Pomiędzy świątecznymi dniami na szpitalnych korytarzach mniej tłocznie, ciszej, nawet światło przygaszone, bo nie wszystkie lampy się świecą… za to migocą się światełka na sztucznej choince postawionej na stoliku. Spokojniej. Przyjaźniej. Szkoda tylko, że mniej pacjentów na izbie i oddziale nie jest równoważne z mniejszą zachorowalnością… Ot, taki czas, gdzie personelu mniej, bo lekarz też człowiek i potrzebuje odpoczynku, a okres świąteczno- noworoczny temu sprzyja. W górach spadł śnieg, można wybrać się na narty… albo skoczyć na kilka dni w tropiki. Ja akurat nie narzekam, że w tym czasie musiałam udać się po piguły, bo dzięki temu spędziłam tylko dwie i pół godziny w szpitalnych murach. Szok. Jak Oskarowa stanęła przede mną z kartonikiem, nie wierzyłam własnym oczom, że tak szybko. Fakt. Czas mi szybko zleciał, bo w tej ciszy mogłam sobie poczytać, a i pogadać z …Miśkiem, który wpadł, bo potrzebował mojego podpisu. Przy okazji odkrył, że miałam trzy urządzenia podłączone do swojego telefonu (hasło zmieniłam dzień wcześniej), opierniczył, że gdzieś musiałam bezmyślnie poklikać, jeśli ktoś przejął moje ID i hasło… Taa… Jasne, od razu…Ha! Jak zobaczyłam, że wciąż mój stary iPhone jest podłączony, to zagadka się rozwiązała skąd jakieś obce maki się do mnie… tfu… do telefonu podłączyły. Kto jest sprawcą tego niefrasobliwego klikania. Moja wina to tylko taka, że zareagowałam dopiero na trzeci komunikat od Apple. Ale też, nie za bardzo miałam się czego obawiać, bo w zupełnej przeciwności do Miśkowego, mój telefon nie posiada wiedzy o kodach dostępu, które gdyby dostały się w niepowołane ręce, to mogłyby spowodować zubożenie mojego konta posiadania, a co za tym idzie czarnej dziury ;p No ale i tak się cieszę, że spokojna o swoje finanse i tajemnice (dostęp do bloga ;pp) mogę wkroczyć w ten Nowy Rok… 😉
A wkraczać będę spokojnie, w towarzystwie Przyjaciół na domówce. Z dobrym domowym jedzenie i humorem, bo nie mam zamiaru smucić się w ostatnim dniu roku, który nie był rokiem zupełnie szczęśliwym. Szczęście to rzecz względna i bardzo ulotna, choć trwa krótkie chwile, to one się pojawiają, nawet kiedy doświadczamy tych trudnych, z pozoru niemożliwych do udźwignięcia… Nie, nie odetchnę z ulgą, że rok się skończył, bo to tylko cyfra i nic więcej… Ważna dla tych, którzy lubią robić podsumowania i postanowienia. Ja niekoniecznie. Nie myślę też, co może przynieść ten rok, bo wiem, że będą i łzy wzruszenia i łzy smutku, śmiech i radość…jak co roku. Straty i zyski. Oby tylko tych szczęśliwych, spokojnych, normalnych, radosnych chwil było więcej. I zdrowych! I tego WAM wszystkim z całego serca życzę! I szampańskiego humoru w ten wieczór, nawet jeśli nie jest zakrapiany bąbelkami czy innymi procentami, nieprzetańczony, bez fajerwerków i toastów. Po prostu uśmiechajcie się i patrzcie z nadzieją na jutro! Dopóki ono nadchodzi, to już jest szczęście…
DO SIEGO 2020!