw, z udziałem przedstawiciela niezawisłego sądu, organu władzy…i młodej, zaskoczonej i przestraszonej matki, rozumiejącej, że jakieś pytania muszą paść, ale dlaczego padają z taką agresją i awersją do jej osoby.
To nie ona przecież porzuciła chłopaka- kilkuletni związek- i własne dziecko, bo nagle zrozumiała, że za wcześnie na zabawę w dom i rodzinę. Ale to ona poczuła się upokorzona, że musi walczyć na sali sądowej o lepszy los dla własnego dziecka, słusznie twierdząc, że ma ono ojca, którego obowiązkiem jest między innymi ponoszenie kosztów z tym związanych. To ona, mimo ciąży, porodu i opieki nad dzieckiem skończyła licencjat i chce dalej się kształcić, aby zapewnić sobie i dziecku lepszy byt, a pracujący i zarabiający ojciec nie poczuwa się do żadnego obowiązku. Ale to ona w obliczu sędziny jest teraz tą, która chce wyłudzić pieniądze na ekstrawaganckie, wydumane potrzeby dziecka. Dziecka, które ma dwoje rodziców, jakby nie było…
Oczywiście alimenty zostały zasądzone. Bo trudno by było obronić inną decyzję. Ale przy okazji sędzina zrobiła wszystko, by młoda matka, kobieta poczuła się upokorzona i wyszła z przeświadczeniem, że jest rozpustną naciągaczką-w oczach sędziny…