Zlewając(o) i olewając(o)…

Jak zapewne u większości z was, mnie też dni się zlewają i sączą się monotonnym ciurkiem jak woda z nieszczelnego kranu, bez fajerwerków, gdyż w strukturze dnia nie ma jakichś znaczących wyrw, więc wprawdzie zauważam, że to już dzień bądź noc, ale jaki konkretnie, ni chu, chu…steczki. Dlatego głos Oskarowej, który usłyszałam, odbierając numer niezapisany w kontaktach, wprawił mnie w stupor… Jesteś tam?  Jestem tu, a nie tam (tam, czyli w domu) pomyślałam automatycznie, żeby nie napisać idiotycznie, bo co to za różnica, jak wynik aktualnej morfologii i tak miałam podać telefonicznie. Uzyskałam też informację, że po majowej wizycie jak wynik potraktowania mnie wiązką napromieniowania będzie przyzwoity tudzież moich krwinek, to wydadzą mi trzy opakowania piguł- do następnego TK- ale będę musiała co 4 tygodnie robić morfologię i dzwonić do nich, aby podać wynik owego badania. Logiczne, bo skąd mają wiedzieć, że oto właśnie piguły- w zwolnionym tempie, ale jednak- mnie nie zabijają przy okazji trzymania skorupiaka w ryzach. Sama bym się nie domyśliła, bo we mnie tyle silnej woli, że potrafię funkcjonować jako ten żywy trup, co już niejednokrotnie udowodniłam.

Niby nic takiego- wyjście do pobliskiej prywatnej przychodni, którą poleciły mi Dziecka Młodsze, mające tam wykupiony abonament- a zasnąć nie mogłam, wsłuchując się w odgłosy kropel deszczu padających na zaokienny parapet. Niewyspana, w dżdżysty dzień, pomaszerowałam upuścić krew, wiedząc, że zastanę tam profesjonalny personel i zostaną zachowane wszelkie reżimowe standardy. I tak było. Jedyny mankament, że wyniku nie mogę otrzymać internetowo (mogą tylko osoby z abonamentem), więc upoważniłam syna. Tylko i wyłącznie z tego powodu, że poruszanie się w maseczce to dla mnie katorga. Oddycham ustami, a wtedy szkła od razu zaparowane…sapię jak stary parowóz, i zwyczajnie płakać mi się chce, że ze mnie taki słabeusz. Przecież w lesie pokonałam 5 kilometrów, owszem, odpoczywając na pniaku, ale jednak, a w miejskiej dżungli, w masce na twarzy, po kilku krokach robi mi się słabo. Ba! Od razu łapie mnie permanentny kaszel, którego nie powstydziłby się rasowy gruźlik.

W nagrodę w mieszkaniu czekały na mnie smakołyki przywiezione przez OM, z którym widziałam się tylko pięć sekund… ech…

Majowe wybory olewam, co postanowiłam już słuszny czas temu. Tylko zżera mnie ciekawość, gdzie zostanie dostarczona koperta, mając samej dylemat, jaki adres do kontaktu podać w przychodni. W takiej sytuacji jak ja są setki tysięcy ludzi. I nie rozumiem tych kandydatów opozycji, którzy wciąż nawiązują do mobilizacji. Jeśli wybory majowe się odbędą, niezależnie w którym z trzech terminów, to żebym mogła zagłosować, to pewnie musiałabym wrócić do domu, a potem odstać w kolejce do skrzynki odbiorczej… Zbyt duże poświęcenie dla legitymizacji czegoś, co wyborami nie będzie. A pohukiwanie albo kaznodziejstwo nie robi na mnie wrażenia. Nie zachęca, a wręcz przeciwnie- zniechęca do kandydatów.

Nie rozumiem też rządzących, ale to stan permanentny, więc tu akurat zaskoczenia nie ma. Od 4 maja mają ruszyć galerie handlowe, hotele, od 6 żłobki i przedszkola, a ludzie, którzy na co dzień mieszkają w Polsce, ale pracują u naszych zachodnich bądź południowych sąsiadów, nie mogą przekraczać swobodnie granicy bez odbycia dwutygodniowej kwarantanny. Dla mnie to tak absurdalny zakaz/nakaz. bardziej niż ten wcześniejszy o wstępie do lasu. Czy nie mogłyby takie osoby dostać stałej przepustki? Przecież nikt w kraju po powrocie z pracy (tak, tak są tacy, co pracują normalnie, a nie zdalnie) nie odbywa kwarantanny, więc dlaczego muszą to robić przygranicznicy (stworzyłam sobie słowo ;p)?

Jakiś czas temu odezwała się Ira, która sprzątała mieszkania w DM przed wyjazdem na Ukrainę, ale że po powrocie mieszka teraz w innej miejscowości, to nie za bardzo mogła przyjechać, więc sama wzięłam się za porządki. Kiedy ponownie się odezwała, to mimo iż tak naprawdę ogarnęłam sama, to stwierdziłam, że zawsze się coś znajdzie plus mycie okien. I to była dobra decyzja, bo oboje z mężem nie mają pracy; ludzie siedzą w domach to i sami robią remonty i sami sprzątają. OM zadzwonił do swojej fryzjerki, dowiedzieć się, czy przyjmuje, bo się zorientował, iż nikt z tych, których spotyka, nie wygląda, jakby właśnie wrócił z półrocznego pobytu na bezludnej wysypie, i zrobił to nie tylko z samej ciekawości, ale też z troski, czy nie pracując, nie potrzebuje jakiejś pomocy, choćby przez wykup karnetów, żeby wspomóc ją na ten czas. Pani podziękowała, mówiąc, że mąż dobrze zarabia, więc ona nie musi schodzić do podziemia, zresztą nie zrobiłaby tego, mając w rodzinie osobę chorą onkologiczne, ale bardzo jest jej miło, i jak tylko otworzy zakład, to zadzwoni do OM i obsłuży go w pierwszej kolejności. Miłe.

Popadało. Mało. Ale i tak cieszy. Majówka ma być mokra, co absolutnie mnie nie martwi, wręcz przeciwnie. Niech leje!

Uśmiechu dla Was 🙂

P.S. W środę było ponad 400 wykrytych zakażeń, to nijak nie ma się do stwierdzenia, że mamy sytuację ustabilizowaną, szczególnie że minister wciąż twierdzi, że szczyt mamy przed sobą, więc skąd to nagłe poluzowanie? Zapowiedzi wcześniej były zupełnie inne. Pusta kasa jak nic… PKB poleciało na łeb i szyję… a oszczędności brak, mimo prosperity, którą się chwalili rządzący, i tych miliardów z vat-u… więc jest nacisk na ministra zdrowia. I dla jasności, znam mechanizmy gospodarki, i nie znam się na pandemii, żeby twierdzić kategorycznie, że to za wcześnie na ten przykład. Bo uważam, że trzeba pozwolić ludziom wrócić do swoich biznesów przy jednoczesnych mocno wyśrubowanych sanitarnych obostrzeniach. Ale! Może dopiero, kiedy liczba zakażeń dziennych wyraźnie zacznie spadać. Dlatego nie rozumiem, dlaczego nagle to, co było w trzecim etapie, znalazło się w drugim… Jakie dane o pandemii w kraju o tym zadecydowały. To mnie ciekawi.

Gdzie wyruszacie na majówkę? Serio się pytam.

dopisek:

tak, wiem, że i tak już przydługo, ale gdyby kogoś zastanawiało dla czego w woj. lubuskim jest tak mało wykrytych zachorowań…

To treść z pisma wojewódzkiej stacji epistemologicznej rozesłana do szpitali: LPWIS informuje, że z dniem 21. 04 br. przepustowość laboratoryjnej diagnostyki wirusa SARS- Co V-2 zmniejszyła się do 80 próbek dziennie w ciągu doby. Zmniejszenie przepustowości związane jest z brakiem dostępności na rynku niezbędnych do badań zestawów do izolacji automatycznej wirusa.

 

(Nie)wykonalne…

Lubię to zmęczenie na koniec dnia wynikające z nadmiaru powietrza i kroków, gdy pod stopami górskie kamienie, nadmorski piasek bądź leśny chrust… Kiedy po powrocie, wystarczy przyłożyć głowę do poduszki i odpłynąć w senny świat iluzji. Mnie nie potrzeba zbyt wiele by je poczuć, ale się rozkręcam, bo ostatni spacer to 5 km i prawie 8 tys. kroków, ale co ważniejsze… w towarzystwie. Tak, z premedytacją umówiłyśmy się z PT na spotkanie w lesie przy ranczu. To były dwie godziny wolności, gdzie świat ze zjadliwym wirusem z każdym krokiem zostawał gdzieś tam daleko za nami… Siedząc na pieńkach w przepisowej od się odległości, przegadałyśmy wszystkie tematy, które nie zdążyłyśmy omówić telefonicznie, a i tak mogłyśmy pytlować w nieskończoność… ale będąc w lesie, nasza uwaga skupiała się też na tym, co wkoło… Wiedziałyśmy, że gdzieś po lesie kręcą się moje Młodsze Dziecka wraz z psem, bo stało ich auto na parkingu, więc odpoczywając w strategicznym miejscu, doczekałyśmy się ich wynurzenia się z któreś tam ścieżki- dołączyli na chwilę do nas. Cztery osoby i pies… Rodzina, bo PT nią jest… Podczas wspólnej rozmowy padły pytania o ślub i wesele i usłyszałyśmy, że chcą, by byli wszyscy, których kochają…Dziecka poszły do Dziadka, bo Misiek musiał jeszcze przejrzeć jakieś papiery związane z pracą, a my dalej w głąb lasu, ścieżką jeszcze przeze mnie nieuczęszczaną. Dla PT też ten las to wielka tajemnica, mimo iż w nie całkiem dawnej przeszłości (w końcu to miejsce jest „nasze” od niecałych dwóch lat, a Tata w nim bardziej pomieszkuje od 2-3 miesięcy) odwiedziła mojego tatę na ranczo, ale nie zakodowała sobie, że las to jego najbliższy sąsiad, na dodatek tak bardzo gościnny…

Miałyśmy jeszcze jedno bliskie spotkanie, i to zaraz przy głównym tracie leśnym… dostojnym krokiem przeciął nam drogę jelonek… nie uciekając w galopie w głąb lasu, tylko pozwalając się sfotografować, a nawet nagrać filmik (szczęściarze mogą zobaczyć na FB ;)), co było niesamowite, zważając na nasz spóźniony refleks… W takich momentach żałuję, że w ręku mam tylko telefon. Nie zgodzę z tym, że robi tak samo dobre zdjęcia jak profesjonalny aparat (szczególnie ten z teleobiektywem), mimo iż naprawdę aparaty w telefonach są coraz lepsze i w zupełności wystarczające. I również można zrobić nimi piękne zdjęcia. Ale nie, jak chce się zrobić idealne bądź uchwycić pędzące chwile…

Tak czy siak, a raczej tym czy owym, to jednak w naturze wszystko jest i tak piękniejsze! A jakie przeżycie! 🙂

 

Przywitałam dziś kuriera w piżamie, bo usłyszawszy bladym świtem kole 10. dzwonek domofonu, myśląc, że to Misiek, wpuściłam, otwierając szeroko drzwi do mieszkania, jak to mam w zwyczaju (to zwyczaj na czas zarazy)… Kiedyś wpuszczę mordercę zamiast dostarczyciela kryminałów ;pp Dwa razy już złapałam się na tym, że przez całą noc drzwi nie były zakluczone… No i mamy z OM dylemat w sprawie skrzynki odbiorczej, bo nie posiadamy takiej. Jakoś przez ponad 30 lat nie była nam potrzebna. Tuśka też nie posiada, bo cała korespondencja do niej ląduje u nas. OM i Zięć się burzą, że nikogo, prędzej utłuką niczego wieszać nie będą, ale może ich przekona fakt, iż jak dojedzie do tych wyborów, to z listonoszami, nawet tymi zaprzyjaźnionymi, będą chodzić fanatycy PiS-u, bo nikt normalny nie poszedłby dobrowolnie na tę hucpę zwaną pocztyliadą. Ech… Przewidziałam jeszcze zanim naczelny prezes zwerbalizował swoje życzenie, że uchwalą korespondencyjne wybory dla wszystkich. Ale! Nawet ja mam nadzieję, że im to się wszystko rozsypie jak domek z kart, bo nawet jeśli jest to wykonalne, to nie jest. Uczciwie, powszechne, tajnie… I tak jak wiem, co zrobię odnośnie wyborów, to sprawa skrzynki wciąż jest otwarta…

I dodam dla niezorientowanych, bo trudno się orientować we wszystkich zmienionych przepisach, choćby tych pocztowych. Od 22 kwietnia zniesiono obowiązek pokwitowania listów poleconych, również tych administracyjnych (wyłączając sądownicze i komornicze). Wcześniej zwolnieni z tego byli tylko ci adresaci, którzy złożyli odpowiednią deklarację na poczcie i na ich skrzynce był naklejony odpowiedni znaczek.

Bezbłędnego uśmiechu życzę 🙂

P.S. W naszym mieście w jednoimiennym szpitalu został zakażony personel, który oczywiście poszedł na kwarantannę… Do mojej wizyty w klinice jeszcze/tylko 3 tygodnie…

 

 

 

 

Podziemie kwitnie…

No cóż, przykład idzie z góry, wszak bez podpisanej ustawy o głosowaniu korespondencyjnym, drukowane są karty wyborcze…

Salon fryzjerski w ŚM, do którego chodzę już od prawie trzech lat, zamknął swoje wrota jeszcze przed oficjalnym zarządzeniem odnośnie zakładów fryzjerskich i kosmetycznych, nie tak jak właścicielka zakładu, do którego chodzi moja Ciocia, która wraz ze swoimi współpracownikami ustaliła dni i godziny, żeby każdy z nich przyjmował swoich klientów umówionych telefonicznie pojedynczo. W konspiracji. Ale przy zachowaniu wszelkich standardów dystansu i dezynfekcji, tak, żeby nie dochodziło do spotkań klientów w lokalu. Czy wciąż działa i naraża się na karę, nie wiem. Ciocia była u niej końcem marca. Ja powinnam już ostrzyc się trzy tygodnie temu. Przy krótkich włosach to jest problem, ale… mam świetną fryzjerkę, więc choć usługa do najtańszych nie należy (120 złotych!), to dzięki profesjonalnemu strzyżeniu odrastanie nie jest (jeszcze!) tragiczne. Nawet odważyłam się spojrzeć na tył głowy, co ja na tej szyi już mam, ale na razie ma to jeszcze wygląd. Fakt, grzywka mi spada na oczy, ale rozłożona na boki, daje radę. I kto by się tam przejmował, jak i tak trzeba mieć maskę na twarzy ;pp

No, ale niektórzy to już patrzeć na siebie nie mogą, więc szukają jakichś kontaktów, coby w pełnej konspiracji poddać się fachowym nożycom. I wbrew pozorom wcale nie jest tak trudno znaleźć, bo ta branża, choć zeszła do podziemia, to pocztą pantoflową lub zaszyfrowanym komunikatem na swoich portalach dociera do potencjalnych klientów.  Hmm… widocznie pomoc od państwa to tylko kropla w morzu potrzeb, a powrót do legalnej pracy jest przewidywany dopiero w trzecim etapie, który nie wiadomo kiedy nastąpi. Jeżdżą więc nawet do domów klientek/klientów, a ci (niektórzy z nich) organizują fryzjerskie party- ściągając swoich znajomych w potrzebie, całymi rodzinami wręcz. I tak taki fryzjer zamiast ostrzyc jedną głowę, ma ich kilka, więc tym chętniej przybywa. Rodzice, czekając na swoją kolej, wypiją wspólnie kawkę, a dzieci razem się pobawią. Co tam pandemia i związane z nią obostrzenia, grunt to poprawić sobie samopoczucie własnym wyglądem. A że przy okazji takiego spotkania jedno dziecko złamało rękę, a drugie wybiło zęba, to tylko przypadek-wypadek 😉 No, ale gdyby nie to, to sprawa się by nie wydała, że pewna rodzina mimo prośby seniorki i obietnic z ich strony ma głęboko w odwłoku utrzymanie dystansu społecznego, więc towarzysko się udziela (nie tylko przy okazji robienia porządków na głowie), nakazując milczenie dzieciom, kłamiąc babcię i również rodzinę wspólnika-brata, którego żona nawet z własnymi rodzicami widzi się rzadko i na odległość, a ich dzieci nie miały kontaktu fizycznego z drugimi dziadkami od samego początku ogłoszenia pandemii. Bo takie były ustalenia… Po to, żeby chronić seniorkę…

 

Las otworzył swe wrota przede mną… zaprosił swą soczystą zielenią pod bezchmurnym błękitem niebios…

94016111_692097118224384_4893385707826970624_n

tak się prezentuje leśna droga tuż przy parkingu przed ogrodzeniem/główną bramą na  ranczo..

Otulił swą ciszą zakłóconą jedynie świergoleniem ptaków, wysysając wszelkie złe emocje, pozwalając na kompletny odlot w celu kontemplacji wyłącznie pięknych chwil… Las zawsze służył mi do wykrzyczenia tego, co uwiera, boli i złości, ale tym razem nie musiałam tego robić… bo sam fakt oddychania pełną piersią mnie uradował tak, że wszystkie niepokoje ulatniały się z każdym krokiem, kolejnym oddechem… robiąc miejsce na niemyślenie. Nie byłabym sobą, żeby nie skręcić w mniej uczęszczaną ścieżkę, mimo iż las mi kompletnie nieznany, ale nie czułam strachu, wręcz przeciwnie… czułam się bezpiecznie.

94191236_555914145309793_1830126336950140928_n

Doszłam do polany, a właściwie wyrąbiska, gdzie klapnęłam sobie na pniu ściętego drzewa, wystawiając twarz i dłonie do słońca, żeby złapać odrobinę witaminy D, która ma zbawienny wpływ na naszą odporność, w towarzystwie motyla, którego PT (jak jej przesłałam zdjęcie) wzięła za kurę, bo oglądała bez okularów. Dlaczego… a to już takie powiązanie naszych wcześniejszych dyskusji i fotorelacji prawie międzynarodowych 😉

94481908_2979223558839078_8195296091852242944_n

Nie wiem co bardziej mnie zachwycało: zieleń czy błękit…

 więcej zdjęć oczywiście na ścieżkach, czas był je odkurzyć 😉 KLIK

To cudowne miejsce jest tylko 15,5 kilometra od mieszkania- moje marzenie, żeby mieszkać w pięknych okolicznościach przyrody blisko DM, być może zrealizuje Misiek, jeśli w gminie ugną się i część działki przemysłowej przekwalifikują na budowlaną, to wybuduje tam dom. Mniej więcej ( ciut mniej) taka sama odległość jest z kamienicy, w której mieszka i ma biuro firmy. Jechałam 23. minuty, bez pośpiechu, a dojazd w 2/3 pośród miejskiej zieleni (park i lasek) oraz okolicznych lasów.

Uśmiechu dla Was 🙂

P.S. Biblioteka Narodowa opublikowała, że stan czytelnictwa wzrósł nam do 39% (za rok 2019), to jest o dwa punkty procentowe, niż za poprzedni. Ciekawa jestem, do jak dużego wzrostu przyczyni się pandemia, a może nie? Jak to u Was jest, więcej czytacie? Ja muszę przyznać, że teraz w tym odosobnieniu to dużo mniej niż zazwyczaj… Dziwne…

 

 

Głupota nie ma kwarantanny…

Człowiek siedzący na tyłku w domu to automatycznie mniej zanieczyszczeń środowiska. Niebo zachwyca nas swym błękitem, powietrze przejrzystością, nie zostały zdeptane krokusy na polanie chochołowskiej, dzikie zwierzęta coraz śmielej sobie poczynają, czując w końcu, że to one są gospodarzami lasów i teraz w odwecie penetrują terytorium człowieka… Ale niestety głupota ludzka nie udała się na kwarantannę, czego dowodem jest pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym, gdzie spłonęło ponad 500 ha… Już mamy suszę, będzie jeszcze większa, bo prognozy nie są optymistyczne, więc zaraz odzyskany wstęp do lasu będzie nam (słusznie!) odebrany z powodu zagrożenia. Bo to człowiek jest największą niszczycielską siłą… jego działania bądź ich zaniechanie.

O głupocie naszych polityków, niezależnie z jakiej opcji dziś przemilczę, bo ta w czasie kiedy cały świat jest na kwarantannie, szaleje ze dwojoną siłą… Razi tym mocniej, gdy dotkliwiej uderza…

Dobrze się ma głupota powielania zmanipulowanych informacji. Nie, nie o koronawirusie, choć tych krąży i zaraża więcej i szybciej niż sam wirus. Różnych. Wspominałam o szykanach, jakie spotykają medyków, ale to nie oni są języczkiem uwagi społeczeństwa, a stróże prawa… Wiadomo, że policjant to też człowiek, więc żadne zachowanie nie jest mu obce, a mundur daje mu wiele przywilejów. I, że często one mogą być nadużywane. W sieci  pojawił się filmik, jak to policjanci wraz z żołnierzem patrolujący ulice DM pobili mężczyznę, który wyszedł na spacer z dzieckiem. Och, proszę państwa, dzieje się coraz gorzej… Taaa… mieszkańcom DM już sama nazwa ulicy powinna spowodować zapalenie się lampki czerwonej, ale nie ma co się uprzedzać. Historia ma dwie wersje, jak to bywa w takich sytuacjach. Dla mnie wiarygodniejsza jest ta, że to mieszkańcy wezwali policję (w tym kwartale miasta to częste, mimo iż coraz więcej tych kamienic to prywatne wyremontowane luksusowe apartamenty), gdyż grupka młodych ludzi z dziećmi w wózkach, pijąc piwo, klnąc i głośno się zachowując, mając w odwłoku  obowiązujące na ten czas zasady, również te współlokatorskie, została pouczona z nakazem rozejścia się, ale jeden z tatusiów, czując wsparcie swoich ziomków, bo to on jest tu panem na tej dzielni (podwórko studnia) przy aplauzie również tych pochowanych w mieszkaniach, ale dzielnie wspierających z okien, zaczął najpierw werbalnie, a potem fizycznie nacierać na funkcjonariusza prawa. No to oberwał i został skuty kajdankami… Całe zajście nagrała kamerka na mundurze policjanta, niecałe nagranie z okna przez zbulwersowanego ziomka zostało wypuszczone do sieci, a tam to już hulaj dusza… dostało się nie tylko policji, ale przy okazji również pisowi i jego zwolennikom. I tu mam taką refleksję, dlaczego te same osoby, co to nagranie udostępniają, nie udostępnią na przykład, jak dwoje policjantów przywiozło tort i kolorowe balony z okazji urodzin sześciolatki na kwarantannie… Tak, wiem, pytanie retoryczne…

Czas też ma w nosie kwarantannę i pędzi nie zważając na nic…

 

widok spod okna dziś

94134682_2267748573521004_1148690278920486912_n

i cztery tygodnie wcześniej

94078664_1506787596144012_4009810325430861824_n

Uśmiechu mimo wszystko 🙂

 

Nie ma plusów…

W sytuacji jakiej się znaleźliśmy…

Tak, wiem, że zawsze jakieś są, nawet choćby ujemne 😉 Wystarczy się skupić, wytężyć wzrok i je dostrzec. (Nie ma to nic wspólnego z umiejętnością cieszenia się drobiazgami- ot taki paradoks!). Tylko i tak nad nimi dominuje strach… przed zmianą. Utratą. Bo więcej tracimy niż zyskujemy. Jedni mniej, drudzy więcej… Na wielu płaszczyznach. Do tego dochodzi żal i obawa. Odczuwanie. Tym mocniejsze, jeśli nie widzi się tylko własny czubek nosa.

Niby wszystko jest okej. Ptaki śpiewają, słońce świeci, wszystko kwitnie wokół, tylko my zamaskowani, z dystansem. Skończyły się oklaski dla medyków, zaczęły się szykany i śledztwa prokuratorskie. Ot, nasze piekiełko… Bo nakazy zamiast testów i wystarczającej ochrony osobistej, uruchomienia większej ilości laboratoriów…

Zamiast groźby skuteczniejsza jest prośba, to dotyczy każdej sytuacji. Sześć tysięcy kopert, zaadresowanych, zaklejonych już jest roznoszone, mimo połowy składu pracowniczego, bo znaleźli się chętni na umowę zlecenie plus sołtysi. I nagroda. Dla tych osób, które, mimo iż mogłyby skorzystać z opieki bądź zwolnienia, cały czas pracują, również za te, co z tego skorzystały. Mimo iż to nie prywatny folwark, to mając takie możliwości, Tuśka chce wynagrodzić swój okrojony o połowę zespół, bo koronawirus pojawił się akurat w bardzo trudnym czasie, wymagającym wytężonej pracy. Roboty huk, więc wiele czynności wykonuje, które w normalnej sytuacji mogłaby komuś zlecić. Tak jak inwentaryzację nieczynnego miejsca na odpady w sąsiedniej wsi, położonego na uboczu, blisko lasu. Po przybyciu ujrzała intruza, który dostał się na zamknięty teren, więc krzyknęła do niego i widząc, że mężczyźnie wypadł nóż z kieszeni, w te pędy uciekła do auta. Intruz również pognał do swojego, ale Tuśka zdążyła zrobić zdjęcia i skontaktować się z policją. Złapali gościa, który okazał się znany funkcjonariuszom jako drobny włamywacz. Jak widać, policja nie tylko jest zaangażowana w ściganie obywateli łamiących zakazy miłościwie nam panujących. Ścigają też złodziei, nawet do OM zgłosili się policjanci z DM z prośbą, czy nie mógłby zgrać im z monitoringu obejmującego również kawałek naszej ulicy, nagranie z konkretnego dnia w konkretnych godzinach. Mógł.

A wracając do kopert, bo to jakby temat na czasie- panujący w naszym kraju, który wstał z kolan, zabierając wszelkie uprawnienia PKW, tak naprawdę całą hucpę z wyborami korespondencyjnymi zrzucą na pocztowców. A ci padną na twarz, roznosząc te miliony pakietów wyborczych, na dodatek nie dostarczając (bo brak skrzynki odbiorczej), będą narażeni na grzywnę. Wybory korespondencyjne są do zrealizowania, ale nie przez tych patałachów, nie podczas pandemii w tak krótkim czasie i, nie jako jedyna dostępna forma.

Uśmiechu dla Was 🙂

Bez pompy…

Bez fanfar, telewizji, czyli bez całej tej szopki medialnej z przedstawicielami władzy, piątkowym przedpołudniem (które brałam cały czas za poniedziałkowe) dotarł do mnie transport… życia. Przeżycia. Na czas zarazy. Nieokreślony. Słodki jeżu… czasem czuje się jak ten uchodźca (uciekłam z domu) skrzyżowany z ukrywającym się członkiem ruchu oporu, na którego ktoś wydał wyrok. Serio. Odwiedzają mnie tylko dwie zamaskowane osoby, i tylko w celach zapewnienia mi środków do przeżycia w odizolowaniu.

Konwój był skromny, bo składał się tylko z jednego auta i trzech zamaskowanych facetów, i tylko jeden z nich wszedł na górę- dla bezpieczeństwa ten, który od samego początku ma ze mną kontakt. Pełna konspiracja. Za to dostarczone artykuły wprowadziły mnie w euforię (małosolne! jaja własne i chleb z zaprzyjaźnionej piekarni!), ale widząc ilość, od razu przystąpiłam do handlu wymiennego. Jak za okupacji bywało. Za jaja dostałam kawałek węgorza; arbuzem, borówkami, malinami, kalafiorem, podzieliłam się z dobroci serca, czyli żeby się nie zmarnowało ;p Jak na czasy nam panujące, w dostawie znalazły się maseczki, płyn antybakteryjny, kremy do rąk… i papier toaletowy!

Pogadałam sobie z OM face- bez maseczki (ja w oknie)- to face- z maseczką (OM pod oknem)- chwilę, przez którą usłyszałam, że mam brudne auto, ktoś zarysował mi drzwi, i przebitą oponę… Słodki jeeeżżżżżuuuu… ja tu jak tak księżniczka uwięziona na wieży, a ten mi tu o Ceśce, którą obsrywają gołębie… i osiada na niej kurz. Normalnie romantyczny facet mi się trafił. Na szczęście w oponie tylko ciut zeszło powietrze… Ze mnie też, a raczej euforia, która przez chwilę mi towarzyszyła, ulotniła się jak przekuty balonik. Dotarło do mnie (kolejny raz), że to nie jest normalna sytuacja! A ja powoli się w niej urządzam… I nie tylko ja… A przecież wciąż mam często wrażenie, że to nie dzieje się…nie dzieje. Dzieje.

Mamuś, ten sąsiad na dole… bo wisi klepsydra. I tak się dowiedziałam, że kolega z ław szkolnych, z naszej „paczki blokowej” został sierotą. Mama mu zmarła niecały rok temu… Jakby sama zaraza nie wystarczała, żeby życie stało się trudniejsze…

Dzwoni Tata. Oznajmiam, że w sobotę przyjadę na ranczo, poszwendać się po lesie, pobawić się z psem… Słyszę, no to do jutra… Ale! Że co? jakie do jutra… za tydzień. I dopiero wtedy dociera do mnie, że to dopiero piątek… kolejny Wielki Piątek…

Wyparłam.

Dystans. Potrzebny. Nie tylko ten społeczny, ale do wielu rzeczy, na które nie ma się wpływu albo ma się niewielki. Trudno go mieć. Niełatwo utrzymać… Niektórzy nie potrafią, wystarczy popatrzeć na obrazki z miasteczek, gdzie urzędnicy rozdawali darmowe maseczki- tłumy ludzi niezachowujących odpowiednich odległości. Patrząc na to, potwierdza się to, o czym wiem od samego początku tej pandemii, że mój dystans długo się nie skróci, nawet jak już znikną wszystkie obostrzenia…

Zawsze mi się wydawało, że mam szeroką facjatę, szczególnie po braniu sterydów, ale te standardowe maseczki są na mnie za duże… ki diabeł.

Nieustająco uśmiechu dla Was 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Historia jednej koszulki…

Miesiąc temu OM miał swoje krzywe urodziny. Ta data wyryła mi się szczególnie, dlatego, że wtedy ostatni raz fizycznie widziałam się z Najmłodszymi, padły pierwsze obostrzenia i już było czuć tę niepewność, co przyniesie los, nad głową wisiały trudne decyzje do podjęcia, więc kiedy pokazał mi, co dostał w prezencie od kolegów, z którymi ma kontakt zawodowy, moją reakcją było tylko mruknięcie pod nosem co za poświęcenie… I tyle.

Przed świętami Tuśka wysłała mi zdjęcie z pytaniem Ty to widziałaś????? 

Noszzzzzzzzz kurna felek kartofelek! Człowiek bloguje od 15 lat, na fejsie też już jest od dekady. Zabiega, prosi, udziela się, staje na rzęsach, żeby mieć czytelników i te lajki, co to są cenniejsze niż złoto w naszym banku narodowym, a tu wystarczy zrobić sobie zdjęcie w koszulce z pewną deklaracją i wysłać do tych, co ją sprezentowali, żeby uzyskać tysiące polubień i tyleż samo udostępnień- stać się celebrytą fejsbukowym. Bez konta na fejsie. Rozdzwoniły się telefony od znajomych, przyjaciół, a nawet księdza… Posypały się screeny stron, na których koszulka wraz z OM robi furorę. OM oszołomiony, no bo jak to tak. Ano tak. Trzeba wiedzieć komu, co się wysyła… i w czym ;pp

Najpierw nie było mi do śmiechu, potem się już śmiałam z tego, że jest jak Kinga Rusin, tyle że nawet nie może zdjąć zdjęcia z tablicy, bo jej nie ma. Nie mógł przewidzieć, iż zrobienie sobie foty i wysłanie jej do znajomych na WA rozprzestrzeni się w sieci jak wirus. (Czekałam tylko na moment, kiedy ktoś doniesie, że był w wiadomościach rządowej telewizji ;pp) Przy okazji wspomnę, jeśli ktoś nie wyczuł ironii w słowach o „zabieganiu”, dlaczego blogowych przyjaciół (prowadzących blogi), których mam również na fejsie wśród znajomych, rzadko, wybiórczo lajkuję. Szczególnie kiedy reklamują swoje posty na blogu, albo strony blogowe, które ja komentuję. Bardzo sobie cenię wszystkich blogujących/czytelników/komentujących, ale popularność bloga pozostawiłam przypadkowi. Pewnie się powtórzę, ale nawet na fejsie większość znajomych nie ma możliwości zobaczenia tego, co publikuję. Może to dziwne, bo bloger powinien zabiegać o jak największy zasięg, i ja to rozumiem. Tyle że moje blogowanie to internetowy pamiętnik, uzupełniany przez komentujących, którym bardzo dziękuję, że są. I mam nadzieję, że nikt się na mnie za to nie obraża. Nigdy przenigdy nie łączyłam swojej obecność na czyjeś stronie w zależności od obecności u mnie, a wiem, że niektórym to się zdarza.

Pamiętam czasy, kiedy za sprawą Onetu w ciągu jednego dnia było 100 tysięcy odsłon  popełnionego przeze mnie posta. Nie czułam dzikiej radości, raczej przemożoną chęć schowania się w mysią dziurę 😉 Ale, ogromny plus tego, to było to, że po każdym wyciągniętym na świecznik poście, zostawał ktoś u mnie na dłużej, a ja poznawałam nowych czytelników i nowych blogerów. Za niektórymi dzisiaj tęsknię…

Uśmiechu dla Was 🙂

***

W moim DM zamknięto drugi SOR z powodu covid-19. Ale dziś w Sejmie z woli miłościwe nam panujących będzie dyskusja na temat dopuszczenia dzieci do polowań, o zakazie edukacji pod groźbą kary do 3 lat pozbawienia wolności oraz o absolutnym zakazie aborcji i badań prenatalnych. Bo to jest ten czas. Kulson, kulson, kulson…!!!

To nie wirus spadł na nas za grzechy, jak to niektórzy twierdzą, ale ta władza, wybrana przez nieuczciwych, nieprzyzwoitych, niedouczonych, nawet nie pożytecznych, ale na pewno idiotów! Musiałam.

 

Dziwny to czas…

Sama w mieszkaniu…Dziecka przychodzą zamaskowane, z łupami, trzymając spory dystans, chwilę rozmawiamy. Długie i krótkie rozmowy telefoniczne i wideo-rozmowy. Książka czytana po kilka stron i odkładana… Czas biegnie inaczej. Okres mego odosobnienia wydaje się krótszym, a w rzeczywistości jest dłuższy, choć powinno być odwrotnie. W odczuciu. Skupiam się jednak nad tym co przede mną, starając się wierzyć w czas nadziei i odrodzenia. Nie pielęgnuję w sobie żałości, że te święta wyglądają inaczej, choć nie ukrywam, że dla mnie czas świąteczny do przede wszystkim czas spędzony z tymi, których kocham. Ale wierzę, że w innym terminie spotkamy się wszyscy razem, uśmiechnięci, zdrowi…

 Podjęłam pewne decyzje i konsekwentnie je znoszę, choć dbając o przeżycie, tak naprawdę wykluczam z tego życia to wszystko, co jest dla mnie w nim najważniejsze… I to jest w tym najtrudniejsze. Bo dla mnie upływ czasu jest istotny, i nie chodzi tu o kolejną zmarszczkę czy siwy włos… Ale wierzę, że jak się to wszystko skończy, to wciąż będzie czas na zanurzenie się w normalności… w bezpośrednim kontakcie, w uścisku. Bez tej wiary byłoby ciężko. Bez spojrzenia i nadziei w przyszłość.

Ułożyłam dla Was kartkę świąteczną z puzzli 🙂

92578555_2916247298467514_8168958209931870208_n

Tej  nadziei niech Wam nie zabraknie…

i zdrowia.

Życzliwości, wobec siebie i innych. Bo choć wiele dzieje się dobrego- potrafimy zjednoczyć się w pomaganiu innym, z troską pochylamy się nad potrzebującymi, to jednak wciąż mamy dużo wrogości wobec siebie… ze strachu, z nadgorliwości, pewnie też z odpowiedzialności. Dziwny to czas, kiedy widok na ulicy spacerujących staruszków pod rękę nie wzbudza wzruszenia, tylko wrogie spojrzenia, w najlepszym wariancie politowanie, że bezmyślnie narażają swoje życie… Również młody człowiek biegnący chodnikiem bądź rowerzysta, no i te tłumy wychodzące z psami…Jestem daleka od namawiania obchodzenia zakazów. Ale też potrafię zrozumieć. Bo być może ta przykładowa para po raz pierwszy od tygodnia wyszła po zakupy. Zamknięci w czterech ścianach, pozbawieni pomocy innych. Nie każdy ma dom z ogródkiem- jaka to różnica, doświadczam obecnie na własnej skórze. Nie porównujmy naszego odizolowania do innych. Kto ma gorzej a kto lepiej. Bo jeden musi pracować, a drugi może siedzieć w domu. Bezpiecznie. Nie bądźmy obsesyjni w swych ocenach. W swych zachowaniach. Nie żyjemy cudzym życiem, więc niewiele o nim wiemy- nie zapominajmy o tym. Bądźmy rozsądni, czasem również za innych…

Moc uśmiechu! 🙂 Na każdy dzień.

 

Zamiast…

…Te dni miną jak zły sen
Jak tragifarsa komediodramat
A gdy się zbudzę westchnę cóż
To wszystko było chyba zamiast…

Zamieniłam życie na dni, bo ono choć kiedyś dobiegnie do końca, to wciąż mam nadzieję, że ta meta daleko. Dziś okoliczności spowodowały, że wiele czynności wykonujemy zamiast…

To „zamiast” nie musi być gorsze, może być równie piękne, choć skrojone z tęsknoty i żalu za tym, co w obecnej chwili nie jest dostępne…

Zamiast widoku różowego księżyca…

92484522_250525232744896_1067850627813474304_n

zdjęcie autorstwa PT na jednej z pogodnych ulic  DM 😉

Czego Wam brakuje najbardziej?

Czy ktoś mi wytłumaczy, dlaczego na tydzień przed ogłasza się obowiązkowość noszenia maseczek? Skąd taka data? Nie mam innego wytłumaczenia jak to, żeby społeczeństwo własnym sumptem się w nie zaopatrzyło. Kupiło maszyny do szycia i zajęło się produkcją. Bo inaczej mandat, którego wysokość zależy od widzimisię policjanta.

Poczułam siłę rodziny, kiedy Zając zastukał do moich drzwi… Domowe gołąbki, żurki, zimne nóżki, bigos, ciasto… I telefon, żeby Zająca pogonić, nie wpuszczać, niech zostawi na wycieraczce… Ale! Wzruszyłam się. I widząc, że Zając kompletnie nieprzygotowany na eskapady w miejsca publiczne w chwilę załatwiłam maseczki dla niego i dla Zającowej, bo to dzięki niej te pyszności pojawiły się w moim mieszkaniu. Zając też się wzruszył, że w ogóle pomyślałam o ich bezpieczeństwie. Ech…

 

Powaga sytuacji…

Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba…

Z taką myślą obudziłam się w poniedziałkowy ranek, będąc już w ścisłym odosobnieniu piętnasty dzień. Bez nawet sekundy z niebem nad sobą, bo balkon u rodziców to loggia, na dodatek cały oszklony. U się zaś mam całą ścianę w oknach od wschodu, więc słońce jak tylko otworzę oczy, gorąco zaprasza, żeby wyjść. Nie tylko mnie jak się okazało, bo dzień bezchmurnego nieba, wciąż jeszcze nieśmiała, ale już coraz bardziej rozbujała zieleń oraz wysoka temperatura skusiły do wyjścia wielu mieszkańców. W większości tych starszych, ciągnących swe wózki w stronę sklepów, mimo iż nie były to godziny na przyjazne i bezpieczne zakupy dla nich. Ale kto by tam słuchał tych zakazów, nakazów, próśb, zaleceń… jak zwał tak zwał. Sama będąc w dylemacie, bo przecież wyszłam bez celu, bo jak wytłumaczyć potrzebę pogapienia się w niebo i zrobienia kroków liczących w tysiącach… nawet jeśli kręciłam się tylko w kółko pomiędzy blokami. Nie miałam zamiaru nawet się tłumaczyć. Jakby co. Bez dokumentów, z premedytacją, bo z założenia nie miałam zamiaru przyjmować żadnego mandatu. Za to miałam maseczkę i rękawiczki.

92588044_2470584053191249_1323781423970123776_n

Pańcio: Ale fajna.
Tuśka: Gdzie idziesz?
OM: Nareszcie- super.
Aliś: I to jest ok.
Lo: Super. Fajna maseczka. 
PT: Szpieg w krainie deszczowców.
Misiek (i nie tylko on): Napad na bank- plus sugestywny w  wiosennym kolorze bladozielony pistolecik. Pewnie na wodę ;p

 Ale! Nie przyznałam się, że maseczkę i rękawiczki wrzuciłam do torby, bo plan był taki, że idąc bez celu, miałam cel z nikim się nie minąć nawet w przepisowych dwóch metrach, niczego nie dotykać, więc nie będę sobie ust i nosa zasłaniać, kiedy tak bardzo potrzebuję wolnej przestrzeni i powietrza. Zawsze mogłam zdążyć je założyć. Oba cele osiągnęłam bez żadnych komplikacji, bo nawet z powrotem wślizgnęłam się do bloku  przytrzymując zamykające się za kimś drzwi nogą.

Mam zamiar korzystać z krótkich wyjść codziennie, bo być może już w maju władza, która wcale tego nie ukrywa, zmusi nas do głosowania pod groźbą więzienia. Na trzy lata. I mamy się cieszyć, że listownie, a nie osobiście. Masz wybór albo koronawirus albo zimna cela bez okien… No dobra, pewnie jakieś tam małe zakratowane i spacerniak raz na tydzień. No to mam zamiar korzystać z tej wolności, dopóki ją jeszcze mam.

Uśmiechu dla Was 🙂