Kiedy w niedzielny wieczór Pańcio wychodził do domu, zapytał się: Babciu, a przyjdziesz jutro na Jasełka do przedszkola? A chciałbyś? Tak!!! To przyjdę. W odpowiedzi zobaczyłam szeroki uśmiech na buzi i gest „Marcinkiewicza” 🙂
Tak naprawdę do pod znakiem zapytania było nie tylko moje uczestnictwo, ale i samego Pańcia, który cały tydzień nie chodził do przedszkola. Zresztą jeszcze w piątek pod znakiem zapytania stało całe przedstawienie, bo w przedszkolu było tylko sześcioro dzieci. Jakieś szalone wirusy panują!
Rano dostałam od Tuśki wiadomość potwierdzającą z godziną rozpoczęcia. Ucieszyłam się bardzo, bo tak się do tej pory składało, że tylko raz- na pasowaniu na przedszkolaka- byłam w przedszkolu na tego typu podobnych uroczystościach. Albo mnie skorupiak znokautował, albo Pańcio się rozchorował bądź wyjechał. Tym razem odbyło się wszystko jak należy 🙂
Pani Kasia- przedszkolanka, która opiekowała się również moimi dzieckami jak chodziły do przedszkola- przygotowała przepiękny spektakl muzyczno- taneczny, a sala była profesjonalnie udekorowana: granatowy sufit ze świecącymi się gwiazdami i takimi zwisającymi z sufitu, szopka, choinka, stół z darami, domek Dorotki…Dzieci pięknie przebrane: białe anioły z przepięknymi skrzydłami z aureolą z piór- cudo! Pańcio był królem, co w darze przyniósł złoto dla Jezusa. Siedziałam oczarowana, bo zrobić spektakl z wszystkimi dziećmi w rozpiętości od 3. lat do 6. to nie lada wyczyn. Kilka zaśpiewanych kolęd i piosenek świątecznych, a wszystko to połączone rolami mówionymi. Wzruszałam się co chwilę i powstrzymywałam łzy, coby nie robić przedstawienia z siebie samej;p Na koniec przyszedł Mikołaj i wszystkim dzieciom wręczył paczki 🙂 To była niespodzianka.
Oczywiście Pańcio z przedszkola wyszedł ze mną. Zajechaliśmy na pocztę wysłać paczkę, którą szykowałam wczoraj już bardzo późnym wieczorem. Gdyby nie wyjście na Jasełka, to pewnie nie zlazłabym w sobie siły i paczką zajęłabym się po świętach. A tak, choć to nie „paczka marzeń”, to mam nadzieję, że dotrze na czas i ciut osłodzi święta. ( I mam nadzieję, że żaden już kurier pocztowy nie domaluje długopisem krzyżyka w kwadraciku przy opłacie adresata i nie wyłudzi pieniędzy za paczkę opłaconą!!!).
Pańcio spytał się mnie czy w przedszkolu był prawdziwy Mikołaj. A jak myślisz?– odpowiedziałam ( co za baba, która na pytanie odpowiada pytaniem ;)). Nie– ale widzę niepewność w oczach. Potwierdzam i dodaję, że to jeden z pomocników św. Mikołaja. Na buzi widać ulgę i zaraz słyszę: ty też dziś byłaś pomocnikiem tylko nie miałaś ubrania! ( Jakiś czas temu tłumaczyłam Pańciowi, że czasami tam, gdzie Mikołaj nie zdążył sam albo jego pomocnicy, to żeby dzieciom nie było przykro, to inni dorośli pomagają Mikołajowi w doręczeniu paczek).
Wspólny dzień zakończyliśmy, grając w nową grę od Mikołaja.
I szczerze mówiąc, czekałam na moment, aż Tuśka zabierze go do domu, żeby móc się zakopać pod kocyk, bo całkiem opadłam z sił. Taka jakaś obolała, bez najmniejszych oznak energii. Ale warto było!
***
Wracając do tematu świąt- trudno w tym przedświątecznym czasie uciec od niego- chciałabym o czymś wspomnieć, co zauważam już od kilku lat. A mianowicie, że wielu ateistów obchodzi święta, które w końcu są świętami religijnymi. Od dawna już trwa „świecka tradycja” kupowania choinki, przystrajania domów, kupowania prezentów i spotkań rodzinnych przy stole z typowo wigilijnymi potrawami, bez śpiewania kolęd i uczestnictwa w pasterce czy mszy świętej w pierwszy i drugi dzień świąt. Z drugiej strony, zdeklarowani katolicy potrafią w tym czasie wyjechać na tropikalne wakacje. Wierzący często zarzucają hipokryzję niewierzącym, mówiąc, że jak nie wierzą to, po co obchodzą i ulegają tej magii- nie wierzysz, to nie obchodź!
Uważam, że nie ma hipokryzji w słowach- a raczej jest szczerość- iż ulegają tej magii świąt, bo wszyscy i wszystko wkoło się wokół nich kręci. Że choinka, prezenty i wspólna wieczerza z potrawami wigilijnymi to czas radości, miłości, bliskości. I to wszystko bez podłoża religijnego. Taka „świecka tradycja”, szczególnie dla tych, którzy mają dzieci. Bo cóż jest złego zaprowadzić dziecko i pokazać szopkę, tłumacząc, co dla wierzących znaczą narodziny Chrystusa?
Że więcej hipokryzji jest wtedy, kiedy wierzący człowiek nie ma ochoty urządzać świąt- z różnych powodów- a jednak to robi, ulegając presji rodziny. Dzieli się opłatkiem i z zaciśniętymi zębami składa życzenia teoretycznie bliskiej sobie osobie. Bo w ten dzień trzeba okazać sobie miłość, mimo iż konflikty trwają już latami. Pójdzie na Pasterkę, ale w duchu się modli o to, aby goście już się rozjechali, aby mieć święty spokój. Żałuje wydanych pieniędzy i czasu spędzonego razem…bo najchętniej ten czas spędziłby sam ze sobą.
Ktoś powie, że drzewo udekorowane w domu, prezenty, wspólna wieczerza to uleganie konsumpcji, jak nie ma w tym tła religijnego. A czy wierzący jej nie ulegają? I nie tylko w czasie świąt dwa razy do roku, ale jak się przyjrzeć chrzcinom, komuniom, weselom w chrześcijańskim wydaniu, to ma się wrażenie, że religijność już dawno wyzionęła ducha…
Znam wiele rodzin, które od lat już w czasie świąt nie chodzą do kościoła, choć nie są deklarowanymi ateistami, a święta urządzają tradycyjnie.
Obchodzenie świąt w narodzie (na świecie) nie zginie, również dzięki ateistom. Co najwyżej coraz mniej owieczek będzie w tym czasie w kościele, wszak co roku przybywa nieochrzczonych dzieci. Tak, mamy „dobrą zmianę” i być może, jak uda im się wygrać kolejne wybory, to chrzest dziecka będzie warunkiem przyjęcia do przedszkola bądź szkoły…U fanatyków wszystko jest możliwe…
***
Za oknem sypie śnieg tworząc klimat…Pięknie byłoby, jakby święta były białe- od lat raczej mamy mokre na plusie. No cóż…taki klimat 😉 Nie można jednak zapomnieć, że to nie pogoda, ozdoby, prezenty, potrawy a my- ludzie- tworzymy bliskość, serdeczność i magię tych świąt…I takie jest ich przesłanie.
******
DOPISEK!
Wtorek postanowił kontynuować ten wzruszający początek…
Zadzwoniła Tuśka, że dostała telefon od p. pielęgniarki z poradni, że jest już wynik. A po chwili drugi, od lekarza, który wprawdzie powiedział, że nie może powiedzieć jaki jest wynik, ale powie, że w zmianie nie było komórek nowotworowych!!! Jeszcze!- bo jest to zmiana typu przed i wizyta u onkologa jest konieczna, bo dopiero onkolog określi co dalej ( może badanie węzłów). Dodał, że proszę się nie martwić, nic złego się nie dzieje, ale trzeba to mieć pod ścisłą kontrolą…
Kamień z serca! I choć jeszcze drobne kamyczki pozostały, to ryczę…
Dziękuję za MOCE i za to, że JESTEŚCIE!!!
A tego lekarza co zadzwonił, najchętniej bym wyściskała, za empatię! Toż wie, że to młoda kobieta, z tak ogromnym obciążeniem, więc…
I jak nie wierzyć w magię świąt??? 😀