Co się może zdarzyć nocą …

…ano wiele.

Scenariusz :Kulawy ojciec 500m  w swoim domu, córka z uziemioną ręką i bolącym uchem na dwóch antybiotykach 8 km od domu, teściowa z nogą w gipsie za płotem, teść niezdatny i nieprzydatny obok teściowej  oraz ja nafaszerowana lekami- to stan miejscowy. Jedyny zdrowy członek rodziny, czyli mąż, gdzieś tam poza granicą…zbliżający się w stronę domu. W Dużym Mieście syn o kulach z nie najzdrowszą babcią i chorym psem…nieprzydatni  w ogóle, bo dzielą nas spore kilometry. I główny gwóźdź programu: CIEKNĄCY BOJLER,   dopiero co naprawiany przez „fachowców „- zalewający pokój Tuśki …A miałam się właśnie położyć…23.30, wziąć spokojnie te wszystkie przepisane pigułki.

Taaaaa…..

No……

Chyba mnie było słychać na pół wsi…;))

Opanowałam zaworami, miskami, konsultując się telefonicznie, a to z tatą a to z mężem… uprzednio wywaliwszy wszystkie ciuchy z szafy… na łóżko w sypialni  i stwierdziwszy, że nie mam się gdzie położyć, znowu je przeniosłam do innego pokoju, nie myśląc, że mogłabym się położyć na pozostałych 4 wolnych  łóżkach w domu…Padłam…Mąż był po 20 minutach…

Powiedziałam tylko…posprzątaj ten bałagan…a kapanie wody gdzieś tam  w oddali ukołysało mnie do snu…

Dziś się okazało, że „fachowiec” nie odkręcił rury, którą miał odkręcić i zaślepić otwór w bojlerze…Stoi ta rura…

Mam ją pod ręką…chętnie bym nią machnęła w tego ….piiiiiiiii

Se można planować ;)

Dziś powinnam leżeć na stole operacyjnym, a zamiast tego we własnym domku stukam sobie na własnym blogu, w pełni sił umysłowych, tych fizycznych trochę mniej;) Ale co się dziwić, jeśli od operacji dopiero jutro minie tydzień, a w domu jestem jeszcze niecałą dobę. Zgarnęli mnie jak tylko im w oczy wlazłam, choć przecieki miałam, więc w miarę byłam na to przygotowana. Ale i tak musiałam na chwilkę wyskoczyć, i w piżamie odstawić córci autko do warsztatu ( wykorzystałam chwile, kiedy dali mi zlecenie prześwietlenia w innym budynku ;)) Nie był to obiekt gwiazdkowy, za to z najlepszymi fachowcami ( tu zadziałał wywiad), jednak jeśli chodzi o niższy personel…PRZEMILCZĘ !!! Jedno powiem, że komisyjnie w sztuk 3 ( w tym jedna pielęgniarka) orzekłyśmy zgodnie: Dobrze Tak Torbom, zero solidarności jajników w ich niedoli zawodowej…może dlatego, że nasze były wybrakowane, a ich są zdrowe 😉
Ale to już było, teraz cierpliwie czekam na wyniki…

Dziewczyny Dziękuje WSZYSTKIM razem i każdej z osobna za słowa otuchy. Przytulam się do każdej i do Kota, którego Właścicielkę ściskam najmocniej na ile mi siły pozwolą…

…………………………………

Piklitko Moja Kochana melduję:
-łososia jadłam dziś na śniadanie z bułeczką sojową obsypaną ziarnami, oprócz węgorza i karpia to moja ulubiona ryba, a z makreli często robię sobie pastę.
-pomidory z bazylią i oliwkami skropione oliwką z oliwy mogę jeść codziennie jako przystawkę.
-orzechy i morele świeże lub suszone mam zawsze pod ręką, bo jem je garściami.
-przyznaję jem mało kasz
-ale za to czosnek to NR1 w moim jadłospisie.
-cocacoli nie pijam!!!
-a co do żółtka, czy nie może być na twardo????? za to od własnej kury????

Dziękuję Ci 🙂
Ja wiem, że dieta jest w ogóle ważna dla zdrowia każdego człowieka. Jestem świadomą pacjentką, ale oprócz tego mam w sobie GEN, który po raz drugi po 10 latach dał znać, że to on rządzi w moim organizmie…

Pstryczek w nos a raczej kop…

Zaczęłam tu pisać w momencie, gdy życie nieźle dawało mi popalić, z myślą, że zostawię tu kawałek siebie …Po prawie 4 latach ta myśl powróciła, a życie daje mi pstryczek w nos, choć już nastawiam tyłek na potężnego kopa.
Na razie od 60 godzin wiem, że siedzi we mnie skorupiak i mam wyznaczona datę, by się go pozbyć. Jeszcze nie wiem, na jaki stopień sobie zasłużyłam, ale zawsze byłam pojętną dziewczynką i stopnie miałam wysokie. Choć w tym przypadku cieszyłabym się z jedynki, ale moje przeczucie mi mówi, że tak jak 10 lat temu będzie to czwórka. Pewnie, gdyby skala była większa, to załapałabym się na wyższy stopień. Takie to moje zezowate szczęście…
Kiedyś napisałam, że niewiedza bywa milsza i łatwiejsza. Łatwiej wtedy o nadzieję…Niestety moja wiedza jest przeogromna, nie musiałam nawet o nic pytać.
W tym wszystkim najtrudniej jest powiedzieć to najbliższym. Że znowu idzie się na wojnę, tylko tym razem na dłuższą i być może bez happy endu.
Czy coś zaniedbałam? Pewnie tak… To cała ja …gasząca czerwone światełko, które co tu ukrywać zapalało się w mojej głowie. Gdyby nie wezwanie, pewnie nadal żyłabym bez świadomości, że mam lokatora w swoim ciele. A za kilkanaście dni wygrzewała się na gorącej wyspie zamiast na szpitalnym łóżku. Próbowałam nawet negocjować o podarowanie mi tych wakacji…Taa nie zapomnę tego spojrzenia ;), bo słowa były proste:”absolutnie nie”. Ok, tu się poddałam, ale nie powiedziałam jeszcze ostatniego zdania…
Leżę sobie teraz w łóżku, a deszcz stuka w okno dachowe, jestem tylko ja i pies. I tak sobie myślę, że tak naprawdę to człowiek sam musi oswoić swój strach i ból. Nikt nie jest mu w stanie w tym pomóc .Dlatego tak bardzo chciałabym zaoszczędzić go najbliższym.
Nie wiem jak powiedzieć to dzieciom, ojcu…
Mama i mąż już wiedzą…
Jeszcze mam tydzień…