Przetańczyć całą noc…sylwestrową…
Miesiąc: Grudzień 2011
I po…
I po… świętach, choć ja jeszcze wciąż przed. Tak to jest, gdy świętuje się również i 6 stycznia 🙂
Idą święta…
Niektórzy mimo upływu lat, wciąż z radością dziecka czekają na święta. Bez przymusu rzucają się w wir przygotowań, aby tradycji stało się zadość. Planują generalne porządki, prawie remonty, zakupy, strojenie, gotowanie, pieczenie… Nie udają radości, nie szukają nastroju, bo on w nich jest. Co roku.
O jednym tylko marzę, by nie robić nic…
Klient jak ten intruz, wciąż czegoś chce…
Pojechałam do miasteczka, żeby w banku zlikwidować rachunek, bo tak naprawdę nie korzystałam z niego. Z tego rachunku, z tego banku. Bank jak bank ani duży, ani mały. Kilka stanowisk, kilka pań obsługujących. Kiedy weszłam, nikogo z klientów nie było. Po prawej stronie kilka pracownic banku zebrało się w kupie i o czymś dyskutowało. Mnie interesowała lewa strona, gdzie mieściły się kasy. Trzy. W dwóch z nich, poza informacją, że kasa nieczynna, nikogo nie było. W trzeciej siedziała pani i rozmawiała przez telefon, a tabliczka stojąca na blacie informowała, że: kasa chwilowo nieczynna. Stanęłam w przepisowej odległości i czekałam, aż pani skończy. Minutę, drugą, trzecią…i pewnie nie byłoby to nic dziwnego, ale pani pytlowała w swoich prywatnych sprawach. Trudno było tego nie usłyszeć. Gdy się wylewnie pożegnała- pewnie z kimś sobie bliskim- poprosiła mnie i w końcu się moją sprawą zajęła.
Prawo serii…?
Najpierw oberwało auto Miśkowe. Na parkingu, czekając, aż jego właściciel zrobi zakupy. I nieważne, że parking ze szlabanem na złotą kartę oraz monitorowany, jeśli akurat kamera w tym miejscu nie miała zasięgu. A klient, który to zrobił, nie był „zwyczajnym bohaterem” i nie zostawił za wycieraczką telefonu kontaktowego. Potem Tuśka miała stłuczkę. Jej wina, gdyż wjechała komuś w zad. I nieważne, że jadący z przodu facet, przejeżdżając skrzyżowanie świetlne, nagle hamuje bo, mu dzwoni komórka i musi ją znaleźć. A dziś Osobisty Małżonek od rana informuje, że w nocy go okradli, a właściwie nasze auto firmowe.
Przećwiczona ;)
Młody kierowca na drodze…
Młody kierowca- zarazem młody człowiek- jadąc służbowym busem spowodował wypadek na trasie szybkiego ruchu. Zagapił się lub raczej przysnął i na prostej drodze wjechał w tył osobowego auta, którym poruszało się starsze małżeństwo. Różnica prędkości musiała być spora, gdyż uderzenie było dość mocne, pasażerowie uderzonego auta zostali zakleszczeni i po wydobyciu przez strażaków znaleźli się w szpitalu. Ich auto pewnie poszło do kasacji, a przód służbowego busa został zmasakrowany. Ale nie o stan aut w tym wszystkim chodzi. Młody kierowca jako pracownik firmy został pouczony przez pracodawcę- i to nie raz- by bezpiecznie zachowywał się na drodze. Miał jeździł ostrożnie, zgodnie z przepisami, a nawet wolniej niż one pozwalają, szczególnie na trasach szybkiego ruchu lub autostradzie. Po wypadku pracodawca w pierwszej chwili miał ochotę zwolnić pracownika, który na prostej, dwupasmowej drodze, przy pięknej pogodzie spowodował wypadek, przekraczając sporo prędkość, ale po opadnięciu emocji, postanowił dać jeszcze szansę, wierząc, że to, co się stało, będzie nauczką. A dotkliwe konsekwencje wyciągnie również sąd. Sąd skazał młodego kierowcę na rok w zawieszeniu, dołożył niecałe 2 tysiące grzywny oraz kilkanaście punktów karnych. Chłopak poczuł się wielce pokrzywdzony, twierdząc, że kara jest zbyt duża do przewinienia. Dzień po wyroku, pracodawca zrobił eksperyment, wsiadł jako pasażer do auta, które prowadził młody kierowca-tak pokrzywdzony przez wymiar sprawiedliwości- i udając, że śpi, obserwował jego jazdę. I co się okazało? Oczywiście jechał za szybko, miejscami przekraczając prędkość nawet o 30 km, a wchodząc w skręt 90.stopniowy miał na liczniku 60 km. Gdy się zatrzymał, usłyszał od pracodawcy, że on mu daje 1000zł mandatu, i że nic ten wypadek go nie nauczył. Dodał jeszcze, że brawura młodych na drogach prowadzi do tego, że nie tylko sami się pozabijają, ale też innych użytkowników, którzy przepisy przestrzegają.
Czas na wnuki…?
Kiedyś to było oczywiste, że zaraz po ślubie jest czas na dziecko. Bo kiedyś, gdy ludzie się pobierali, to po pierwsze chcieli w końcu zamieszkać razem, a po drugie stworzyć rodzinę. Pełną rodzinę.