Maj się mai…

Maj się  nam  mai i znów zakwitną jabłonie i bzy…A przed nami majówka, kilka wolnych dni, wytęsknionych, wyczekiwanych. Najchętniej rzuciłabym wszystko i gdziekolwiek i z kimkolwiek po prostu wyjechała. Ot, tak by zmienić otoczenie, bez planów i jakichś celów. Odpocząć…Niestety nie jest to możliwe…Na dodatek miła pani z ekranu przepowiedziała ochłodzenie i przekropne dni. I tak już dziś zamiast słońca i śpiewu ptaków obudziły mnie krople stukające w dachowe okno…Szkoda.Coś jednak wymyślimy…Na pewno będzie basen, bo Misiek ma zalecenia, a Tuśka chce brzuszek zgubić. Ja raczej bym powiedziała, że powinna go znaleźć, bo czasem mam wrażenie,,że wklęsły ma 😉 No i wyruszymy na poszukiwanie wesołej torebki, bo podobno wszystkie jakie ma, to smutne są…A ma ich chyba więcej niż ja, a i tak potrafi moje podkradać. No i na pewno będzie rowerowa przejażdżka i długie spacery, objadanie się lodami i czekoladą, bo w końcu trzeba dostarczyć najpierw kalorii, żeby móc co spalić;) I pewnie będzie grill, jak nie u nas to u znajomych, bo sezon już czas zacząć. Dodam jeszcze książkę i film, a wszystko to między pracą na wolnych obrotach…

Wszystkim życzę udanej majówki 🙂

Słup…

To nie był taki zwykły słup. To był nasz słup, na naszym osiedlu. Świadek przywitań i rozstań, wielu rozmów błahych i tych poważnych. To przy nim codziennie, sześć razy w tygodniu, spotykałam się z Przyjaciółką, by razem wyruszyć do szkoły…najpierw jednej,  później drugiej. To przy nim nasze drogi rozchodziły się do domów. I tak codziennie…zawsze o ustalonej godzinie. A gdy chciałyśmy po południu lub w wolny dzień wyjść  na podwórko, lub ruszyć w miasto, to jedna do drugiej dzwoniła  wymieniając jedno magiczne zdanie ” To za 5 minut przy słupie„. Teraz po latach na tym osiedlu nadal mieszkają nasi rodzice. Ostatnio rozmawiając z Przyjaciółką, powiedziałam, że kiedyś wrócę do miasta i najchętniej na stare mieszkanie. A Ona z uśmiechem stwierdziła, że to duże, w którym obecnie mieszka pewnie zostawi któremuś synowi, a sama chętnie przeprowadzi się  na nasze osiedle do mieszkania rodziców. I jednocześnie powiedziałyśmy:” I znowu będziemy spotykać się przy słupie„. Tylko że słupa już nie ma….Ale MY jesteśmy 🙂 I być może  historia zatoczy koło….

W oberży…

Sobotni wieczór. Drewniana chata z bali, drewniane stoły i ławy, a na nich skóry baranie…Jadło chłopskie ale wyśmienite i pięknie podane. Muzyka na żywo i tańce na dechach. Siedem Czarownic w Oberży Chłopskiej ucztowało przejście jednej z nich w odpowiedni wiek 😉 Atmosfera świetna i zabawa przednia. I kolejny raz potwierdziło się, że kobitki  potrafią się cudnie bawić bez panów. No, my to mamy wprawę;)) Ale z obserwacji widać, że inne też. Bo zjawisko spędzenia babskiego wieczoru  na tańcach, jakby się rozpowszechniło.Wiele stołów było zajętych przez same panie, a mężczyźni jak byli, to w ilości niewielkiej i raczej tak do pary 😉 Faceci są jakby mniej tancorni, biorąc pod uwagę własnych, taki wniosek nam się wysunął. Ale zupełnie zbędni, jak się okazuje 😉 Lubimy te nasze babskie wypady z okazji czy też bez, testujemy różne lokale. Ważne by był parkiet, nawet najmniejszy…

I do skrzyni wspomnień znowu wrzuciłam zapach kolejnej roztańczonej nocy….

Przytul się do drzewa…

Przed moim domem rosną trzy lipy. W naszej wsi jest, a właściwie było ich  przy drodze  sporo. Jednak  z każdym rokiem  coraz więcej ubywa tych pięknych, dorosłych drzew. Zostają wycinane. Ludziom przeszkadzają, bo rosną przed oknami, choć czasem dom  stoi głęboko od ulicy, przeszkadzają liście, których jesienią jest mnóstwo, i drżą z obawy, by drzewo się nie przewróciło na ich domostwa. „Moje  lipy” też rosną przy samej drodze; gałęzie obcinam, bo przeszkadzają idącym chodnikiem, i też mocno śmiecą, obsypując moje krzewy…Ale rekompensują mi to  pięknym widokiem, cudnym zapachem gdy kwitną i szumem brzęczących pszczół, gdy nektarują. Lubię się do nich przytulić, bo dodają energii i wzmacniają twórcze myślenie. Ale widocznie inni się nie przytulają…Choć chyba powinni, choćby do sosny, która wspomaga pracę mózgu i może przerwaliby to bezmyślne wycinanie drzew. Gdyby jeszcze w zamian posadzili inne..ale nie…

A ja pójdę i poszukam brzozy, bo leczy ciało i duszę…Przytulę się do niej i może znajdę uspokojenie i wyciszenie…

Intuicyjnie…

Godzina  23.12 leżę z zamkniętymi oczami, obok śpi już mąż…Nie mogę znowu zasnąć. Słyszę dźwięk przychodzącego SMS-a. Nie od razu sięgam po telefon…Zwyczajnie boję się, bo intuicyjnie wyczuwam od kogo jest i na jaki temat. Pomyślałam sobie, że przeczytam rano..w innym już świetle…Po  pół godzinie sięgam po komórkę i czytam…Intuicja mnie nie zawiodła…Szkoda…Wstaję, schodzę do kuchni, wypijam  szklankę wody…Ostatnie zdanie to „Nie dzwoń.Dobranoc.”  Odpisuję ……w ostatnim zdaniu „Śpij dobrze…”…

Chyba  tej nocy nie było nam dane…

No i już po…

Pojadłam…

Pogadałam…

Poleniuchowałam…

Był czas spędzony z rodziną i przyjaciółmi przy stole.

Były spacery i rozmowy.

Była książka i film romantyczny…

Nie bylo komputera, choć cały czas stał na swoim miejscu…

Pogoda zrobiła psikusa, bo t w niedzielę z nieba pokropiło, za to poniedziałek choć wietrzny to cudnie słoneczny był.

Stół…

Już niedługo wszyscy zasiądziemy przy nim. Pięknie nakryty i suto zastawiony, ale nie to się przecież tak naprawdę liczy. Bo te chwile tak rzadkie są w moim domu, kiedy właśnie wszyscy razem, bez pośpiechu zjadamy wspólny posiłek. Więc tym cenniejsze…

Jak przez mgłę pamiętam duży, drewniany stół, który stał w kuchni. I nie pamiętam spożywanych przy nim posiłków, tylko moje budowle z drewnianych klocków i zapach…pieczonych jabłek .Gdy zamieszkaliśmy w bloku, to przy małym kuchennym stole w niewielkiej kuchni codziennie przy obiedzie spotykała się nasza niewielka trzyosobowa rodzina…plus pies. Najczęściej właśnie przy nim były poruszane  ważne i te błahe sprawy…W swoim obecnym domu też mam stół, stoi w pokoju i tylko od święta służy temu, do czego został stworzony. Na co dzień rzadko spożywamy wspólnie posiłki, zawsze tak było…Czasem w kuchni, czasem przy małym stoliku przed TV, lub na tacy trzymanej na kolanach. Kiedyś strasznie mnie to denerwowało, że czteroosobowej rodziny nie mogę zebrać na wspólny posiłek. Dlatego bardzo sobie takie chwile cenie, gdy nikt  nie spieszy się, by wstać i pognać do swoich obowiązków a rozmowy leniwie się toczą …

Więc już niedługo wszyscy zasiądziemy  przy” Stole nakrytym wiosną „…

Uczciwość…

Dziwnie jest czasem pojmowana uczciwość…co po  niektórych. Dziwnie…Kiedyś to prawie norma, że coś się tam wyniosło z zakładów pracy PAŃSTWOWYCH. Przecież to niczyje było, albo w źle pojętym znaczeniu NASZE, czyli wszystkich. Więc  wynoszono co się dało, bez skrupułów, przez niektórych. Teraz nie jest inaczej,  choć zakłady prawie zawsze mają konkretnego właściciela…No, ale to przecież kapitalista, wyzyskiwacz, więc nie zbiednieje..

Koleżanka dostała dwa bochenki świeżutkiego chleba i 10 bułeczek jeszcze cieplutkich…ot, tak z wdzięczności za miłą obsługę. Od pani, która sprząta w  zaprzyjaźnionej  piekarni…Tylko, że ta pani ten chlebek po prostu „wyniosła”…

 

11.04.2006…

Nikogo nie posądzam pochopnie bez dowodów..

Jestem przerażona skalą kradzieży…pracowników, ale też i np. klientów… I to ludzi, którzy w naszej niewielkiej społeczności mają jakiś prestiż…

Kamery zainstalowane w zakładach czy sklepach, to był przymus, bo właściciele nie mogli już sobie poradzić z tym ciągle rosnącym zjawiskiem…

 

Tęcza….

Słońce i deszcz bawią się ze mną w chowanego. Gdy tylko umyję jedno okno, zaraz zaczyna padać. I choć nie ulegam mani Wielkich Porządków, to jednak zima była dłuuuuga i nie sprzyjała „odgruzowaniu” domu na bieżąco ;). Więc narobiłam sobie zaległości…Ociepliło się i wieś się ożywiła, wyszedł naród spod swoich „zapiecków”. Jak jeden mąż wszyscy zabrali się za porządki: pucują okna, trzepią dywany, a kolorowe pranie tańczy na wietrze przymocowane do sznurków. Kobiety kopią, sadzą i sieją w ogródkach, a przy okazji oparte o płoty lub na poduszkach wychylone przez okno obserwują i komentują otoczenie. A przed sklepem młodzi i starzy mężczyźni z butelką piwa w ręku prowadzą dyskusje donikąd…Ot, taki przedświąteczny obrazek wsi…Ale któregoś dnia wyszła cudowna tęcza i już mniej były denerwujące krople od deszczu widoczne na umytych szybach…