Przyjemne z pożytecznym…

Jaką mamy aurę, każdy widzi. Nie ma co narzekać, że rano tylko plus pięć, jeśli na niebie słońce króluje i z każdą godziną temperatura wzrasta. Bezwietrzna pogoda zachęca do spacerów po lesie. Wywiad środowiskowy stanowczo zaprzeczył, że są grzyby w lesie, ale obie z LP tak na wszelki wypadek zaopatrzyłyśmy się w nożyki i torebki- wiaderka uznałyśmy za niepotrzebny balans. Samo chodzenie po lesie, gdy spod butów słychać chrzęst igliwia oraz gałązek, gdzieniegdzie jeszcze jakiś ptak zaśpiewa, ale ogólnie panoszy się cisza- to  wielka  przyjemność; a gdy nie licząc na cud napotka się grzyba (wcale nie starego) – to przyjemne na pożyteczne się zamienia 😉

20150930_104105

Szału nie było. Tym większa radość, że po prawie dwugodzinnym szwendaniu się po leśnych okolicznościach przyrody, udało się coś uzbierać. Pierwsze w tym roku, tradycyjnie od razu do konsumpcji.

20150930_160020

Następne jeśli będą,  będę suszyć. Na szczęście z tamtego roku mam jeszcze cały, spory słój suszonych.

Ani za wiele grzybów, ani grzybiarzy. Z gór wracaliśmy od strony  Puszczy N. (od nas rzut beretem)  i byłam zdziwiona, że nie ma samochodów, autokarów na parkingach leśnych, ani przy drogach. O tej porze, co roku był  ich wysyp. Bo gdzie jak gdzie, ale w Puszczy N. grzyby były zawsze. Gdy po raz pierwszy przyjechałam do OM, i wybraliśmy się do lasu, to własnym oczom nie wierzyłam. Bałam się wysiąść z auta by nie podeptać 😀 Do DM wróciłam z plecakiem i z torbą podróżną pełną  grzybów. Pamiętam jak dziś, że ledwo je przytargałam  do domu. Niestety, nie były to czasy komórek i, z dworca do tramwaju, a potem kawałek do bloku musiałam radzić sobie sama- ale satysfakcję pamiętam do dziś 😀

Zagadka się rozwiązała po wizycie  LP w sklepie ( już po powrocie z lasu i po umówieniu się na wyskok do Puszczy w piątek)- zakaz wstępu do lasu, kara grzywny= 500 złotych. Zaraz po telefonie LP sprawdziłam w necie, bo obawiałyśmy się, że naruszyłyśmy zakaz i, że  miałyśmy dużo szczęścia: nie dość, że grzybki się znalazły, to nikt nas nie przyłapał. Z tego, co wyczytałam na stronie lasów państwowych, to zakaz występuje na terenie innego nadleśnictwa, a  my dziś byłyśmy w naszym, pobliskim lesie. Ufff… Z drugiej strony, najbardziej poinformowana osoba (ekspedientka w sklepie) mówiła, że zakaz dotyczy i naszych terenów…

W każdym bądź razie miałyśmy dziś dużo szczęścia, bo

20150930_103112

 

po raz pierwszy w życiu trafiłam na kozią brodę (siedzuń sosnowy). LP poinformowała mnie, że to grzyb zagrożony, choć podobno już niechroniony( tu są zdania podzielone)  Nigdy go nie jadłam, nawet nie wiedziałabym jak go przyrządzić, więc pozostał w swoich naturalnych warunkach. Osobiście zbieram tylko podgrzybki- na innych grzybach się nie znam. Traf chciał, że po raz drugi, tego samego dnia…

20150930_113356

Jak na rzadki gatunek, i na brak grzybów, to uważam, że trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno 😉 Ma bardzo przyjemny zapach…No cóż, obeszłam się smakiem 😉 Choć nie do końca, bo sos z podgrzybków smakował wybornie;)

 

 

 

Już na nizinie…

Wypoczynkiem można też się zmęczyć. Fizycznie. Tym razem, razem z OM daliśmy sobie nieźle popalić, a konkretnie naszym dolnym kończynom. OM miał zakwasy a ja narzekałam na zawiasy;); oboje, gdy już gdziekolwiek zalegliśmy, to stękaliśmy za każdym razem przy wstawaniu. Taki urok. Także, żeby ulżyć sobie w niedoli, zaprzyjaźniliśmy się z panem Władkiem, co to miał busik i za uzgodnioną z góry cenę woził nas na  górę. Na telefon. Ale żeby nie było: górski szczyt został zdobyty 🙂 Busikiem pokonywaliśmy różnicę poziomów (w miasteczku) 😉

kar

kar1

kar2

kar3

W dole pogoda sprzyjała, słoneczko świeciło codziennie, na górze już  bywało różnie- przeważnie szczyty w chmurach…

Podziębiłam się, co ujawniło się dopiero po powrocie. Górskie powietrze było bardziej sprzyjające 😉 Na szczęście nie mam podwyższonej temperatury, więc trochę ospale, ale jakoś funkcjonuję: na wpół rozpakowana ( co zaliczam jako sukces ), bez wzmożonego ogarniania ( robota nie zając), bez gotowania ( smażenie 4 naleśników się nie liczy).

Zwolnij!- choćby na czas (nie)określony.

Gdy OM obudził mnie w ostatni niedzielny poranek, to pierwsze słowa, jakie do Niego skierowałam, były: Która godzina? Od lat nie mamy w sypialni zegara, ale od czego jest telefon, który zawsze  jest pod ręką. Czemu o tym piszę? Bo nagle dotarło do mnie, że nawet w niedzielę, zaraz po przebudzeniu, pierwsze co robię, to sprawdzam czas. Też tak macie?

OM poinformował mnie, co już zrobił od godziny piątej, bo akurat o tej porze sen się ulotnił i już nie mógł zasnąć. To są skutki nieregularnego trybu  życia: pracy i odpoczynku. Tego drugiego  zawsze było za mało, a z racji mojego drugiego „towarzysza” ma go jeszcze mniej.

Czas- do niego wszystko się sprowadza. Wyciskając z niego jak najwięcej, zaczynamy żyć w pośpiechu, coraz szybciej, szybciej, i szybciej- kontrolowani przez czas, na którym nam tak zależy. I rodzi się paradoks:  przestajemy żyć uważnie, żyć naszym życiem.

Nawet niedzielny poranek  jest limitowany czasem- przez nas samych. Z założenia leniwy i rodzinny, niepostrzeżenie  obiera inny kurs i z każdą minutą zaczyna przyspieszać.

Gdy dotarło do mnie, że ja zwolniłam, ale OM przyspieszył, i w ten o to sposób rzadko poruszamy się jednym rymem i, że  nie jest możliwe, by na co dzień zwolnił, ale zawsze można stosować skuteczny przerywnik, rzuciłam dwa słowa: morze czy góry? Góry. W międzyczasie czekając na śniadanie- doczekałam się tylko herbaty 😉 – zaklepałam rezerwacje na wydłużony weekend.

Potrzebny reset od zaraz. Nie dla mnie, ale dla OM.  Ja nauczyłam się ( trochę zmuszona) żyć uważniej i wolniej. I nie ma to nic wspólnego z pędzeniem po szlakach górskich czy przemierzaniu szybkim krokiem kilometrów morskich plaż, ścieżek w lesie…Bo już tak mam, że jak cel wytyczony, to heja i  do przodu ;D Prawda jest taka, że od jakiegoś czasu mam włączony tryb wakacyjny- cokolwiek to znaczy- i nigdzie się nie spieszę. No może tylko żyć.

No to jedziemy:)

A jak wrócę, to wyruszam na grzyby ( bardziej na niż po ;)) – już jestem umówiona 🙂

 

P.S. 1. A w poniedziałek telefon z propozycją wspólnego weekendu, u nas. Gdyby był w sobotę…no, ale co się odwlecze to…

P.S.2.  LP, która wpadła w południe na kawę się tradycyjnie (ze śmiechem) zapytała: spakowanaś?  Ha! tradycyjnie nie. Nastawiłam już sobie budzik w tel. tak, by wstać trzy godziny przed planowanym wyjazdem- luzik!  OM miał zamiar  dziś/wczoraj się spakować, twierdząc, że jutro/dziś nie będzie na to czasu -ale zasnął ;D  Ja skanuję milion dwieście dokumentów i wysyłam (bo muszę!) a w międzyczasie notka się pisze (nie musi, ale chce)  😉

Druga połowa…

…września, a pogoda rozpieszcza 🙂  Kilka dni, w których nawet moje gołe stopy miały się dobrze, a co dopiero całe ciało 😉 Jedynie szybko już zapadający zmrok przypominał, że to już jesień, a nie lato. I spadające orzechy…

Zbieramy z Pańciem orzechy laskowe, a psy nam towarzyszą 😉 Obie je łupią, aż miło.

DSCN8577Kota na wizycie, woli z ukrycia się przypatrywać…

DSCN8565

Wcale jej się nie dziwię, bo na tarasie wciąż  jest:

DSCN8567

kwitnąco, a zamiast surfinii pyszni sięDSCN8568wrzos :)- wszak wrzesień to 🙂

Pańcio do przedszkola nie  zapałał  miłością wielką, mniejszą również nie, ale nie robił i nie robi problemu z pójściem. Szczerze mówi, że przedszkole nie jest fajne, zabawki w nim również. Co do dzieci- zdania jeszcze nie ma 😉 Jest „fenomenem”, bo Pani Przedszkolanka stwierdziła, że w całej jej długoletniej karierze jest pierwszym dzieckiem, który nie lubi….zupy pomidorowej 😉 Tak, naszej narodowej ;D Za to jest bardzo grzeczny, co pewnie bierze się po trosze z tego, że jest nieśmiałym chłopcem. Radośnie wita kogokolwiek, kto go odbiera i,  w trymiga opuszcza mury przedszkola. Także tak. Problemu nie ma, ale wielkiej radości również. Woli z Kamcią się bawić w piaskownicy albo pomagać Prababci w mini wykopkach 😀 Pogoda umożliwia spędzanie czasu na dworze. Szkoda tylko, że czas tak szybko biegnie i to, co teraz jest codziennością- zostanie wspomnieniem.

Dzisiaj przywitało mnie szarym niebem. No cóż w końcu mamy poniedziałek ;)*

* Pisałam to wczorajszym rankiem, z przerwami na jajko na miękko 😉 I całe szczęście, bo w międzyczasie przerwało mi połączenie; wchodząc ponownie, zauważyłam, że wizytację bloga mam liczebniejszą. Wstrzymałam publikacje ze względu na zdjęcia. A dlaczego, to pewnie się domyślacie 😉

A wtorek jak to potworek – zasmarkany przez własny nos ;(

Miłego dnia!

Edit:

Niepotworkiem okazał się OM, dzwoniąc w momencie, gdy już miałam wyjść po jakąś świeżynkę  na obiad. Nie musiałam, bo zje na mieście i jeszcze mi przywiezie. To się nazywa wyczucie czasu 😉 Spojrzałam przez okno na moje dwie Dziewczyny; westchnęłam i wyszłam…po dwa opakowania wątróbki 😉 Niech mają, choć zawsze jest alternatywa w postaci suchej karmy…

 

 

 

 

Badania badaniami…

….a życie swoje…

Osiemdziesiąt procent a nawet ciut ponad Polaków uważa się za szczęśliwych. Polacy czują się szczęśliwi- tak głoszą najnowsze badania. Szok 😉 Podobno nawet wzrósł czynnik zaufania społecznego. Hmmm, jak to się ma do tego, że około 40% wyborców chce głosować na partię, która na każdym kroku podkreśla, że nasz kraj jest w ruinie, stoi ruiną i ruiną pogania 😉 Fenomen. No bo jak można się czuć szczęśliwym w zrujnowanym kraju? Niepojęte 😉

A tak serio. Myślę, że pozytywne ocenienie własnego życia bierze się z  subiektywnej oceny zdrowia, małżeństwa/ partnerstwa, posiadania dzieci, pieniędzy… Bo to są podstawowe warunki i kryteria naszej szczęśliwości. Plus inne. Pewnie niejedna osoba będzie zdziwiona tym wynikiem, który plasuje nas  w środku  pośród krajów UE. Zdziwiona, bo gdzie nie spojrzy, to widzi nieszczęście i biedę…

A ja widzę, że  wokół mnie jest coraz więcej zadowolonych ze swojego życia ludzi. Nie wszyscy tryskają zdrowiem (ale nie utyskują na nie), nie wszyscy mają zawsze pracę (ale nie biadolą z tego powodu), za to mają poczucie, że swoje życie mają w swoich rękach.

A Wy, jesteście szczęśliwi, zadowoleni ze swojego życia, czy wręcz przeciwnie?

Ja zaliczam się do tych 80% szczęśliwców 🙂 – mimo wszystko!

O czymś, czego pojąć nie potrafię…

….czyli o pewnych  zachowaniach na bazie szczególnej zazdrości…

Zapewne wiele osób w przeciągu swoich lat  doświadcza niejednej takiej historii, jak nowe bliskie znajomości czy nowe przyjaźnie. Często są to  sąsiedzi, rodzice kolegów lub koleżanek  z klasy własnych  pociech, poznane pary lub jednostki pojedyncze  na wakacjach czy  w pracy…Tak naprawdę nie jest ważne gdzie i kiedy zawieramy nowe znajomości. Ważne, że jest nam z tymi ludźmi po drodze. Im bardziej, tym częstsze są bliższe relacje: wspólne wyjazdy, spotkania, imprezy. Gdy tak się dzieje, to naturalne jest, że następuje integracja „nowych” uczestników w naszym życiu z tymi „starymi”. Osobiście nie przyszłoby mi do głowy widzieć w tym jakiś problem, w myśl zasady: przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi a przynajmniej  nie wrogami ;). Szczególnie gdy odbywa się to na zasadzie  radosnego zespolenia i wszyscy są uszczęśliwieni obecnością pozostałych.  Oczywiście na początku mogą być jakieś obawy czy dane osoby się polubią i zaakceptują, no ale umówmy się- jesteśmy dorośli. W takiej sytuacji zawsze jest jakieś wyjście.

Często bywa tak,  że „nowi” z niektórymi ” starymi” polubią się tak bardzo, że ich znajomość zacieśnia się równolegle, co z tymi, przez których się poznali. Okazuje się – co dla mnie jest rzeczą niepojętą- że rodzi się problem, bo nagle ktoś uzurpuje sobie prawo do własności- zwyczajnie rodem z piaskownicy albo z podstawówki zaczyna być zazdrosny. No bo jak to?!- przecież to moja/moi nowi znajomi/ przyjaciele. Strzela focha, obraża się, krzyczy i tupie nogami. Nie cieszy się faktem, że ci których sama/sam polubiła, lubią się i szanują nawzajem. Zazdrosn(y)a jest o każde spotkanie, rozmowę, spojrzenie…Zaczyna obgadywanie, knucie, a gdy wszystko wychodzi na jaw- odwraca kota ogonem. Dorosła osoba(?)

Próbowałam to zrozumieć ( rzecz nie dzieje się wobec mnie) i, uwierzcie, że nie potrafię. Szczególnie, że konflikt powstał pomiędzy dwiema rodzinami połączonymi ze sobą rodzinnie, więc tym trudniejsza a jednocześnie absurdalna sprawa.

Siedzę i dumam: skąd taka zazdrość, i nagła niechęć? A może wcale nie nagła, tylko dobrze wcześniej skrywana. Ktoś, kto w manipulacji od dawna ma mistrzostwo  świata, potrafi na długo ukryć swoje prawdziwe oblicze. Do czasu. Kolejnego strzelonego focha można wybaczyć, a nawet z tego się pośmiać, bo w końcu ta osoba sama się karze rezygnując z obecności w towarzystwie. A jej zachowanie  można zakwalifikować do zaburzonego emocjonalnie osobnika, który ewidentnie ma problemy. Gorzej, gdy padną słowa nie do wybaczenia, a na pewno nie do zapomnienia. Obraźliwe. Kłamliwe. Po nich już nic nie będzie takie same, bo być nie może.

Zazdrość jest przyczyną wielu konfliktów. Zazdrośnicy mają tak naprawdę ciężkie życie z samym sobą. Właściwie można byłoby im nawet współczuć, gdyby nie to, że przy okazji albo wręcz specjalne zatruwają je też innym. Bywa, że w bardzo przykry, perfidny sposób.

Zazdrość połączona jest z brakiem szacunku. I do siebie i do innych. Tyle że zazdrośnik tego nie widzi, zaślepiony słusznością swoich wystąpień. Nie przeszkadza mu, że potrafi wylać swą frustrację, złość na kogoś przy audytorium widzów i słuchaczy. Zazdrośnik/ Zazdrośnica  nie ma wstydu. On/Ona  ma rację. I to on/ona uważa się za pokrzywdzonego i domaga się przeprosin. Bo to jej/jemu skradziono koleżankę, kolegę, znajomych…etc…

Pokrętne myślenie w chorej głowie- no znając całą sprawę i jej uczestników inaczej myśleć nie mogę. Psychoterapeuta by się przydał jak nic. A gdy zamiast jednej głowy są dwie- wspierające się wzajemnie, nakręcające się nieustannie, tworzące wspólny front- obłuda aż się leje szerokim strumieniem.

I jeszcze jedno…Nigdy nie zrozumiem tych, którzy udają swą przyjaźń, dobre stosunki a za plecami kogoś mają za nic lub jeszcze za coś gorszego. Po co? Po co się gościć, po co wspólne wyjazdy, odwiedziny, spotkania, święta, etc…? Po co się tak męczyć? Nawet w rodzinie wystarczą poprawne stosunki polityczne, nie każdy musi się kochać. Na pokaz?  Aaaaa zapomniałabym,  pewnie by mieć pożywkę do obgadania.  Wyszło szydło z worka. Całkiem niepolityczne.

I jeszcze drugie…Jak można mieć nasrane w głowie, by bez powodu srać w gniazdo, w którym nie da uniknąć się wspólnych kontaktów? Kto tak robi?

Ktoś może powiedzieć, że powód zawsze jakiś jest. Ja widzę jeden podstawowy: młodsza, szczuplejsza, ładniejsza… Proszę się nie śmiać. Jeśli zachowanie rodem z podstawówki ( dzieci z piaskownicy nie używają wulgaryzmów), to powód również 😉

 

 

Ten pierwszy raz…bez miłości…;)

Jedziemy do DM, ja w charakterze pasażera, ale widzę, że OM zaczyna się wiercić, więc jak to często bywa podczas wspólnych podróży, z jego  ust pada pytanie: Pojedziesz?  No nie powinnam być zaskoczona, ale byłam. Widząc moje wahanie, mówi: Nie będę spał…I już zjeżdża do zatoczki, zatrzymuje samochód i wysiada.  Wysiadam i ja, by się przesiąść, a w myślach: no przecież nie będę pękać 😉 Krótka instrukcja z naciskiem pamiętaj o lewej nodze, a właściwiej o niej zapomnij- i już ruszam. Skupiona, jak chyba nigdy w życiu, a przynajmniej nie pamiętam. OM po swojemu rozmawia przez telefon- normalka. Dość długo, a ja nawet nie zauważyłam kiedy skończył. Gdy w końcu dotarła do mnie cisza z fotela obok, zerkam. I co widzę? Śpi!!!!! No dobra…dam radę! Dowiozłam nas do celu i usłyszałam: Dobrze jechałaś :). No a jak miałam jechać z ponad 30-letnim stażem za kółkiem?  Żaden automat tego nie zmieni!!!

Podobno ci co się przesiadają z manuala do automatu, zakochują się w tym drugim od pierwszej swej jazdy. Ja nie. Zauważam wygodę, ale wierna pozostanę dźwigni zmiany biegów, którą raz czy dwa, szukałam prawą ręką podczas jazdy ;). Tak że tak. Przynajmniej na razie ;).

W DM miałam chwilę czekania, wiec wykorzystałam pogodę, by z książką w ręku posiedzieć sobie na powietrzu, a słoneczko muskało mnie swoimi promieniami. Było bardzo przyjemnie. Szczególnie, że wcześniej przemarzłam, a właściwie moje stopy ( w skarpetkach i trampkach) pomiędzy ogromnymi chłodniami w Makro. Jak się dowiedziałam, poprzestawiali na maksa chłodzenie podczas upałów, i chyba zapomnieli albo nie zauważyli, że pogoda za oknem już całkiem inna.  To się nazywa oszczędność energii…

A u nas sezon na przepalanie otwarty! Ze względu na temperaturę w łazience. Rano po prostu już był hardrock, podczas brania prysznica ;).

Dziś obudziła mnie mżawka, chłód i …oj, jak nigdy nie chciało mi się wstawać. Ani nigdzie jechać. Bo co to za fanaberie, żeby specjalnie i tylko  w jednej sprawie gnać do ŚM. Kombinowałam, żeby nie, ale…Gdyby nie dzisiejsza impreza, okrągły jubileusz, to nie przyszłoby mi do głowy, żeby coś na tej głowie zrobić. Ale wygląd gościa świadczy o szacunku do gospodarza, więc…:). Miałam nadzieję, jednocześnie podszytą strachem, że fryzjer nada moim włosom kształt jakieś fryzury. Do tej pory rosły sobie a muzom ;). I znowu usłyszałam, że mam gęste. No gęste mam, ale i krótkie, króciutkie, ciut jeszcze za… Ale wiecie? Ha! jak miło znowu usiąść na fryzjerskim fotelu ;D I nie chodzi nawet o to, że miłuję to robić, że tęskniłam. Nie! Po prostu, że mogę! Bo móc jest ważne. Szczególnie wtedy, gdy coś niespodziewanie cię ogranicza, zabiera, bo nagle to coś dyktuje warunki.

Jutro kolejne jubileusze. Mniej okrągłe: nasze wspólne 28 lat i o rok mniej z naszą córcią :).  A jeszcze we wsi dożynanie się! ;D

Miłego weekendu! 🙂

 

Nie wiem czy bać się czy śmiać…

Nie czytać się nie da. Wprawdzie nie czytam wszystkiego, co piszą znajomi i ich znajomi, ale…Gdy stworzony przez lata wizerunek, poprzez bloga, emilki nagle ulega transformacji, gdyż zaczyna się ocierać, a nawet zanurzać w otchłani hipokryzji- staram się zrozumieć, poznać, o co chodzi…I ni chu…chu…chusteczki nie rozumiem. A właściwie rozumiem to, że poprzez wystukane literki, człowieka się nie pozna.

Bedzie sie palic w piekle, to juz przesadzone, ale za zycia powinna poniesc kare, spektakularna kare, np. spalenie na stosie przes sejmem!- grafolog/psycholog pewnie wystawiłby niepokojącą opinię.

Gdzieś w oczy wpadła mi sentencja, że ten, kto krzywdzi zwierzę, skrzywdzi też człowieka. Prawdopodobne jak mało co. Ale co z tymi, co krzywdzą ludzi: słowem, uczynkiem? Za to dla zwierząt mają ogrom miłości, troskliwości, szacunku…Nie rozumiem. Bo mnie się to kłóci jak nic.

Uśmiechnęłabym się nad egzaltacją pewnych wypowiedzi, ba, nawet czasem pośmiała, gdyby nie miały znamion zapowiedzi. Realnych zapowiedzi tego co nas może w niedługim czasie czekać. Stosu i palenia pewnie nie będzie, ale…

Wciąż pozostaje pytanie: czy bać się, czy śmiać?

****************************************************************************

Nie przepadam za taką formą zabawy/quizami, ale…

143042814066cdcd8bdaea kocham słoneczniki  :DDDD  ( zdjęcie ze strony Quizu)

Lato

Kto nie kocha lata? Twój charakter jest łagodny niczym bryza, jesteś wyrozumiały i przyjacielski. 
Bywasz trochę nieśmiały, kiedy poznajesz nowe osoby. Jeśli już z kimś się zaprzyjaźnisz, ciężko o lepszego przyjaciela niż Ty! 

Jesteś godny zaufania i radosny, a do tego uzdolniony manualnie. Niestety, czasem bywasz uparty i z trudem akceptujesz zmiany.

 

Na ten tekst mogę tylko się uśmiechać :), choć nie ze wszystkim się zgadzać ;D Za to pora roku jak najbardziej mi odpowiada :).

 

 

Marnowanie…

No to zmarnowano kupę kasy, jak donoszą jaskółki ;). Naszej. Obywateli. Tak czy siak, nawet jeśli frekwencja byłaby zobowiązująca, to i tak wciąż byłoby to tylko marnowanie pieniędzy. Na szczęście kolejnego marnotrawstwa nie będzie. Choć pewności nie mam, bo ludzie u władzy, jakiejkolwiek, lubią i znają się na marnotrawieniu funduszy. Taki sport ;).

Za to obywatele, nie wszyscy, ale jest ich sporo, marnują swą energię wypisując w sieci  zaciekle, zawzięcie własne zdania na prawie każdy temat. Znawcy od wszystkiego. Swej wiary w to, co piszą bronią jak niepodległości, choć tej pewnie, tak sumiennie by nie  bronili, tylko dali drapaka – gdziekolwiek, byle było bezpiecznie. I stamtąd, poprzez net, dawaliby rady innym- uszyte z zawziętości, agresji i zaciekłości. Nie są to typowi hejterzy, którzy mają jeden cel: wyrazić swą nienawiść do autora opublikowanego jakiegokolwiek tekstu i nic poza tym nie inspiruje ich  do działania. Nie! Oni byli, będą i tylko skala eskalacji się waha.  To są „normalni” obywatele: kobiety, mężczyźni mający często własne rodziny, w  przeróżnym wieku. Są czyimiś rodzicami, dziadkami, mężami,  żonami, pracownikami, pracodawcami, siostrami, braćmi, przyjaciółmi i …znajomymi…Ludźmi. Dającymi sobie prawo do publicznego obrażania innych, którzy śmią mieć inne zdanie niż oni sami. I temat nie ma tu większego znaczenia, choć oczywiście agresja rośnie przy podziałach politycznych, społecznych, religijnych…Gwałtowną erupcją zalewa całą dyskusję, o ile to można nazwać dyskusją. Nie potrafią inaczej, jak z pogardą dla odmiennego zdania, po drodze wzgardzić i sponiewierać samego oponenta. Bo kto nie z nimi, to buc, idiota, debil, nie Polak.  Zrzucają na chwilę a może zakładają maski, i często pod własnym nazwiskiem lub stałym nickiem zapalczywie walczą o swoje prawdy. A może to nowy sport? Może we własnym życiu, spokojnym i nudnym, w (nie)zrujnowanym kraju, potrzebują adrenaliny? Podniety. I nie wiem czego tam więcej.  I tak sobie myślę, że energia wielu ich oraz pasja z jaką to robią- zwyczajnie się marnuje…Szkoda.

Niektórzy nie wiedzą albo nie pamiętają, że: co wysyłasz to wraca, co siejesz to zbierasz…

 

 

Telefony, telefony pełne …

Rok temu, tyle że w czwartek, a nie w piątek, był piękny, słoneczny dzień o bardzo okrągłym znaczeniu ;). Mimo bardzo okrągłej daty, która już bardziej okrągła nigdy nie będzie, a nawet jeśli stałby się cud i jakimś psim swędem udałoby się, to zawsze jest ryzyko, że i tak niewiele bym  z tego dnia rozumiała ;)- także mimo tego, moje myśli wlokły się lub galopowały  jednym torem. Może  właśnie dlatego  postanowiłam uknuć plan, dość chytry, ale też i ryzykowny. Wtedy pomyślałam sobie, że dopóki mogę, to ja będę stawiać warunki. Tak byłam zaprzątnięta własnym knuciem, że kompletnie nie zauważyłam, że OM też coś kombinuje. Pod pretekstem obiadu, spaceru i zakupu prezentu wywiózł mnie na kilka godzin do ŚR. To, że przez ten czas sam dzwonił i odbierał milion telefonów, w ogóle mnie nie zdziwiło- tak jest zawsze. Nawet to, że nie pozwolił mi kupić ciasta na wieczór, bo mieli przyjść lokalni Przyjaciele i starsze Dzieci. Nic ani przez moment nie wzbudziło mojego podejrzenia.  Gdy w końcu podjechaliśmy pod dom, zdążyłam się jednak na sekundę zdziwić, że na ulicy stoi dużo aut, ale OM szybko wjechał na podwórko, zajeżdżając z tyłu domu, pod taras… Moim oczom ukazał się tłum ludzi i kolorowe baloniki…Wzruszenie- bo własnym oczom nie wierzyłam- odebrało mi mowę, a łzy leciały ciurkiem. Nie mogłam ich powstrzymać, nie mogłam przez dłuższą chwilę nawet wysiąść. W końcu to zrobiłam; pierwszy podbiegł do mnie Pańcio, tuląc się i pewnie dziwiąc, czemu płaczę. To widok Bliskich – ponad 20 osób- którzy w dzień powszedni, pokonując – większość z nich ponad setkę kilometrów- niemałe odległości, przyjechali, by w tym dniu być ze mną. Mało tego, LP ze starszymi Dziećmi i z OM zorganizowali całą imprezę. Moja reakcja wszystkich zaskoczyła, ale i też ugruntowała w tym, że o niczym naprawdę nie wiedziałam. Uściskom nie było końca…A potem biesiada, prze smaczny tort, i wspólne śpiewanie. Mój Przyjaciel przyjechał na harleyu, więc skorzystałam, by poczuć wiatr we włosach, intuicyjnie czując, że niedługo nie będę ich miała. Oni tego jeszcze nie wiedzieli…

Kogoś zabrakło w tym dniu, kogoś  Ważnego, ale przerobiłyśmy już to. Było, minęło. Dziś był telefon i SMS. Telefony i SMS-y. Jeden straszebnie zabawny ;).

Dziś czekam na jutro ;).  LP robi gołąbki, ja skończyłam strogonowa, Tuśka upiecze ciasto z borówkami i malinami, PT przyjedzie z DM… W dużo mniejszym, ale jakże bliskim gronie pożegnamy lato, wypijemy za zdrowie :).

Zdzisiaj (jakby Bania powiedziała :)) jeszcze będzie z jakąś lampką czymś tam wypełnioną. Z OM. Oczywiście za zdrowie 😉 no i pokibicujemy!