Papierowy wtorek a środa jajeczna…

Musiałam w końcu podjąć to wyzwanie i dobić się do tych dwóch poradni, do których dostałam skierowanie. Na pierwszy ogień poszło serce… Najpierw sprawdziłam lokalnie, bo zwisa mi i powiewa gdzie, jeśli ze serduchem jest wszystko w porządku. Jeszcze. Poszukałam numeru telefonu do najbliższej poradni, czyli w Miasteczku, a tam od razu na stronie wyskoczyło, że czas oczekiwania 272 dni. Hmm… Potem spróbowałam dodzwonić się do poradni w klinice, której leczę skorupiaka nr 2.i uzyskałam odpowiedź, że wizyta dopiero w przyszłym roku, a zapisy na nią od połowy marca. No cóż… świetnie mi idzie… Ale! Nie podajemy się i dzwońmy dalej, czyli do poradni na terenie szpitala, w którym obecnie się leczę, a która do tej pory bawiła się ze mną w głuchy telefon. Po kilku próbach w końcu mnie zaskakuje miły głos w słuchawce, i bingo! -zarejestrowałam się za równe 180 dni, czyli na koniec sierpnia. Sukces! Na drugi ogień żyły, czyli kontrola polineuropatii. Idę za ciosem i dzwonię do poradni w szpitalu, którego odwiedzam z powodu p. CH. Odbijam się od ściany, czyli albo głuchy telefon, albo nikt nie odbiera. No to dzwonię ponownie do kliniki, może w tym miejscu żyły będą miały więcej szczęścia niż serce. Od razu miła pani rejestratorka odbiera i prosi o pesel, podaję i powtarzam, bo o usłyszała 94, więc mówię, że nieźle mnie pani odmłodziła, na co słyszę bo ma pani taki nastoletni głos. Choć głos mi pozostał młody- myślę ;pp. I już się nastawiam na termin w przyszłym roku, gdy pani mnie się pyta, czy mogę w marcu. Noszzzz prawie mnie zatkało, ale mówię, jak wygląda sytuacja i że wolałabym w takim razie maj/czerwiec- proszę bardzo 20 maja. No i czy nie pięknie?!

Jeszcze muszę tylko zarejestrować OM na kolono i gastro, bo za jego plecami poprosiłam Rodziną, by wystawiła mu skierowania. Ale to za kilka dni, bo jedzie do niej, nie wiem może negocjować ;pp Noszz jakiś oporny się zrobił, a w jego rodzinie akurat te narządy są obciążone.

I wzięłam się za papiery, bo raz, OM przywiezie od Rodzinnej zaświadczenie potrzebne do ustalenia grupy, które w końcu muszę złożyć, a dwa potrzebne też do tego orzeczenie ZUS o rencie, ale przede wszystkim o zasiłku pielęgnacyjnym. To drugie znalazłam od razu, a pierwszego się naszukałam, wysypując wszystko na łóżko, na którym tylko dziada brakowało, bo baba już była, siedząca okrakiem, a raczej pół-okrakiem, bo nuszka wyprostowana. Był też laptop, na którym leciał mecz, w tle grał telewizor i TVN24, książka, taca z drugim śniadaniem, ciśnieniomierz i rozsypane papierzyska. Znalazłam decyzję, a dużą torbę papierową uzupełniłam podartym arkuszami, kilka dokumentów odłożyłam do skserowania. Ale! Wyszłam z wprawy, bo ja przy takim chaosie lepiej się odnajduję, niż jak mam wszystko idealnie poukładane, ale tym razem jakieś dziwne uczucie mi towarzyszyło, że mogłam we ferworze darcia coś ważnego unicestwić. Bo robiąc to wszystko gadałam z Aliś przez telefon, przynajmniej godzinę. I wyrzuciłam pierdylion zapisanych numerów, na pierdylionie kartek, bo trzeba być niespełna rozumu, by nie pisać do kogo/czego należą ;ppp No jak mam pamiętać po tak niewiadomo jakim czasie? Od zawsze jestem zła na się o to. I co robię? nawet hasła zapisuję bez zapisania do czego. No litości! A hasła do bloga ni ma, pani ni ma… no ja cię prdl.

Dobra, ale większy hit jest taki, że OM szuka już od dłuższego czasu swojego inżynierskiego dyplomu. On to dopiero ma papierzysk do przekopania, plus biuro. Ha!

Ale jestem dumna z siebie, choć to nawet nie połowa tej papierologii, to tylko ta część, która jest ze mną w sypialni…

Miałam zamiar wybrać się za butami sportowymi do ŚM, bo moje wszystkie to już raczej do lasu, na plażę, na spacery, a nie do miasta. A do szpitala chcę mieć wygodne i przede wszystkim nie czarne, bo takie mam, a czas na Emu już dobiega końca. Przez tę neuropatię wolę mierzyć, ale stwierdziłam, że poszukam jakichś w sieci, by nie gonić OM w tę i z powrotem, od producenta, którego buty posiadam. Padło na Ecco albo Geox. W pierwszym przypadku kupuję rozmiar 39 w drugim 38. Kupiłam Geox i ufff dobre! I niedrogie, bo była przecena :))

I tak w zaoszczędzonym czasie środowym postanowiłam zrobić… kopytka. Z rana ugotowałam ziemniaki, które odcedził mi OM, bo odczuwanie polineuropatii jest bardziej dokuczliwe, ale IMB mnie uprzedziła, że tak może być. Potem pojechaliśmy z OM do tapicera wybrać materiał na siedzisko do korytarza w mieszkaniu, po drodze zahaczając o bibliotekę i do domu.

w bibliotece już wiosna 🙂

Ja po odpoczynku do kopytek, a OM do Rodzinnej, z Ciocią, z LM, która ma dość lekarza z naszej przychodni wiejskiej notabene Ukraińca i woli mieć lekarza rodzinnego 50 km, z tym że zapisała się do siostrzenicy OM, bo Rodzinna powoli już się wycofuje z pracy w przychodni, mając już emeryturę.

Po godzinie taki efekt…

Zawsze robię mniejsze, równiejsze, ale tym razem jak popadło 😉 Ech…wcześniej mi spadło masło z łyżki i poleciało po drzwiczkach szafki na podłogę, ale to i tak pikuś, bo potem z lodówki wyleciało pięć jajek (szóste zatrzymało się na półce po niżej) i gdybym miała ogrzewanie podłogowe, to mogłabym usmażyć jajecznicę ;p

A o tej porze roku nie przechowuję jajek w lodówce, ale dziś wpadłam na pomysł, żeby kilka mieć pod ręką, a nie chodzić np. boso, w krótkim rękawku do nieogrzewanego ganku, na którym z powodu niskiej temperatury trzymam jaja i warzywa. I oczywiście jedną stopą weszłam w te jaja…

Trochę się niepokoję, bo do tej pory to nogi mi mocno dokuczały, a teraz i dłonie. Jak jeszcze będę miała mniejsze czucie, to szkód narobię, a i źle może się to dla mnie skończyć.

I za Heniem, bo w punkt…

Za gazetą pl: Na proteście rolników pojawiły się transparenty o antyukraińskim przekazie. Jeden z nich trzymał Sławomir Zakrzewski – znany od lat działacz o prorosyjskich i probiałoruskich poglądach. Zaledwie kilka dni wcześniej brał udział we wspólnych uroczystościach z ambasadorem Rosji.

No to może na kolanach do Świebodzina ;)…

ps. i pobiłam własny rekord popełniając 23 posty w miesiącu, poprzedni 22 należał też do lutego ale 2005r. 😉

Miłość, sen, ból…

Wszyscy mnie się pytają, jak się czuję. Odpowiadam, że dobrze. Nic mnie nie boli. Oprócz epizodu z głową jeszcze w szpitalu do niedzieli naprawdę czułam się dobrze jak na to wszystko. No cóż… nic nie trwa wiecznie… W niedzielę od rana pobolewała mnie głowa, ale po kawie i ciachu przeszła ;pp Żartuję, minęło trochę czasu, ale już po południu po bólu nie było śladu, a przede wszystkim nie był on aż tak intensywny by cokolwiek wziąć, choć rozglądałam się za pyralginą.

Późnym niedzielnym wieczorem rozmawiałam z Rodzinną, gdyż była w podróży i dopiero do domu wróciła po 21. Wystawiła mi receptę, skierowanie na badania i też ją zapewniłam, że nic mnie nie boli. Zapytała się, jak śpię… no i tu kicha… bo od prawie trzech tygodni tylko w jedną noc spałam przez 7 godzin. A tak max cztery bez budzenia się na dłużej. Jest to męczące i nigdy niespotykane u mnie do tej pory. Nigdy nie cierpiałam na bezsenność, zresztą z zasypianiem nie mam problemu, tylko co z tego, jak się budzę po dwóch godzinach snu. A ja kocham spać…

Tylko że ta miłość ostatnio nie jest odwzajemniana ;p Rodzinna więc zaproponowała tabletki nasenne, żebym się wyciszyła… przepisała mi takie, od których można się uzależnić, ale mam wziąć ze trzy razy z rzędu pół i się wyspać, a potem zmniejszać i odstawić- może regularność snu powróci. A raczej długość, bo to, że nie śpię w nocy, to mi nie przeszkadza na tyle, jak to, że tego potem nie odsypiam. I tej samej nocy oczywiście obudziłam się raz, a potem drugi przed piątą raną… z dziwnym samopoczuciem. Zmierzyłam ciśnienie, było okej. I nagle wystąpił ból nie tyle głowy, bo w tej coś mnie tylko ćmiło, ale pleców. Bardzo podobny do tego, który miałam wcześniej, ale bardziej intensywny i na całym odcinku. Nie dający leżeć ani siedzieć. Noszzz kulson!

Jak sobie radzę z bólem? Zawsze radziłam sobie w miarę dobrze. Naprawdę musi to być nie wiem jak silny, żebym wzięła tabletkę. ale łzy popłynęły, bo doszedł ból nóg. I ogólnie dziwne uczucie… Staram się nie skupiać na bólu, zajmować czymś głowę, ręce…padło na pasjans online… śmiać mi się chce, ale co tam, ale co tu robić od piątej rano? Około południa ból czułam już lżejszy i sporadycznie. No samo przyszło i samo poszło.

Po śniadaniu, które składało się z grzanek z pastą z makreli (taka najprostsza, tylko z ogórkiem kiszonym i cebulką) i guacamole, na którą położyłam rzodkiewkę, kawy i dwóch kawałek ciasta… OM przyniósł od naszego kierowcy deser, tak bez żadnej okazji…

co tu ukrywać, no ja galaretkę lubię, bardzo, każde ciasto z galaretką jest dla mnie najlepsze 😉 I jak tu nie jeść tego cukra, no! Jak on cię atakuje z każdej strony ;p

O tabletce ‚ Dzień po” pisałam wielokrotnie, więc kto mnie czyta, ten zna mój pogląd, a ten mem mi się spodobał…

Zacytuję tylko słowa lekarza na wypowiedziane przez rezydenta w pałacu, że tabletka to „bomba hormonalna”: dr Macieja Socha, ginekolog-onkolog, położnik i perinatolog. — Stanowisko pana prezydenta oparte jest na ideologii i przekonaniach, zakładam religijnych pana prezydenta, a to limituje możliwość dyskusji ze mną jako lekarzem i naukowcem — stwierdza lekarz.  A potem wyjaśnia: Działa ona wielokierunkowo, m.in. wpływa na owulację i wystąpienie krwawienia, a bazowo nie doprowadza do zapłodnienia komórki jajowej — mówi, podkreślając, że działania tego środka nie można przyrównywać do działania wczesnoporonnego. — Jeśli zdarzyłoby się, że przyjmie go kobieta będąca już w ciąży, nie wywoła to poronienia i w żaden sposób nie zagrozi ciąży.  I to by było na tyle. Aaa powiem tylko, że znów z tej prawej strony NIC nie mówi się o rzetelnym wychowaniu seksualnym. No i przydałaby się co niektórym rzetelna wiedza medyczna, od kiedy płód jest płodem…

ps. no co jest z tym paleniem opon! Gdziekolwiek, przez kogokolwiek! STOP!

I niedobrze mi się zrobiło jak jednym okiem oglądałam „Czarno na Białym” (bo drugim na lapku mecz Hu Hu- gdzie były również emocje) o bezczelnym Gapie. No Trybunał Stanu jak nic! Nie dość, że nas te pisdzielce okradali, to jeszcze, żeby mieć więcej dla siebie, to manipulowali przy inflacji. To wszystko było wiadome od dawna, ale gdy dziś to wszystko wybrzmiewa kolejny raz, przy tej całej skali przekrętów, które ujawniają audyty, no to scyzoryk się w kieszeni otwiera, a siekiera sama wchodzi do ręki. Sukinkot na dodatek zarabiał więcej o 40 tys. niż jego odpowiednik w USA, już nie mówię o tych gigantycznych premiach kwartalnych. Ja pierdl. Za co??? Za służenie dziadersowi z Żoliborza i matce partii.

ps2. Próbowałam pospać w dzień, ale nie udało się. Teraz łyknę te pół tabletki i mam nadzieję, że Morfeusz mnie przytuli i nie wypuści ze swych objęć przynajmniej przez kilka godzin, no i że nie będzie powtórki z rozrywki z poprzedniej nocy…

Zajęta sobą…

Weekend minął na przyjemnościach i totalnym odpoczynku, również od kuchni- zadbała o to LP, przywożąc mi smakołyki z „pańskiego stołu”, aż tyle, że i w poniedziałek nie muszę nic gotować. A objedzona jestem do wypęku, również ciastem (z tortem to 5 rodzajów) z domowego wypieku, a takie lubię najbardziej, a najrzadziej jem, więc się rzuciłam na nie jak…

Ale! nie byłabym sobą, gdym nie wyczarowała kolejnej sałatki, z tego co miałam w lodówce – orzechy własne musiałam łupać, a zamiast sera twarogowego koziego, dałam kozi w plastrach…

W tym roku obfitują okrągłe urodziny. W sobotę miał nasz przyjaciel, w marcu ma moja Przyjaciółka, we wrześniu ja i jedna z Czarownic- bliska od podstawówki koleżanka.

W sobotę wyszłam do ogrodu, słońce zapraszało…

bez już pączkuje…

a kret robi swoją robotę ;(

i takie cudo z sieci…

I tak sobie dreptałam wcale nie za długo i myślami błądziłam, że za chwilę się wokół zazieleni… że jeszcze kilka tygodni i zakwitnie, a potem wybuchnie kolorami i zapachami i będzie tak…

fot.. netu
fot. z netu
fot. z netu

że w obliczu wojny świat zachował swoje kolory, że niebo wciąż potrafi być niebieskie…

W niedzielę po obiedzie mieliśmy pojechać do lasu, ale najpierw chciałam na cmentarz- nie byłam od listopada. Nie wspomniałam, będąc w szpitalu, że minęła piąta rocznica śmierci Mam… Wciąż trudno mi w to uwierzyć… Po cmentarzu opadłam z sił i wróciliśmy z OM do domu.

Czytam, oglądam i robię zakupy online…

Ach i z dużym entuzjazmem przyjęłam słowa naszego ministra spraw zagranicznych, które celnie odpierały kłamstwa ambasadora Rosji. Ci wszyscy pisdzielcowi ministrowie to byli dyplomatołki rodem z Koziej Wólki, łącznie z ministrą od tańca.

ps. no nie muszę, nie muszę siedzieć godzinami w polityce, by się w niej dobrze orientować ;p Jak jestem w kuchni, a jest OM w domu, to i tak leci TVN 24, więc nie tylko słyszę, ale i widzę.

I doszłam do wniosku, że z niektórym osobami niepotrzebnie wdaję się w dyskusję, szczególnie gdy ktoś po drugiej stronie niejasno się wypowiada, często cytując innych, tyle że niekoniecznie też konkretnie w punkcie spornym na ten przykład … i tu nie ma znaczenia kogo popiera, a kogo nie, bo ucieka od meritum- tak się nie da, bo trzeba w kółko to samo powtarzać 😉

Fakultety i inne bzdety, czyli co poniektórzy czytają na własne ryzyko…;)

Dwa pełne dni w domu, jednak odcisnęły swoje piętno, bo trzeciego już z energetycznego balonika uszło powietrze. Do tego zaczęły mnie boleć ręce- neuropatia dokuczała jak nigdy przedtem. Najmłodsi to żywioł, szczególnie Zońcia, owszem zajmą się sami sobą, ale wtedy szykuję jakieś posiłki, zresztą super sprawdzają się jako pomocnicy. A na piątek wymyśliłam, że zrobię szybki obiad, czyli schaboszczaki z polędwicy, bo przecież w szpitalu poskąpili 😉 A do tego pyszną sałatkę, taką na bogato. A co! Szczególnie że mieliśmy zasiąść do obiadu całą piątką, co w dzień powszedni jest najczęściej niemożliwe z wielu powodów. Ot, takie małe święto- wspólny obiad…

Gotowanie nie przeszkadza w graniu..

I przepyszna sałatka: rukola, melon, ser feta, avocado, pistacje; sos: olej z pestek winogron, musztarda miodowa, sok z cytryny i zamiast cukru, miód, sól, pieprz…

jeszcze przed polaniem sosem

Fejsbuk mnie podsłuchuje! Normalnie co chwilę wyskakują mi strony z żarciem i przepisami, zachęcając, by wypróbować, szczególnie różne sałatki, które uwielbiam. Od jakiegoś czasu pokazywała mi się strona KrówkoMania.pl . Zachęcała, kusiła, a ja dzielnie stawiałam opór, ignorując, bo wiedziałam, że jak kliknę, to przepadnę i bez zamówienia nie wyjdę, bo kruffki to moja miłość…a tak trudno o dobre w sklepach. No i mimo wszystko jem dużo mniej słodyczy, choć zrezygnować całkowicie nie mam zamiaru. I o dziwo, na sterydach wcale nie mam na nie większego apetytu. Może dlatego, że i tak jest wystarczająco duży.

MELA!!!

Na drugi raz będę wiedziała, że box mieści 6 op.(250g). ;p

Na pierwszy ogień poszedł słony karmel- wyborne! I Love marcepan- bo lubię- na drugi adwokat- dobre w smaku, ale karmel ma nadal pierwsze miejsce. Ogólni krówki są mięciutkie, lekko się ciągnące bardzo dobre, niuanse polegają na smakach. Rano do kawy albo herbaty zjem dwie pozostałe i ocenię. Oczywiście na stronie jest więcej smaków, niełatwo się zdecydować, a i tak się pomyliłam, bo myślałam, że zamawiam o mocną kawę, a nie poranne kakao. Będzie następnym razem. Krówki wege też są 🙂

Wieczorem pojechaliśmy z OM do stolarza, zamknąć temat szafy do mieszkania na mop, odkurzacz, deskę do prasowania itp. i siedziska i wieszaka w korytarzu. Mam z T. bardzo wygodnie, bo daję klucze i przestaję się tym interesować, dopóki nie zadzwoni po odbiór swoje dzieła. I termin nie gra roli. W sumie to ostatni większy zakup, choć jeszcze trzeba kupić dwie szafki nocne i stolik kawowy.

A że za chwilę wejdzie 3 sezon Rojst’97, to zapodaje sobie powtórkę dla przypomnienia. Serial jest po prostu świetny, a podobno 3cz. Millennium jest jeszcze lepsza od dwóch pierwszych części. W weekend powinnam balować, potem odsypiać bądź leczyć zmęczeniowego kaca, ale mam zamiar nicnierobić, a jak pogoda będzie słoneczna to wyjść na spacer. No cóż, balety nie dla mnie, szkoda tylko, że nawet nie wybiorę się na obiad, złożyć osobiście życzenia, bo biba na sporo osób, nie będę ryzykować. Przyjaciel rodziny ma okrągłe urodziny! Przyjaźnimy się rodzinnie już ponad 20 lat. To jedyne małżeństwo, z którym się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy będąc już razem. I mówię tu o przyjaźni, bo chodzi o męża LP. Nasi panowie tak jak my się przyjaźnią. Pozostałych przyjaciół (jeszcze cztery małżeństwa, tym jedno się rozpadło- PT), każde z nas znało wcześniej razem bądź osobno.

*

Piątek to Międzynarodowy Dzień Walki z Depresją. Depresja to podstępna pani, choć bez wieku, płci, orientacji seksualnej i stanu posiadania. Dobrze się kamuflująca przybierająca różne maski, kostiumy. Ma różne objawy. Warto rozmawiać. Warto zadzwonić, wybrać się po pomoc.

*

No i stare wąsate baby wieszczące, że pieniędzy z Unii nie będzie, bo przecież, jak nie były na drugi dzień, to znaczy, że obietnica wyborcza wprowadzenia praworządności w kraju nad Wisłą nie została spełniona, muszą połknąć swój język pełny nienawiści i strachu przed prawem, przyzwoitością.

I dzień zleciał…

Myślałam, że własne łóżko mnie przytuli i nie wypuści z objęć, oferując długi, głęboki sen. Nic mylnego. Nie szkodzi. Tym razem prawie od razu, czyli jak już udałam się na górę, bo wszystkie dzieci opuściły nasz dom, rozpakowałam całą torbę, chowając ją od razu do schowka, a walizkę prawie całą- wszystkie brudy już w pralce! No szok! Co ta chemia robi z człowieka. Ale! Byłam przekonana, że jak się już położę, to wstanę dopiero rano. Taaa… Wstałam o drugiej (bez snu) i… zaczęłam działać. Najpierw zrobiłam porządek w podkoszulkach, potem wywaliłam pierdylion spodni- jeansy i dresowe- a na koniec przeniosłam z garderoby piżamy i koszule none do szafki w sypialni. I co się okazało, że bieliznę nocną to ja mam pod dostatkiem. Boszzz a o niektórej całkiem zapomniałam. Oczywiście zrobiłam remanent, więc… jesso… no nazajutrz zakupując sobie do szpitala stanik taki bez fiszbin, bezszwowy a’la sportowy, tyle że zregulowanymi ramiączkami, kliknęłam jeszcze na kolejne spodnie piżamowe. Bo ja ogólnie to rzadko kupuję piżamę w komplecie, raczej osobno dół i górę. Tak mam po prostu, choć może ze 3 kpl. się znajdą na półce. Szlaban na takie zakupy! Stos ubrań wyrzuciłam na podłogę w holu, aby posegregować, bo spodnie wszystkie nadają się do oddania (3 pary zawiozę do DM, bo tam też muszę zrobić przegląd!), tyle że to rozmiar 36, większość rurki, a teraz to nawet dzieciaki jakieś takie dorodne som…no oprócz moich chudzielaków- Tuśki i Najmłodszych.

Szafom odpuszczam, na razie… do nich potrzebuję pomocy stricte fizycznej i psychologicznej, bo wbrew pozorom nie zawsze jest mi się łatwo pozbyć rzeczy. Zakupiłam też plecak, który będę nosić zamiast dużej torebki- poręczniej. I zakupiłam też coś na łysy ep… bo oprócz smertfetek nie mam nic. I starej peruki, którą będę zakładać albo nie… bo pewnie kolejny wlew to już będę bez włosów.
Ani śledzi, ani placków jeszcze nie zrealizowałam, bo po tak pracowitej nocy, otworzyłam słoik z zupą gulaszową, zgrilowałam pierś kurczaka do sałaty

i tradycyjny deserek: borówka, banan, gruszka, jabłko, truskawka, nerkowce, migdały i kleks jogurtu naturalnego

i tyle… bo mnie lenistwo i zmęczenie ogarnęło, wszak miałam też Zońcię, choć w sumie tylko 2,5h.

Dostałam skierowanie do poradni kardiologicznej i neurologicznej. I zapomniałam dziś podzwonić, bo terminy pewnie odległe… ale to nic, bo dopóki zmagam się z panem Ch. w razie czego dostęp będę miała..

Media dziś podały dwie wiadomości: o stanie zdrowia Ziobry i śmierci Komendy. Jeden się zmaga z nowotworem, drugi już te zmagania zakończył bez happy endu. Wiem, że spekulacji, domysłów, oskarżeń wobec Zera i jego choroby było wiele, ja jednak od samego początku, czułam/wiedziałam, że to żadna ściema. Choroba nie wybiera, chorują dobrzy, przyzwoici ludzie i polityczne kanalie. To żadna karma.

I odra szaleje… Ludzie to jednak są niereformowalni i nie potrafią korzystać z dobrodziejstw medycyny, U nas oczywiście prym wiedzie „ściana wschodnia”, gdyż tam najwięcej nie zaszczepiono dzieci przeciwko odrze.

O rolnikach się wypowiadać nie będę, choć uważam blokowanie dróg za czystą głupotę, bo tylko „dokucza” się zwykłym obywatelom, użytkownikom tychże, obojętnie kto rządzi. Zawsze się zastanawiam, dlaczego są tak uprzywilejowani, płacąc kwartalną składkę na KRUS (ok. 600zł)…no cóż, może się się zastanowią nad swoimi postulatami.


Opłotkami do celu…

…czyli bocznymi, dziurawymi drogami do domu, gdyż rolnicy postanowili blokować drogę S3 i starą „trójkę. Ale! Z cappuccino w ręku i w takim towarzystwie, to mogłabym nawet i przez Berlin czy inną stolicę ;p

To był ten bonus za jeden dzień dłużej w szpitalu, że nie tylko syn mnie odwiózł, ale i jego Dziewczyny. A w domu czekał już OM, Pańcio i Zońcia, a po 17. dołączyła z pracy Tuśka… No to sobie to tylko wyobraźcie… jak w amerykańskich filmach, tylko balonów nie było ;pp Za to 4 kartony pizzy.

To był bardzo wyczerpujący dzień i na oddziale i w domu, ale bardzo, bardzo uśmiechnięty. Przepraszam, że się nie odzywałam z drogi, ale… ech no pomroczność mnie dopadła i net komórkowy mam jeszcze przez 6 dni wolniejszy. I trochę też nie miałam kiedy, zajęta Misieńką.

Przede wszystkim to bardzo chciałam WAM podziękować, WSZYSTKIM razem i każdej/każdemu z osobna za obecność przez te 14 dni ze mną w szpitalu, za wsparcie, za humor, za rozmowę. Wiele to dla mnie znaczy. Trudno mi nawet opisać słowami… bo różowo nie jest. Przeczytałam tylko początek wypisu i odłożyłam, bo dziś/jutro/pojutrze… nie chcę o tym myśleć. Chcę się cieszyć domem, wolnością i w miarę dobrym samopoczuciem. Jutro odbiorę Zońcię z przedszkola i odwiedzę bibliotekę. Omaskowana. W przedszkolu jest tylko 8. dzieci, bo są ferie, a z czwartku na piątek mamy już zaplanowane wspólne nocowanie. Zońcia chciała już dziś… ale fizycznie to nie było możliwe…no i w piątek Tuśka kończy wcześniej pracę, bo oczywiście nie puszczę jej do przedszkola. Muszę korzystać i wyciskać z każdego dnia ile się da. Może nie tak szaleńczo jakby jutra już nie było, ale…

Wyszłam z apteki z całą torbą leków, na szczęście nie uszczupliło mi to jakoś konta 😉 Przez 7 dni muszę robić sobie zastrzyk na wzrost limfocytów i dwa przeciwzakrzepowe zastrzyki codziennie, bo IMB uznała, że tak będzie lepiej niż tabletki. Nie wiem co na to mój pokłuty i posiniaczony brzuch ;).Sterydy przez cały czas, ale w mniejszej dawce i co 7 dni zmniejszanej, aż do kolejnego cyklu, a wtedy znów przez 5 dni będę łykać dawkę dla konia 😉 Na oddział mam się zgłosić 7 marca, dzień wcześniej upewnić się, czy jest dla mnie łóżko. IMB nie zdecydowała się mnie przerzucić na wlew laboratoryjny, bo ten pierwszy podawany był wolniej, by zobaczyć reakcję, a następny przyspieszy i zobaczy, jak będzie mój organizm reagował. I powiem wam, że wcale nie jest mi z tym źle, oprócz tego, że być może będę musiała przeleżeć cały weekend, bo opieka tam jest FANTASTYCZNA! No i te kroplówki przeciwwymiotne zrobiły swoje! Do domu po wlewie w przychodni wyszłabym z tabletkami. Zresztą wszyscy moi bliscy orzekli, że na oddziale będę po prostu zaopiekowania.

To tyle… w dużym skrócie, bo choć wiem, że zrozumielibyście moje milczenie, to jednak chciałam się podzielić moją radością z powrotu do domu, ale przede wszystkim uspokoić, że czuję się wystraczająco znośnie, że ta chemia, jak te cztery, a przede wszystkim te trzy ostatnie, nie przeczołgała mnie, nie przygniotła do łóżka, nokautując co najmniej na kilka dni. Bardzo nas to cieszy, bo moja rodzina, moje przyjaciółki, (Aliś często mnie odbierała ze szpitala) byli tego świadkiem, i co tu ukrywać, byli przerażeni, jak ja to zniosę… a raczej mój organizm, bo ja mam w sobie (chyba) dużo pokory. I siły. Psychicznej. Jeszcze.

DZIĘKUJĘ!!!

Czternasta noc…

Przede mną i o poranku we wtorek za mną…

No cóż, już mnie cosik rano tknęło, jak mi nie pobrano krwi do badania, że pewnie IMB, której nie było na dyżurze w weekend, że będzie chciała mnie poobserwować z tą głową, no i z tą dużą dawką sterydów przez 5 dni, bo potem odstawiane są do następnego cyklu. Nawet nie jęknęłam, tylko zadzwoniłam najpierw do PT, która nie odbierała telefonu, a potem do syny po cappuccino. PT chyba ściągnęłam telepatycznie, bo wpadła przed pracą, oznajmiając, że zgubiła wczoraj telefon w stolycy… a ja się zastanawiałam, dlaczego nie odebrała wieczornej wiadomości na WA. Syna minął się z PT w drzwiach, chwilę tylko pogadaliśmy, bo leciał do swoich dziewczyn, które były w klinice omawiać Misieńki wyniki- chcą dać do żłobka. No to wróciłam na swoje miejsce dowodzenia😉

I zostałam podłączona pod kroplówkę z elektrolitami, więc poszło w żyłę, a do żołądka kawusia. Bo ranek miałam całkiem przymulony, oczy mi się nie chciały otworzyć, spałam 4 godziny bez tabletki, no wciąż za mało przecież, a deszczowa pogoda za oknem chyba też dodała swoje, bo nawet Danka, która śpi jak suseł i jeszcze dosypia w dzień, również czuła ciężar powiek tego ranka.
Obiad jak zwykle skomponowałam sobie sama: fasolowa zamiast dyniowej, kopytka zamiast ziemniaków i objadłam się do wypęku! Ale już myślami byłam przy śledziach i plackach ziemniaczanych, które zrobię sobie już będąc w domu, bo plan jest taki, że jednak syna mnie prosto ze szpitala wywiezie na wieś. To się uprzejmie prosi o dalsze kciukasy, by żaden paluszek ani główka nie przeszkodziły mi w opuszczeniu szpitalnych murów i DM.

Od dwóch dni rozdaję czekolady i kawy moim paniom Kuchennym i Salowym, bo kazałam sobie przywieźć właśnie w takim celu- niewielkie podziękowanie, ale nie obyło się bez uścisków, szczególnie z Ukrainkami, ot drobiazg, nic takiego, a jednak wzrusz był obopólny,

O pisdzielcach to nie chce mi się na serio, bo taki detoks dobrze robi dla zdrowotności, więc trochę zabawnie, ale niekoniecznie…

O CPK , któremu budżet się rozjechał o ponad 3,3 mld zł. nie wspomnę. A stare wąsate baby i dziadersi wciąż rączki składają i pokłony biją mafijnym pisdzielcom. Czy ktoś to rozumie? Choć w ich szeregach są już pęknięcia, bo każdy, kto choć trochę ma w sobie przyzwoitości i uczciwości widzi, jak okradali państwo, nas wszystkich.

Jak (nie)dobrze wstać…

Czasem to nie warto wstawać z łóżka😉 Niedzielny ranek po 6 godzinach snu zapowiadał, że dziś będzie lepsze od wczoraj… Dopóki mnie nie wygoniła potrzeba do toalety, a tam zrobiło mi się niedobrze i momentalnie chwycił mnie taki ból głowy, że już nie doszłam do sali, tylko wylądowałam na kozetce w zabiegowym, otrzymując pomoc pielęgniarki i lekarki. Pani doktor to nawet okłady mi w łóżku robiła, dostałam kroplówkę. To był skok ciśnienia na 147 spowodowany wysiłkiem przy wymiotach. Już tak kiedyś miałam. Choć teraz myślałam, że mi rozsadzi głowę, łzy same mi płynęły z bólu…

A chciałam dziś odbiec od tematów szpitalnych… i radośnie o prawie wiośnie w lutym…

Tuśka mi przywiozła z domu jaśka, więc mam nie tylko wygodniej do oglądania i czytania, ale trochę kolorowy rozweselający akcent przy tej szpitalnej bieli…

Za oknem widać nowy oddział Neonatologii, jeszcze nie oddany, ale panowie budowlańcy już tylko pracują na zewnątrz…


A oddział Hematologii ma być przeniesiony również do nowego budynku, ale nie wiadomo jeszcze kiedy, bo ten, w którym obecnie się znajduje, idzie do remontu. Może się załapię? I dobrze sobie myślałam, że kiedyś tu był oddział Dermatologiczny, a w drugiej części Zakaźny. Na tym pierwszym przeleżałam po uczuleniu na ampicylinę, leżał też syn, a na drugim 8- miesięczna córcia.

O dziesiątej dołączyła do nas trzecia, chrapaczka współpaczka, więc sala w komplecie. Sympatyczna, rozmowna, ale z jakiej frakcji to jeszcze nie wiem😉 I co ważne, wiedząca, że dzwonki i powiadomienia w telefonach się ścisza w sytuacji wspólnej bytności na niewielu metrach kwadratowych😉

Przed kolacją miałam ciśnienie 91/60, także tak, kawusia by się przydała, ale i spanko też, więc kawa jutro, mam nadzieję, że już w innych okolicznościach przyrody- w mieszkaniu jest ekspres na kapsuły, jeszcze z niego nie piłam kawy, znaczy z tego konkretnego.

I znalazłam coś takiego w sieci i się zachwycam…

Mogłabym w takim zamieszkać na jakiś czas, i pijąc kawę słuchać szumu morza, śpiewu ptaków bądź gapić się na góry…

A Wy?

Trzymać kciukasy za poniedziałkowe wyjście do domu🙏

Trzynastego dnia…

… z nadzieją oczekuję, że jutro wyjdę do domu. Mimo warunków, o których mogłabym pisać tylko dobrze, a o personalu w samych „achach” i „ochach”, to już po prostu się chce, tęskni za swoimi kątami, za normalnością. Żadne słowa nie oddadzą, a może ja nie potrafię opisać, jaki na tym oddziale jest wspaniały, empatyczny, życzliwy i przede wszystkim uważny personel. Ani odrobiny nie ma przesady w tym, co opisywałam. Nigdy w życiu w szpitalnych warunkach nie byłam tak zaopiekowana nie tylko medycznie. I to jest opinia nie tylko moja subiektywna opinia. Dobrali się jak w korcu maku 😉Aż człowiek myśli, że to niemożliwe. Podobno tylko dyrektorka- nie mylić z Szefową- jest czepliwa… pań pielęgniarek, sugerując, że za mało robią. O matkojedyna! Zawsze pewnie można więcej, lepiej, ale jeśli chodzi o pacjentów, to ja nie mam bladego pojęcia, co.
No dobra! Rano w sobotę wpadła Kuchenna o dość dużej objętości, której tu wcześniej nie było, bo jedna z naszych zachorowała. Kategorycznym głosem z groźną miną, wydając polecenia: tu, tam, jak to to nie tamto, czyli ja tu rządzę. Ale zamieniła mi biały chlebek na ciemny i jeszcze masła dodała, choć protestowałam, ale łyknęła na mnie okiem, mówiąc daję to brać! Spojrzałyśmy na siebie z Danką i równocześnie rzekłyśmy co za hetera! Chciałam sobie w kuchni podgrzać kiełbaskę i zrobić herbatę, ale ciut miałam pietra, czy się nie wydrze, że nieupoważnionym wstęp wzbroniony! Widząc, że jeszcze rozdaje posiłek w salach za nami, skierowałam się i słodkim głosem, zapytałam się, a Hetera odpowiedziała, idź, idź zrób sobie, słoneczko😂, a gdy wracałam, w jednym ręku trzymając kubek, w drugim talerz, to otworzyła mi drzwi na salę ze słowami proszę, kochaniutka. No powiadam wam, że tu się dzieją czary!

Ogólnie gdyby nie okoliczności, czyli główny powód mej tu bytności, to mogłabym narzekać tylko na braki snu. Z piątku na sobotę może spałam dwie godziny (za to przespałam „śmierdzącą akcję” w jednej sali u panów, której wam tu oszczędzę, a która obudziła Danusię, bo było głośno), a może nawet nie, jak była pobudka… która zakończyła się sprintem do łazienki, bo już miałam torsje. Do łóżka dostałam zestaw ratujący😉

i podłączono mi kroplówkę z lekiem przeciwwymiotnymi oraz poproszono, żebym mówiła za każdym razem, to będą mi podawać lek. Powiem w ostateczności. Czyli jak znów będę musiała obejmować klop bądź użyć zestawu podręcznego. Bo to, że mi jest cały czas niedobrze, lek nie wyeliminuje, choćby bardzo chcieli, a ja mam już dość wpompowanych w siebie płynów. Jasne, jakby na jakiś czas spowodowały powrót do samopoczucia przed wlewami, to ja chętnie. Mam porównanie, więc choć dobrze nie jest, nie jest też źle, i tego się trzymałam przez cały dzień.

Z Tuśką przy świetliczanym stoliku popijając kawę, którą mi przyniosła, spędziłam ponad godzinę. Czas płynie szybciej bez kroplówek, bo na salę wróciłam prosto na obiad. Koperkowa, niestety nie do końca udana, ziemniaki z potrawką a’la meksykańską i cukinią. Całkiem zjadliwe.
I żeby nie było wątpliwości, że nie jest ze mną tak źle, to po obiedzie fundnęłam sobie własną twórczą produkcją taki oto deserek …

Acz wisienką na torcie, to była wygrana Igi w Katarze i obronienie 3 tytułu z rzędu! WTA aż 9 lat czekało, by jakaś tenisistka dokonała tego ponownie!


Dla wszystkich kociar z okazji wczorajszego święta kota 🐈🐈‍⬛

Ech… zdjęcie oczywiście się źle wkleiło, ale co tam, Iga też ma kota 😄

Start… kap, kap, kap…

Dzień starcia z panem Ch. rozpoczęłam od sytego podwójnego śniadania. Tak na wszelki wypadek, gdyby mój żołądek odmówił współpracy podczas wlewów. A jeszcze dwie małe kanapki zostawiłam, by zjeść przed samych podaniem leków.

moja miejscówka

Następnie poprosiłam p. Salową o czyste prześcieradło, a ona przyszła z całym zestawem, więc łoże mam świeżutkie i pachnące. Mój 15-letni port na szczęście jest sprawny i gotowy do transportu chemikaliów do celu, ja niby też, ale czy na pewno?
Zanim jeszcze zaczęłam dawanie sobie w szyję żyłę, to dostałam dużą dawkę sterydów😱🤯😭, a potem jeszcze zjadłam bardzo dobry krupnik- w końcu kasza jadalna- a za drugie podziękowałam, bo był pulpet rybny. A w międzyczasie wybierałam coś z menu, które podsyłała mi Tuśka, upierając się, że coś mam zjeść nieszpitalnego.
W końcu o 13.40 zostałam podłączona do maszynerii i ruszyła z kopyta machina 😉

I tak w plątaninie kabli, z podłączonymi trzema elektrodami na ciele, leżałam sobie…

… do 15.20, kiedy mnie odłączono na zasłużoną przerwę, umilając sobie czas wiadomo czym…

i czekając na Tuśkę, z którą byłam na łączach, abyśmy mogły spotkać się na świetlicy, bo w sali nie można. Wstrzeliła się idealnie, bo 15 minut po odłączeniu i wypuszczeniu mnie na wolność, by zjeść chińszczyznę: smażony makaron, smażony kurczak z warzywami

Ależ pałaszowałam, a na kolację miałam jeszcze warzywne sajgonki… które zjadłam przed podaniem „krwawej mery”.

bo dzisiejszy dzień zdominowało „Ch”😝 Cukier mi skoczył do 177🙄, ale przy tak dużej dawce sterydów to już tak będzie, dlatego powrócono dziś do kłucia w paluszki.

O 16. 45 podłączono kolejne specyfiki, gong aparatury informuje, że trzeba zmienić przepływ bądź, że koniec i przełączyć na kolejną butlę/torbę, więc wtedy dzwonkiem przywołuję personel… No i teraz hit😄 Przyszła pani doktor i zobaczywszy moje ciśnienie, które jest mierzone co półgodziny, to kazała mi zaserwować kawusię i widząc, że oglądam tvn24, zaproponowała jakiś horror😂

Przyczyna jest prosta, bo przy poniżej 90 mmHg muszą zmienić przepływ, zmniejszając go, a on jest regulowany do danego leku, a może nawet człowieka, w każdym razie jest indywidualny, a w tej drugiej porcji miałam tych planowych przepływów pięć. Skomplikowane? 🤔 Ale! Przy tej porcji muszę dużo pić, ogólnie przez cały dzień 3l wody i jest problematyczne, gdy co najmniej 3 h jest się na kabelkach i za wszelką cenę, chce się uniknąć baseniku, proszę państwa.
O 20. 20 odłączono mnie od maszynerii i już ze stojakiem mogłam iść do toalety, bo została jeszcze jedna mała torebeczka z tego zestawu. O 20.50 na salony weszła ona, cała w czerwieni…

No dobra, chyba dla kamuflażu zarzuciła żółte wdzianko 😉 Nie miałyśmy ze sobą kontaktu od 25 lat, tu i ówdzie widziałam, że odwiedzała innych… Nie zapraszałam jej, ale jak mus, to mus…

Wlewy skończyłam o 23:36… czyli po 10 godzinach z jedną godzinną przerwą bez kabelków i rurek, wolna jak ptak wypuszczony z uwięzi 😉 Opisałam dość skrupulatnie, bo pamięć bywa zawodna, a chciałam zorientować się ile czasu mi zajmie, jeśli dostanę taki sam zestaw, gdy IMB zdecyduje, że następny cykl odbędzie się na oddziale dziennym. No to już wiem.
Trochę jestem zamulona, ale na razie nie jest najgorzej. Noc i jutrzejszy dzień zweryfikuje moje samopoczucie. Przeciwwymiotne dostałam w postaci kroplówki. A tę noc i być może cały weekend spędzimy we dwie na sali, bo Danka 2 w samo południe wyszła na wolność.


Może zdrowiej byłoby się odciąć albo chociaż nie pisać… ale jak tu nie wspomnieć, gdy bohater, który walczył o wolność, umiera w więzieniu. Prawdziwy więzień polityczny! Podziwiałam, że wrócił do kraju, a mógł bezpiecznie siedzieć na obczyźnie, a Świat i tak by go szanował i podziwiał, bo Świat potrzebuje nie tylko bohaterów, ale i żywych obywateli.
O sytuacji w Ukrainie nie będę dziś pisać, bo serce pęka na samą myśl i pojawiają się obawy, szczególnie gdy agresywny szaleniec może wszystko, a Trump pcha się do Białego Domu.

Ps. Bądźmy drugą Grecją! Dla równości i praw każdego człowieka! 🏳️‍🌈🇺🇳