Musiałam w końcu podjąć to wyzwanie i dobić się do tych dwóch poradni, do których dostałam skierowanie. Na pierwszy ogień poszło serce… Najpierw sprawdziłam lokalnie, bo zwisa mi i powiewa gdzie, jeśli ze serduchem jest wszystko w porządku. Jeszcze. Poszukałam numeru telefonu do najbliższej poradni, czyli w Miasteczku, a tam od razu na stronie wyskoczyło, że czas oczekiwania 272 dni. Hmm… Potem spróbowałam dodzwonić się do poradni w klinice, której leczę skorupiaka nr 2.i uzyskałam odpowiedź, że wizyta dopiero w przyszłym roku, a zapisy na nią od połowy marca. No cóż… świetnie mi idzie… Ale! Nie podajemy się i dzwońmy dalej, czyli do poradni na terenie szpitala, w którym obecnie się leczę, a która do tej pory bawiła się ze mną w głuchy telefon. Po kilku próbach w końcu mnie zaskakuje miły głos w słuchawce, i bingo! -zarejestrowałam się za równe 180 dni, czyli na koniec sierpnia. Sukces! Na drugi ogień żyły, czyli kontrola polineuropatii. Idę za ciosem i dzwonię do poradni w szpitalu, którego odwiedzam z powodu p. CH. Odbijam się od ściany, czyli albo głuchy telefon, albo nikt nie odbiera. No to dzwonię ponownie do kliniki, może w tym miejscu żyły będą miały więcej szczęścia niż serce. Od razu miła pani rejestratorka odbiera i prosi o pesel, podaję i powtarzam, bo o usłyszała 94, więc mówię, że nieźle mnie pani odmłodziła, na co słyszę bo ma pani taki nastoletni głos. Choć głos mi pozostał młody- myślę ;pp. I już się nastawiam na termin w przyszłym roku, gdy pani mnie się pyta, czy mogę w marcu. Noszzzz prawie mnie zatkało, ale mówię, jak wygląda sytuacja i że wolałabym w takim razie maj/czerwiec- proszę bardzo 20 maja. No i czy nie pięknie?!
Jeszcze muszę tylko zarejestrować OM na kolono i gastro, bo za jego plecami poprosiłam Rodziną, by wystawiła mu skierowania. Ale to za kilka dni, bo jedzie do niej, nie wiem może negocjować ;pp Noszz jakiś oporny się zrobił, a w jego rodzinie akurat te narządy są obciążone.
I wzięłam się za papiery, bo raz, OM przywiezie od Rodzinnej zaświadczenie potrzebne do ustalenia grupy, które w końcu muszę złożyć, a dwa potrzebne też do tego orzeczenie ZUS o rencie, ale przede wszystkim o zasiłku pielęgnacyjnym. To drugie znalazłam od razu, a pierwszego się naszukałam, wysypując wszystko na łóżko, na którym tylko dziada brakowało, bo baba już była, siedząca okrakiem, a raczej pół-okrakiem, bo nuszka wyprostowana. Był też laptop, na którym leciał mecz, w tle grał telewizor i TVN24, książka, taca z drugim śniadaniem, ciśnieniomierz i rozsypane papierzyska. Znalazłam decyzję, a dużą torbę papierową uzupełniłam podartym arkuszami, kilka dokumentów odłożyłam do skserowania. Ale! Wyszłam z wprawy, bo ja przy takim chaosie lepiej się odnajduję, niż jak mam wszystko idealnie poukładane, ale tym razem jakieś dziwne uczucie mi towarzyszyło, że mogłam we ferworze darcia coś ważnego unicestwić. Bo robiąc to wszystko gadałam z Aliś przez telefon, przynajmniej godzinę. I wyrzuciłam pierdylion zapisanych numerów, na pierdylionie kartek, bo trzeba być niespełna rozumu, by nie pisać do kogo/czego należą ;ppp No jak mam pamiętać po tak niewiadomo jakim czasie? Od zawsze jestem zła na się o to. I co robię? nawet hasła zapisuję bez zapisania do czego. No litości! A hasła do bloga ni ma, pani ni ma… no ja cię prdl.
Dobra, ale większy hit jest taki, że OM szuka już od dłuższego czasu swojego inżynierskiego dyplomu. On to dopiero ma papierzysk do przekopania, plus biuro. Ha!
Ale jestem dumna z siebie, choć to nawet nie połowa tej papierologii, to tylko ta część, która jest ze mną w sypialni…
Miałam zamiar wybrać się za butami sportowymi do ŚM, bo moje wszystkie to już raczej do lasu, na plażę, na spacery, a nie do miasta. A do szpitala chcę mieć wygodne i przede wszystkim nie czarne, bo takie mam, a czas na Emu już dobiega końca. Przez tę neuropatię wolę mierzyć, ale stwierdziłam, że poszukam jakichś w sieci, by nie gonić OM w tę i z powrotem, od producenta, którego buty posiadam. Padło na Ecco albo Geox. W pierwszym przypadku kupuję rozmiar 39 w drugim 38. Kupiłam Geox i ufff dobre! I niedrogie, bo była przecena :))
I tak w zaoszczędzonym czasie środowym postanowiłam zrobić… kopytka. Z rana ugotowałam ziemniaki, które odcedził mi OM, bo odczuwanie polineuropatii jest bardziej dokuczliwe, ale IMB mnie uprzedziła, że tak może być. Potem pojechaliśmy z OM do tapicera wybrać materiał na siedzisko do korytarza w mieszkaniu, po drodze zahaczając o bibliotekę i do domu.
Ja po odpoczynku do kopytek, a OM do Rodzinnej, z Ciocią, z LM, która ma dość lekarza z naszej przychodni wiejskiej notabene Ukraińca i woli mieć lekarza rodzinnego 50 km, z tym że zapisała się do siostrzenicy OM, bo Rodzinna powoli już się wycofuje z pracy w przychodni, mając już emeryturę.
Po godzinie taki efekt…
Zawsze robię mniejsze, równiejsze, ale tym razem jak popadło 😉 Ech…wcześniej mi spadło masło z łyżki i poleciało po drzwiczkach szafki na podłogę, ale to i tak pikuś, bo potem z lodówki wyleciało pięć jajek (szóste zatrzymało się na półce po niżej) i gdybym miała ogrzewanie podłogowe, to mogłabym usmażyć jajecznicę ;p
A o tej porze roku nie przechowuję jajek w lodówce, ale dziś wpadłam na pomysł, żeby kilka mieć pod ręką, a nie chodzić np. boso, w krótkim rękawku do nieogrzewanego ganku, na którym z powodu niskiej temperatury trzymam jaja i warzywa. I oczywiście jedną stopą weszłam w te jaja…
Trochę się niepokoję, bo do tej pory to nogi mi mocno dokuczały, a teraz i dłonie. Jak jeszcze będę miała mniejsze czucie, to szkód narobię, a i źle może się to dla mnie skończyć.
I za Heniem, bo w punkt…
Za gazetą pl: Na proteście rolników pojawiły się transparenty o antyukraińskim przekazie. Jeden z nich trzymał Sławomir Zakrzewski – znany od lat działacz o prorosyjskich i probiałoruskich poglądach. Zaledwie kilka dni wcześniej brał udział we wspólnych uroczystościach z ambasadorem Rosji.
No to może na kolanach do Świebodzina ;)…
ps. i pobiłam własny rekord popełniając 23 posty w miesiącu, poprzedni 22 należał też do lutego ale 2005r. 😉